– Pozwolimy mu podejść – rzucił cicho. Sydney przypatrywała się Rosjaninowi przez lornetkę.
– Ta broń wygląda na niezłą – zauważyła. Minor skinął głową.
– Firma Steyr opracowała ją dla austriackiej armii – wyjaśnił. – Ma kolbę z syntetycznego polimeru, której długość można regulować za pomocą specjalnych podkładek.
– Zawsze chciałam mieć taki – powiedziała Syd.
Dar zerknął na nią zdziwiony. W tej trudnej sytuacji zachowywała się naprawdę dobrze.
– Zdaje mi się, że ma zamontowany celownik optyczny Kahles ZF 69 – stwierdził w końcu.
– Czy to ważne? – spytała kobieta.
– O tyle, że celownik ZF 69 pozwala naprawdę bardzo celnie strzelać z ośmiuset metrów – odrzekł. – Możemy zatem oczekiwać, że Rosjanin z tej odległości odda pierwszy strzał.
– Jaki teraz dzieli nas dystans? – zapytała Sydney, znów spoglądając przez lornetkę.
– Około kilometra.
Darwin podniósł M40, przystawił kolbę do ramienia, ścisnął ją mocno w rękach i zaczął ustawiać celownik.
– Nie spieszy się – zauważyła Syd. – Do diabła, po prostu sobie spaceruje.
– Jest taki ładny dzień – stwierdził Minor, po raz pierwszy naprawdę wyraźnie dostrzegając twarz Yaponchika.
W tym momencie zabójca podniósł SSG 69 do ramienia i również zerknął przez celownik. Wciąż szedł.
– Obróć się bokiem – poprosił Darwin. Zerknął za siebie. – Nie, nie w lewo… Muszę stać w ten sposób, ponieważ jestem praworęczny i patrzę prawym okiem, a ty masz się obrócić do niego prawym bokiem. Syd wykonała polecenie, pytając ponownie:
– Co to ma, do diabła, być? Jakiś dziewiętnastowieczny pojedynek? A ja mam własną piersią zatrzymać kulę? – Darwin nie zamierzał jej na to odpowiadać. Yaponchik zatrzymał się i szacował odległość. Minor spojrzał przez celownik i znów ocenił zasięg na mniej więcej tysiąc metrów. – Powiedz mi – poprosiła Sydney – że twój amerykański karabin jest znacznie lepszy od jego austriackiego, Dar.
– Mój karabin w porównaniu z jego to kawałek szmelcu, w dodatku stary, bo pochodzi z czasów wojny w Wietnamie. Ale – przyznał się – jestem do niego przyzwyczajony.
– Aha – mruknęła kobieta tonem sugerującym, że ma dość żartów. – Rosjanin cię namierza.
Darwin przyłożył oko do celownika. Dokładnie widział twarz Yaponchika. Z odległości kilometra nie powinno być możliwe zauważenie wszystkich szczegółów, a jednak Minor był przekonany, że widzi zimne, niebieskie oczy zabójcy. Lufa karabinu Rosjanina błysnęła.
Pocisk trafił w trawę cztery i pół metra przed Darwinem. Rozległ się odgłos przypominający rozdzieranie, a nad ziemią uniósł się obłoczek kurzu. Chwilę później dały się słyszeć głośne trzaski – dźwięki karabinu strzelającego bez tłumika. Dar obserwował, jak Yaponchik gładko naciska raz za razem spust. Niemal widział obracający się magazynek, gdy kolejna kula wchodziła do komory. W tym momencie przeżył chwilę zwątpienia. „Ile właściwie naboi mieści się w magazynku Steyra SSG 69? Pięć czy dziesięć?”. Miał świadomość, że niedługo dowie się tego, mówiąc obrazowo, na własnej skórze. Rosjanin wyjął zużyty magazynek i ostrożnie wsunął go do kieszeni spodni, tuż pod czarną kamizelką kuloodporną.
Darwin nagle przypomniał sobie, że zdjął wcześniej kamizelkę. „Niech to szlag” – przeklął w myślach, po czym spojrzał przez celownik. Zabójca znowu ruszył przed siebie.
Dar czekał. Z tej odległości strzelanie do ruchomego celu, znacznie w dodatku mniejszego niż chevrolet sub-urban, na pewno nie było dobrym pomysłem. Kiedy Yaponchik się zatrzymał i znowu podniósł karabin, Minor wstrzymał oddech i nacisnął spust.
– Nie widziałam, gdzie trafiłeś – szepnęła Syd ze swojej pozycji za Darwinem. – Przepraszam, ale nie zauważyłam…
– Widziałaś gdziekolwiek przed Ruskim obłoczek kurzu? – spytał, zmieniając magazynek. Stary włożył do kieszeni bluzy.
– Nie.
– Zatem strzeliłem zbyt wysoko – powiedział Minor.
Lufa karabinu Yaponchika błysnęła ponownie.
Dar usłyszał świst kuli przelatującej mu obok prawego ucha jeszcze przed trzaskiem samego strzału. Musiał przyznać, że Rosjanin nieźle mierzył. I starał się trafić go w głowę. Zresztą Darwin i tak przecież nie miał kamizelki. Przegonił tę myśl i skoncentrował się na celowaniu i obliczaniu.
Zabójca znów strzelił. Pocisk uderzył w ziemię między Minorem i Sydney, wyrzucając na metr w powietrze kamyki i kurz. Darwin nie ruszył się z miejsca, zamrugał tylko powiekami, aby wyraźniej widzieć, po czym nieznacznie obniżył cel. Zrobiła na nim wrażenie profesjonalna płynność, z jaką Yaponchik radził sobie z karabinem; z przyzwyczajenia chował do kieszeni stare magazynki i przyjmował idealną pozycję snajperską nie podnosząc głowy znad celownika ZF 69. Strzelił. Z powodu odrzutu na kilka sekund stracił z oczu Yaponchika.
– Za blisko – jęknęła Syd.
– O ile?
– O jakiś metr – odparła natychmiast. – Ale idealnie przed Ruskim.
Darwin pokiwał głową i podniósł wzrok. Usłyszał raczej, niż zobaczył wzmagający się wiatr, gdyż zaszeleściła trawa. W dodatku jego podarta bluza nieco się poruszyła. Minor dostosował celownik.
Yaponchik nacisnął spust.
„Tylko jedna kula została mu w magazynku” – pomyślał Dar i dodał w duchu: „Mam nadzieję”.
Pocisk wzbił w powietrze grad drobinek ziemi, spadając zaledwie trzydzieści centymetrów przed Syd. Kobieta nie cofnęła się. Na szczęście gleba była w tym miejscu piaszczysta i kula nie odbiła się rykoszetem od żadnego kamienia.
Darwin usłyszał i poczuł, że wiatr wzmaga się jeszcze bardziej, zobaczył, że pionowe fale mirażu przechylają się nieco w lewo, a potem jeszcze trochę, zmieniając się prawie w linie poziome. Widząc to, oceniał wiatr na dziesięć i pół kilometra na godzinę; dostosował celownik do tego wskaźnika, przekręcając śrubę o kolejne pół kliknięcia w lewo, po czym wstrzymał oddech i wystrzelił.
– Trafiony! – zawołała Sydney. – To znaczy… tak myślę…
Dar nie musiał myśleć, wiedział. Nie wykonał wprawdzie czystego strzału w głowę i dostrzegał twarz Yaponchika wraz z wpatrzonymi w niego zimnymi, niebieskimi oczyma… Ale zobaczył tam też rozprysk czerwonej mgły.
Odnosił wrażenie, że czas zatrzymał się na długie minuty, chociaż minęła zaledwie sekunda lub dwie. Nie zdejmując oka z celownika, zdołał właśnie wprowadzić do komory następny nabój i dopiero wówczas Rosjanin upadł.
W przeciwieństwie do wielu filmów, w których postrzelonego odrzuca gwałtownie w tył na kilka metrów nawet strzał ze zwykłego pistoletu, Dar nigdy nie widział, aby ofiara strzelaniny robiła coś bardziej dramatycznego niż załamanie się i upadek. Tak samo zachował się Yaponchik, ciągle trzymając w rękach karabin wyborowy.
– Chyba w szyję, tak sądzę – zauważyła Syd głębokim głosem.
– Tak, wiem – odparł Minor. – U podstawy gardła. Tuż nad kamizelką.
Ruszyli w stronę leżącego mężczyzny. Sydney wyjmowała akurat półautomat z kabury, kiedy Dar nagle się zatrzymał.
– Co się dzieje?! – spytała kobieta, nieco zatrwożona.
– Nic – odrzekł Darwin, po czym zarzucił M40 na ramię. Z ciekawością wyciągnął przed siebie prawą rękę, potem lewą. Żadna nie drżała. Ani trochę. – Nic – powtórzył, czując w sobie wielką pustkę, którą starał się zwalczyć. – Zupełnie nic.
Szli dalej. Yaponchik nie poruszał się. Syd i Dar znajdowali się właśnie o niecałe trzydzieści metrów od ciała i dokładnie widzieli strumyczek czerwonej krwi tętniczej na trawie oraz głowę Rosjanina odchyloną pod niemożliwych kątem w tył, kiedy niebo nad nimi wypełniło się hałasem. Oboje stanęli i spojrzeli w górę.
Dwa z helikopterów miały z boku oznakowania piechoty morskiej, a trzeci litery „FBI”. Ten ostatni wylądował między nimi i ciałem Yaponchika.
Minor odwrócił się do Sydney, oderwał rzepy na bokach jej kamizelki, zdjął jej ten ciężki strój przez głowę, a potem chwycił przyjaciółkę w ramiona. Wszędzie wokół nich trawa kołysała się szaleńczo z powodu obracających się łopat wirników helikoptera.
– Kocham cię, Dar – powiedziała Syd. Jej słowa utonęły wprawdzie w ryku silnika, były jednak dla niego idealnie zrozumiałe.
– Tak, tak – odparł cicho i czule ją pocałował.
Rozdział dwudziesty szósty
Dziesięć dni później, w niedzielny ranek, telefon w mieszkaniu Dara zadzwonił o wpół do szóstej rano.
– Cholera – wymamrotał sennym głosem Minor.
– Jasna cholera – dodała Sydney, unosząc się i podpierając głowę na łokciu.