— Dopraszam się łaski — baron podkręcił długi wąs — by jeszcze móc postać. Chciałbym przypomnieć wszystkim jeszcze jedną legendę. To stara, zapomniana legenda, wszyscyśmy ją chyba słyszeli w naszym trudnym dzieciństwie. W tej legendzie królowie dotrzymywali danych obietnic. A nas, biednych wasali, z królami łączy jedynie królewskie słowo: na nim oparte są traktaty, przymierza, — nasze przywileje, nasze lenna. I co? Mamy w to wszystko zwątpić? Zwątpić w nienaruszalność królewskiego słowa? Doczekać się, że będzie ono znaczyło tyle co zeszłoroczny śnieg? Zaiste, jeżeli tak ma być, to po trudnym dzieciństwie czeka nas trudna starość!
— Po czyjej ty stronie stoisz, Kudkudak? — wrzasnął Rainfam z Attre.
— Cicho! Niech mówi!
— Ten zapowietrzony gdakacz obraża majestat!
— Baron z Tigg ma rację!
— Cisza — powiedziała nagle Calanthe wstając. - Pozwólcie mu skończyć.
— Pięknie dziękuję — skłonił się Kudkudak. - Alem właśnie skończył.
Zapadła cisza, dziwna po wrzawie, jaką dopiero co wywołały słowa barona. Calanthe stała nadal. Geralt nie sądził, żeby ktokolwiek oprócz niego dostrzegł drżenie dłoni, którą potarła czoło.
— Moi panowie — powiedziała wreszcie — należy się wam wyjaśnienie. Tak, ten… Jeż… mówi prawdę. Roegner rzeczywiście zaprzysiągł mu to, czego się nie spodziewał. Wygląda, że nasz nieodżałowany król był cymbałem w sprawach niewieścich i nie umiał liczyć do dziewięciu.. A mnie wyznał prawdę dopiero na łożu śmierci. Bo wiedział, co bym mu zrobiła, gdyby wcześniej przyznał się do tej przysięgi. Wiedział, do czego zdolna jest matka, której dzieckiem rozporządza się tak lekkomyślnie.
Rycerze i wielmoże milczeli. Jeż stał nieruchomo jak żelazny, kolczasty posąg.
— A Kudkudak — podjęła Calanthe — cóż, Kudkudak przypomniał mi, że nie jestem matką, ale królową. Dobrze więc. Jako królowa, jutro zwołam radę. Cintra nie jest tyranią. Rada zadecyduje, czy przysięga nieżyjącego już króla ma przesądzić los następczyni tronu. Orzeknie, czy należy ją i tron Cintry oddać przybłędzie, czy też postąpić zgodnie z interesem królestwa.
Calanthe zamilkła na chwilę, spojrzała koso na Geralta.
— A co się tyczy szlachetnych rycerzy, którzy przybyli do Cintry z nadzieją na rękę królewny… Pozostaje mi tylko wyrazić ubolewanie z powodu srogiego despektu i ujmy na honorze, jakich tu doznali. Śmieszności, jaką się okryli. Nie ja jestem temu winna.
Wśród szmeru głosów, jaki przetoczył się pomiędzy gośćmi, wiedźmin ułowił szept Eista Tuirseach.
— Na wszystkich bogów morza — dyszał wyspiarz. - To się nie godzi. To jawne podżeganie do rozlewu krwi. Calanthe, ty ich po prostu szczujesz…
— Zamilcz, Eist — syknęła wściekle królowa. - Bo się
rozgniewam.
Czarne oczy Myszowora błysnęły, gdy druid wskazał nimi Rainfarna z Attre, który sposobił się, by wstać, z ponurą, skrzywioną twarzą. Geralt zareagował natychmiast, wyprzedził go, wstał pierwszy, hałaśliwie trzasnąwszy krzesłem.
— Może niepotrzebne okaże się zwoływanie rady — powiedział głośno i dźwięcznie.
Wszyscy zamilkli, patrząc na niego zdziwieni. Geralt czuł na sobie szmaragdowe spojrzenie Pavetty, wzrok Jeża zza krat czarnej przyłbicy, czuł też wzbierającą jak fala powodzi Moc, tężejącą w powietrzu. Widział, jak pod wpływem tej Mocy dym z pochodni i kaganków zaczyna przybierać fantastyczne kształty. Wiedział, że Myszowór też to widzi. Wiedział też, że nie widzi tego nikt inny.
— Powiedziałem — powtórzył spokojnie — że zwoływanie rady może okazać się niepotrzebne. Rozumiesz, co mam na myśli, Jeżu z Erlenwaldu?
Kolczasty rycerz postąpił dwa chrzęszczące kroki do przodu.
— Rozumiem — powiedział głucho zza zasłony hełmu. -Głupi by nie zrozumiał. Słyszałem, co przed chwilą powiedziała miłościwa i szlachetna pani Calanthe. Znalazła świetny sposób na pozbycie się mnie. Przyjmuję twoje wyzwanie, nie znany mi rycerzu!
— Nie przypominam sobie — rzekł Geralt — abym cię wyzywał. Nie zamierzam pojedynkować się z tobą, Jeżu z Erlenwaldu.
— Geralt! — zawołała Calanthe, krzywiąc usta i zapominając o tytułowaniu wiedźmina "szlachetnym Ravixem". - Nie przeciągaj struny! Nie wystawiaj na próbę mojej cierpliwości!
— Ani mojej — dodał złowrogo Rainfarn. Zaś Crach an Craite tylko zawarczał. Eist Tuirseach pokazał mu zaciśniętą pięść wymownym gestem. Crach zawarczał jeszcze głośniej.
— Wszyscy słyszeli — przemówił Geralt — jak baron z Tigg opowiadał o sławnych bohaterach odebranych rodzicom na mocy takich samych przysiąg, jaką wymógł Jeż na królu Roegnerze. Dlaczego jednak, w jakim celu, ktoś żąda takich przysiąg? Znasz odpowiedź, Jeżu z Erlenwaldu. Taka przysięga zdolna jest stworzyć potężną, nierozerwalną więź przeznaczenia pomiędzy żądającym przysięgi a obiektem tejże, dzieckiem-niespodzianką. Dziecko takie, wskazane przez ślepy los, przeznaczone może być do rzeczy niezwykłych. Zdolne może być do odegrania niesłychanie ważnej roli w życiu tego, z kim zwiąże je los. Właśnie dlatego, Jeżu, zażądałeś od Roegnera ceny, której się dzisiaj domagasz. Ty nie chcesz tronu Cintry. Chcegz zabrać królewnę.
— Jest dokładnie tak, jak mówisz, nie znany mi rycerzu — roześmiał się gromko Jeż. - Tego właśnie się domagam! Oddajcie mi tę, która jest moim przeznaczeniem!
— Tego — powiedział Geralt — trzeba będzie dowieść.
- Śmiesz w to wątpić? Po potwierdzeniu przez królową prawdziwości moich słów? Po tym, co sam przed chwilą powiedziałeś?
— Tak. Bo nie powiedziałeś nam wszystkiego. Roegner, Jeżu, znał moc Prawa Niespodzianki i wagę przysięgi, jaką złożył. A złożył ją, bo — wiedział, że prawo i zwyczaj ma moc chroniącą takie przysięgi. Strzegącą, by spełniały się tylko wtedy, gdy potwierdzi je siła przeznaczenia. Twierdzę, Jeżu, że na razie nie masz do królewny żadnych praw. Zdobędziesz je dopiero wówczas, gdy…
— Gdy co?
— Gdy królewna sama zgodzi się odejść z tobą. Tak stanowi Prawo Niespodzianki. To zgoda dziecka, nie rodziców, potwierdza przysięgę, dowodzi, że dziecko rzeczywiście urodziło się w cieniu przeznaczenia. To dlatego wróciłeś po piętnastu latach, Jeżu. Taki bowiem warunek wprowadził — do przysięgi król Roegner.
— Kim jesteś?
— Jestem Geralt z Rivii.
— Kim jesteś, Geralcie z Rivii, że chcesz uchodzić za wyrocznię w kwestii zwyczajów i praw?
— On zna to prawo lepiej niż ktokolwiek inny — powiedział chrapliwie Myszowór — bo do niego je kiedyś zastosowano. Jego kiedyś zabrano z domu rodziców, bo był tym, kogo jego ojciec nie spodziewał się zastać w domu po powrocie. Bo był przeznaczony do czegoś innego. I mocą przeznaczenia został tym, kim jest.
— A kim on jest?
— Wiedźminem.
W ciszy, jaka zapanowała, uderzył dzwon z kordegardy, ponurym akcentem ogłaszając północ. Wszyscy wzdrygnęli się i poderwali głowy. Myszowór, patrząc na Geralta, zrobił dziwną, zaskoczoną minę. Ale najbardziej zauważalnie wzdrygnął się i niespokojnie poruszył Jeż. Ręce w pancernych rękawicach opadły mu bezwładnie wzdłuż boków, kolczasty hełm zakołysał się niepewnie.
Dziwna, niewiadoma Moc, wypełniająca hallę jak siwa mgła, zgęstniała raptownie.
— To prawda — powiedziała Calanthe. - Obecny tu Geralt z Rivii jest wiedźminem. Jego zawód godzien jest szacunku i poważania. Poświęcił się, aby strzec nas od potworności i koszmarów, jakie płodzi noc, jakie zsyłają złowrogie, szkodzące ludziom siły. On zabija wszelkie straszydła i monstra, jakie czają się na nas po lasach i jarach. Również i te, które mają czelność zachodzić do naszych siedzib. Jeż milczał.