– Nie.
Znów westchnął ciężko i zaczął przeglądać jakieś papiery, jakby w tym małym hotelu znajdowało się tyle pokoi, że poważnym problemem było zapamiętanie, które są wolne. Nie podnosząc wzroku, zapytał:
– Kto nas panu polecił?
– Ciemny podczas kontroli na Heathrow.
– Sądzę, że będziemy mogli panu pomóc – odparł mężczyzna, wcale niezdziwiony. – Jaki pokój pan woli, jasny czy ciemny? Jeśli jest pan… ee… z psem, to mamy bardzo wygodny pokój, z którego nawet największy pies może swobodnie wychodzić i do którego może wchodzić, nikogo nie niepokojąc.
– Chciałbym jasny pokój – powiedziałem.
– Daj panu luks na trzecim, Andrew – usłyszałem z tyłu. – To wysoki gość, bardzo wysoki.
Wziąłem klucz od portiera i odwróciłem się.
– Zaprowadzę pana – powiedział jasnowłosy młodzieniec stojący przy automacie z papierosami, obok drzwi prowadzących do małej restauracji. Zdarza się, że w takich hotelach w ogóle nie ma restauracji i śniadania są podawane do pokoju, ale pewnie tutejsi goście mieli zbyt egzotyczne gusta.
– Anton – przedstawiłem się, patrząc na właściciela hotelu. – Anton Gorodecki, Moskwa, Nocny Patrol.
– Bruce – oznajmił młodzieniec. – Bruce Ramsey, Edynburg. Właściciel tego zakładu.
Wyglądał tak, że mógłby grać Doriana Greya. Młody, przystojny, pełen czaru i wdzięku, powinien nosić w klapie marynarki znaczek: „Zawsze gotów do rozpusty!”.
Tylko oczy miał stare. Szare, wyblakłe, z równomiernie różowymi białkami starego wampira.
Wziął ode mnie walizkę – nie protestowałem – i ruszył na górę po drewnianych schodach, mówiąc po drodze:
– Przykro mi, ale nie mamy windy. To zbyt stary i zbyt mały budynek, żeby robić w nim szyb. Poza tym, nigdy nie przyzwyczaiłem się do wind. Odnoszę wrażenie, że ten mechaniczny potwór zepsułby nasz piękny dom. Nie cierpię budynków, w których stare fasady kryją nudne, sztampowe mieszkania. Zresztą u nas nieczęsto zjawiają się goście, którzy nie byliby w stanie wejść po schodach… Jedynie wilkołaki nie lubią stromych stopni, dlatego staramy się umieszczać je na parterze, w specjalnym pokoju, albo na pierwszym piętrze… Jakie wiatry przywiały pana do naszego miasta, Wyższy Jasny?
Nie był zwykłym wampirem, miał pierwszy poziom Siły – wprawdzie nie tak magicznej, jak na przykład ja, tylko wampirzej, ale i tak można go było nazwać Innym pierwszego stopnia
– Wydarzenia w „Podziemiach” – powiedziałem.
– Tak też przypuszczałem. – Młodzieniec szedł przodem, zamaszyście pokonując po dwa stopnie na raz. – Szalenie nieprzyjemne wydarzenie. Owszem, doceniam humor sytuacyjny, ale z się stało. To nie te czasy, kiedy można było podejść do sympatycznego człowieka i wypić go do sucha. To zupełnie inne czasy!…
– Tęskni pan za tamtymi czasami?
– Czasami – przyznał młodzieniec i roześmiał się. – Ale jak wiemy, każdy wiek i każda epoka mają swoje zalety… Ludzie ucywilizowali się, nie polują już na czarownice, nie wierzą w wami piry, i my też się ucywilizowaliśmy. Nie wolno traktować ludzi jak bezpańskiego bydła. Oni zasługują na szacunek, chociażby z tego względu, że są naszymi przodkami. Trzeba szanować swoi ich przodków, prawda?
Nie zaprzeczyłem.
– To bardzo ładny pokój, spodoba się panu – kontynuował wampir, wychodząc na trzecie piętro, gdzie było tylko dwoje drzwi; schody biegły dalej, na mansardę. – Po prawej stronie znajduje się luks dla Ciemnych, również bardzo przyjemny; sam go urządzałem i jestem dumny z jego wystroju. A oto i pański pokój…
Nie potrzebował klucza – delikatnie klepnął dłonią zamek i drzwi stanęły otworem. Drobne pozerstwo, zaskakujące u tak starego wampira.
– Mamy świetnego projektanta wnętrz, to samouk, Jasny Inny. Zaledwie szósty stopień Siły, ale do pracy magia nie jest potrzebna – mówił Bruce. – Poprosiłem go, żeby urządził trzy pokoje, kierując się gustem Jasnych. Większość pokoi jest urządzona w dość specyficzny sposób, sam pan rozumie…
Wszedłem do środka i zastygłem osłupiały.
Nigdy bym nie przypuszczał, że mam taki gust!
Wnętrze utrzymano w trzech kolorach – białym, różowym i beżowym. Parkiet z jasnego wybielonego drewna, na ścianach beżowe tapety z jasnoróżowymi kwiatuszkami, staromodne meble z jasnego drewna i śnieżnobiałego atłasu. Wielka skórzana kanapa pod ścianą – oczywiście biała. Kryształowy żyrandol pod sufitem. W oknach przezroczysty tiul i rolety z jasnoróżowego materiału.
Pewnie słońce nieźle tu rano pali…
Jedne drzwi prowadziły do maleńkiej sypialni z dwuosobowym łóżkiem. Pościel jedwabna, różowa. Na stoliczku wazonik z czerwoną różą, jedyny żywszy akcent. Za drugimi drzwiami łazienka, nieduża, ale za to wyposażona w jakąś niesamowitą hybrydę wanny z hydromasażem i kabinki prysznicowej.
– Pokraczne i nie trzyma stylu – westchnął stojący za mną Bruce. – Ale wielu osobom się podoba.
Jego odbijająca się w lustrze twarz była lekko zmartwiona. Najwyraźniej nie podobał mu się pomysł umieszczenia w jego hotelu tego łazienkowego cudu techniki.
Nie odwracając się, skinąłem głową. To, że wampiry nie odbijają się w lustrach, jest taką samą bujdą, jak zabójczość światła słonecznego, czosnku, srebra czy osiki. Jest wręcz przeciwnie, wampiry odbijają się w lustrach nawet wtedy, gdy „odwracają uwagę” człowieka i są generalnie niewidoczne.
Ale jeśli w czasie rozmowy z wampirem nie patrzy się na niego, albo wręcz stoi do niego tyłem, to wampir się denerwuje. W bardzo wielu swoich „chwytach” krwiopijcy muszą patrzeć przeciwnikowi prosto w oczy.
– Z przyjemnością się wykąpię – powiedziałem. – Ale za chwilę. Bruce, nie zechciałby pan poświęcić mi dziesięciu minut?
– Przybył pan do Edynburga z oficjalną wizytą, Jasny? – Nie.
– W takim razie słucham. – Wampir rozpłynął się w uśmiechu i usiadł w jednym z foteli.
Zająłem miejsce naprzeciwko i również się uśmiechnąłem, wbijając wzrok w podbródek jasnowłosego młodzieńca.
– Co pan powie o wystroju pokoju? – zapytał Bruce. – Myślę, że spodobałby się niewinnej, siedemnastoletniej dziewczynie – odparłem szczerze. – Brakuje tu tylko białego kotka.
– Jeśli pan sobie życzy, zorganizujemy jedno i drugie – zaproponował uprzejmie wampir.
Cóż, salonową część rozmowy mogłem uznać za zakończoną…
– Przybyłem do Edynburga nieoficjalnie – powtórzyłem a zarazem na prośbę kierownictwa Nocnego i Dziennego Patrol Moskwy.
– Niespotykana sytuacja… – powiedział cicho młodzieniec. Szanowny Heser i czcigodny Zawulon, wysyłają tego samego gońca… w dodatku Wyższego maga… i to w tak drobnej sprawi No cóż, będzie mi miło panu pomóc.
– Czy nie niepokoi pana to, co się stało? – spytałem wprost.
– Oczywiście, że niepokoi. Już wyraziłem swoją opinię. – Bruce ściągnął brwi. – To nie średniowiecze. Jesteśmy Europejczykami, żyjącymi w dwudziestym pierwszym wieku. Należy niszczyć stare modele zachowań… – Westchnął, zerkając na drzwi od łazienki. – Nie można się myć w balii i chodzić do drewnianej wygódki, skoro wymyślono wodociągi i kanalizację, nawet jeśli ktoś woli balię. Wie pan, ostatnio wśród nas jest coraz bardziej popularny ruch humanitarnego traktowania ludzi. Nikt nie pije krwi bez licencji, a z licencją staramy się nie doprowadzać do śmierci człowieka… Dzieci do lat dwunastu nie zaatakuje nikt, nawet jeśli dostanie zezwolenie.
– Dlaczego właśnie do dwunastu? Bruce wzruszył ramionami.
– Tradycja. Wie pan, jakie przestępstwo uważa się w Niemczech za najstraszniejsze? Zabójstwo dziecka, które nie skończyło dwunastu lat. Jeśli ofiara skończyła dwanaście lat, niechby na dzień przed śmiercią, wyrok jest zupełnie inny i morderca odpowiada z zupełnie innego artykułu… Innymi słowy, z zasady nie ruszamy narybku. Teraz dążymy do tego, żeby dzieci w ogóle wykluczyć z tej „licencyjnej” loterii.