– Bierz! – powiedział ten sam głos, który wydał rozkaz, by ruszać.
Wyciągnąłem rękę i ktoś wetknął mi w nią zapalony knot.
– Pamiętaj o ćwiczeniach! – rzucił oficer. – Nie daj mu zgasnąć!
Ruszyłem przed siebie, pochylając głowę i starając się trzymać knot nieruchomo; zauważyłem, że drżą mi ręce. Byłem w tunelu. Z tyłu dobiegł mnie stukot i jęknięcie; to hełm Dawusa uderzył o nadproże.
Posuwaliśmy się w równym tempie. Tunel z początku był poziomy, potem stopniowo zaczął się obniżać. Ściany i strop wyłożone były belkami. Na ogół szerokość korytarza ledwo pozwalała minąć się dwóm ludziom; w paru miejscach, gdzie kopacze przebijali się między skałami, zwężał się jeszcze bardziej. Strop nigdzie nie był dość wysoko nawet dla mnie i musiałem iść lekko schylony. Biedny Dawus praktycznie zgięty był wpół.
Wkrótce tunel znów się wyrównał. Tempo marszu zmalało, czasami kolumna nagle się zatrzymywała, ludzie wpadali na siebie, knoty gasły lub spadały na ziemię, ale zaraz je znów zapalano. Bez nich ciemność byłaby absolutna. Poruszaliśmy się teraz krótkimi odcinkami. Powietrze zrobiło się wilgotne i ciężkie, dym gryzł w oczy. Oblał mnie zimny, lepki pot. Po jakimś czasie poczułem, że grunt pod nogami zaczyna się ledwo dostrzegalnie wznosić. Znów się zatrzymaliśmy; czas mijał, a my staliśmy w zupełnym milczeniu. Sygnał do ruszenia nie nadchodził przez dłuższą chwilę, w końcu więc ludzie zaczęli szeptać między sobą. Brzmiało to jak syk słuchany przez tubę. Od czasu do czasu słyszałem przytłumiony śmiech. Jakie to ponure dowcipy opowiadają sobie żołnierze w takiej chwili? Poczucie humoru Metona bardzo się zmieniło przez lata wojaczki; jego żarty stały się bardziej wulgarne i okrutne, kpiące i z bogów, i z ludzi. Śmiejemy się w twarz Marsowi, mawiał, gwiżdżemy na Hades. Czasami w obliczu nieuchronnej śmierci – własnej bądź wroga – człowiekowi nie pozostaje nic innego, jak tylko krzyczeć lub się śmiać. Co by się stało, gdyby jeden człowiek w tym tunelu wpadł w panikę i zaczął krzyczeć? Pomyślałem o tym i poczułem wdzięczność za owe sporadyczne wybuchy rubasznego śmiechu.
Od czoła kolumny nadeszły szepty. Młody żołnierz stojący przede mną odwrócił się i powiedział:
– Tu zaczekamy, aż saperzy przebiją się na drugą stronę. Podaj dalej.
Przekazałem wiadomość Dawusowi. Kiedy znów się odwróciłem, zobaczyłem, że młody żołnierz wciąż na mnie patrzy. Jego głos wydał mi się znajomy; domyśliłem się, że to on właśnie rozmawiał o mnie przed wejściem. W migotliwym świetle wyglądał niemal na dziecko. Patrzył na mnie badawczo, ale nie wrogo. Oczy miał nienaturalnie rozszerzone i wyglądał na zdenerwowanego. Uśmiechnąłem się do niego.
– Skoro cię to ciekawi, to mam sześćdziesiąt jeden lat.
– Słucham?
– Słyszałem, jak zapytałeś o to kolegę, zanim weszliśmy do tunelu.
– Naprawdę? – Chłopak wyglądał na speszonego. – No, bo chyba mógłbyś być moim dziadkiem. A może nawet pra…
– Wystarczy, młody człowieku!
Uśmiechnął się krzywo.
– Może to Fortuna postawiła mnie dziś obok ciebie! Marek mówi, że bogowie muszą cię lubić, skoro dożyłeś takiego wieku, zarabiając na życie mieczem. Jak sądzisz, może odrobinka twojego szczęścia przejdzie i na mnie?
– Nie jestem pewien, ile mi go jeszcze zostało – odpowiedziałem mu z uśmiechem.
Nagle w tunelu zadudniło głuche, wibrujące „buum!”, jak gdyby niedaleko uderzył w ziemię piorun. Poczułem to w uszach, w stopach i zębach. Po chwili rozległ się następny huk, i jeszcze jeden.
– Co… co to jest? – Głos młodzieńca się załamał. – Skąd to dochodzi?
– To taran – wyjaśniłem, starając się mówić spokojnie. – Musimy być pod samym murem.
Żołnierz odruchowo spojrzał w górę.
– Ostrzegali nas o tym. Nie sądziłem, że to będzie tak…
Buum! Spomiędzy belek stropowych posypał się piasek. Chłopak schwycił mnie za ramię.
– To daleko – uspokoiłem go. – Drgania łatwo się przenoszą w kamieniu, więc wydaje się, że to znacznie bliżej.
– Oczywiście. To daleko stąd – powtórzył machinalnie i puścił mnie; jego uścisk był tak silny, że zostawił mi na skórze znaki po paznokciach.
Huk ustał na chwilę, potem zaczęło się od nowa. Część stropu tuż nad moją głową wydawała się szczególnie podatna na drgania; początkowo za każdym uderzeniem tarana piasek sypał się cienkimi strużkami, potem grudkami, i w końcu spadły na mnie spore bryłki ziemi. Mój młody sąsiad od czasu do czasu nie mógł się powstrzymać i łapał mnie za rękę. Powietrze zrobiło się jeszcze bardziej wilgotne, przesycone zapachem ziemi i pleśni oraz gęste od dymu. Nasze knoty wypaliły się do cna, dostaliśmy jednak nowe, przysłane z zewnątrz. Od czoła tunelu przekazywano teraz wiadra z ziemią wykopaną przez saperów.
– A mówili, że nie będziemy musieli brudzić sobie rączek – zażartował mężczyzna stojący za Dawusem, co młodzieniec przede mną skwitował nerwowym śmieszkiem.
Zdawało mi się, że mijają całe godziny. Wreszcie saperzy zaczęli podawać do tyłu swoje narzędzia, a potem sami ruszyli ich śladem. Minęli mnie bez problemu, ale przeciśnięcie się obok Dawusa okazało się nie takie łatwe.
– Co ten wielkolud tutaj robi, na Hades? – burknął jeden z nich.
– To już niedługo, teściu, prawda? – Dawus szepnął mi do ucha.
– Na to wygląda.
Starałem się wziąć w garść i przygotować na to, co mnie czeka po drugiej stronie. Nigdy nie byłem żołnierzem, ale lata temu walczyłem wraz z Metonem w jego pierwszej bitwie. Było to pod Pistorią, gdzie skończył życie Katylina. Zaledwie przed paroma miesiącami byłem świadkiem ostatnich godzin oblężenia Brundyzjum i o mały włos sam tam nie zginąłem. Miałem mgliste pojęcie o czekającym nas niebezpieczeństwie, ale jak każdy żołnierz, wyobrażałem sobie inny scenariusz. Może wszystko pójdzie gładko. Zaskoczymy Massylczyków nie przygotowanych, ich uwaga będzie zwrócona na bijący w mur taran, dokładnie według planu Treboniusza. Nie napotkamy żadnego poważniejszego oporu i otworzymy bramę prawie bez walki. Treboniusz odbędzie triumfalny wjazd i obejdzie się bez krwawych jatek. Massylczycy zrozumieją beznadziejność dalszej walki i złożą broń. My z Dawusem zrzucimy zbroje, znikniemy w jakimś zaułku i będziemy przeszukiwać miasto, aż znajdziemy Metona, całego i zdrowego, i zdumionego naszym pojawieniem się. Skoro miasto padnie, jego misja będzie zakończona, odda się w ręce Treboniusza, przedstawi dowody swej lojalności wobec Cezara i wszystko się dobrze skończy.
Ilu ludzi w tym tunelu pocieszało się w tej chwili równie optymistycznymi wizjami przyszłych godzin?
Buum! Duży, twardy kawał ziemi uderzył mnie w głowę, aż zatoczyłem się na stojącego przede mną młodzieńca. Dawus schwycił mnie za ramię i pomógł złapać równowagę.
I wtedy od przodu nadleciał inny dźwięk. W niczym nie przypominał łomotu tarana. Był to ciągły i z każdą chwilą narastający ryk.
Zadźwięczało mi w uszach. Zdawało mi się, że słyszę krzyki, ale utonęły one w nieustającym huku i w owym przejmującym grozą nowym hałasie. Poczułem na twarzy uderzenie chłodnego wiatru. Knot w moim ręku został gwałtownie zdmuchnięty, podobnie jak wszystkie inne. Ogarnęła nas najczarniejsza ciemność. Wiatr nie ustawał, niosąc zapach wody.
Teraz już wyraźnie usłyszałem ludzkie krzyki, dziwacznie zniekształcone w tunelu i zlewające się w jeden monstrualny jęk, jak wrzawa na widowni cyrku. Rozległ się głośny trzask łamanych belek.