Выбрать главу

– Ale mury można jakimś sposobem zburzyć?

Witruwiusz się uśmiechnął.

– Co wiesz na temat prac oblężniczych, Gordianusie? Ten twój syn musiał nauczyć się paru rzeczy podczas wojaczki z Cezarem na północy i spisywania jego pamiętników.

– Z moim synem rozmawiamy najczęściej o innych sprawach, kiedy się spotykamy.

– Wobec tego ja ci opowiem o obleganiu twierdz. Główną cnotą oblegającego jest cierpliwość i upór. Jeśli nie możesz się przebić przez fortyfikacje ani ich spalić, musisz podkopać się pod nie jak robak. W tym oblężeniu saperom przypadnie cała chwała. To oni ryją nory pod murami Massilii. Podkop się wystarczająco daleko, a będziesz miał tunel prowadzący do miasta. Podkop się odpowiednio głęboko i szeroko, a odcinek muru runie pod własnym ciężarem.

– Brzmi to aż nazbyt prosto.

– Bynajmniej! Żeby zburzyć miasto, trzeba tyle samo ciężkiej pracy i przemyślnego planowania, co przy jego budowaniu. Weźmy naszą obecną sytuację. Cezar wybrał to miejsce na obóz, ponieważ położone jest wysoko. Możesz stąd zobaczyć nie tylko miasto i morze, ale i postępy prac oblężniczych prowadzonych w dolinie pod nami. To tam dzieje się prawdziwa akcja. Teraz jest zbyt ciemno, ale z nadejściem świtu będziesz mógł zobaczyć, czego do tej pory dokonaliśmy. Pierwszym krokiem w każdym oblężeniu jest wykopanie transzei. Tak nazywamy głęboki rów biegnący równolegle do murów miasta, chroniony od góry osłonami. Dzięki temu można bezpiecznie przerzucać ludzi i sprzęt z jednego końca na drugi. Nasza transzeja prowadzi przez całą tę dolinę, od portu po lewej aż do małej zatoczki po prawej, z drugiego końca miasta. Poza tym chroni też obóz od strony nieprzyjaciela; dzięki niej nie może on nagłe wypaść z bram i zaatakować nas. Poza tym przeszkadza ona w ewentualnym dostarczaniu świeżych zapasów spoza naszych linii. To bardzo ważne, bo głód jest słabością każdego człowieka. – Zaczął odliczać na palcach, jakby cytując listę: – Izolacja, pozbawienie dostaw, rozpacz, głód… Nie ma tarana, który dorównałby sile tych czynników. Żeby jednak przeprowadzić szturm, musisz podtoczyć wieże oblężnicze i machiny bojowe pod same mury. Jeśli teren nie jest równy… a tutaj z pewnością nie jest… trzeba go wyrównać. Dlatego Cezar nakazał zbudowanie potężnego nasypu pod kątem prostym do muru, coś w rodzaju wyniesionej grobli. Zanim mogliśmy położyć pod niego fundament, trzeba było się sporo nakopać! Sądząc po zwałach przeniesionej ziemi, pomyślałbyś, że budujemy egipską piramidę. Nasyp jest zbudowany głównie z kłód drewna spiętrzonych jedna na drugiej, każda warstwa ułożona prostopadle do poprzedniej, a wolne przestrzenie wypełnione są ściśle ziemią i gruzem. W najgłębszym miejscu doliny ma osiemdziesiąt stóp wysokości. Oczywiście przez cały czas, kiedy my tu kopaliśmy i budowaliśmy, Massylczycy nas ostrzeliwali. Ludzie Cezara nawykli do walk z Galami, którzy nie dysponują niczym większym niż dzidy, łuki i proce. Z Massylczykami to jednak zupełnie inna zabawa. Z całą pewnością, choć nie lubię tego przyznawać, ich machiny są lepsze od naszych, strzelają dalej i większymi pociskami. Mówię tu o trzyipółmetrowych oszczepach z bełtami, które się sypią na ludzi zmagających się z ciężkimi kłodami! Nasze zwykłe osłony i ruchome tarcze były zupełnie nieprzydatne. Musieliśmy zbudować ściany wzdłuż całego nasypu, żeby chronić robotników. Tak solidnych konstrukcji jeszcze nigdy nie stawiałem! To właśnie kocham w wojskowej inżynierii. Zawsze jest jakiś nowy problem do rozwiązania. Zbudowaliśmy je z najtwardszego drewna, jakie udało się nam zdobyć, obiliśmy belkami grubymi na stopę i całość obłożyliśmy ognioodporną gliną. Głazy toczą się po nich jak grad. Wielkie oszczepy się odbijają, jakby trafiały w żelazo. Ale i tak od samego hałasu zęby tam człowiekowi dzwonią. Możesz mi wierzyć, spędziłem tam sporo czasu, nadzorując prace. Kiedy zaś nasyp był prawie ukończony, zabraliśmy się do budowania wieży oblężniczej na rolkach, wyposażonej w taran zawieszony na dolnej platformie. Jest już gotowa, stoi na naszym końcu nasypu. Jutro potoczy się ku murom i Massylczycy w żaden sposób nie będą mogli jej zatrzymać. Ludzie na górnej platformie są chronieni konopnymi matami tak grubymi, że żaden pocisk ich nie przebije. Kiedy wieża oprze się o mur, będą oni mogli ostrzeliwać każdego, kto próbowałby przeszkodzić w operacji, podczas gdy załoga dolnej platformy zacznie atakować mur taranem. Wiesz, jaką panikę budzi w oblężonym mieście głuchy huk tarana? Słychać go będzie na całe mile!

Spojrzałem na rozpostartą u mych stóp dolinę. Wśród szaroczarnych cieni można było odróżnić prostą linię nasypu ciągnącą się od miejsca, nad którym staliśmy, do murów Massilii. Na jego bliższym końcu ciemniała masywna sylwetka wieży bojowej.

– Mówiłeś przed chwilą, że nie da się zniszczyć murów tego miasta katapultami i taranami – zauważyłem.

– A mówiłem… – Witruwiusz się uśmiechnął. – Naprawdę nie powinienem już nic powiedzieć.

– Czyżby taran miał tylko odwrócić ich uwagę? – spytałem, unosząc brwi.

Duma z fortelu nie pozwoliła mu zaprzeczyć.

– Jak powiedziałem, cała chwała przypadnie saperom. Od pierwszego dnia oblężenia kopali jak szaleni. Stworzyli cały labirynt tuneli w pobliżu murów. Najdłuższy z nich jest tam. – Wskazał na lewo, mniej więcej w kierunku głównej bramy i leżącego za nią portu. – Według naszych obliczeń kopacze powinni się przebić już jutro. W okamgnieniu będziemy mieli dostęp do wnętrza miasta. Tuż za kopaczami w tunelu czekać będą żołnierze, gotowi wybiec z tej dziury w ziemi jak mrówki z naruszonego mrowiska. Zaatakują główną bramę od środka. Massylczycy skoncentrują siły w innym punkcie, tam gdzie nasza wieża z taranem będzie biła w mur. Atak na bramę od strony miasta zaskoczy ich zupełnie. A gdy nasi ludzie ją otworzą, wówczas sam Treboniusz poprowadzi szturm. Oblężenie się skończy i Massylczykom nie pozostanie nic innego, jak tylko poddać się i błagać o litość.

– A Treboniusz im ją okaże?

– Cezar rozkazał zdobyć miasto i utrzymać je do swego powrotu. Sam zamierza podyktować Massylczykom warunki.

– Nie dojdzie zatem do masakry ludności?

– Nie. Chyba że okażą się głupcami i będą walczyć na śmierć i życie. Mało prawdopodobne… oni są z ducha kupcami… ale kto ich tam wie? Albo też gdyby…

– Co takiego?

– Gdyby nasi ludzie stracili panowanie nad sobą…

Po jego nagle przygaszonym humorze domyśliłem się, że już bywał świadkiem podobnych zdarzeń. Meto opowiadał mi o miastach galijskich zburzonych i splądrowanych przez rozszalałych legionistów. Wydawało się niemożliwe, aby to samo przytrafiło się Massilii, od stuleci sprzymierzonej z Rzymem, ale to w końcu jest wojna.

– Rozumiesz chyba teraz, dlaczego nie mogę spać spokojnie, oczekując jutra. – Witruwiusz znów się uśmiechnął.

Skinąłem głową z ponurą miną.

– Myślałem, że spacer i łyk świeżego powietrza mi pomogą – odrzekłem. – Ale czuję, że teraz i ja nie zasnę już do rana.

Jeśli Witruwiusz ma rację, Massilia nazajutrz padnie. Dlaczego więc Treboniusz nalegał na mój wyjazd? Czy wie o Metonie coś, czego ja nie wiem? Chce oszczędzić mi widoku egzekucji syna? A może nie chce, abym odkrył, że już mu przypadł w udziale los jeszcze gorszy od śmierci? Moja przemęczona wyobraźnia znów zaczęła szaleć.

– Wiesz co, Gordianusie? – zagadnął Witruwiusz. – Obok namiotu Treboniusza widziałem kilka składanych krzeseł. Przyniosę je, to będziemy mogli usiąść tutaj razem i czekać na wschód słońca. Powspominamy sobie oblężenie Brundyzjum czy po prostu pogadamy o czymkolwiek. Musisz mieć nowiny z Rzymu. Nie umiem sobie wyobrazić, jak tam teraz jest, kiedy przyjaciel Cezara Marek Antoniusz trzyma ster. Zapewne jedna wielka orgia. Zaczekaj chwilę.