Выбрать главу

– Patrzcie państwo… – Siemion pokręcił głową. – Zdumiewające… Żeby na Wschodzie była w Patrolach sama młodzież?

– Starcy ze Wschodu nie lubią walczyć. Starcy lubią patrzeć na piękne dziewczęta, jeść pilaw i grać w nardy – odparł poważnie Aliszer.

– Często jeździsz do domu? – zapytał Siemion. – Do rodziny, przyjaciół?

– Od ośmiu lat nie byłem ani razu.

– Czemu tak? – zdumiał się Siemion. – Nie tęsknisz za domem?

– Nie mam domu, Siemion. Ani krewnych. Dewona nie ma nawet przyjaciół.

Zapadła niezręczna cisza. Siemion prowadził w milczeniu samochód, w końcu ja nie wytrzymałem:

– Aliszer… Przepraszam, jeśli to zbyt osobiste pytanie… Twój ojciec był człowiekiem? Czy Innym?

– Dewona to sługa, którego tworzy potężny mag. – Aliszer mówił tak beznamiętnie, jakby wygłaszał wykład. – Mag znajduje głupca, który nie ma rodziny, i wlewa w niego Siłę ze Zmroku, wypełnia go czystą energią… i na świecie pojawia się głupi, potężny, władający magią człowiek… No, nie do końca człowiek. Ale i nie Inny, bo cała jego Siła jest pożyczona, włożona przez maga. Dewona wiernie służy swojemu panu, może czynić cuda, ale ciągle jest tylko głupcem. Zwykle mag wybiera chorych na zespół Downa, oni nie są agresywni, ale za to bardzo oddani. Włożona Siła zapewnia im zdrowie i długie lata życia.

Milczeliśmy. Nie spodziewaliśmy się takiej szczerości.

– Ludzie uważają, że dewona jest opętany przez duchy. I poniekąd tak właśnie jest… To tak, jakby wziąć puste, pęknięte naczynie i ponownie je napełnić. Tylko że zamiast rozsądku zwykle napełnia się oddaniem. Ale Heser nie był taki jak inni, nawet Jaśni. On uzdrowił ojca. Niegdyś ojciec był zupełnym szaleńcem, myślę, że był imbecylem, na skutek genetycznych uszkodzeń mózgu. Heser uzdrowił go i z czasem ojciec zyskał normalny ludzki umysł. Ale pamiętał, że kiedyś był głupi. Wiedział, że jeśli Heser w porę nie wleje w niego nowej porcji Siły, to znów straci rozum. Ale służył Heserowi nie dlatego, że się bał. Mówił, że oddałby życie za Hesera, już choćby dlatego, że dzięki niemu mógł uświadomić sobie siebie, że stał się człowiekiem. I za to, że on, głupiec boży, mógł mieć rodzinę, mógł mieć syna. Bardzo się bał, że ja też będę upośledzony, ale nic takiego się nie stało. Problem w tym, że u nas wszyscy wszystko pamiętają. Że mój ojciec jest dewoną, że zbyt długo żyje na tym świecie, że kiedyś był szaleńcem, który nie potrafił wytrzeć sobie nosa – wszystko. Rodzina wyrzekła się matki, gdy ta odeszła do ojca, i nie uznali mnie. Dzieciom zabraniano się ze mną bawić, bo byłem synem dewony, człowieka, który miał przeżyć życie zwierzęcia. Nie mam dokąd wrócić. Teraz mój dom jest tutaj. Moja praca to robienie tego, co każe mi Heser.

– A to dopiero… – powiedział cicho Siemion. – Surowo tam u was, surowo… Pamiętam, jak pędziliśmy basmaczy… – Ugryzł się w język i zerknął na Aliszera. – To nic, że tak mówię?

– A co ma być nie tak? – odpowiedział pytaniem Aliszer.

– No bo może dla was to teraz nie basmacze, tylko bohaterowie narodowi…

– Gdy Heser był komisarzem w Turkiestanie, mój ojciec walczył w jego oddziale – rzekł z dumą Aliszer.

– Jak walczył? – zaniepokoił się Siemion. – W którym roku?

– Na początku lat dwudziestych.

– A nie, ja później… W Garmie, w dwudziestym dziewiątym, gdy przez granicę przedarli się basmacze…

Zaczął z ożywieniem mówić o jakichś wydarzeniach dawno minionych dni. Zdaje się, że ojciec Aliszera i Siemion omal się ze sobą nie zetknęli, walczyli przy boku Hesera, gdy ten działał w Armii Czerwonej. Szczerze mówiąc, nie całkiem rozumiałem, w jaki sposób Heser brał udział w wydarzeniach czasów Wojny Ojczyźnianej. Przecież nie rzucał fireballów na białogwardzistów i basmaczy! Nie wszyscy Inni przyjęli Rewolucję obojętnie, niektórzy zaangażowali się w walkę po którejś ze stron. I żeby z nimi walczyć, Wielki Heser miotał się wraz z towarzyszami po azjatyckich stepach.

Poza tym, chyba zaczynałem się domyślać, dlaczego Heser i Rustam się pokłócili.

ROZDZIAŁ 2

Do nieznanego miasta dobrze jest przybyć z rana. Wszystko jedno, pociągiem czy samolotem, byle rano. Wtedy dzień zaczyna się jakby od czystej karty…

W samolocie Aliszer znów stał się milczący i zadumany. Ja przespałem niemal cały lot, a Aliszer patrzył w milczeniu w iluminator, jakby mógł coś zobaczyć w odległej, pogrążonej w ciemnościach Ziemi. A gdy wlecieliśmy w ranek i samolot zaczął schodzić do lądowania, zapytał:

– Anton, będziesz miał coś przeciwko, jeśli na jakiś czas się rozłączymy?

Popatrzyłem z zaciekawieniem na młodego maga. Instrukcja Hesera nie przewidywała podobnego przypadku, a o krewnych i przyjaciołach, czy raczej o ich braku, Aliszer powiedział nam już w samochodzie.

Zresztą nietrudno było zgadnąć, o kim może myśleć chłopak, który w wieku dwudziestu kilku lat opuścił ojczyznę.

– Jak ona ma na imię? – zapytałem.

– Adolat – odparł po prostu. – Chciałbym ją zobaczyć. Dowiedzieć się, co się z nią dzieje.

Skinąłem głową.

– Czy jej imię coś znaczy?

– Wszystkie imiona coś znaczą… A co, nie poprosiłeś Hesera, zeby włożył ci znajomość uzbeckiego? – zdumiał się Aliszer.

– Nie zaproponował mi – wykrztusiłem.

Rzeczywiście! Dlaczego o tym nie pomyślałem? I jak Heser mógł tak dać ciała? Podstawowych języków Inni uczą się obowiązkowo, rzecz jasna, za pomocą magii. Rzadkie języki może włożyć w twój umysł silniejszy, bardziej doświadczony mag. Heser by mógł, Aliszer nie zdoła…

– Czyli uważał, że uzbecki ci się nie przyda – rzekł w zadumie Aliszer. – Ciekawe…

Aliszer nie dopuszczał myśli, żeby Heser mógł popełnić błąd.

– Będzie mi potrzebna znajomość uzbeckiego? – spytałem.

– Nie sądzę. Rosyjski znają niemal wszyscy, jedynie najmłodsi nie chcą się go uczyć z własnej głupoty. No cóż, i tak nie wzięliby cię za Uzbeka. – Aliszer się uśmiechnął. – Adolat to znaczy „sprawiedliwość”. Piękne imię, prawda?

– Piękne – przyznałem.

– Ona jest zwykłym człowiekiem – mruknął Aliszer. – Ale ma dobre imię. Jasne. Chodziliśmy do jednej klasy…

Samolot zatrząsł się, wysuwając koła.

– Oczywiście, jedź do niej – powiedziałem. – Chyba trafię sam do biura Patrolu.

– Nie myśl, że ja tylko z powodu dziewczyny. – Aliszer znów się uśmiechnął. – Wydaje mi się, że będzie lepiej, jeśli najpierw sam porozmawiasz z miejscowymi patrolowymi. Pokażesz im list od Hesera, poradzisz się… a ja przyjadę za jakąś godzinę.

– Nie przyjaźniłeś się kolegami z pracy, co? – spytałem cicho. Aliszer nie odpowiedział, i to było wystarczającą odpowiedzią.

***

Wyszedłem z budynku lotniska – najwyraźniej niedawno zrekonstruowanego – o dość współczesnym wyglądzie. W rękach miałem tylko torbę z rzeczami i małą reklamówkę z dury free, nic więcej. Zatrzymałem się, rozejrzałem. Oślepiająco niebieskie niebo i upał, nasuwający się mimo wczesnej godziny… Pasażerów było niewielu, nasz lot był pierwszym od wieczora, następny samolot miał przybyć za godzinę. Od razu otoczyli mnie prywaciarze, na wyprzódki proponując swoje usługi: