Выбрать главу

Geralt chrząknął głośno, patrząc na mnóstwo czarnych loków widocznych spod adamaszkowej kołdry. Kołdra poruszyła się i jęknęła. Geralt chrząknął jeszcze głośniej.

— Beau? — spytało niewyraźnie mnóstwo czarnych loków. - Przyniosłeś sok?

— Przyniosłem, Spod czarnych loków objawiła się blada trójkątna twarz, fiołkowe oczy i wąskie, lekko skrzywione wargi.

— Oooch… ~ wargi skrzywiły się jeszcze bardziej. -Oooch… Umrę z pragnienia…

— Proszę.

Kobieta usiadła, wygrzebując się z pościeli. Miała ładne ramiona i zgrabną szyję, na szyi czarną aksamitkę z gwiaździstym, skrzącym się od brylantów klejnotem. Oprócz aksamitki nie miała na sobie niczego.

— Dziękuję — wyjęła mu kubek z ręki, wypiła chciwie, potem uniosła ręce i dotknęła skroni. Kołdra zsunęła się jeszcze bardziej. Geralt odwrócił wzrok. Grzecznie, ale niechętnie.

— Kim ty właściwie jesteś? - spytała czarnowłosa kobieta, mrużąc oczy i zakrywając się kołdrą. - Co tu robisz? Gdzie, do cholery, jest Berrant?

— Na które pytanie mam odpowiedzieć najpierw? Momentalnie pożałował ironii. Kobieta uniosła dłoń, z palców wystrzeliła złocista smuga. Geralt zareagował odruchowo, składając obie dłonie w Znak Heliotropu, wychwycił czar tuż przed twarzą, ale wyładowanie było tak silne, że cisnęło go w tył, na ścianę. Osunął się na podłogę.

— Nie trzeba! — zawołał widząc, że kobieta unosi rękę ponownie. - Pani Yennefer! Przybywam w pokoju, bez złych zamiarów!

Od strony schodów dobiegł tupot, w drzwiach sypialni zamajaczyły postacie służących.

— Pani Yennefer!

— Odejdźcie — rozkazała im spokojnie czarodziejka. - Nie jesteście mi już potrzebni. Płaci się wam za pilnowanie domu. Ale skoro ten osobnik zdołał jednak tu wejść, zajmę się nim sama. Przekażcie to panu Berrantowi. A dla mnie proszę przygotować kąpiel.

Wiedźmin wstał z trudem. Yennefer przyglądała mu się

w milczeniu, mrużąc oczy.

— Odbiłeś moje zaklęcie — powiedziała wreszcie. - Nie jesteś czarodziejem, to widać. Ale zareagowałeś niezwykle szybko. Mów, kim jesteś, przybywający w pokoju nieznajomy. I radzę, mów prędko.

— Jestem Geralt z Rivii. Wiedźmin.

Yennefer wychyliła się z łoża, chwytając wyrzeźbionego na słupie fauna za fragment anatomii nieźle przystosowany do chwytania. Nie spuszczając wzroku z Geralta, podniosła z podłogi płaszcz z futrzanym kołnierzem. Owinąwszy się nim szczelnie, wstała. Nie spiesząc się nalała sobie jeszcze jeden kubek soku, wypiła duszkiem, odka-szlnęła, zbliżyła się. Geralt dyskretnie pomasował krzyże, które przed momentem boleśnie zetknęły się ze ścianą.

— Geralt z Rivii — powtórzyła czarodziejka, patrząc na niego zza czarnych rzęs. - Jak się tu dostałeś? I w jakim celu? Berrantowi, mam nadzieję, nie zrobiłeś krzywdy?

— Nie. Nie zrobiłem. Pani Yennefer, potrzebuję twej pomocy.

— Wiedźmin — mruknęła, podchodząc jeszcze bliżej, szczelniej otulając się płaszczem. - Nie dość, że pierwszy, którego widzę z bliska, to nie kto inny, a sławny Biały Wilk. Słyszałam o tobie to i owo.

— Wyobrażam sobie.

— Nie wiem, co sobie wyobrażasz — ziewnęła, po czym przysunęła się jeszcze bliżej. - Pozwolisz? — dotknęła dłonią jego policzka, zbliżyła twarz, spojrzała mu w oczy. Zacisnął szczęki. - Źrenice odruchowo dopasowują ci się do światła, czy też możesz je zwężać lub rozszerzać zależnie od woli?

— Yennefer — powiedział spokojnie. - Jechałem do Rinde cały dzień, nie zatrzymując się. Czekałem calutką noc na otwarcie bram. Dałem po czerepie odźwiernemu, który nie chciał mnie tu wpuścić. Niegrzecznie i natrętnie zakłóciłem ci sen i spokój. A wszystko to dlatego, że mój przyjaciel potrzebuje pomocy, której wyłącznie ty możesz udzielić. Udziel jej, proszę, a potem, jeśli zechcesz, porozmawiamy o mutacjach i aberracjach.

Cofnęła się o krok, nieładnie skrzywiła usta.

— O jakiego rodzaju pomoc chodzi?

— O regenerację magicznie porażonych narządów. Gardła, krtani i strun głosowych. Porażenie takie, jakby spowodowane przez szkarłatną mgłę. Lub bardzo podobne.

— Podobne — powtórzyła. - Krótko mówiąc, to nie szkarłatna mgła magicznie poraziła twego przyjaciela. Co to zatem było? Mówże, wyrwana ze snu o świcie nie mam ani siły, ani ochoty, by sondować ci mózg.

— Hmm… Najlepiej będzie, jeśli zacznę od początku…

— O, nie — przerwała. - Jeśli to aż tak skomplikowane, to wstrzymaj się nieco. Niesmak w ustach, potargane włosy, zlepione powieki i inne poranne niedogodności silnie ograniczają moje zdolności percepcyjne. Zejdź na dół do łaźni w piwnicy. Zaraz tam będę i wtedy wszystko mi opowiesz.

— Yennefer, nie chciałbym być natrętny, ale czas nagli. Mój przyjaciel…

— Geralt — przerwała ostro. - Wylazłam dla ciebie z łóżka, a nie zamierzałam tego zrobić przed południowym, dzwonem. Jestem gotowa zrezygnować ze śniadania. Wiesz, dlaczego? Bo przyniosłeś mi sok jabłkowy. Spieszyłeś się, głowę zaprzątało ci cierpienie przyjaciela, wdarłeś się tu przemocą, bijąc ludzi po czerepach, a mimo to poświęciłeś myśl spragnionej kobiecie. Ująłeś mnie tym i niewykluczone, że ci pomogę. Ale z wody i mydła nie zrezygnuję. Idź. Proszę.

— Dobrze.

— Geralt.

— Słucham — zatrzymał się w progu.

— Skorzystaj z okazji i sam też się wykąp. Po zapachu jestem w stanie domyślić się nie tylko rasy i wieku, ale i maści twojego konia.

IV

Weszła do łaźni w momencie, gdy Geralt, siedząc goły na maleńkim zydelku, polewał się wodą z ceberka. Chrząknął i skromnie obrócił się tyłem.

— Nie krępuj się — powiedziała, rzucając naręcze odzieży na wieszak. - Nie mdleję na widok nagiego mężczyzny. Triss Merigold, moja przyjaciółka, mawia, że jeśli się widziało jednego, to widziało się wszystkie.

Wstał, owinąwszy się ręcznikiem w biodrach.

— Piękna blizna — uśmiechnęła się Yennefer, patrząc na jego pierś. - Co to było? Wpadłeś pod piłę w tartaku?

Nie odpowiedział. Czarodziejka nadal przyglądała mu się, zalotnie przekrzywiając głowę.

— Pierwszy wiedźmin, którego mogę obejrzeć z bliska, i to rozebranego do rosołu. Oho! — pochyliła się, nadstawiając ucha. - Słyszę twoje serce. Bardzo wolny rytm. Potrafisz kontrolować wydzielanie adrenaliny? Ach, wybacz zawodową ciekawość. Jesteś, zdaje się, dziwnie drażliwy na punkcie cech własnego organizmu. Zwykłeś te cechy określać słowami, których bardzo nie lubię, popadając przy tym w patetyczny sarkazm, którego nie lubię jeszcze bardziej.

Nie odpowiedział.

— No, ale dość o tym. Moja kąpiel stygnie — Yennefer uczyniła ruch, jakby chciała zrzucić płaszcz, zawahała się. - Ja się będę kąpała, ty będziesz opowiadał. Oszczędzimy czas. Ale… Nie chcę cię peszyć, a poza tym prawie się nie znamy. A zatem, przez wzgląd na przyzwoitość…

— Odwrócę się — zaproponował niepewnie.

— Nie. Muszę widzieć oczy tego, z kim rozmawiam. Mam lepszy pomysł.

Usłyszał wypowiadane zaklęcie, poczuł drgnięcie me-dalionu i zobaczył czarny płaszcz, miękko osuwający się na posadzkę. A potem usłyszał plusk wody.

— Teraz ja nie widzę twoich oczu, Yennefer — powiedział. - A szkoda.

Niewidzialna czarodziejka parsknęła, zachlupotała w kadzi.