Mrugała tam cyfra „3”.
A jednak!
Tak mała liczba świadczyła o tym, że chodzi o wampira i członków jego klanu, tych których osobiście inicjował. Między tymi wampirami występują oczywiście różnice w aurze, ale minimalne; żeby uzyskać precyzyjny wynik, należałoby odpowiedzieć na pół setki pytań.
Zresztą trójka „kandydatów” całkowicie mnie satysfakcjonowała.
Kliknąłem cyfrę „trzy” i omal nie spadłem z krzesła.
Z ekranu spoglądał na mnie uśmiechnięty Kostia Sauszkin. W poprzek jego danych biegł gruby czerwony napis: „POCHOWANY”.
Przez klika sekund wpatrywałem się tępo w ekran, przypominając sobie zawartość aluminiowego kontenera, który Heser pokazał mi w zeszłym tygodniu, gdy wróciłem z Samarkandy…
A potem jęknąłem.
W końcu do mnie dotarło.
Kliknąłem drugi raz i znów się wzdrygnąłem, widząc Polinę, matkę Kostii. Nie zaskoczyło mnie jej zdjęcie, bo wiedziałem już, kogo zobaczę. Zdumiał mnie czerwony napis „POCHOWANA”!
Zacząłem oglądać jej dossier od początku: Urodziła się jako człowiek. Zdolności Innych nie posiadała. Inicjowana przez męża, zgodnie z paragrafem 7porozumienia „Prawo rodziny Innego do samookreślenia…”. I dalej: Z loterii rezygnowała, wybierając miesięczną normę świeżej krwi dawców 3. grupy, Rh dodatni… Na ludzi nie polowała, zawsze brała ten sam niezbyt rzadki typ świeżej krwi – nie to co inne wampiry, które, rezygnując z polowania, zaczynają domagać się „krwi dziewicy, wyłącznie pierwszej lub drugiej grupy, inne bowiem powodują niestrawność”, albo „tylko krew dziecka, pierwsza grupa, Rh ujemny”.
Ostatnie linijki wszystko mi wyjaśniły.
Dobrowolnie przerwała swoje istnienie 12.09.2003, wkrótce po śmierci syna, Wyższego wampira Konstantego Giennadijewicza Sauszkina (sprawa nr 9752150). 14.10.2003 została pochowana zgodnie z obrządkiem chrześcijańskim. Nabożeństwo żałobne odprawił Jasny Inny ojciec Aristrach.
Znałem ojca Aristracha. Rzadki przypadek prawosławnego kapłana, któremu udaje się łączyć istotę Innego z wiarą. W dodatku ojciec usiłował również prowadzić działalność misjonarską wśród Ciemnych. Rozmawiałem z nim miesiąc temu… Ale czemu nic nie wiedziałem o samobójstwie – bo przecież to było samobójstwo – Poliny Sauszkiny?
Nie chciałem, to nie wiedziałem. Proste.
Trzecie kliknięcie myszą – trzeci plik.
No jasne.
Sauszkin, Giennadij Iwanowicz… Jęknąłem, obejmując głowę rękami. Idioto! Idioto! Idioto!
Nieważne, że zgodnie z dossier Sauszkin senior miał jedynie czwarty poziom, „nie polował”, „nie należał”, „nie został zaobserwowany”.
Edgar też nigdy nie był Wyższym, a tu proszę – pod ciosem czterech amuletów zdołał wyjawić jedynie część prawdy.
A ja zrozumiałem jego słowa tak jak chciałem – przez pryzmat swoich kompleksów, lęków, przeżyć.
Niepotrzebnie obwinia się Andriej, wyłowiony ze stawu po bliskim kontakcie z Giennadijem Sauszkinem. On nie jest winien śmierci swojego nauczyciela i towarzysza.
Ja jestem winien. Nazwisko „Sauszkin” stało się dla mnie jakby barierą, której nie mogłem ani ominąć, ani pokonać.
Początkowo chciałem wydrukować dossier Sauszkina seniora, ale zorientowałem się, że szkoda mi czasu, nie chciałem czekać, aż drukarka się obudzi i zacznie działać.
Wyskoczyłem z gabinetu i pobiegłem na górę po schodach.
Ale tu czekało mnie rozczarowanie. Hesera nie było! No nie, ja rozumiem, że on musi czasem odpocząć, ale żeby właśnie teraz? Co za pech…
– Antoszka, witaj… – Ze swojego gabinetu wyszła Olga. – Coś ty taki… wzburzony?
– Gdzie Heser?! – zawołałem.
Przez chwilę Olga przyglądała mi się w zadumie. Potem podeszła, przyłożyła dłoń do moich ust i powiedziała:
– Borys śpi. Od dnia, w którym wróciliście z Uzbekistanu, ani razu nie wychodził z biura. Godzinę temu udało mi się go namówić, żeby się położył. Użyłam wszystkich możliwych kobiecych sztuczek…
Olga wyglądała pięknie. Nad jej fryzurą wyraźnie pracował dobry fryzjer, skórę pokrywała wspaniała złota opalenizna, dyskretny makijaż delikatnie podkreślał ładną oprawę oczu i seksowną wypukłość warg. Wokół Olgi unosił się bardzo drogi, kwiatowo-korzenny zapach, gorący i kuszący.
Rzeczywiście użyła wszystkich sztuczek.
Ale ja i tak widziałem ją w innym wcieleniu. Mało tego, sam byłem w tym pięknym ciele! Ciekawe wrażenia, ale nie powiem, żebym za nimi tęsknił.
– No więc, Anton, jeśli teraz zaczniesz się drzeć, dzwonić do Borii, żądać, żeby natychmiast przybył do biura, to obiecuję, że zamienię cię w królika – oznajmiła Olga. – Tylko jeszcze nie zdecydowałam, czy w prawdziwego, czy w pluszowego.
– Nadmuchiwanego z sex-shopu – mruknąłem. – Nie strasz, nie strasz, to i tak niemożliwe.
– Tak myślisz? – Olga zmrużyła oczy.
– Tak myślę. A jeśli już chcesz potrenować magię bojową, to mam dla ciebie kandydata.
– Kto to?
– Wyższy wampir. Ten który współpracuje z Edgarem. Który dzisiaj załatwił dwóch naszych na Czystych Prudach.
– Kto to jest? – powtórzyła z naciskiem Olga.
– Sauszkin.
Przez twarz Olgi przebiegł lekki cień. Wzięła mnie delikatnie pod rękę i powiedziała:
– Anton, każdy ma w życiu jakieś tragiczne wydarzenia. Czasem tracimy przyjaciół, czasem wrogów i zawsze obwiniamy siebie…
– Heserowi poprowadź terapię! – wrzasnąłem. – Mówię o Giennadiju Sauszkinie! Sauszkinie seniorze! Ojcu Kostii!
– Sprawdzaliśmy go, ma czwarty poziom… – zaczęła Olga i urwała.
– Mam ci wyjaśniać, jak wampir podnosi swój poziom? – spytałem kąśliwie.
– Od czwartego do Wyższego?… Ale wtedy zginęłyby dziesiątki ludzi, zauważylibyśmy…
– To tylko znaczy, że nie zauważyliście! – Chwyciłem ją za rękę. – Olgo, to szansa jedna na tysiąc… Może on jest w domu? Może go zaskoczymy?
– Chodźmy. – Olga skinęła głową. – Mam nadzieję, że jeszcze pamiętasz swój stary adres?
– Chcesz, żebyśmy poszli tylko we dwójkę?
– Chyba dwoje Wyższych Jasnych zdoła pokonać jednego wampira? W biurze jest tylko młodzież, nie będziemy brać ze sobą mięsa armatniego…
Przez kilka sekund patrzyłem jej prosto w oczy. Pląsały w nich zawadiackie iskierki… Czyżby kierownicze stanowisko tak ją znudziło?
– Chodźmy – powiedziałem. – Możemy we dwójkę. Tylko że przypomina mi to początek amerykańskiego filmu sensacyjnego.
– W sensie?
– Albo czeka nas tam zasadzka, albo się okaże, że Jasnym, który działa z Edgarem i Giennadijem, jesteś ty.
– Głupi. – Olga nawet się nie obraziła. Ale gdy schodziliśmy na dół, powiedziała złośliwie: – Na wszelki wypadek sprawdziliśmy nawet Swietkę…
– No i co? – zaciekawiłem się.
– To nie ona.
– Cieszy mnie to – wyznałem. – A ciebie sprawdzali?
– Wszystkich Jasnych sprawdzali. W Rosji, Europie, Stanach. Nie wiem, kogo tam Foma zobaczył wtedy w Zmroku, ale wszyscy Wyżsi mają stuprocentowe alibi.
Nie należy wracać do domów, w których się niegdyś mieszkało – nigdy i za nic. Aż do chwili, gdy się poczuje starczą demencję, która sprawi, że będziemy się uśmiechać i ślinić na widok starej piaskownicy przed domem rodziców.
Patrzyłem na swój stary blok i myślałem, że przecież to wszystko było tak niedawno… Osiem lat temu wychodziłem z klatki tego typowego, piętnastopiętrowego wieżowca, wyruszając na kolejne polowanie na wampiry. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że spotkam Swietłanę, że będzie moją żoną, że urodzi się Nadia, że zostanę Wyższym…