Выбрать главу

— Kończyć nie musisz. Ale, Chireadan, skąd ty wziąłeś się w lochu?

— Kiedy upadłeś, kilku strażników doskoczyło, by podziurawić cię sulicami. Wdałem się z nimi w spór. Dostałem po głowie buzdyganem i ocknąłem się tu, w jamie. Niewątpliwie oskarżą mnie o udział w antyludzkim spisku.

— Jeśli już jesteśmy przy oskarżeniu — zgrzytnął zębami wiedźmin — to co nam grozi, jak myślisz?

— Jeżeli Neville, burmistrz, zdążył wrócić ze stolicy — mruknął Chireadan — to kto wie… Znam go. Ale jeśli nie zdążył, wyrok wydadzą rajcy, w tym oczywiście Wawrzynosek i lichwiarz. A to oznacza…

Elf wykonał krótki gest w okolicy szyi. Pomimo panującego w piwnicy mroku gest ten pozostawiał mało miejsca na domysły. Wiedźmin nie odezwał się. Złodzieje mruczeli do siebie cichcem. Siedzący za niewinność dziadunio zdawał się spać.

— Pięknie — rzekł wreszcie Geralt i plugawię zaklął. -Nie dość, ze będę wisiał, to jeszcze ze świadomością, że byłem powodem twojej śmierci, Chireadan. I zapewne Jaskra. Nie, nie przerywaj. Wiem, że to sprawka Yennefer, ale winę ponoszę ja. Moja głupota. Omamiła mnie, zrobiła ze mnie, jak mówią krasnoludy, wała.

— Hmm… — mruknął elf. - Nic dodać, nic ująć. Ostrzegałem cię przed nią. Psiakrew, ciebie ostrzegałem, a sam okazałem się równie wielkim, wybacz określenie, durniem. Martwisz się, ze przez ciebie tu siedzę, a jest dokładnie odwrotnie. Ty siedzisz tu przeze mnie. Mogłem zatrzymać cię na ulicy, obezwładnić, nie pozwolić… Nie zrobiłem tego. Bo bałem się, ze gdy pryśnie czar, jaki na ciebie rzuciła, wrócisz i… skrzywdzisz ją. Wybacz mi.

— Wybaczam skwapliwie. Bo nie masz pojęcia, — jaką moc miał ten urok. Ja, drogi elfie, zwykły szarm przełamuję w kilka minut i nie mdleję przy tym. Uroku Yennefer nie udałoby się wam przełamać, a z obezwładnieniem mogłyby być kłopoty. Przypomnij sobie gwardię.

— Nie myślałem, powtarzam, o tobie. Myślałem o niej.

— Chireadan?

— Tak?

— Ty ją…Ty ją…

— Nie lubię wielkich słów — przerwał elf, uśmiechając się smutno. - Jestem nią, nazwijmy to, mocno zafascynowany. Dziwisz się zapewne, jak można być zafascynowanym kimś takim jak ona?

Geralt przymknął oczy, by przywołać w pamięci obraz. Obraz, który go w niewytłumaczalny sposób, nazwijmy to, unikając wielkich słów, fascynował.

— Nie, Chireadan — powiedział. - Nie dziwię się. Z korytarza rozległy się ciężkie kroki, szczęk metalu. Loch wypełniły cienie czterech strażników. Zgrzytnął klucz, niewinny staruszek odskoczył od kraty jak ryś i skrył się wśród kryminalnych.

— Tak prędko? — zdziwił się półgłosem elf. - Myślałem, że postawienie szafotu zajmie więcej czasu…

Jeden ze strażników, łysy jak kolano drab z iście dziczą szczeciną na gębie, wskazał na wiedźmina.

— Ten — powiedział krótko.

Dwaj inni chwycili Geralta, brutalnie poderwali i przyparli go do muru. Złodzieje wcisnęli się w swój kąt, długo-nosy dziadunio zagrzebał się w słomę. Chireadan chciał się zerwać, ale opadł na klepisko, cofając się przed ostrzem przystawionego do piersi korda.

Łysy strażnik stanął przed wiedźminem, podciągnął rękawy i pomasował pięść.

— Pan rajca Wawrzynosek — powiedział — kazał zapytać, czy ci aby dobrze u nas w loszku. Może nie dostaje ci czego? Może chłód doskwiera? A?

Geralt nie uznał za celowe odpowiadać. Kopnąć łysego też nie mógł, bo trzymający go strażnicy nadepnęli mu na stopy ciężkimi buciorami.

Łysy wziął krótki zamach i walnął go w żołądek. Nie pomogło obronne napięcie mięśni. Geralt, z wysiłkiem łapiąc oddech, poobserwował czas jakiś sprzączkę własnego pasa, po czym strażnicy poderwali go znowu.

— Niczego ci nie trzeba? — kontynuował łysy, zionąc cebulą i zepsutymi zębami. - Ucieszy się pan rajca, że się nie skarżysz.

Następne uderzenie, w to samo miejsce. Wiedźmin zakrztusił się i byłby wyrzygał, ale nie miał czym. Łysy obrócił się bokiem. Zmieniał rękę.

Łup! Geralt ponownie popatrzył na sprzączkę własnego pasa. Choć wydawało się to dziwne, ale powyżej nie było dziury, przez którą przeświecałby mur.

— No jak? — łysy cofnął się nieco, niewątpliwie celem wzięcia większego zamachu. - Nie masz żadnych życzeń? Kazał pan Wawrzynosek spytać, czy nie masz jakowych. Ale czemu to nic nie gadasz? Jęzor ci się na supeł zamotał? Zara ci go odmotam!

Łup!

Geralt i tym razem nie zemdlał. A musiał zemdleć, bo zależało mu trochę na wewnętrznych organach. Aby zemdleć, musiał zmusić łysego do…

Strażnik splunął, wyszczerzył zęby, znowu pomasował kułak.

— No jak? Żadnych życzeń?

— Jedno… — stęknął wiedźmin, z trudem podnosząc głowę. - Żebyś pękł, skurwysynu.

Łysy zgrzytnął zębami, cofnął się i zamachnął, tym razem, zgodnie z planem Geralta, zamierzając bić w głowę. Ale cios nie został zadany. Strażnik zagulgotał nagle niczym indyk, poczerwieniał, chwycił się oburącz za brzuch, zawył, zaryczał z bólu…

I pękł.

VII

— I co ja mam z wami zrobić?

Pociemniałe niebo za oknem przecięła oślepiająco jasna wstęga błyskawicy, po krótkiej chwili rozległ się ostry, przeciągły trzask gromu. Ulewa przybierała na sile, chmura burzowa przepływała nad Rinde.

Geralt i Chireadan, usadzeni na ławie pod wielkim arrasem przedstawiającym Proroka Lebiodę pasącego owce, milczeli, skromnie opuściwszy głowy. Burmistrz Neville przechadzał się po komnacie, parskając i sapiąc gniewnie.

— Wy cholerni, zasram czarownicy! — wrzasnął nagle, zatrzymując się. - Uwzięliście się na moje miasto, czy jak? Nie ma innych miast na świecie, czy co? Elf i wiedźmin milczeli.

- Żeby coś takiego… — zachłysnął się burmistrz. - Żeby klucznika… Jak pomidor! Na miazgę! Na czerwoną papkę! To nieludzkie!

— Nieludzkie i bezbożne — powtórzył obecny w urzędowej komnacie ratusza kapłan Krepp. - Tak nieludzkie, że głupiec domyśliłby się, kto za tym stoi. Tak, burmistrzu. Chireadana znamy obaj, a ten tu, podający się za wiedź-mina, nie miałby dość Mocy, by tak potraktować klucznika. To wszystko sprawka tej Yennefer, tej przeklętej przez bogów wiedźmy!

Za oknem, jakby potwierdzając słowa kapłana, gruchnął grom.

— To ona, nikt inny — ciągnął Krepp. - To nie ulega kwestii. Któż, jeśli nie Yennefer, chciałby się mścić na panu rajcy Wawrzynosku?

— Hę, hę, hę — zarechotał nagle burmistrz. - O to akurat się najmniej gniewam. Wawrzynosek podgryzał mnie, na urząd mój dybał. A teraz nie znajdzie już u ludzi posłuchu. Co kto sobie przypomni, jak dostał w dupę…

— Brakowało tylko, byście zaczęli przyklaskiwać tej zbrodni, panie Neville — zmarszczył się Krepp. - Przypominam wam, że gdybym nie rzucił na wiedźmina egzorcyzmu, podniósłby rękę na mnie i na majestat świątyni…

— A bo to też i paskudnie gadaliście o niej w kazaniach, Krepp. Nawet Berrant skarżył się na was. Ale co prawda, to prawda. Słyszycie, łotry? — burmistrz znowu odwrócił się do Geralta i Chireadana. - Nic was nie usprawiedliwia! Nie myślę tolerować tu takich awantur! No już, jazda, gadajcie mi tu wszystko, gadajcie, co macie na swoją obronę, bo jak nie, to klnę się na wszystkie relikwie, zatańczę z wami tak, że do śmierci nie zapomnicie! Gadać mi tu wszystko, zaraz, jak na spowiedzi!

Chireadan westchnął ciężko i popatrzył na wiedźmina znacząco i prosząco. Geralt też westchnął, odchrząknął.