Выбрать главу

– Ale May sądziła, że jest inaczej.

– Wiem! A ja nie wyprowadziłem jej z błędu.

– Dlaczego?

– Szczęście się do mnie uśmiechnęło – odparł Tom, ale na widok miny Harry’ego szybko dodał: – Nie, nie w takim sensie. Mój ojciec… wtedy nie kiwnął palcem, żeby mi pomóc. Powiedział, że nie da pieniędzy na stracenie. Ale przez ostatnie dwa lata uważnie mnie obserwował i przekonał się, że naprawdę zerwałem z hazardem. No i pewnego dnia przyszedł do nas, May akurat nie było w domu, i zrobił mi wspaniały prezent. Wyobraźcie sobie, że obiecał wpłacić za mnie pierwszą ratę za nowy dom, w dodatku rata była bardzo wysoka, bo bank, znając moją przeszłość, postawił wyjątkowo ciężkie warunki. Ale jakoś ułożyłem się o resztę. Znalazłem doradcę finansowego, który tak wszystko załatwił, że zachowałem jedną kartę kredytową i wziąłem dodatkową pracę, żeby ją spłacać. W rezultacie za sześć tygodni wprowadzimy się do własnego domu. May od dawna o nim marzyła. Chciałem jej zrobić niespodziankę i na rocznicę naszego ślubu wręczyć klucze.

– A ona przez cały czas podejrzewała…

– Wiem. Widocznie znalazła wyciąg z banku – westchnął Tom. – Wiedziała, że wziąłem dodatkową pracę, ale na koncie nie przybywało pieniędzy. A ja, zamiast ją uspokoić, złościłem się, że mi nie ufa. Wolałem trzymać ją w niepewności, a potem pokazać, że niesłusznie mnie podejrzewała. No i proszę, do czego doprowadziłem – zakończył, łapiąc się za głowę.

Harry popatrzył na niego z namysłem.

– Który to dom?

– Dawny dom Maynarda.

Harry pokiwał głową. Lizzie patrzyła na niego zaciekawiona. Czuła, że z tego namysłu zrodzi się coś ważnego.

– Rodzice May posiedzą przy niej, dopóki się nie obudzi, ale przynajmniej przez godzinę po obudzeniu będzie niezupełnie przytomna – odezwał się po chwili.

– Masz dość czasu, żeby odszukać Neila Shannona i zapędzić go do roboty.

– Tego fotografa? A po co?

– Tak, tego fotografa. Jest bardzo dobry i umie szybko pracować. Za godzinę macie przynieść kolorowe zdjęcie domu Maynarda w największym możliwym formacie. May maje zobaczyć, jak tylko oprzytomnieje. I nie mów mi, że to będzie trudne – dodał Harry, widząc minę Toma. – Jesteś jej to winien.

– Powinna mieć do mnie więcej zaufania.

– May nie opuściła cię w twoich najgorszych chwilach. Nie tylko została z tobą, ale harowała do upadłego, ratując was od katastrofy. Wybaczyła ci. A ty nie potrafisz dzisiaj darować jej o wiele mniejszej winy?

– Nie mówię, że…

– Zastanów się. Przez ciebie straciła dom, swoje ukochane konie i szacunek otoczenia. Myślę, że przeżyła dosyć niespodzianek. Dzisiaj potrzebuje od ciebie przede wszystkim szczerości i uczciwości. May jest niezwykle wartościową kobietą. Już dwa razy omal jej nie straciłeś. Ale miałeś dotąd wyjątkowe szczęście. Nie zmarnuj go!

Tom popadł w posępną zadumę.

– Byłem durniem – rzekł na koniec, a Harry, który nie zamierzał mu pobłażać, pokiwał głową na znak, że się zgadza. – Ale May na pewno wyzdrowieje?

– Całkowicie.

– No to idę – powiedział Tom, podnosząc się z krzesła. – Muszę złapać tego fotografa.

Lizzie miała nadal pełno odłamków szkła w palcach obu rąk. Najchętniej sama by je powyciągała, ale operowanie prawej ręki lewą było praktycznie niemożliwe. Musiała więc poczekać, aż Harry porozmawia z rodzicami May i skończy wieczorny obchód, a sama wróciła do mieszkania, usiadła na podłodze i przytuliła do siebie Phoebe.

– Kocham cię, staruszko – szepnęła. Miała ochotę się rozpłakać.

Phoebe w odpowiedzi przejechała jej po policzku swoim potężnym jęzorem.

Harry zastał je obie skulone na podłodze.

– Coś ci jest? – zapytał.

– Ech, nic. – Czas na zamianę ról, pomyślała. Do tej pory ona grała rolę lekarza, a on inwalidy i podopiecznego. Teraz będzie inaczej.

– Mogło być o wiele gorzej, Lizzie. May wyzdrowieje – powiedział, klękając obok niej na podłodze.

– Nie powinnam się tak bardzo angażować – odparła, tuląc się do Phoebe jak do ostatniej deski ratunku. – Za wiele mnie to kosztuje. Do tego stopnia, że gdyby coś się stało jej… albo Lillian… albo Mavis…

– W końcu byś się z tym pogodziła.

– Ale to by bolało – wyszeptała żałośnie. Opuściła głowę i spojrzała na swoje ręce. – Jak moje palce.

– Twoje palce? – Poszedł za jej wzrokiem. – Do diabła, Lizzie! Dlaczego nic nie mówisz? Zaraz zrobimy z tym porządek.

– Przepraszam, Phoebe – rzekła wzruszona Lizzie, zdejmując psa z kolan – ale twoja pani potrzebuje pomocy lekarza.

Miał nieskończenie delikatne ręce. Z niezwykłą delikatnością wyjmował kolejno każdy kawałeczek szkła. Trochę bolało, ale Lizzie nie zwracała na to uwagi, bo najdotkliwszy był ból, jaki czuła w sercu.

Ponieważ wiedziała, co musi mu powiedzieć.

– Pamiętasz, jak pytałeś mnie kiedyś, czy nie zdecyduję się na stałą pracę w Birrini?

– Tak, a bo co? – spytał, spoglądając na nią z tak czarującym uśmiechem, że serce podskoczyło jej w piersi.

Nie ekscytuj się, powiedziała do siebie. Jego uśmiechy nie należą do ciebie, tylko do Emily.

– Otóż chcę ci powiedzieć, że postanowiłam zostać lekarzem rodzinnym – podjęła Lizzie. – Dzisiaj ostatecznie zrozumiałam, że jestem do tego stworzona. Uwielbiam mieć bliski kontakt z ludźmi i podziwiam to, co ty robisz. Długo nie przyznawałam się do tego nawet przed sobą, ale wreszcie pojęłam, że zawsze pragnęłam być lekarzem rodzinnym, tylko po pierwszym złym doświadczeniu opuściła mnie odwaga.

– Więc zostaniesz? – zawołał z nadzieją w głosie. Kusiło ją, by powiedzieć „ tak”, wiedziała jednak, że to niemożliwe.

– Nie, Harry. Nie mogę tutaj zostać.

– Ale dlaczego?

Przecież wie. Ma to wypisane na twarzy. Domyśla się, dlaczego nie mogę zostać, ale nie zrobi nic, żeby zmienić moją decyzję. Nie zrobi nic, bo nie może. Ponieważ przyczyna tkwi nie w nim, ale w niej. I to ona musi postawić sprawę otwarcie. Nie potrafi ukrywać dłużej, co do niego czuje. A kiedy mu to powie, zostanie tylko jedno – dokończyć pracę w Birrini, i pożegnać się.

– Ponieważ zakochałam się nie tylko w zawodzie małomiasteczkowego lekarza i we wszystkich, których tu spotkałam, nie tylko w tym uroczym, zwariowanym miasteczku, ale i w tobie. A tak naprawdę, to przede wszystkim w tobie. I dlatego nie mogę zostać. – Jego twarz jakby się skurczyła. – Wiem, że tego nie chciałeś, ale ja nie chcę stwarzać ci problemów i niczego od ciebie nie oczekuję. Mówię to tylko po to, żebyś zrozumiał, dlaczego muszę wyjechać.

Wiedziała z góry, że Harry nie zareaguje, niemniej brak reakcji z jego strony zabolał ją bardziej, niż przypuszczała. Ale są jeszcze na siebie skazani. Nadal dzielą mieszkanie i kuchnię. Każdy temat, jaki by poruszyli, byłby pełen niedopowiedzeń.

– Jesteś zaręczona z Edwardem – odezwał się Harry w trakcie spożywanej w milczeniu kolacji.

– Nie.

– Nie jesteś z nim zaręczona?

– Nie, nie jestem.

– Oszukałaś mnie?

– Można tak powiedzieć – odparła z niewesołym uśmiechem. – Przed moim wyjazdem na pogrzeb babci Edward spytał, czy za niego wyjdę. Nie dałam mu żadnej odpowiedzi. Edward i ja schodziliśmy się i rozchodziliśmy od niepamiętnych czasów. On co jakiś czas ponawiał oświadczyny, a ja mówiłam sobie, że byłoby najrozsądniej, gdybyśmy się pobrali. Ale nigdy nie mogłam się zdecydować. Chciałam dać sobie więcej czasu na zastanowienie się, i dlatego pod pretekstem ciąży Phoebe przyjęłam zastępstwo w twoim szpitalu.