Выбрать главу

Wyraz jego twarzy zdecydowanie mi się nie spodobał. Nie zdziwiłbym się, gdyby Aliszer był zasmucony – mogło się przecież okazać, że jego szkolna miłość wyszła za mąż, urodziła pięcioro dzieci, roztyła się i zupełnie o nim zapomniała.

Lecz Aliszer był wyraźnie zaniepokojony, strwożony.

– Cześć – rzucił swoim dawnym kolegom, zupełnie jakby widział ich wczoraj. – Mamy problem.

– Gdzie? – zapytałem.

– Tuż za płotem.

ROZDZIAŁ 3

Właściwie po wydarzeniach w Edynburgu powinienem był spodziewać się czegoś takiego.

A ja się beztrosko odprężyłem. Tonące w zieleni ulice, szmer wody w arykach, gwar wschodniego bazaru i surowe kopuły meczetu, Ciemni za ścianą i gościnność Jasnych – wszystko to było zupełnie inne niż w Szkocji. Wydawało mi się, że jedyną trudnością będzie odnalezienie starego maga, udział ludzi nawet nie zaświtał mi w głowie.

A teraz dom został otoczony przez – mniej więcej – setkę ludzi. Wśród nich byli milicjanci, żołnierze z miejscowego specnazu i chude pryszczate chłopaczki, nieumiejętnie ściskające automaty. Najwyraźniej organizatorzy „akcji” spędzili tu wszystkich, którzy akurat znaleźli się w pobliżu.

Ale to jeszcze nic. W końcu nawet sam Aliszer, bez mojej pomocy, mógłby zrobić pranie mózgu setce napastników – ale na każdego człowieka z okrążenia nałożono czary ochronne.

Każdy Inny może zamknąć się przed działaniem magicznym, może też osłonić innych. Nałożyć czary ochronne na stu ludzi może nawet słaby Inny. Magia oddziaływująca na świadomość ludzi jest prosta i nie wymaga wielkiej Siły. Można powiedzieć, że magia zmuszająca umysł człowieka do posłuszeństwa to nóż, a nie miotacz granatów, i dlatego przeciwko niej potrzebny jest nie pancerz czołgu, tylko lekka kamizelka kuloodporna z kevlaru. Uderzając czystą Siłą: fireballem, „Białą włócznią” czy „Ścianą ognia”, mógłbym wypalić całą dzielnicę – żeby się zasłonić przed tymi ciosami, trzeba by mieć potężne amulety i czary. Ale żeby skłonić ludzi z okrążenia do posłuszeństwa, musiałbym z każdego bojownika zdjąć nałożoną na niego osłonę – a to już nie takie proste. Istnieją dziesiątki tarcz mentalnych, a przecież nie wiedziałem, jakich użyli nasi przeciwnicy. Najprawdopodobniej (przynajmniej ja bym tak zrobił) każdy tarcza została skompilowana z trzech wybranych losowo zaklęć. Jeden żołnierz mógł mieć, na przykład, „Tarczę maga” i „Kulę spokoju”. A inny „Kulę negacji”, „Lodową kobrę” i „Barierę woli”.

Znajdź tu teraz do każdego odpowiednie dojście, w dodatku na odległość!

– Śledzili mnie – wyjaśnił Aliszer, gdy ja, stojąc przy oknie zasłonięty własną „Kulą negacji”, sondowałem „wojaków” otaczających dom. – Nie wiem jak, ale od samego lotniska. Przez cały czas miałem wrażenie, że jestem śledzony, ale nikogo nie zauważyłem. A potem, gdy… gdy wychodziłem od znajomych… próbowali mnie zatrzymać. Dwudziestu ludzi – i ani jednego Innego! Usiłowałem się przed nimi zamknąć, a oni mnie i tak widzieli!

Mnie również widzieli. Nie wszyscy, ale niektórzy żołnierze spostrzegli mnie na pewno, i to mimo osłaniającej mnie magii. To znaczy, że prócz czarów ochronnych wyposażono ich również w poszukiwawcze. „Spojrzenie serca”, „Jasny wzrok”, „Prawdziwe spojrzenie”… Magiczny arsenał jest bardzo bogaty, od tysięcy lat Jaśni i Ciemni wymyślali sposoby przechytrzenia przeciwnika.

Teraz zwróciło się to przeciwko nam.

– Jak zdołałeś uciec? – spytałem, odsuwając się od okna.

– Przez Zmrok. Ale… – Aliszer zawahał się. – Tam też na mnie czekali. Pilnowali na drugiej warstwie, musiałem szybko Wyskoczyć.

– Kto pilnował? Jasny? Ciemny?

Aliszer przełknął ślinę i uśmiechnął się krzywo.

– Wydaje mi się, że to był dew.

– Bzdura. – Zmełłem w ustach przekleństwo. – Dewów nie ma.

– W Moskwie może nie ma, a u nas są – odparł stanowczo Timur. Zauważył, że patrzę na drzwi biura Ciemnych, i zawołał: – Anton, proszę mi wierzyć, to na pewno nie oni! Po co mieliby nas atakować i w dodatku wciągać w to ludzi? Inkwizycja by im łby pourywała!

Skinąłem głową. Nie podejrzewałem Dziennego Patrolu Samarkandy.

– Połączcie się z Taszkientem, z kierownictwem – poleciłem. – Niech ich powstrzymają.

– Jak? – nie zrozumiał Timur.

– Po ludzku! Dzwoniąc do ministrów obrony i spraw wewnętrznych! I dzwońcie natychmiast do Inkwizycji!

– Co powiedzieć? – zapytała Walentyna Iliniczna, wyjmując stary model komórki.

– Proszę powiedzieć, że mamy tu sytuację krytyczną. Naruszenie Wielkiego Traktatu, alfa prim. Udostępnienie ludziom informacji o Innych, wciągnięcie ludzi w walkę Patroli, bezprawne użycie magii, bezprawne rozpowszechnianie magii, złamanie porozumienia o podziale pełnomocnictw… Krótko mówiąc: złamanie punktu pierwszego, szóstego, ósmego, jedenastego i czternastego bazowego załącznika do Traktatu. Myślę, że to wystarczy.

Walentyna Iliniczna już dzwoniła. Znowu wyjrzałem przez okno. Żołnierze czekali, przykucnięci za ogrodzeniem. Lufy automatów wycelowano w dom. Z czego są te ściany? Jeśli rzeczywiście z panelu trzcinowego, to pocisk przebije je na wylot…

– Ach, jak pięknie powiedziane – odezwał się niespodziewanie Afandi. Ciągle siedział przy stole i jadł z apetytem kiełbasę. Jego kieliszek był pełny, stojąca na stole butelka pusta. – Naruszenie bazowego załącznika! Teraz już wszystko jasne, zupełnie jasne! Rozkazuj, naczelniku!

Odwróciłem się od Afandiego. Ale mam fart… Inny będący naszą jedyną nadzieją jest głupi, jak dewona przed spotkaniem z Heserem…

– Słuchajcie, musimy uciekać – oznajmiłem. – Przepraszam, że tak wyszło…

– Anton, zdoła ich pan rozgonić? – zapytał z nieśmiałą nadzieją Nodir.

– Zabić, proszę bardzo. Rozpędzić, nie.

Ktoś zaczął się dobijać do drzwi od strony Dziennego Patrolu. Timur podszedł do drzwi, zapytał o coś i otworzył – wpadło dwóch dyżurujących Ciemnych. Ich zaskoczone miny świadczyły o tym, że właśnie przed chwilą odkryli okrążenie i teraz żądają wyjaśnień.

– Co ty wyprawiasz, Jasny?! – krzyknął starszy. – Po coś ludzi ściągnął?

– Cicho. – Uniosłem rękę. – Milczeć. Wystarczyło mu rozumu, żeby zamilknąć.

– Obecna sytuacja podpada pod punkt pierwszy załącznika do Wielkiego Traktatu – oznajmiłem. Afandi stęknął głośno; zerknąłem na niego, ale staruszek jedynie wypił pełen kieliszek koniaku i teraz szybko oddychał, przykładając dłoń do ust. – Ludzie zostali poinformowani o naszym istnieniu. W tej sytuacji, zgodnie z porozumieniem praskim, jako najsilniejszy mag przejmuję dowództwo nad wszystkimi tu obecnymi Innymi.

Młody Ciemny popatrzył na starszego. Ten się skrzywił i rzekł:

– Rozkazuj, Wyższy.

– Całkowita ewakuacja Patroli – zakomenderowałem. – Zniszczyć wszystkie dokumenty i artefakty magiczne. Wykonać.

– Jak uciekniemy? – zapytał młody Ciemny. – Postawimy „Tarcze”?

Pokręciłem głową.

– Obawiam się, że mają zaczarowane kule. Wychodzimy wyłącznie przez Zmrok.

– O, Afandi był kiedyś w Zmroku! – powiedział gromko staruszek. – Afandi może wchodzić do Zmroku!

– Afandi, pójdziesz ze mną i Aliszerem – poleciłem. – Pozostali…

Aliszer popatrzył na mnie trwożnie i samymi wargami powiedział:

– Dew…

– Pozostali będą nas osłaniać – dokończyłem.

– Z jakiej racji! – oburzył się młody Ciemny. – My… Machnąłem ręką – Ciemny krzyknął z bólu i zgiął się wpół, przyciskając dłonie do brzucha.