– Więc czemu ty?… – Niedokończone pytanie zawisło w powietrzu.
Giennadij zaśmiał się cicho, ochryple.
– Dlatego że teraz jest idealistką! Jest teraz Jasną, tak samo jak ty! Zabija tylko z wyższych pobudek…
– Cicho bądź, krwiopijco! – Arina łysnęła oczami i spokojnym głosem potwierdziła: – To prawda, Anton. Zostałam Jasną świadomie. Można powiedzieć, że z nakazu rozumu, a nie duszy. Ciemnych miałam już dość, nigdy nie spotkało mnie z ich strony nic dobrego… Myślałam o przejściu do Inkwizycji, ale za dużo miałam grzeszków na sumieniu… Zresztą nigdy nie lubiłam tych zarozumiałych buców… Przepraszam, Edgarze, ciebie to już oczywiście nie dotyczy. Naprawdę wyjechałam wtedy na Syberię. Mieszkałam w Tomsku. Ciche, spokojne miasto… skłania ku Światłu. Pracowałam w charakterze czarodziejki. Dałam ogłoszenie do gazety, a gdy przyszli z Patrolu, żeby sprawdzić, udawałam szarlatankę. Wiesz, że omamienie szeregowego patrolowego nie sprawia mi trudności. A potem przyłapałam się na tym, że robię same dobre uczynki. Żonom zwracam mężów, ale tylko wtedy, jeśli miłość jeszcze żyje, jeśli widzę, że od tego naprawdę wszystkim będzie lepiej. Choroby leczę, zaginionych odnajduję, młodość przywracam – tylko odrobinę… w takim wypadku wystarczy dać kroplę magii i sprawić, żeby ludzie uwierzyli w siebie, zaczęli prowadzić zdrowy tryb życia. Ani jednego uroku, ani jednego zmuszenia do powrotu do osoby niekochanej. W końcu postanowiłam, że mam dość zabawy w ciemne gry. A co musi zrobić Inny, żeby zmienić kolor? Pokręciłem głową.
– Musi wymyślić coś wielkiego, coś ważnego. To nie jest takie proste. To nie jest tak, że jeśli przez cały rok robisz dobre uczynki, to zostajesz Jasnym, a jeśli czyniłeś zło, to będziesz Ciemnym. Nie. Musi się stać coś takiego, żeby wszystko się w tobie wywróciło. Żeby cała przeszłość, wszystko, czego dokonałeś w życiu, zbielało… albo przeciwnie, sczerniało.
– Merlin wpadł na morderstwie dzieci? – spytałem.
– Myślę, że tak. – Arina skinęła głową. – No bo na czym jeszcze? Bardzo chciał stworzyć na ziemi królestwo szlachetności i sprawiedliwości, i dlatego wyniósł Artura. Czy można się ceregielić, realizując taki cel? A tu w liniach prawdopodobieństwa pojawia się niemowlę, które ma dorosnąć i zburzyć całe królestwo! Nie żyłam w tamtych czasach, nie wiem, o czym wtedy myślał Merlin, czego chciał. Ale w chwili, gdy w imię swego marzenia postanowił zgubić niewinnych, umarł Wielki Jasny mag i narodził się Wielki Ciemny.
Znowu Uroboros. Życie w śmierć, śmierć w życie…
Czy w przypadku Ariny rzeczywiście wszystko było takie proste? Znudziło jej się bycie Ciemną, zapragnęła robić dobre uczynki i stała się Jasną? Zmieniła się, niczym staruszka Szapoklak z „Kiwaczka” i stanęła po drugiej stronie?…
A może chodziło o coś innego? O długotrwałe, skomplikowane stosunki z Heserem? O ich wspólne intrygi, gdy Jasny mag i Ciemna wiedźma dążyli do wspólnego celu? Czy to Heser skłonił ją ku Światłu, czy może Arina zrozumiała, że między jej Ciemnością a Światłem Hesera nie ma zbyt dużej różnicy?
Nie wiem. I Arina mi tego nie powie. Podobnie jak nie powie mi, czy Heser i Zawulon znali wcześniej jej plany, prowadząc swoją grę i pozwalając Ostatniemu Patrolowi wyciągnąć rękę po spadek Medina.
– A jak się skontaktowałaś z Edgarem? Jeśli to nie tajemnica?
Edgar nie zareagował. Coś szeptał… pewnie leczył swój uraz.
– Jaka tam tajemnica… – Arina popatrzyła na swojego towarzysza i chyba kochanka. – Edgar mnie mimo wszystko odnalazł, dla samej zasady. Odnalazł, ale wtedy już nie chodziło mu o to, żeby się zasłużyć. Jego żona zginęła, dowiedział się o ostatnim artefakcie Medina i chciał go zdobyć. A najprostszą drogą było zostanie Wyższym, a jeszcze lepiej zerowym, takim jak Merlin. Edgar sądził, że zdołam odtworzyć Fuaran, ale trochę mnie przecenił. Mnie jednak opowieść o Wieńcu Wszystkiego się spodobała i zawarliśmy porozumienie.
Skinąłem głową. Bardzo możliwe, że tak właśnie było. Pochłonięty obsesją artefaktu Edgar znalazł Arinę, razem przyłączyli się do Ostatniego Patrolu łaknącego zemsty Sauszkina i zaczęli działać. Mający dostęp do największego składu amuletów magicznych Inkwizytor, bardzo mądra wiedźma, która stała się Jasną, i Wyższy wampir, który chodził po ścianach z tęsknoty za żoną i synem…
Smutny to był zespół.
I straszny.
– Nie boisz się, Arino, że Wieniec stanie się twoim błędem? Podobnie jak Mordred stał się błędem Medina?
– Boję się – przyznała. – Boję… Ale powiedz mi coś innego. Czy popełniliśmy błąd, biorąc cię do spółki? Wymyśliłeś, jak zdobyć Wieniec Wszystkiego?
– Tak – powiedziałem. – Medin mydlił nam oczy tą siódmą warstwą. Żaden żywy Inny, jeśli nie jest zerowy, nie wejdzie do królestwa umarłych.
– Tych, którzy odeszli – poprawił bez złości Giennadij. – Tych, którzy odeszli, nie umarłych.
Czemu tak mu to przeszkadza? Dlatego że sam nie jest żywy?
– Jestem tego samego zdania. – Arina skinęła głową. – Gdybyśmy mieli Fuaran, zdołałabym podciągnąć Edgara do zerowego. Bez książki jest znacznie trudniej. Co nieco sobie przypomniałam, coś niecoś udało mi się napisać na nowo i jakoś podciągnęłam go do Wyższego. Brak mi zdolności, żeby rywalizować z samą Fuaran… I co wymyśliłeś?
– Wieniec Wszystkiego jest na piątej warstwie – odparłem. Mogliście go zdobyć już dwa tygodnie temu!
Arina zmrużyła oczy, patrząc na mnie. A ja zacząłem powtarzać to wszystko, co już plotłem Edgarowi i Giennadijowi w samolocie. O kroku w tył. O głowie i ogonie, o golemie.
– Czy ty czasem nie kłamiesz? – powiedziała w zadumie Arina. – Tak ci to składnie wychodzi… Tylko jakieś to za proste, jak na Merlina. Co ty na to?
– Ja też myślę, że kłamie. – Giennadij poparł ją niespodziewanie, choć w samolocie nie przejawiał nieufności. – Trzeba było wziąć córkę…
– Giena, nie próbuj nawet myśleć o tym, żeby tknąć dziewczynkę… – powiedziała półgłosem Arina. – Czy to jasne?
– Jasne. – Giennadij natychmiast spokorniał.
– No to jak, czarodzieju? Mówisz prawdę czy nie? – Arina patrzyła mi prosto w oczy. – Co?
– Prawdę? – Pochyliłem się. Teraz mogła mnie uratować tylko wściekłość… i szczerość. – Co ja jestem? Merlin? Skąd miałbym znać prawdę? Powiesili mi na szyi to draństwo, grozili, że wysadzą w powietrze pół Moskwy razem z moją żoną i córką, a potem kazali myśleć, jak wydostać artefakt. Skąd mogę wiedzieć, czy mam rację? Myślałem, myślałem i wydaje mi się, że to może być dobra odpowiedź… Ale nikt ci tego nie zagwarantuje, ja też nie!
– Co wy ode mnie chcecie, moi wy bandyci kochani… Może mam wam jeszcze Murkę zagrać? – powiedział niespodziewanie Edgar.
Nie od razu zrozumiałem, że żartuje; tak rzadko mu się to zdarzało.
– Moim zdaniem w tej wersji coś jest… – dodał były Inkwizytor, zerkając na mnie nieprzyjaźnie. – Może to i prawda…
Arina westchnęła i rozłożyła ręce.
– No cóż, nie pozostaje nam nic innego jak sprawdzić. Ruszamy.
– Stop – powiedziałem. – Edgar obiecał, że zdejmie ze mnie Kota!
– Skoro obiecał, to niech zdejmie – zadysponowała Arina po chwili zastanowienia. – Ale bierz pod uwagę, Anton, że choć jesteś silny, to nas jest troje i wcale nie jesteśmy od ciebie słabsi. Nie próbuj żadnych sztuczek.