Выбрать главу

– O, to już nie twoja sprawa. – Edgar zaśmiał się nieprzyjemnie. – Nie próbuj wejść w Zmrok, nie próbuj czarować. Taśma na twojej szyi istnieje na wszystkich warstwach Zmroku… w każdym razie, do szóstej włącznie. Oderwie ci głowę przy najmniejszej próbie rzucania zaklęć.

– Wierzę na słowo – powiedziałem. – I co dalej?

– Zaprosisz nas do domu? – zapytał Edgar. Przy tych słowach twarz Sauszkina drgnęła.

– Nie. Wybacz, ale nie mam głowy do przyjmowania gości.

– Czyli co, można zabijać?

– Naprawdę sądzisz, że oddam wam Nadię? – Jego pytanie nie przestraszyło mnie, raczej zdumiało. – Możesz zabijać.

– Nie liczyłem, że dasz nam Nadię. – Edgar westchnął. – Ale Giennadij bardzo nalegał… Sam rozumiesz, chciał wykorzystać twoją córkę.

– Tak samo, jak wykorzystał swojego syna? – nie wytrzymałem. W odpowiedzi otrzymałem dziki wyszczerz wampira, z twarzy Sauszkina w jednej chwili zniknęły ludzkie rysy.

– Spokojnie, spokojnie. – Edgar trącił mnie w ramię. – Nie gorączkuj się tak, bo mogę nie utrzymać Gieny. Jest na ciebie bardzo obrażony… Domyślasz się, o co mu chodzi?

– Domyślam. Nie mógłbyś się pojawić? Nie potrafię rozmawiać z pustką.

– Wyjedź z podwórka, nie chcę, żeby zobaczyli nas was ochroniarze… Wprawdzie załatwilibyśmy ich w jednej chwili ale obawiam się, że Świetlana okazałaby się twardym orzechem do zgryzienia.

Giennadij znów się wyszczerzył, ukazując cały garnitur zębów w tym cztery kły, znacznie większe od ludzkich.

– O, to na pewno – odparłem szczerze. Nacisnąłem gaz i wyjechałem powoli z parkingu. A może by tak walnąć w słup? Nie, to ich nie zaskoczy, na to są pewnie przygotowani… – Za Nadię zmieliłaby was na proszek.

– Też tak uważam – odparł uprzejmie Edgar. – Niepotrzebna nam rozwścieczona baba na ogonie. Nie mamy żadnej pewności, czy twoja córka zdoła zejść na siódmą warstwę. Poza tym, niewykluczone, że ty zdołasz to zrobić, jeśli odpowiednio cię podkręcimy.

Prychnąłem.

– Nie chcę was rozczarowywać, ale wyżej głowy nie podskoczę. Jestem Wyższym, ale nie zerowym. Trzeba być Merlinem, żeby przebić się na siódmą warstwę.

– Przecież mówiłem, żeby brać dziewczynkę – powiedział cicho Giennadij. – Mówiłem, że on nie da rady!

– Cicho! – uspokoił go Edgar. – Da radę. Na razie brak mu motywacji, ale pomożemy mu i wtedy sobie poradzi.

– Spróbujcie. – Wzruszyłem ramionami. – To gdzie chcecie jechać?

– Na Szeremietiewo-Dwa, a gdzieżby. – Edgar się zaśmiał. Powoli przestawał być niewidoczny, najpierw stał się przezroczysty, potem ta przejrzystość nabrała barw. Giennadij nie ujawniał się, widziałem tylko jego odbicie w lusterku. – Tak się zastanawiam, chyba najszybciej będzie po obwodnicy, nie? I pośpiesz się, za godzinę mamy samolot do Edynburga. Zanim się twoi zorientują, będziemy już na miejscu. Nie chciałbym tracić ostatniego ładunku „Kuli minojskiej” na portal do Edynburga. Ale pamiętaj, jeśli spóźnimy się na samolot, pójdziemy przez portal.

– W Edynburgu czeka Arina? – spytałem.

– Jedź, jedź. – Edgar się uśmiechnął. – A ja tymczasem wyjawię ci powody, dla których będziesz nam pomagał.

– No, bardzo jestem ciekaw – mruknąłem.

W piersi narastał chłód, ale nie chciałem okazywać strachu. Zresztą, co za różnica? Wampiry wyczuwają strach intuicyjnie. Czasem ciężko się przed nimi osłonić nawet magią.

– Będziesz się starał ze względu na córkę oczywiście – oznajmił Edgar. – I ze względu na żonę. Z Ciemnym by ta sztuczka nie przeszła, ale wobec Jasnego to idealny chwyt.

– Nie zdołasz ich dosięgnąć.

– Osobiście faktycznie mógłbym nie dać rady; Heser i Zawulon naprawdę się postarali. Naliczyłem sześciu ochroniarzy… Ty o ilu wiesz? O tej dwójce na schodach?

Nie odpowiedziałem.

– Myślę, że jest ich ośmiu albo nawet dwunastu – powiedział Edgar zatroskanym głosem. – Tak czy inaczej, dwaj starzy pierdziele porządnie się zabezpieczyli. Ale załóżmy, że koło twojego domu nastąpi wybuch… i to nie zwykły wybuch, ale jądrowy… W czasie takiego wybuchu giną nawet Wyżsi Inni, Hiroszima to udowodniła.

– Nie odważysz się… Jesteś Ciemnym, ale nie psychopatą. Atomowy wybuch w centrum Moskwy? Tylko po to, żeby zabić moją żonę i córkę? Ilu ludzi zginie przy okazji? A jeśli komuś puszczą nerwy, jeśli uzna to za atak jądrowy i wybuchnie wojna światowa?

– O! To również ma niepoślednie znaczenie. Nawet jeśli Heser poczuje, że coś jest nie tak, i wywiezie twoją rodzinę z Moskwy, do jakiegoś tam ufimskiego schronu, niczego to nie zmieni. Od ciebie nadal będzie zależeć los setek tysięcy, a nawet milionów ludzi. Niezły haczyk dla Jasnego, co?

– Edgar… Co się z tobą stało?

– Nic. – Edgar zaśmiał się nerwowym, nienaturalnym śmiechem. – Ze mną wszystko w porządku!

– Kogo straciłeś, Edgarze?

Zadałem to pytanie na chybił trafił, ale milczenie byłego Inkwizytora świadczyło o tym, że trafiłem w dziesiątkę. Nareszcie zaczynałem coś rozumieć…

– Żonę – powiedział w końcu. – Annabel.

– Przecież mówiłeś, że byłeś z nią na Krecie – przypomniałem.

– Byłem. Dokładnie rok temu. Szliśmy z plaży do hotelu, wzdłuż drogi… i obok nas przejeżdżała ciężarówka. Kierowca stracił panowanie nad samochodem i potrącił Annabel przy prędkości osiemdziesięciu kilometrów na godzinę. Nie zdążyłem nic zrobić.

– Kochałeś ją… – powiedziałem ze zdumieniem.

– Tak. – Edgar skinął głową. – Kochałem. Nie jestem Zawulonem, umiem kochać. Umiałem.

– Bardzo mi przykro…

– Dziękuję, Anton – powiedział Edgar normalnym tonem. – Wiem, że mówisz szczerze, ale to niczego nie zmienia w naszych stosunkach.

– Po co wyruszyłeś przeciwko wszystkim? Po co wciągnąłeś w to ludzi?

– Ludzi? Co za różnica, jak się ich wykorzystuje? Skoro żyjemy dzięki ich energii, to dlaczego nie mielibyśmy ich użyć w charakterze mięsa armatniego? A dlaczego wystąpiłem przeciwko wszystkim?… Źle sformułowane pytanie. Ja nie jestem przeciw, jestem jak najbardziej za – za wszystkimi Innymi, Ciemnymi i Jasnymi. Gdy osiągniemy nasz cel, zrozumiecie… nawet ty rozumiesz.

– Nie tak się umawialiśmy – wtrącił Giennadij.

– Pamiętam, jak się umawialiśmy – sparował Edgar. – Robimy to, co zaplanowaliśmy, a potem ty wyzywasz Antona na pojedynek. Wszystko się zgadza, prawda? Przecież sam chciałeś uczciwego pojedynku?

– Chciałem – przyznał z powątpiewaniem Giennadij.

– Skoro taki jesteś pewien, że zrozumiem – właśnie wjeżdżałem na estakadę, walcząc z pragnieniem ostrego skrętu i zrzucenia samochodu w dół – to chyba możesz mi powiedzieć, co planujecie. A nuż zacznę wam pomagać z własnej woli?

– Myślałem o tym. – Edgar skinął głową. – Myślałem, że ze wszystkich Jasnych, których znam, jesteś najbardziej sensowny. Ale tak się złożyło, że zaczęliśmy współpracować z Giennadijem, a on był zdecydowanie przeciwny. Nie lubi cię, wiesz? Zabiłeś jego syna. Przez ciebie ubezcieleśniła się jego żona. Jak moglibyśmy cię wziąć do Ostatniego Patrolu?

– Bardzo romantyczna nazwa.

– Giena jest romantykiem. – Edgar się roześmiał. – Tak naprawdę nie mieliśmy zamiaru cię ruszać… Zemsta to dobra rzecz, ale tylko wtedy, gdy nie zostaje nic prócz zemsty. Ale Heser musiał wysłać do Edynburga właśnie ciebie!

– Zabiliście Wiktora dlatego, że rozpoznał Giennadija?

– Tak. – Edgar skinął głową. – To był spontaniczny ruch. Giena spanikował, myślał, że kolega Kostii zjawił się tu nieprzypadkowo, że jesteśmy śledzeni. Pomyliliśmy się… ale przy okazji dowiedzieliśmy, jak otworzyć barierę na trzeciej warstwie, o tym nie mieliśmy dokładnych informacji.