Śmierć i zmartwychwstanie.
Niekończący się strumień Siły, umierający i odradzający się…
Zrozumiałem.
Wszystko zrozumiałem.
Ręce mi zadrżały, ścisnąłem mocniej poręcze fotela. Zauważyłem podejrzliwie spojrzenie Giennadija i powiedziałem:
– Boję się latać. Weź mi koniak, dobrze? Bądź człowiekiem, chociaż na chwilę!
Giennadij podniósł się i przywołał gestem stewardesę. Uroboros.
Początek i koniec. Śmierć i życie. Pierścień Siły opasują wszechświat.
Wszystko zrozumiałem. Jako pierwszy, pierwszy po Merłinie. Będę miał powód do dumy… jeśli tylko przeżyję.
– Coś wymyśliłeś – powiedział Edgar. Uniósł się, przechylił przez oparcie fotela i zajrzał mi w oczy: – Hej, Anton! Miałem rację, wymyśliłeś coś!
– Wymyśliłem – przyznałem. – Edgarze, chcę cię jeszcze raz zapytać… Jesteś pewien, że wyciąganie tych, którzy odeszli, jest bezpieczne? Wiesz, czym jest „cień władców”?
– Wiem. – Edgar sposępniał. – To magowie, którzy odeszli, wezwani z piątej warstwy, na której mogą jakiś czas istnieć. Wyrwani z rodzimego środowiska, napompowani Siłą, oszalali… Niszczący wszystko wokół siebie z niesłychanym okrucieństwem. Anton, nie porównuj wyciągania Innych przemocą z ich ożywieniem. Gdyby obudzili cię w nocy, stuknęli po głowie, oblali gównem i zaczęli ci się drzeć prosto do ucha, też by się wściekł i zaczął szaleć.
– Więc to ostateczna decyzja…
Nie mogłem tak od razu się złamać. Edgar nie zdoła przeczytać moich myśli – w końcu jestem Wyższym – ale zdoła wyczuć kłamstwo w intonacji, w wyrazie twarzy… Giennadij również.
– Edgarze, jakie mam gwarancje?
– Jakie znowu gwarancje? – zdumiał się Edgar.
– Gwarancje, że gdy wam wszystko wyjawię, nie wydasz polecenia eksplozji w Moskwie. I że zdejmiesz z mojej szyi Kota Schroedingera.
Edgar uśmiechnął się krzywo.
– Dużo chcesz.
– Dużo daję – odparłem tym samym tonem.
– Przysięga na Światło i Ciemność ci wystarczy?
– Edgar! – warknął Giennadij. – Wszystko ma swoje granice!
– Przysięgam na Światło i Ciemność oraz na równowagę między nimi – powiedział powoli Edgar, wyciągając rękę w prześwit między moim fotelem i siedzeniem Giennadija – że jeśli pomożesz nam zdobyć Wieniec Wszystkiego, zdejmę z ciebie Kota Schroedingera, nie wydam rozkazu wybuchu w Moskwie i pozwolę ci pojedynkować się z Giennadijem sam na sam. Jeśli zwyciężysz, nie będę więcej czynił wstrętów tobie i twojej rodzinie, jeśli tylko ja nie zostanę zaatakowany. Jeśli przegrasz, przysięgam nie czynić żadnych kroków wobec Świetlany i Nadii, jeśli tylko one same mnie nie zaatakują. Przysięgam.
Na jego dłoni pojawiła się kula, pół na pół, światło i ciemność. Kula wirowała powoli, światło przechodziło w mrok, mrok w światło.
– Jedno uściślenie – wtrąciłem. – Co konkretnie oznacza „jeśli pomogę zdobyć”? To znaczy kiedy?
– Gdy Wieniec Wszystkiego będzie już w naszych rękach.
– Nie zgadzam się. – Pokręciłem głową. – Mam poważne podstawy przypuszczać, że zdobywając Wieniec, wszyscy zginiecie. A zdjąć Kota może tylko ten, kto go umieścił. Nie uśmiecha mi się spędzenie reszty życia bez magii, z tym draństwem na szyi.
– Doprecyzowanie – rzekł Edgar, patrząc na wirującą na jego dłoni kulę z mroku i światła. – Wydam rozkaz powstrzymania akcji związanej z odpaleniem pocisku, gdy tylko uznamy twoje słowa za prawdę. Kota zdejmę, zanim wyruszymy zdobyć Wieniec. Ale będziesz obok nas, związany przysięgą nieprzeszkadzania. To maksimum tego, na co mogę pójść.
Teraz z kolei ja zacząłem udawać, że się zastanawiam. Czy jestem gotów zgodzić się na te warunki? Gdybym rzeczywiście chciał wyjawić im prawdę, to pewnie jeszcze bym się targował…
– Ostatnie uściślenie. – Uniosłem rękę. – Nie tylko zdejmiesz ze mnie Kota, ale także pozwolisz mi się odsunąć na bezpieczną odległość. Nie mam zamiaru stawać do walki wbrew sobie!
– Do walki? – powtórzył zaintrygowany Edgar. – Rozumiem, że nie masz tu na myśli walki z pracownikami Lermonta?
– Nie. – Uśmiechnąłem się. – Nawet bez nich będziecie mieli problemów wyżej uszu, wierz mi.
– Dobrze – zgodził się Edgar. – Pozwolę ci odejść na bezpieczną odległość, nim wyruszymy po Wieniec. Ale potem będziesz zobowiązany wrócić i stanąć do pojedynku z Giennadijem. On… bardzo mu na tym zależy.
– Zgadzam się – powiedziałem i wyciągnąłem rękę. – Przysięgam na Światło!
Na mojej dłoni na ułamek sekundy pojawiła się ognista kula. Kot na mojej szyi zjeżył się niezadowolony i od razu rozluźnił.
To była magia, ale nie moja, to pierwotna Siła sama decydowała, czy potwierdzić słowa maga, czy nie.
– Giennadij, potwierdzasz zobowiązania Edgara? – spytałem jeszcze.
– Tak – odparł ponuro Sauszkin.
Nie przysięgał na Ciemność, do wampirów pierwotna siła przychodzi rzadko. Ale wierzyłem mu, przecież dla niego najważniejszą rzeczą było odzyskanie syna i żony. Zemsta schodziła na dalszy plan…
Przypomniałem sobie, że otaczająca nas kula milczenia nie przeszkadza pasażerom w oglądaniu tej dziwnej iluminacji, i rozejrzałem się.
Ale wszystko było w porządku. Mężczyzna zajmujący miejsce za przejściem spał, jego sąsiad przy oknie wpatrywał się w ekran notebooka. Ci biznesmeni są naprawdę wspaniali…
– Nie da się przejść na siódmą warstwę Zmroku – oznajmiłem. – W żaden sposób. Może to zrobić jedynie zerowy mag… albo ten, który się ubezcieleśnił i odszedł w Zmrok.
Giennadij spiął się, a Edgar zapytał lodowatym tonem:
– I to jest twoja rada?
– Nie. – Pokręciłem głową. – W tej zagadce Merlin umieścił wszystkie wskazówki, to tylko wy uczepiliście się tej myśli o siódmej warstwie zmroku! Zresztą nie tylko wy… – dodałem samokrytycznie. – A przecież Merlin zostawił nie tylko instrukcję wydostania Wieńca, on mówił o problemie w ogóle! O możliwości spotkania się z tymi, którzy odeszli!
Edgar i Giennadij popatrzyli na siebie.
Tak, to powinno ich zaintrygować. I zaintrygowało!
– „Idź naprzód, jeśliś silny jak ja”! – zacytowałem. – O czym mowa? O drodze na siódmą warstwę, gdzie mieszkają ci, którzy odeszli. A jeśli nie jesteś zerowym magiem? To potrzebujesz artefaktu Merlina! A skąd go wziąć? Napis na szóstej warstwie głosi: „Lub zawróć, jeśliś jak ja mądry”! A co mamy na piątej warstwie?
– Strażnika. Golema w postaci dwugłowego węża. – Edgar zmrużył oczy.
– Głowa i ogon! Wszystko razem połączone! – oznajmiłem triumfalnie. – To nie jest zwykły strażnik, idioci! To jednocześnie ochrona artefaktu! Czytaliście w dzieciństwie bajki? Śmierć Kościeja jest w jajku, jajko w kaczce, a kaczka w kufrze… To ta sama zasada! Właśnie – dodałem w porywie natchnienia. – Nie zdziwiłbym się, gdybyście rozcięli golema na pół, a z niego wylazłby inny stwór! Albo wyfrunął… Pewnie będzie chciał salwować się ucieczką, więc przygotujcie się do schwytania latającego stwora!
– Tak życie i śmierć są nierozłączne… – powiedział w zadumie Edgar.
– Śmierć strażnika to zarazem nowe życie dla tych, którzy odeszli… – szepnął Giennadij. – Edgar, myślisz, że faktycznie?…
Edgar był pogrążony w rozmyślaniach. Chyba usiłował sobie coś przypomnieć.
– A właśnie, Wieniec jest pewnie aktywatorem golema – do – dałem. – Merlin lubił rozwiązania proste i eleganckie.
– Były dwa przypadki w historii, gdy golem-strażnik stanowił zarazem osłonę rzeczy ochranianej – odezwał się wreszcie Edgar. – I po raz pierwszy tej sztuczki użył właśnie jeden z uczniów Merlina…