Idylla!
Marzenie mężczyzny wracającego z pracy. Żona krząta się przy kuchni i podaje na stół smaczne i niezdrowe rzeczy. Chce mnie o coś poprosić? Córeczka bawi się klockami lego – w wieku pięciu lat przestała interesować się lalkami. Ale nie buduje samochodów i samolotów, tylko małe domki; może zostanie architektem?
– Swieta, wysyłają mnie w podróż służbową do Edynburga – powtórzyłem na wszelki wypadek.
– Tak, słyszałam – odparła spokojnie Świetlana. Karafka uniosła się ze stołu, korek wysunął z szyjki, schłodzona wódka przezroczystą strużką wlała się do kieliszka.
– Mam lecieć dzisiaj w nocy – powiedziałem. – Nie ma bezpośredniego lotu do Edynburga, lecę z przesiadką w Londynie…
– W takim razie nie pij za dużo – zaniepokoiła się Swietłana. Karafka zrobiła wiraż i poleciała w stronę lodówki.
– Myślałem, że się zdenerwujesz… – powiedziałem urażony.
– Po co? – Swietłana nałożyła sobie pełen talerz i usiadła obok mnie. – Czy wtedy byś nie poleciał?
– Poleciałbym…
– No właśnie. I jeszcze będzie do mnie dzwonił Heser i wyjaśniał, jak ważny jest twój wyjazd. – Swietłana się skrzywiła.
– Bo rzeczywiście jest ważny.
– Wiem. – Swietłana skinęła głową. – Rano poczułam, że wyślą cię gdzieś daleko. Zadzwoniłam do Olgi, zapytałam, co się ostatnio wydarzyło, a ona opowiedziała mi o tym chłopaku w Szkocji.
Odetchnąłem z ulgą i skinąłem głową. To dobrze, że Swietłana wie o wszystkim. Nie będę musiał kłamać.
– Swoją drogą, to dziwna historia – powiedziała Swietłana.
Wzruszyłem ramionami i wypiłem czterdzieści gramów wódki. Z przyjemnością zagryzłem kiszonym ogórkiem i wymruczałem z pełnymi ustami:
– Co w niej takiego dziwnego? Albo dziki wampir, albo jakiś zwariował. Widocznie ma specyficzne poczucie humoru, skoro zabił człowieka oddającego się rozrywce w miejscu, które nazywa się „zamek wampirów”.
– Ciszej. – Swietłana znów się skrzywiła, wzrokiem wskazując Nadiuszkę.
Zabrałem się za jedzenie. Lubię smażone ziemniaki – chrupiące, odsmażane na gęsim smalcu, ze skwarkami i smażonymi grzybami, w sezon świeżymi, a poza – z suszonymi. Wszystko jest w porządku, mama i tata rozmawiają o jakichś głupstwach, o filmach, książkach, tak naprawdę nie ma żadnych wampirów…
Niestety, nasza córeczka nie da się oszukać, że wampiry nie istnieją – świetnie je widzi. Ledwie udało nam się oduczyć ją głośnych okrzyków w metrze czy trolejbusie: „Mamo, tato, patrzcie, ten pan to wampir!”. Pasażerowie zrzucą wszystko na dziecięcą fantazję, ale jakoś tak głupio przed wampirami. Przecież niektórzy nigdy nie napadałi na ludzi, uczciwie piją krew dawców, prowadzą przyzwoite życie, a tu smarkula w tłumie pokazuje ich palcem i chichocze. „Wujek jest nieżywy, a chodzi!”. I nic na to nie poradzimy, Nadia słyszy, o czym rozmawiamy i wyciąga własne wnioski.
Ale tym razem Nadia nie interesowała się naszą rozmową. Nad domkiem z żółtych cegiełek wznosiła czerwony „dachówkowy” dach.
– Wydaje mi się, że nie chodzi o poczucie humoru – zauważyła Swietłana. – Heser nie ganiałby cię przez pół Europy dla jakiegoś głupstwa… W szkockim Patrolu też nie siedzą głupcy, wcześniej czy później znaleźliby tego krwiopijcę.
– No to co? Dowiedziałem się kilku rzeczy o tym chłopaku. Całkiem porządny, chociaż nie święty. I na pewno nie był Innym. Ciemni nie mieliby po co go zabijać. Ojciec chłopaka odmówił kiedyś zostania Innym, ale nieoficjalnie współpracował z Nocnym Patrolem. Rzadki przypadek, ale nie unikatowy. Wszystko sprawdziłem, Ciemni nie mają powodu, żeby się mścić.
Swietłana westchnęła. Zerknęła na lodówkę i karafka wróciła na stół.
I nagle zrozumiałem, że ona jest czymś zaniepokojona.
– Swieta, zaglądałaś w przyszłość? – Tak.
Nie da się zobaczyć przyszłości w tym sensie, w jakim rzekomo widzą ją jasnowidze-szarlatani. Nawet jeśli jesteś Wielkim Innym. Ale można przeczytać prawdopodobieństwo jakiegoś wydarzenia. Czy trafisz na korek na tej drodze, czy samolot się nie rozbije, czy uda ci się dokończyć jakąś sprawę, czy zginiesz w mającej wybuchnąć wojnie… Im bardziej precyzyjne zadasz pytanie, tym precyzyjniejszą uzyskasz odpowiedź. Nie można zapytać: „Co mnie czeka jutro?”.
– No i co?
– W tym śledztwie nie grozi ci niebezpieczeństwo.
– To świetnie – powiedziałem szczerze.
Wziąłem karafkę, nalałem po kieliszku sobie i Swietłanie. Napiliśmy się i popatrzyliśmy na siebie ponuro.
A potem spojrzeliśmy na Nadiuszkę. Siedziała na podłodze i bawiła się klockami. Wyczuła nasze spojrzenie i cichutko zanuciła: „La, la, la…”.
Zwykle tak sobie nucą występujące w dowcipach małe, wredne dziewczynki. Bardzo wredne, planujące wysadzić coś w powietrze, zepsuć albo powiedzieć jakieś świństwo.
– Nadieżdo! – powiedziała Świetlana lodowatym głosem.
– La, la, la – zaśpiewała Nadia nieco głośniej. – A co? Sama mówiłaś, że tata nie powinien pić przed lotem! I mówiłaś, że picie wódki jest szkodliwe! Tata Maszy pił, pił, a potem od nich odszedł! – W jej głosie zadźwięczała płaczliwa nutka.
– Nadieżdo Antonowna! – powiedziała surowo Swietłana. – Dorośli ludzie mają prawo… czasami… wypić kieliszek wódki! Czy kiedykolwiek widziałaś tatę pijanego?
– U wujka Toli na urodzinach – odparła natychmiast Nadia. Swietłana spojrzała na mnie wymownie.
Rozłożyłem ręce.
– Wszystko jedno – oznajmiła Swieta. – Nie powinnaś używać czarów w stosunku do rodziców. Ja nigdy nie pozwoliłabym sobie na coś takiego.
– A tata?
– Tata też nie. I odwróć się, proszę! Mam rozmawiać z twoimi plecami?
Nadia się odwróciła. Usta miała zaciśnięte, czółko zmarszczone, paluszek przyciśnięty do czoła. Ledwie powstrzymałem się od śmiechu. Małe dzieci uwielbiają kopiować takie gesty. I wcale się nie przejmują, że w taki sposób myślą tylko bohaterowie kreskówek, a nie żywi ludzie.
– No dobrze – powiedziała Nadia. – Przepraszam, mamo, przepraszam, tato. Więcej nie będę. Wszystko naprawię!
– Nie trzeba! – zawołała Swietłana, ale było już za późno.
–
Woda, która znalazła się w kieliszkach zamiast wódki, niespodziewanie zmieniła się znowu w wódkę. A może nawet w spirytus.
Już w naszych żołądkach.
Poczułem się tak, jakby w moich wnętrznościach wybuchła niewielka bomba. Jęknąłem i zacząłem dojadać niemal zimne ziemniaki.
– Anton, no powiedz coś! – zawołała Świetlana.
– Nadiu, gdybyś była chłopcem, dostałabyś teraz pasem! – powiedziałem surowo.
– Ale mam szczęście, że jestem dziewczynką – odparła Nadiuszka, wcale nieprzestraszona. – No, tatusiu, ale co złego zrobiłam? Chcieliście się napić wódki, to się napiliście. Teraz jest już w waszych żołądkach. Sam mówiłeś, że wódka jest niesmaczna, to po co ją pić ustami?
Ja i Swietłana popatrzyliśmy na siebie.
– Nie ma co – podsumowała Swietłana. – Pójdę spakować ci walizkę… Wezwać taksówkę?
Pokręciłem głową.
– Nie trzeba. Siemion mnie podwiezie.
Nawet późnym wieczorem obwodnica była zapchana samochodami. Zresztą Siemion wcale się tym nie martwił. Nie wiedziałem, czy oglądał linie prawdopodobieństwa, czy po prostu prowadził samochód instynktem kierowcy ze stuletnim stażem.
– Ech, Anton, zarozumiały się zrobiłeś – burczał, nie odrywając wzroku od drogi. – Co ci szkodziło powiedzieć Heserowi: „Nigdzie sam nie polecę, potrzebuję partnera, wyślij ze mną Siemiona…”.