Выбрать главу

– A o golemie na piątej mieliście?

– Owszem. Po śmierci Annabel przeniesiono mnie do działu przechowywania zbiorów specjalnych. Żebym się uspokoił, przetrawił swój ból w spokojnej pracy archiwisty… Gdybyś tylko wiedział, Jasny, co można znaleźć w tych zbiorach Inkwizycji! Nie podejrzewałem nawet, że można stworzyć takie rzeczy! Powiem szczerze, że w ciągu ostatnich stu lat magia poważnie się zdegradowała. Poszliśmy na łatwiznę, używając ludzkich produktów, a przecież mieliśmy magiczne odpowiedniki telefonów, samochodów i samolotów! Nawet więcej! Moglibyśmy stworzyć własną cywilizację opartą na magii!

– Problem w tym, że konsumujemy więcej Siły, niż produkujemy – zauważyłem. – I nie możemy żyć bez ludzi.

– Tak, o tym również myślałem. – Edgar wyraźnie się ożywił. – Można by było… hej, hej, nie zwalniaj! Jedź lewym pasem, na razie jest czysto… No więc, idealnym społeczeństwem wydaje się struktura bliska średniowiecznej. Ludzie żyją prostym, zdrowym życiem, uprawiają ziemię, zajmują się rzemiosłem i sztuką. Żadnych scentralizowanych rządów, zwykły system feudalny, baronowie i nominalni królowie. A my, Inni, żyjemy częściowo oddzielnie, a częściowo wśród ludzi. Nie ukrywamy się, wszyscy wiedzą o naszym istnieniu. Zgodnie z tym schematem ludzie mogliby nawet rzucić wyzwanie magowi czy wampirowi. Proszę bardzo! Powinien działać mechanizm doboru naturalnego, eliminujący słabych i nadmiernie okrutnych Innych. Taki świat byłby znacznie przyjemniejszy niż obecny, zarówno dla Innych, jak i dla ludzi. Nie czytałeś nigdy fantasy?

– Czego?

– Książek! Wszystkich tych Władców Pierścieni, Conanów, Czarnoksiężnika z Archipelagu, Harrego Pottera.

– Coś niecoś czytałem… Pewne rzeczy są naiwne, inne ciekawe. Jako literatura rozrywkowa ujdzie.

– Wśród ludzi jest nawet bardziej popularna niż scence fiction! – zauważył Edgar. – Czysty paradoks. Podbój Marsa, lot do gwiazd, czyli to, co ludzie rzeczywiście mogą osiągnąć, a czego my nie osiągniemy nigdy – o tym ludzie nie chcą czytać. Za to marzą o tym, żeby zostać magami, rzucać się do walki z wielkim ostrym mieczem dłoniach… Gdyby tylko wiedzieli, jak wyglądają rany od prawdziwego miecza! I cóż to znaczy? Że przesycone magią średniowiecze jest marzeniem wielu ludzi!

– Jasne – prychnąłem. – Pewnie dlatego, że nie zastanawiają się nad urokami załatwiania potrzeb fizjologicznych w wygódkach w czasie siarczystego mrozu… Jak również nie myślą o aromatach, jaki roztaczają owe kloaki w czasie upału. Bohaterowie książek nigdy nie miewają kataru, nadkwasoty, malarii, czy ataku wyrostka robaczkowego, a jeśli już coś takiego ich dopadnie, to zawsze jest pod ręką Jasny uzdrowiciel. Nie mówiąc już o tym, że wszyscy czytelnicy widzą siebie na królewskim tronie, w płaszczu maga, a w ostateczności w drużynie wesołego, dzielnego barona, a nie na piaszczystym polu, z drewnianą motyką w ręku, odprowadzającego wzrokiem drużynę, która właśnie stratowała żałosne plony, w połowie należące do dzielnego i wesołego barona.

– To inna sprawa – odparł spokojnie Edgar. – Wszystko ma swoje wady i zalety. Za to nie ma tam reklamy, polityków, adwokatów, genetycznie zmodyfikowanej żywności…

– Żywności w ogóle byłoby niewiele.

– Nie ma dzieci, które rodzą się z wadami genetycznymi z powodu zanieczyszczeń środowiska…

– Nie myślałeś o przystąpieniu do Greenpeace? – spytałem sarkastycznie. – Za to pełno jest dzieci, na które rzucono urok, gdy były w ciele matki, a jeszcze więcej takich, które zmarły zaraz po urodzeniu, z braku lekarstw i z powodu nieprawidłowego odebrania porodu. Edgar, co wy chcecie zrobić? Cofnąć świat do czasów średniowiecza?

Edgar westchnął.

– Nie, Anton. Prawdopodobieństwo takiego wyniku jest znikome. Przyznaję, że po cichu na to liczę, ale szanse są minimalne.

– Zaczynam coraz poważniej myśleć o wjechaniu na jakiś słup – powiedziałem. – Widzisz kładkę przed nami, takie przejście dla pieszych? Ma bardzo kuszące betonowe słupy…

– Obawiam się, że nic by nam się nie stało – odparł Edgar. – Tobie również. Samochód masz dobry, poduszki powietrzne, pasy… Mamy spore szanse przeżyć, więc się nie wygłupiaj. Jeśli chcesz popełnić samobójstwo, to trochę poczaruj.

– Co wykopałeś w tych archiwach? Na co liczysz?

– Nie mów mu – powiedział ponuro Giennadij, ale jego słowa miały odwrotny skutek.

Mimo wszystko Edgar był Ciemnym, który przywykł patrzeć na wampiry z lekką pogardą. Nawet na wampiry-sprzymierzeńców.

– Inkwizycja zawsze bardzo interesowała się artefaktami pozostającymi poza jej zasięgiem – rzekł Edgar. – Ze szczególnym uwzględnieniem tych, które były dziełem Merlina… z oczywistych względów. O Wieńcu Wszystkiego niewiele było wiadomo… Tylko tyle, że znajduje się w Szkocji i jest bardzo potężnym, jeśli nie najpotężniejszym przedmiotem magicznym. Sądzono jednak, że nigdzie nie ma na jego temat żadnych informacji. Na szczęście, kilka lat temu rozpoczęto katalogowanie i komputeryzację archiwów; między innymi wprowadzono do komputera raporty ze średniowiecznych przesłuchań wiedźm oraz zapomniane przez wszystkich sprawozdania agentów i uczonych. Szukałem wszystkiego, co się wiązało z Merlinem, i znalazłem kilka linijek, o których dawno zapomniano. W trzynastym wieku pewna Jasna czarodziejka pierwszego stopnia (aczkolwiek te informacje trafiły do niej nie ze względu na jej rangę) była przesłuchiwana z powodu pewnego wydarzenia w Glasgow, podówczas małego prowincjonalnego miasteczka. W trakcie przesłuchania wspomniała o ostatnim artefakcie, jaki stworzył Merlin. Zapytano ją, jakie właściwości posiadał ten artefakt, a czarodziejka odpowiedziała: „Wieniec jest tym, o czym marzą ci Inni, którzy od nas odeszli i czekają w Zmroku. Wieniec da im szczęście, zwróci wolność…”. Wówczas do jej słów nie przywiązano wagi, i zeznania przeleżały w archiwach długie stulecia, aż do chwili, gdy karty pergaminu położono na skaner. Potem wystarczyło już tylko wrzucić do wyszukiwarki słowo „Merlin”…

– Rozumiem, że w bazie Inkwizycji nie ma już tej informacji? – dodałem.

Edgar się uśmiechnął.

– Chcecie ożywić martwych Innych? – spytałem.

– Tych, którzy odeszli – wycedził Giennadij. – Nie martwych, tylko tych, którzy odeszli!

– To nie jest takie proste. – Edgar westchnął. – Naszym zdaniem Wieniec Wszystkiego połączy świat Zmroku i świat ludzi, usunie bariery między warstwami. Teraz ci, którzy odeszli, nie mogą… nie mogą wrócić do naszego świata, a my z kolei nie jesteśmy w stanie długo przebywać na głębokich warstwach Zmroku. Ale Wieniec wszystko zmieni. Ci, którzy odeszli, znów będą z nami.

– Edgarze, nic nie wiecie na pewno – powiedziałem. – I nie możecie wiedzieć! To tylko wasze domysły! A jeśli warstwy Zmroku połączą się z naszym światem na stałe? Przecież to będzie katastrofa!

– Wiemy, że chcą tego ci Inni, którzy odeszli – powiedział twardo Edgar.

– Na podstawie jednego zdania, wypowiedzianego w trzynastym wieku przez jakąś czarodziejkę?!

– Była kochanką Merlina. Posiadała dokładne dane. Nie spierałem się dłużej.

Co mogłem przeciwstawić ich wierze? Nic! Wierze można przeciwstawić jedynie inną wiarę, a nie fakty czy hipotezy.

– Edgarze, gdybym wiedział na pewno, że Wieniec zwróci nam tych Innych, pomógłbym wam. Ale nie mam takiej pewności. – Skręciłem na szosę Leningradzką. – To po pierwsze.

– Mów dalej – zezwolił uprzejmie Edgar.

– Nawet, gdybym chciał wam pomóc, to w Edynburgu wzmocniono ochronę artefaktu. Wszyscy wiedzą, że znów tam przyjdziecie. I myślę, że już stwierdzili, co ukradłeś z magazynów Inkwizycji – twoje amulety nie będą dla nikogo zaskoczeniem. Niełatwo nam będzie przejść. To po drugie.