Выбрать главу

– Podczas walki zachowywał się jak Wyższy – odezwałem się, zerkając na Hesera, który niechętnie skinął głową. – Było nas trzech… dwóch, jeśli nie liczyć Afandiego, który również starał się, jak mógł. Mieliśmy zestaw amuletów obronnych od Hesera, świetnie dobranych. Edgar praktycznie nam nie ustępował. Myślę, że gdyby kontynuował walkę, mógłby zwyciężyć. Ale gdy Rustam odszedł, Edgar nie musiał już walczyć.

– Czyli mamy Innego, który jest w stanie podnieść poziom – stwierdził Zawulon. – Czego należało dowieść. Heserze, mój drogi, nie sądzisz, że Inkwizycja jednak zdobyła Fuararii

– Nie – odparł twardo Heser.

– Gdyby Kostia ocalał – zastanawiał się na głos Zawulon – mielibyśmy podstawy przypuszczać, że zapamiętał przepisy z Fuaranu. I że zdołał stworzyć… ee… imitację książki. Kopia nie miałaby takiej siły, ale mimo to byłaby w stanie podnieść poziom Edgara. Nieznany nam Jasny również mógłby zostać poddany podobnej procedurze.

– I wtedy moglibyśmy podejrzewać dowolnego Jasnego – podsumował Heser. – Na szczęście dla nas Kostia nie żyje i nie może wyjawić nikomu sekretu księgi Fuaran.

– Nie miał czasu, żeby poinformować ojca o zawartości książki?

– Nie. To czarodziejska księga. Nie da się podyktować jej przez telefon, nie można zrobić zdjęć.

– Szkoda, taki dobry pomysł się marnuje… – Zawulon pstryknął palcami. – Pewna młoda wiedźma pokazała mi, że jest taka sztuczka w komórkach, nazywa się MMS… można przesyłać zdjęcia z telefonu na telefon!

Początkowo myślałem, że to znów jakiś żart. Zawulon opowiadający z ważną miną o MMS-ach, które dzieci wymieniają na lekcjach, wyglądał bardzo komicznie.

A potem zrozumiałem, że mówi poważnie. Czasem zapominam, jak bardzo oni są starzy! Przecież dla Zawulona taka komórka to prawie magia…

– Na szczęście to niemożliwe – stwierdził Heser. – Wprawdzie mógł coś zapamiętać, odtworzyć… Chociaż nie, bzdura… Natura wampira różni się od natury wiedźmy… Zrekonstruować Fuaran, choćby w słabej postaci, mogłaby jedynie doświadczona wiedźma…

Popatrzyłem wnikliwie na Hesera i zapytałem:

– Niech mi pan powie, Borysie Ignatjewiczu… Czy wiedźma może stać się Jasną?

***

Najszczęśliwsze minuty w życiu rodziców małych dzieci to czas dobranocki. Kwadrans szczęścia, gdy dziecko radośnie ogląda reklamy jogurtów i czekoladek (chociaż to niedobrze), a potem pożera wzrokiem bohaterów dobranocki.

Gdyby „telewizyjni decydenci” siedzieli wieczorami ze swoimi dziećmi, zamiast spychać ten obowiązek na wykwalifikowane nianie, dobranocka trwałaby pewnie z pół godziny. A może i dłużej.

Powiedzmy sobie szczerze, że to z kolei poważnie przyczyniłoby się do zwiększenia liczby narodzin. Kwadrans to jednak trochę mało… Ale przynajmniej można spokojnie napić się herbaty.

Nie zadręczałem Świetlany szczegółami „zawartości” mieszkania Sauszkina, ona i tak wszystko zrozumiała z mojej krótkiej relacji. Nie straciła wprawdzie ochoty na herbatę (nie takie rzeczy oglądaliśmy w Patrolu!), ale sposępniała.

– Mamy pewną wersję, jeśli chodzi o Jasnego – powiedziałem, chcąc zmienić temat. – Heser sprawdził wszystkich Wyższych, nikt nie jest podejrzany Ale Edgar miał na sobie mnóstwo czarów autorstwa wiedźmy. Pomyślałem więc…

– Że Arina zmieniła kolor? – Świetlana popatrzyła na mnie uważnie. – To możliwe.

– Wtedy, gdy ją przycisnęłaś… chyba wyczułaś jej osobowość? Jak myślisz, mogłaby zostać Jasną?

– Szeregowy Inny nie zdołałby tego zrobić… Ale Wyższy… Ale Arina…

Zamilkła, zastanawiając się. Czekałem, zerkając na ekran telewizora. Smutna dziewczynka ciągnęła na sznurku rękawicę z jednym palcem, udając, że to piesek. O rany! Już po naszych rękawiczkach! Wprawdzie Nadia nie przemieni ich w psy – każda magia ma swoje granice – ale w mieszkaniu przybędzie udawanych zwierzaków…

Najwyższy czas kupić jej szczeniaka, bo nie będziemy mieli życia…

– Mogła – odezwała się w końcu Świetlana. – Mogła stać się Jasną. W jej świadomości było bardzo dużo wszystkiego… ale nie było zbrodni. Wszystko to pięknie, ale przecież Arina złożyła przysięgę, że przez sto lat nie zabije ani człowieka, ani Innego. Nie mogła złamać tej przysięgi!

– Przecież ona nie zabijała – zauważyłem. – A wyposażenie Edgara w amulety, podniesienie poziomu jego Siły… o tym nie było mowy. Arinie na pewno wystarczyło inteligencji, żeby zinterpretować twój zakaz po swojemu.

– Anton, nie w tym rzecz. – Świetlana odstawiła filiżankę. – Czy Arina stała się Jasną, czy jakaś Jasna czarodziejka zwariowała – to nieistotne. Przede wszystkim musimy zrozumieć, co oni chcą osiągnąć! Co ich połączyło? Chęć zniszczenia całego świata? Bzdura! Jedynie w głupich filmach czarny charakter pragnie zniszczyć świat dla samego zniszczenia. Władza? Bez sensu, władzy i tak mieli pod dostatkiem, a władzy absolutnej nie da im żaden artefakt, nawet wykonany półtora tysiąca lat temu przez stukniętego maga. Dopóki nie zrozumiemy, co i po co chcą odnaleźć na dnie Zmroku, nie ma dla nas żadnego znaczenia, czy to Arina, czy nie Arina, czy została Jasną, czy zamaskowała się tak, że Thomas jej nie rozpoznał.

– Masz jakieś przypuszczenia? – udałem, że nie zwróciłem uwagi na to „dla nas”. To prawda, co się mówi, że z Patrolu nie da się odejść na zawsze…

– Wieniec Wszystkiego usuwa bariery między warstwami Zmroku… – Świetlana zamilkła.

– Mamo, dobranocka się skończyła! – zawołała Nadia.

– Spróbuj to porównać z „Białym mirażem”, te dwa zaklęcia są wyraźnie podobne… – Świetlana wstała, podeszła do Nadii. – Kładziemy się spać.

– Bajkę! – zażądała Nadia.

– Dziś się nie uda. Ja i tata musimy porozmawiać.

Nadia popatrzyła na mnie z urazą, szarpiąc sznur turkusowych koralików, i wymruczała:

– Ciągle macie jakieś rozmowy i ciągle tata gdzieś wyjeżdża…

– Taką ma pracę – wyjaśniła spokojnie Swieta, biorąc córkę na ręce. – Przecież wiesz, że walczy z Ciemnymi siłami.

– Jak Harry Potter – powiedziała Nadia, przyglądając mi się z powątpiewaniem. Brakowało mi okularów i szramy na czole…

– Tak, jak Harry Potter, Fet Frumos i Lukę Skywalker.

– Jak Skywalker – zdecydowała Nadia i uśmiechnęła się do mnie. Widocznie do tego bohatera pasowałem jej najbardziej.

Cóż… dzięki i za to.

– Zaraz wracam… – Swietłana poszła z Nadią do pokoju dziecinnego.

Siedziałem, wpatrując się w nadgryzionego cukierka czekoladowego. Składał się z warstw – na przemian ciemna i biała czekolada. Naliczyłem ich siedem i uśmiechnąłem się krzywo. Oto przykład struktur Zmroku! „Biały miraż” skleił wszystkie warstwy, przemienił Innych w kamień. Dobrze, dajmy spokój temu bojowemu zaklęciu. Co się stało później? Zamknąłem oczy, przywołując obrazy w pamięci.

Potem Zmrok „rozprostował się”, warstwy wróciły na swoje miejsce.

Skąd przyszło nam do głowy, że Wieniec Wszystkiego miałby połączyć Zmrok i świat rzeczywisty na zawsze? Bo tak powiedział Rustam? A niby skąd on to wie? Najprawdopodobniej Zmrok się złączy, a potem rozejdzie, siła płynąca z naszego świata rozepchnie, rozklei jego warstwy. To tak jak sprężyna – można ją ścisnąć, ale potem i tak się odkształci.

O, to już brzmi lepiej… Jakoś nie mogłem uwierzyć w Merlina, który w ramach rozrywki stworzył bombę magiczną, mogącą zniszczyć cały świat. To nie w jego stylu… Ale Merlin-eksperymentator, który wymyślił sobie nową zabawkę, lecz nie zdecydował się jej użyć, wyglądał bardziej prawdopodobnie…