Выбрать главу

Stwór podskoczył i machnął gwałtownie ręką. Jaskier zawył i usiadł na ścieżce, trzymając się za czoło. Stwór zabeczał, zamachnął się ponownie. Koło ucha Geralta coś świsnęło.

— Macie wasze kulki! Beeee!

Calowej średnicy żelazna kulka rąbnęła wiedźmina w ramię, następna trafiła Jaskra w kolano. Poeta zaklął szpetnie i rzucił się do ucieczki. Geralt nie czekając skoczył za nim, a kulki świszczały mu nad głową.

— Uk! Uk! Beeee! — wrzasnął koźloróg, podskakując. -Ja wam dam kulki! Żartownisie zasrani!

Kulka zaświszczała w powietrzu. Jaskier zaklął jeszcze szpetniej, chwytając się za potylicę. Geralt rzucił się w bok, pomiędzy konopie, ale nie uniknął pocisku, który trafił go w łopatkę. Trzeba było przyznać, diabeł rzucał zatrważająco celnie i wydawał się mieć nieprzebrany zapas kulek. Wiedźmin, klucząc wśród gęstwiny, usłyszał jeszcze triumfalne beczenie zwycięskiego diabła, a zaraz potem świst kolejnej kulki, bluźnierstwo i tupot nóg Jaskra zmykającego ścieżką.

A potem zapadła cisza.

IV

— No wiesz, Geralt — Jaskier przyłożył do czoła schłodzoną w wiadrze podkowę. - Tego się nie spodziewałem. Taka rogata pokraka z kozią brodą, taki cap kosmaty, a pogonił cię jak jakiegoś chłystka. A ja oberwałem w łeb. Zobacz, jakiego mam guza!

— Pokazujesz mi go po raz szósty. Nie wygląda ciekawiej aniżeli za pierwszym.

— Miły jesteś. A myślałem, że będę przy tobie bezpieczny!

— Nie prosiłem, byś łaził za mną w konopie. Prosiłem natomiast, byś trzymał za zębami twój niewyparzony język. Nie posłuchałeś, teraz cierp. W milczeniu, jeśli łaska, bo właśnie nadchodzą.

Do świetlicy weszli Pokrzywka i zwalisty Dhun. Za nimi dreptała siwiuteńka i pokręcona jak precel babuleńka..

prowadzona przez jasnowłosego i przeraźliwie chudego podlotka.

— Mości Dhun, mości Pokrzywka — zaczął wiedźmin bez wstępów. - Zanim wyruszyłem, pytałem, czy próbowaliście już sami coś przedsięwziąć względem tego waszego diabła. Powiedzieliście, że nie robiliście niczego. Mam powody przypuszczać, że było inaczej. Czekam na wyjaśnienia.

Osadnicy pomruczeli między sobą, po czym Dhun po-kasłał w pięść i postąpił krok.

— Prawiście, panie. Wybaczenia prosim. Zełgaliśmy, bo wstyd nas żarł. Chcieliśmy sami diaboła przechytrzyć, sprawić, by poszedł sobie od nas precz…

— Jakim sposobem?

— U nas w Dolinie — rzekł wolno Dhun — już dawniej objawiały się straszydła. Smoki latające, wijuny ziemne, burdałaki, upiry, pająki ogromniaste i żmije różne. A my zawżdy sposobu na plugastwo wszelkie w naszej księdze szukali.

— W jakiej księdze?

— Pokażcie księgę, babko. Księgę, mówię. Księgę! Krew mnie zaleje zaraz! Głucha, by pień! Lilie, rzeknij babce, żeby księgę pokazała!

Jasnowłosa dziewczyna wyszarpnęła wielką księgę ze szponiastych palców staruszki i podała ją wiedźminowi.

— W księdze tej — ciągnął Dhun — którą w rodzie naszym mamy od niepamiętnych czasów, są sposoby na wszystkie potwory, czary i cudactwa, jakie na świecie były są albo będą.

Geralt obrócił w dłoniach ciężkie, grube, obrosłe tłustym kurzem tomisko. Dziewczyna wciąż stała przed nim, mnąc dłońmi fartuszek. Była starsza, niż początkowo przypuszczał — zmyliła go jej filigranowa postać, tak różna od krzepkiej postury innych dziewcząt z osady, zapewne jej rówieśniczek.

Położył księgę na stole i odwrócił ciężką drewnianą okładkę.

— Rzuć na to okiem, Jaskier.

— Pierwsze Kuny — ocenił bard, zaglądając mu przez ramię, z podkową ciągle przyłożoną do czoła. - Najstarsze pismo używane do czasu wprowadzenia nowoczesnego alfabetu. Oparte jeszcze na runach elfich i krasnoludzkich ideogramach. Zabawna składnia, ale tak wówczas mówiono. Ciekawe ryciny i iluminacje. Nieczęsto widzi się coś takiego, Geralt, a jeżeli już, to w bibliotekach świątynnych, nie po wsiach na krańcu świata. Na wszystkich bogów, skąd to macie, włościanie kochani? Chyba nie chcecie nam wmówić, że umiecie to czytać? Babko? Umiesz czytać Pierwsze Runy? Umiesz czytać jakiekolwiek runy?

— Czegoooo?

Jasnowłosa dziewczyna zbliżyła się do babki i szepnęła jej coś wprost do ucha.

— Czytać? - starowinka pokazała w uśmiechu bezzębne dziąsła. - Ja? Nie, złociutki. Tej sztuki nie posiadła żem.

— Objaśnijcie mi — rzekł Geralt zimno, odwracając się do Dhuna i Pokrzywki — jakim sposobem korzystacie z księgi, nie umiejąc czytać runów?

— Najstarsza babka zawżdy wie, co w księdze stoi — rzekł ponuro Dhun. - A tego, co wie, uczy jaką młodą, gdy już jej pora do ziemi. Sami baczycie, że naszej babce już pora. Babka tedy przygarnęła Lilie i uczy ją. Ale póki co, babka najlepiej wie.

— Stara wiedźma i młoda wiedźma — mruknął Jaskier.

— Jeśli dobrze rozumiem — powiedział Geralt z niedowierzaniem — babka zna całą księgę na pamięć? Czy tak? Babciu?

— Całą nie, gdzieżby tam — odrzekła babka, znowu za — pośrednictwem Lilie — jeno to, co podle obrazka stoi.

— Aha — Geralt otworzył księgę na chybił trafił. Widniejący na naddartej stronicy obrazek przedstawiał cętkowaną świnię z rogami w kształcie liry. - Pochwalcie się zatem, babciu. Co tu jest napisane?

Babka zamlaskała, przyjrzała się rycinie, po czym zamknęła oczy.

— Tur rogaty albo taurus — wyrecytowała. - Przez nieuków ziubrem zwany błędnie. Rogi ma i bodzie niemi…

— Dość. Bardzo dobrze, zaiste — wiedźmin przewrócił kilka lepiących się stron. - A tu?

— Pochmurniki a płanetniki rozmaite są. Te deszcz leją, tamte wiater sieją, owamte pioruny miotają. Chceszli urodzaj od nich uchronić, weźmij nóż żelazny, nowy, łajna mysiego łuty trzy, czapli siwej smalcu… — Dobrze, brawo. Hmm… A tu? Co to jest? Rycina przedstawiała rozczochrane straszydło na koniu, z ogromnymi ślepiami i jeszcze większymi zębami. W prawej ręce straszydło dzierżyło pokaźny miecz, w lewej wór pieniędzy.

— Wiedźmak — zamamlała babka. - Przez niektórych wiedźminem zwany. Wzywać go niebezpiecznie barzo, wżdy trzeba, bo gdy przeciw potworu a plugastwu niczym nie uradzi, wiedźmak uradzi. Baczyć aby trzeba…

— Wystarczy — mruknął Geralt. - Wystarczy, babciu. Dziękuję.

— Nie, nie — zaprotestował Jaskier ze złośliwym uśmiechem. - Jak tam dalej idzie? Wielce ciekawa to księga! "Mówcie, babciu, mówcie.

— Eee… Baczyć aby trzeba, coby wiedźmaka nie dotykać, bo od tego oparszywieć można. A dziewki przed nim kryć, bo wiedźmak chutliwy jest ponad miarę wszelką…

— Zgadza się, wypisz wymaluj — zaśmiał się poeta, a Lilie, jak wydało się Geraltowi, uśmiechnęła się ledwie zauważalnie.

— …chocia wiedźmak wielce chciwy a na złoto łasy — mamrotała babka, mrużąc oczy — nie dać onemu więcej jak: za utopca srebrny grosz abo półtorak. Za kotołaka:

srebrne grosze dwa. Za wąpierza: srebrne grosze cztery…

— To były czasy — mruknął wiedźmin. - Dziękuję, babko. A teraz pokażcie nam, gdzie tu o diable mowa i cóż to księga o diabłach powiada. Tym razem więcej rad bym usłyszeć, bom ciekaw, jakiego to sposobu na niego użyliście.

— Uważaj, Geralt — zachichotał Jaskier. - Zaczynasz wpadać w ten żargon. To zaraźliwa maniera.

Babka, z trudem opanowując drżenie ręki, przewróciła kilka stronic. Wiedźmin i poeta schylili się nad stołem. W samej rzeczy, na rycinie figurował miotacz kulek, rogaty, włochaty, ogoniasty i złośliwie uśmiechnięty.