Dwóch towarzyszących mu chłopaków – albo ochroniarzy, albo dalszych krewnych (a może jedno i drugie) – spojrzało na mnie czujnie. W Zmroku spadł ze mnie niedbale nałożony wizerunek Timura, a obcy Rosjanin, który szedł do ich szefa z rozłożonymi rękami, budził zrozumiałe podejrzenia.
– Aa! Kopę lat! – zawołałem. – Stary przyjaciel mojego ojca!
Nie miałem wyjścia – baj był ode mnie starszy o jakieś dwadzieścia lat. Gdyby był mniej więcej w moim wieku, zastosowałbym wersję z kumplem ze szkoły albo wojska: „Pamiętasz, jak żeśmy razem służyli, brachu?!”. Chociaż to staje się ostatnio coraz bardziej ryzykowne. Człowiek, na którego rzucono zaklęcie, zaczyna odczuwać wewnętrzny sprzeciw, gdy usiłuje sobie przypomnieć, jak to służył – no bo jak to możliwe, skoro uczciwie wykupił się od wojska za paczkę zielonych papierków produkcji amerykańskiej?! Niektórzy dostają na tym tle poważnej nerwicy
– Syn mojego starego przyjaciela! – wrzasnął mężczyzna, biorąc mnie w objęcia. – I gdzieżeś ty był tak długo?
W rym momencie należy dać człowiekowi odrobinę informacji, resztę dośpiewa sobie sam.
– Ja? Mieszkałem w Mariupolu, u babci! – oznajmiłem. – Tak się cieszę, że cię widzę!
Padliśmy sobie w objęcia. Uzbek pachniał szaszłykiem i drogą wodą kolońską, tej ostatniej było o wiele za dużo.
– Jaki piękny samochód! – dodałem, obrzucając wóz spojrzeniem pełnym aprobaty. – To właśnie ten chcesz mi sprzedać?
W oczach mężczyzny pojawił się głęboki smutek, ale zaklęcie nie pozostawiało mu wyboru. To nic, niech się cieszy, że Heser nie żałował pieniędzy, w przeciwnym razie musiałbym mu wmówić, że chce nam podarować toyotę.
– Tak… ten… – potwierdził ze smutkiem.
– Trzymaj. – Wyjąłem z torby cztery paczki dolarów i wsunąłem mu w rękę. – Mogę prosić o klucze? Bardzo mi się śpieszy!
– Ale on… on kosztuje więcej – wystękał mężczyzna.
– Przecież kupuję już używany! – wyjaśniłem. – Prawda?
– Prawda – przyznał z wysiłkiem.
– Wujku Farchadzie! – zawołał niespokojnie jeden z młodzieńców.
Farchad obrzucił go surowym spojrzeniem i młodzieniec zamilkł.
– Nie przeszkadzaj, gdy starsi rozmawiają! Nie rób mi wstydu przed synem mojego starego przyjaciela! – ofuknął go Farchad. – Co sobie pomyśli syn mojego starego przyjaciela?
Młodzi ludzie byli w panice, lecz nie ośmielili się już nic więcej powiedzieć.
Wziąłem klucze z rąk mężczyzny, siadłem na siedzeniu kierowcy, odetchnąłem zapachem skórzanego obicia i podejrzliwie zerknąłem na licznik. Taak… używany… Jeśli wierzyć licznikowi, toyota przejechała jedynie trzysta kilometrów.
Pomachałem ręką trójce mężczyzn, którzy pozostali bez środka transportu, ale za to z czterdziestoma tysiącami dolarów w ręku, wyjechałem na drogę i zakomenderowałem:
– Wyjść ze Zmroku!
Na pustym tylnym siedzeniu pojawili się Aliszer i Afandi.
– Ja dorzuciłbym mu odrobinę szczęścia – odezwał się Aliszer. – Żeby potem nie przeżywał. Właściwie to nie był dobry człowiek, można nawet powiedzieć, że zły, ale mimo wszystko…
– Im więcej zaklęć, tym większe niebezpieczeństwo, że człowiek zwariuje. – Pokręciłem głową. – Nic się nie stało, w końcu przecież mu zapłaciłem. Jakoś to przeżyje.
– Czekamy na Edgara? – spytał Aliszer. – Czy szukamy Jasnych?
Ale ja już przemyślałem i odrzuciłem oba warianty.
– Nie warto. Od razu jedziemy w góry; im dalej od ludzi, tym spokojniej.
Aliszer zmienił mnie za kierownicą, gdy się zaczęło ściemniać. Jechaliśmy od Samarkandy na południe, w stronę afgańskiej granicy, już trzy godziny. Właśnie wtedy, gdy zaczęło się zmierzchać, straszna asfaltowa droga przeszła w koszmarną gruntową. Przeniosłem się na tylne siedzenie, gdzie spokojnie chrapał Afandi, i postanowiłem pójść za przykładem staruszka. Ale nim zapadłem w drzemkę, wyjąłem z torby kilka amuletów bojowych.
Nowicjusze bardzo lubią wszelkiego rodzaju laski, kryształy i noże, albo zrobione samodzielnie, albo naładowane przez silniejszego maga… Zresztą nawet słaby, niedoświadczony mag może osiągnąć wstrząsający efekt, jeśli przez kilka dni z pasją tworzy artefakt i napełnia go siłą. Problem polega na tym, że będzie to właśnie efekt – potężny, trwały, sprawdzony – lecz jednorodny i jednorazowy. Nie można przywiązać różnych zaklęć do jednego przedmiotu. Magiczna laska, która ma pluć ogniem, będzie świetnie działać nawet w rękach słabego Innego. Ale gdy przeciwnik osłoni się przed ogniem, laska stanie się bezużyteczna. Nie będzie mrozić, suszyć czy przewracać do góry nogami. Możesz albo użyć ognistych fajerwerków, albo walić laską jak pałką. Nic dziwnego, że słabi magowie, współdziałający z ludźmi (bo właśnie słabi magowie najchętniej włączają ludzi do swoich spraw i wtrącają się do spraw ludzi) zawsze używają magicznej laski, kostura – hybrydy zwykłej różdżki i długiej pałki. Notabene, niektórzy lepiej władali pałką niż różdżką… Kiedyś cały nasz Patrol poszedł do kina na premierę Władcy Pierścieni. Wszystko było super, dopóki jasny Gandalf i ciemny Saruman nie zaczęli walczyć za pomocą lasek bojowych. Wtedy dwa rzędy wypełnione Innymi wybuchły homeryckim śmiechem. Spłakiwali się zwłaszcza praktykanci, którym co dzień wbija się do głowy: mag, który liczy wyłącznie na artefakty to leń, wielbiciel efektownych sztuczek bez efektywnych działań. Siła maga leży w umiejętnym wykorzystaniu Zmroku i zaklęć.
Oczywiście, od każdej reguły są wyjątki. Jeśli doświadczony mag zdołał przewidzieć przyszłość (analizując linie prawdopodobieństwa albo wnioskując z doświadczenia), to naładowany artefakt staje się niezastąpiony. Masz pewność, że twój przeciwnik to wilkołak, niezdolny do bezpośredniego manipulowania Siłą, liczący jedynie na swoją siłę fizyczną i szybkość? Wystarczy ci jeden przyśpieszający amulet, jeden z „Tarczą” i jedna prosta różdżka (sporo osób wybiera zwykły ołówek – drewno i grafit znakomicie gromadzą Siłę) z zaklęciem zamrożenia. I już nąj polowanie na Wyższego wilkołaka można śmiało wysłać maga siódmego stopnia. „Tarcza” odbije atak, amulet nada ruchom maga niezwykłej prędkości, a „Freeze”, temporalne zamrożenie, przemieni wroga w nieruchomy kłąb sierści i wściekłości. Wezwijcie samochód, wróg gotów do przewiezienia na sąd Inkwizycji!
Artefakty, które miałem w torbie, były znacznie cenniejsze od leżących obok nich pieniędzy. Heser przygotował je osobiście… a raczej osobiście wybrał z tych zgromadzonych w zbrojowni. I na pewno się przydadzą. Przypomniałem sobie stary, oglądany w dzieciństwie australijski film animowany W osiemdziesiąt dni dookoła świata. Angielski dżentelmen Phileas Fogg, który miał odbyć podróż dookoła świata w rekordowym jak na tamte czasy terminie, w filmie sprawiał wrażenie przebiegłego jasnowidza, który doskonale wie, co będzie mu potrzebne w najbliższych godzinach. Jeśli rano brał ze sobą klucz mutrowy, wypchanego oposa i kiść bananów, to pod wieczór oposem zatykano dziurę w burcie łódki, kluczem blokowano drzwi, które chcieli wyważyć wrogowie, a banany dostawała małpka w zamian za bilety na parowiec. Przypominało to grę komputerową, quest, gdzie dla każdego przedmiotu znajdowano niebanalne zastosowanie.
Artefakty Hesera mogły zostać wykorzystane zgodnie z ich przeznaczeniem oraz w sposób absolutnie nieprzewidywalny. Tak czy inaczej przydadzą się na pewno.
Na siedzeniu między mną i chrapiącym Afandim rozłożyłem dwanaście przedmiotów i uważnie im się przyjrzałem. Powinienem był zrobić to wcześniej, ale w domu nie chciałem ich wyjmować, żeby nie przyciągać uwagi Nadiuszki, w samolocie nie miałem ochoty, a potem już nie było czasu. Oho, pewnie za chwilę się okaże, że wśród amuletów jest broń przeciwko golemom!