Выбрать главу

– Ostatecznie mogłabym zostać trochę dłużej – rzekła cicho. Spokój wieczoru i dotyk jego ręki wprawiały ją niemal w hipnotyczny stan. Było jej tak dobrze… – Może powinnam wymasować ci nogę. Przeczytałam w karcie takie zalecenia. Masaż ma poprawić krążenie.

– Myślę, że to nie byłoby bezpieczne – odrzekł nieswoim głosem, a ona zdała sobie sprawę, że Harry czuje chyba to samo co ona. – Mogłyby powstać dodatkowe komplikacje.

Ma rację. Oboje wiedzieli, o jakie komplikacje chodzi. Lizzie podniosła się z podłogi.

– Zrobić ci herbaty?

– Byłabyś aniołem.

– Na to idę – oznajmiła, nie ruszając się z miejsca. Uratował ją dźwięk telefonu. Gdyby nie zadzwonił, stałaby tak pewnie do białego rana. Nie chciała odchodzić.

A przecież on jest zaręczony.

A ona ma Edwarda.

ROZDZIAŁ PIĄTY

Nie zaglądaj do szpitala. Nie staraj się chodzić o kulach. Im dłużej będziesz chory, tym dłużej Lizzie zostanie.

Nie myśl o wyjeździe Lizzie.

Powinieneś zadzwonić do Emily… I co jej powiesz?

Nie dzwoń do Emily.

Niedobrze, pomyślała Lizzie, wchodząc do izby przyjęć i słysząc głośny płacz dziecka.

– Myślałam, że twój dyżur już się skończył – zwróciła się do May.

– Niezupełnie. Zostałam zamiast pielęgniarki, która zachorowała na grypę. A poza tym znam Terry’ego.

– Ma na imię Terry?

– Tak, i jest kolegą jednego z moich dzieciaków. Jego rodzice są farmerami, bardzo porządni ludzie, ale okropnie purytańscy – wyjaśniła szeptem May, zaglądając za parawan, gdzie na łóżku wił się z bólu przytrzymywany przez ojca chłopiec. – Harry’emu pozwalają chłopca badać, bo jest mężczyzną, ale mnie nie chcieli nawet powiedzieć, co go boli. Dlatego myślę, że Terry’emu przydarzyła się jakaś męska dolegliwość.

– Ile ma lat?

– Jedenaście.

– Męska dolegliwość, no zobaczymy. – Lizzie przygotowała się najgorsze. Na oddział nagłych wypadków jej rodzimego szpitala często trafiali wszelkiego rodzaju dziwacy. Jak choćby ten motocyklista, który nawet w szpitalu nie chciał się rozstać ze swoim ukochanym terierem.

– Czy Harry już się położył? – spytała May.

– Nie, ale nie zamierzam go w to angażować.

– Ale…

– Żadne ale – oświadczyła Lizzie, przybierając stanowczą minę. – Same damy sobie z tym radę.

Na jej widok rodzice chłopca po prostu zaniemówili.

– Dzień dobry. Jestem doktor Darling. Zastępuję doktora McKaya na czas jego choroby. Co chłopcu dolega?

Ojciec mocniej przytulił syna, a matka wbiła się głębiej w szpitalne krzesło. Oboje omijali Lizzie wzrokiem. Chłopiec jęknął z bólu i złapał się za krocze.

– Gdzie jest doktor McKay? – burknął w końcu mężczyzna, lecz Lizzie wiedziała już swoje. Nie pozwoli, by dziecko cierpiało z powodu uprzedzeń rodziców. Usiadła na łóżku obok farmera, próbując rozewrzeć zaciśniętą rękę Terry’ego.

– Proszę go nie dotykać – zaprotestowała matka.

– Jestem lekarzem – sucho oświadczyła Lizzie – i leczyłam już setki dzieci obojga płci. Nie ma w tym nic osobistego i Terry nie powinien się mnie wstydzić. Bez badania nie mogę mu pomóc.

Rodzice wymienili skonsternowane spojrzenia.

– Pozwólcie pani doktor zbadać Terry’ego – powiedziała May, biorąc farmera za rękę i odciągając go od łóżka.

Farmer podniósł się, ale odstąpił tylko o krok.

O co im tak naprawdę chodzi, na litość boską? Rozumiałaby jeszcze, gdyby chodziło, powiedzmy, o transfuzję krwi, której zabraniają niektóre wierzenia religijne. Ale to była czysta pruderia, którą chłopcu też musiano wpoić, bo rozpaczliwie obiema rękami zasłaniał obolałe krocze.

– Co ci jest, Terry? – zapytała Lizzie.

– Bolą mnie… – urwał, spoglądając ze strachem na rodziców, lecz ból był widocznie silniejszy od strachu, bo dokończył: – bolą mnie jaja.

Czyli jądra. Tego się spodziewała. W jego wieku to się zdarza. Musiała się jednak upewnić.

– Czy już wcześniej były podrażnione?

– Nie. Zaczęło się dziś po kolacji.

– Weź ręce, muszę cię obejrzeć. Mały znowu wpadł w panikę.

– Nie… Przecież pani jest dziewczyną. – Kolejne spojrzenie na rodziców musiało go upewnić, że dobrze robi, bo skulił się, gotów bronić za wszelką cenę swojej męskiej cnoty.

Lizzie zdała sobie sprawę, że jeżeli spróbuje teraz chłopca dotknąć, wybuchnie ogólna histeria. Co robić? Nagle usłyszała za plecami znajomy głos:

– Mogę się na coś przydać?

Harry stał w drzwiach, opierając się na kulach.

– Mamy do czynienia z rażącym przypadkiem dyskryminacji ze względu na płeć – oświadczyła.

– Ale chyba nie zamierzasz składać teraz skargi u komisarza do spraw równego traktowania kobiet? – spytał z lekkim uśmiechem.

Jak to dobrze, że przyszedł, pomyślała z ulgą. Chociaż nie powinien przychodzić, a ja nie powinnam się cieszyć. Niemniej dobrze, że jest.

– Odsuń się, żebym mógł go obejrzeć. – Ku oburzeniu Lizzie chłopiec momentalnie się uspokoił. – Powinieneś wiedzieć – wyjaśnił mu Harry – że doktor Darling nie jest prawdziwą dziewczyną. Jest tylko lekarzem. Pomyśl o tym w wolnej chwili. Twoi rodzice też powinni się nad tym zastanowić. Ale tymczasem ja się tobą zajmę.

Doktor Darling nie jest prawdziwą dziewczyną.

– Jak to nie jestem dziewczyną? – mruknęła Harry’emu do ucha.

– Musisz się zdecydować, co jest dla ciebie ważniejsze: stetoskop czy spódnica? – odpowiedział Harry szeptem. – Dla Terry’ego i jego rodziców pierwsze wyklucza drugie, więc przynajmniej na razie musisz się z tym pogodzić. A teraz bądź łaskawa odwrócić się do ściany, kiedy Terry i ja będziemy załatwiać nasze męskie sprawy.

Lizzy zaniemówiła. Ona ma się odwrócić do ściany? Szybko jednak zdała sobie sprawę, że jej oburzenie na nic się nie zda. Harry przestał zwracać na nią uwagę, a rodzice Terry’ego też posłusznie odwrócili się do ściany.

Co za pruderia! Biedny chłopiec wychowany w takiej atmosferze będzie miał ciężkie życie. Sądząc po malującym się na twarzach rodziców przerażeniu, spodziewali się najgorszego. Pewnie sami wstydzili się obejrzeć syna.

– Ciekawe, kto w dzieciństwie zmieniał mu pieluszki – szepnęła jej do ucha May, i obie omal nie parsknęły śmiechem.

– Nie widzę śladu infekcji – oświadczył Harry po chwili – ale jest bolesność. Trzeba się przekonać, czy nie doszło do zakażenia dróg moczowych. Musimy pobrać próbkę moczu.

– Którą, rzecz jasna, pobierze pan doktor – rzekła Lizzie uszczypliwie. – Pobieranie moczu to też męska sprawa.

May zachichotała, i obie kobiety wymieniły porozumiewawcze spojrzenia. Lizzie poczuła, że ma w niej sprzymierzeńca, a może nawet bratnią duszę. Tylko one dwie zdawały się dostrzegać śmieszność i absurd całej sytuacji.

– Pójdę po pojemnik – rzekła May.

Lizzie wyszła razem z nią za przepierzenie, żeby swobodnie wyśmiać się na osobności.

– Pobieranie próbek moczu nie należy do ulubionych zajęć Harry’ego, ale dobrze mu tak – skomentowała pielęgniarka, wręczywszy doktorowi przyniesiony pojemnik. – Pewnie odeśle nas teraz do kuchni, do kobiecych prac.

– Możecie zabrać to do analizy? – spytał po chwili Harry, podając May pojemnik z moczem. – Bardzo proszę.

– A nie mówiłam? – skomentowała May. – Przeprowadzanie analizy to taki szpitalny odpowiednik zajmowania się kuchnią. Czynność stosowna dla kobiet. Niech znają swoje miejsce.