Выбрать главу

– Mam uwierzyć, że wolno ci chodzić o kulach? Wiesz co, zachowujesz się jak ten dziewięciolatek, który parę dni temu chciał wmówić pani Morrison, że pies zjadł mu zeszyt z odrobioną lekcją.

– Mogę chodzić o kulach, nie opierając się na złamanej nodze.

– Pozwól mi zajrzeć do swojej karty.

– Ani mi się śni.

– W takim razie zadzwonię do ortopedy i zapytam…

– Daj spokój, Lizzie. Nic mi się nie stanie. Kości są dobrze połączone gwoździami i umocowane metalową płytką. Gdyby nie opuchlizna, włożyliby mi nogę w lekki opatrunek z włókna szklanego i nie miałabyś powodu do zmartwienia.

– Więc jednak mam?

– Czepiasz się.

– Pokaż mi wypis ze szpitala.

Długo mierzyli się wzrokiem. W końcu Harry skapitulował.

– A masz, przeczytaj sobie! – burknął ze złością, podając jej papiery.

– Nareszcie zachowujesz się jak pacjent – z satysfakcją zauważyła Lizzie.

– Nie zapominaj, że to ja jestem szefem.

– Jesteś moim pacjentem.

– A wynoś się i zostaw mnie w spokoju. Idź na swoje wizyty, a ja pojeżdżę wózkiem po szpitalu i znajdę sobie kule.

– Przestań na chwilę gadać i pozwól mi spokojnie przeczytać kartę. Potem May zabierze cię do szpitala – odparła Lizzie, zatapiając się w lekturze.

– Lizzie…

– Co znowu? – mruknęła, nie podnosząc oczu.

– Nie wytrzymam z tobą w jednym mieszkaniu. Nie podniosła wzroku. Bała się, że znowu ją rozśmieszy.

– Sam widzisz. A jeszcze nie widziałeś Phoebe.

– Gdzie ona jest?

– Pod dobrą opieką. – Lizzie nadal siedziała z nosem w karcie. – Pierwszego dnia zostawiłam ją tutaj, ale tak drapała, że omal nie zrobiła dziury w drzwiach. Od tej pory różni ludzie biorą ją na zmianę do domu. – Rzuciła mu przelotny uśmiech. – Po nałożeniu gipsu pacjent będzie mógł opierać się częściowo na złamanej nodze – przeczytała. – I będzie ci potrzebna fizjoterapia. W miasteczku nie ma fizjoterapeuty. Masz szczęście, że tu jestem.

– Co masz na myśli?

– Przed pójściem na medycynę przez trzy lata uczyłam się fizjoterapii.

– To ile masz lat? – zdziwił się.

– Dwadzieścia dziewięć.

– A zachowujesz się, jakbyś miała dziesięć.

– Dziękuję za komplement.

– Dlaczego zaczęłaś od fizjoterapii?

– Bo mi się podobała. Dopiero po trzech latach uznałam, że to mi nie wystarcza. – Podniosła pod światło zdjęcie rentgenowskie. – Ale miałeś szczęście! – zawołała. – Zdajesz sobie sprawę, że mało brakowało, a byłbyś stracił nogę?

– Wiem.

Lizzie wreszcie popatrzyła na Harry’ego.

– Ale wszystko będzie dobrze – powiedziała. – Max Carter jest znakomitym specjalistą. Jeżeli pisze, że noga odzyska stuprocentową sprawność, to tak będzie.

– Wiem.

– Więc o co chodzi?

– Złości mnie to wszystko. I nie mam zamiaru korzystać z twojej fizjoterapii.

– No cóż, odrobina irytacji nikomu jeszcze nie zaszkodziła – oświadczyła, zbierając ze stołu papiery.

– A jeśli nie zgodzisz się na fizjoterapię, zamknę na klucz wszystkie kule, jakie znajdują się w szpitalu. Wybieraj!

– Nie muszę…

– Owszem, musisz. Zachowujesz się jak rozkapryszone dziecko.

– Ja zachowuje się jak dziecko?

– To u mężczyzn normalne. Taką już mają naturę. No to decyduj się: albo zgadzasz się na fizjoterapię, albo dzwonię do May, żeby natychmiast usunęła ze szpitala kule.

– Nie odważysz się.

– Przekonaj się.

Gdyby spojrzenie mogło zabijać, Lizzie najprawdopodobniej padłaby martwa na ziemię. Harry chwilę posapał, a potem zaczął się powoli uspokajać i odzyskiwać rozsądek. W końcu rozłożył ręce.

– Niech ci będzie.

– Mądra decyzja – pochwaliła Lizzie. Podeszła i skierowała wózek ku drzwiom. – Wymagam posłuszeństwa. Teraz pani doktor zawiezie pacjenta na krótki spacer po szpitalu, a potem wróci do innych zajęć.

– Chcesz oberwać?

– Nieznośny chłopczyk. Bardzo nieznośny – zakpiła. – Oczywiście, że nie chcę. Widzę, że brakuje ci twojej Emily.

Harry otworzył usta, ale nie był w stanie dobyć głosu.

ROZDZIAŁ CZWARTY

Pamiętaj, że prawdziwy lekarz nie użala się nad sobą.

Pamiętaj, że dobry lekarz nie powinien okazywać słabości.

Nie myśl wciąż o Lizzie i nie pędź wózkiem na łeb na szyję, jak tylko usłyszysz jej głos.

A teraz siedź spokojnie i słuchaj, o czym rozmawia z Lillian!

– Jak się między wami układa?

Lizzie siedziała przy łóżku Lillian, a ta jadła, a raczej udawała, że je kolację. O jedzenie trzeba było z nią toczyć nieustanną walkę. Dziewczynka powinna być pod opieką w specjalistycznym ośrodku pomocy psychiatrycznej, a nie tutaj.

– Moja córka nie jest wariatką – oświadczył ojciec dziewczynki, pan Richard Mark, kiedy parę dni temu Lizzie poruszyła z nim tę sprawę.

– Nie mówię o szpitalu dla psychicznie chorych, tylko o ośrodku dla dzieci z problemami psychicznymi. Lillian ma poważną niedowagę. Jej zdrowie, a nawet życie, jest poważnie zagrożone.

– Żona potrafi dopilnować, żeby jadła ile trzeba.

– Ale doktor McKay właśnie dlatego umieścił ją w szpitalu – zaoponowała Lizzie. Łatwo się domyślić, że Lillian je w domu pod przymusem, a zaraz po posiłku wywołuje wymioty. – Jeżeli schudnie jeszcze bardziej, jej nerki przestaną pracować, a to może się skończyć nawet śmiercią.

Dramatyczna rozmowa z ojcem przyniosła jedynie ten skutek, że pan Mark nie zabrał córki ze szpitala, ale o wysłaniu jej do specjalistycznego ośrodka nie chciał słyszeć.

Na szczęście pielęgniarki nie miały w tej chwili nadmiaru pracy i można było zapewnić Lillian stałą opiekę nie tylko podczas posiłków, ale i przez następne pół godziny, na wypadek, gdyby próbowała zwrócić jedzenie.

Pewnego razu, kiedy personel pomocniczy był zajęty innymi chorymi, Lizzie zgłosiła się do asystowania Lillian przy jedzeniu i, ku swemu zdziwieniu, polubiła to zajęcie. Nawiązywała z chorą nastolatką coraz lepszy kontakt, a na bladych policzkach Lillian zakwitły nieśmiałe rumieńce.

Lizzie cieszyła się z oznak poprawy, wiedziała jednak, że na razie nie wolno sprawdzać, ile dziewczynka waży. Musi wpierw sama uznać, że teraz wygląda lepiej, bo w przeciwnym razie wpadłaby w panikę na myśl o przybraniu na wadze.

– Miałam na myśli ciebie i Harry’ego – dodała Lillian, nabierając na widelec samotne ziarnko groszku.

– Trzy groszki. – Lizzie odebrała jej widelec i nabrawszy nań kilka ziaren, oddała dziewczynce, mówiąc: – Proszę to zjeść!

– Ale…

– Do buzi!

Po krótkim wahaniu Lillian w końcu przełknęła podaną porcję.

– Brawo. – Lizzie powtórzyła operację z widelcem. – Jeszcze trochę, a zaokrąglisz się jak ja. Chyba nie uważasz, że jestem za gruba?

– Ty?

– Tak, ja.

Lillian zmierzyła ją wzrokiem.

– Fajnie ci w tych dżinsach – orzekła.

– Też mi się tak wydawało. – Lizzie odwróciła się na łóżku, zaglądając do lustra. – Ta koszulka jest co prawda trochę ciasna, ale gdybym schudła, piersi zaraz by mi obwisły. Nie ma nic gorszego, jak obwisłe piersi.

– Naprawdę?

– Naprawdę. A teraz jedz. – Kiedy Lillian przełknęła następny kęs, Lizzie dodała: – Wkrótce i twoje piersiątka ładnie się zaokrąglą.

– Nie podobają ci się? – zaniepokoiła się Lillian.

– Na razie masz guziczki zamiast piersi. Prawdziwa kobieta powinna mieć okrągłe kształty. Jak moje.