Выбрать главу

– Już chyba wiem, co się stało – powiedziałem, wybierając numer. – I raczej Inkwizycja nie ma z tym nic wspólnego.

– Słucham cię, Anton – usłyszałem w słuchawce głos Hesera. Chyba go nie obudziłem? W Moskwie jest jeszcze wieczór…

– Heserze, muszę porozmawiać z kimś z trybunału europejskiego. Natychmiast.

– Z którymś z magistrów? – uściślił Heser.

– Chyba nie z pomocnikiem nocnego stróża!

– Zaczekaj chwilę – odparł spokojnie Heser. – Nie rozłączaj się.

Czekałem trzy minuty. Przez cały ten czas staliśmy i patrzyliśmy na cichnące tornado Siły. Widok robił wrażenie… Pewnie na to trzęsienie ziemi zmarnowano jakiś starożytny amulet, jeden z przechowywanych w sejfach Inkwizycji.

– Nazywam się Eryk. – W słuchawce rozległ się silny, zdecydowany głos. – Słucham pana, Jasny.

– Panie Eryku – nie pytałem, jakie stanowisko zajmuje w Inkwizycji, oni nie lubią wyjawiać swojej hierarchii – znajduję się w pobliżu Samarkandy w Uzbekistanie. Mamy tu sytuację nadzwyczajną. Mógłby mi pan powiedzieć, czy Inkwizycja skierowała tu swojego pracownika Edgara?

– Edgara? – powtórzył w zadumie Eryk. – Którego?

– Szczerze mówiąc, nie znam jego nazwiska – wyznałem. – To były pracownik moskiewskiego Dziennego Patrolu, przeszedł do Inkwizycji po procesie Igora Ciepłowa, w Pradze…

– Tak, tak, tak – ożywił się Eryk. – Edgar, oczywiście. Nie, nie kierowaliśmy go do Samarkandy.

– A kogo?

– Nie wiem, czy jest pan zorientowany, Anton – powiedział z nieskrywaną ironią Eryk – ale europejskie biuro Inkwizycji zajmuje się Europą oraz Rosją na skutek jej specyficznego położenia geograficznego. Nie mamy ani możliwości, ani ochoty kontrolować wydarzeń w Azji. Musi się pan skontaktować z azjatyckim biurem Inkwizycji, które obecnie mieści się w Pekinie. Podać panu numer?

– Nie, dziękuję. A gdzie obecnie przebywa Edgar?

– Na urlopie. Już… – krótka przerwa – już od miesiąca. Coś jeszcze?

– Tak. Maleńka rada. – Po prostu musiałem to powiedzieć! – Spróbujcie ustalić, gdzie przebywał Inkwizytor Edgar w czasie znanych wam wydarzeń w Edynburgu.

– Chwileczkę, Anton! – Eryk stracił swój niewzruszony spokój. – Chce pan przez to powiedzieć…

– Do widzenia – burknąłem do słuchawki.

Heser, który, rzecz jasna, słyszał całą rozmowę, natychmiast wyłączył Eryka i rzekł:

– Moje gratulacje, Anton. Jednego z trzech już znaleźliśmy. Ty znalazłeś.

– Dziękuję za kartę SIM – odparłem. – Gdyby nie przekłamywała pozycjonowania, już bym nie żył.

– Tak właściwie jej głównym zadaniem było nadawanie pewności twojemu głosowi podczas rozmów z ludźmi – wyjaśnił Heser. – Wypaczenie pozycjonowania to efekt uboczny, którego ciągle nie mogę usunąć. No dobrze, działaj dalej! My zajmiemy się Edgarem.

Popatrzyłem w zadumie na telefon i schowałem go do kieszeni. Czyżby Heser żartował, mówiąc o tej karcie?…

– Edgar – powiedział z satysfakcją Aliszer. – Więc jednak Edgar! Wiedziałem, że Ciemnym nie można ufać. Nawet Inkwizytorom.

ROZDZIAŁ 6

Na płaskowyże demonów wjechaliśmy o wpół do czwartej rano. Po drodze minęliśmy maleńką górską wioskę – kilka glinianych domków nieopodal drogi. Na jedynej uliczce płonęło ognisko, wokół którego tłoczyli się ludzie, ze dwadzieścia osób. Widocznie trzęsienie ziemi wystraszyło mieszkańców górskiego aułu i teraz bali się nocować w domach.

Samochód nadal prowadził Aliszer, a ja drzemałem na tylnym siedzeniu i myślałem o Edgarze.

Dlaczego wystąpił przeciwko Patrolom i Inkwizycji? Dlaczego złamał wszystkie możliwe zakazy, czemu wciągnął ludzi do swoich intryg?

To było niesamowite i niezrozumiałe. To prawda, że Edgar był karierowiczem, jak wszyscy Ciemni, i byłby w stanie posunąć się do morderstwa – i nie tylko; Ciemni nie znają zakazów moralnych. Ale żeby postawić się w opozycji do wszystkich Innych?! Żeby pójść na coś takiego, to przecież żądza władzy musi się rzucić na mózg! I to Edgar, ten opanowany Edgar, słynący z zimnej krwi! Powolne wspinanie się po stopniach kariery – to zrozumiałe! Ale żeby postawić wszystko na jedną kartę?! Nie do pomyślenia!

Zdobył jakieś nieznane informacje o Wieńcu Wszystkiego? Dokopał się czegoś w archiwach Inkwizycji? Kogo jeszcze zdołał przyciągnąć? Wampira i uzdrowiciela? Kim oni są? Dlaczego poszli na współpracę z Inkwizytorem? Jakie wspólne cele mogą mieć Ciemny, Jasny i Inkwizytor?

Zresztą mniejsza o cel, cel jest zawsze ten sam: potęga, władza, Siła. Możemy mówić, że my, Jaśni, jesteśmy inni. Że nie chcemy władzy dla samej władzy, tylko po to, żeby pomóc ludziom. Może to nawet prawda, ale władzy pragniemy tak czy inaczej. Każdy Inny zna tę słodką pokusę, to upajające poczucie własnej potęgi: zarówno wampir, wbijający kły w szyję dziewczyny, jak i uzdrowiciel, jednym ruchem ręki ratujący umierające dziecko. Każdy Inny znajdzie zastosowanie dla zdobytej potęgi.

Znacznie bardziej niż cel niepokoiło mnie coś innego. Najwyraźniej Edgar uczestniczył w historii z księgą Fuaran. Kontaktował się z Kostią Sauszkinem. Znów wracała historia nieszczęsnego Wiktora Prochorowa, małego Witii, przyjaźniącego się z Kostią…

Wszystko wskazywało na Kostię Sauszkina. A może jakimś cudem zdołał się uratować? Resztkami Siły postawił wokół siebie jakąś „Tarczę”, dostępną jedynie wampirom, i utrzymał się do czasu, gdy udało mu się stworzyć portal i zniknąć z płonącego skafandra?

Nie, to niemożliwe. Inkwizycja bardzo starannie badała tę sprawę… Chociaż, jeśli Edgar już wtedy zaczął prowadzić podwójną grę, to mógł sfałszować wyniki śledztwa!

Tak czy inaczej, nic nie pasuje. Po co miałby ratować wampira, na którego dopiero co polował? Najpierw go uratował, a potem się z nim dogadał? Co mógł dać mu Kostia? Bez Fuaranu – nic! A księga spłonęła, spłonęła na pewno! Obserwowano ją tak samo uważnie jak Kostię. Przecież zarejestrowano jej zniszczenie środkami magicznymi – nie sposób z niczym pomylić wyrzutu Siły, jaki następuje w czasie zniszczenia potężnego starożytnego artefaktu.

Wszystko świadczyło o tym, że Edgar, po pierwsze, nie mógł uratować Kostii, a po drugie, nie miał w tym żadnego interesu.

A jednak, a jednak, a jednak…

Aliszer zatrzymał samochód, wyłączył silnik. Cisza, która zapadła, wydała się ogłuszająca.

– Zdaje się, że jesteśmy na miejscu – oznajmił. Pogładził kierownicę i dodał: – Dobry wóz. Nie spodziewałem się, że dojedziemy.

Odwróciłem się do Afandiego, ale ten już nie spał. Patrzył z zaciśniętymi ustami na rozrzucone wokół kamienne figury.

– Ciągle stoją – zauważyłem.

Afandi zerknął na mnie z autentycznym przestrachem.

– Wiem – wyjaśniłem krótko.

– Niedobrze to wtedy wyszło – powiedział z westchnieniem Afandi. – Nieładnie. Niegodnie Jasnego.

– Afandi, czy jesteś Rustamem? – spytałem wprost. Afandi pokręcił głową.

– Nie, Anton. Nie jestem Rustamem. Jestem jego uczniem. Otworzył drzwi, wyszedł z jeepa i po chwili wymruczał:

– Nie jestem Rustamem… ale będę nim.

Ja i Aliszer popatrzyliśmy na siebie i też wysiedliśmy z samochodu.

Było cicho i chłodno. Nocą w górach zawsze jest chłodno, nawet latem. Zaczęło świtać. Znany mi ze wspomnień Hesera płaskowyż wcale się nie zmienił. Jedynie kamienne posagi wygładził wiatr i niezbyt częste deszcze, kształty stały się mniej oczywiste, ale nadal rozpoznawalne. Grupa magów z rękami wzniesionymi do zaklęcia, wilkołak, biegnący mag…

Przeszył mnie dreszcz.

– Co to? – wyszeptał Aliszer. – Co tu się stało?… Sięgnął do kieszeni, wyjął paczkę papierosów i zapalniczkę.