– Nie, zjazd był po prawej stronie, a do wypadku doszło na ostatnim pasie po lewej. Ostatnim z pięciu pasów ruchu… A przy tak niewielkim ruchu ofiara, czyli pan Phong, naprawdę nie miała powodów tkwić Burnette’owi na ogonie. Większość pasów była pusta. Cała akcja wyglądała na zorganizowaną…
– Tylko że w sfingowanych wypadkach nikt nie chce nikogo zabić ani trwale okaleczyć – upierała się śledcza. – Wybierają dobry samochód, któremu ktoś zajeżdża drogę, oni uderzają w tamten, a później twierdzą, że od pasów uszkodzili sobie kręgi szyjne lub coś w tym rodzaju. Nikt nie nadziewa się wówczas na pręty zbrojeniowe! Czy pan Phong zmarł?
– Tak – odparł Lawrence. – Trzy dni później, ani na moment nie odzyskując świadomości.
– Jaka była kwota odszkodowania? – spytała Sydney.
– Dwa przecinek sześć miliona – przesylabizowała Trudy.
Lawrence westchnął.
– Burnette starał się prowadzić swoją firmę budowlaną jak najmniejszym kosztem i wykupił najniższą możliwą polisę. Nie mógł sobie po prostu pozwolić na wyższe ubezpieczenie. Spłata odszkodowania doprowadziła go do bankructwa.
Sydney popatrzyła na drugą teczkę.
– To również jedna z twoich czerwonych pinezek – wyjaśnił Dar. – Zdarzenie na I-5, o którym ci wspomniałem. Ten wypadek bez wahania uznałem za sfingowany. Kierowca uderzonego samochodu, niejaki Hernandez, wniósł już wcześniej trzy skargi z powodu kalectwa i osiem z powodu rzekomych obrażeń.
– Lecz tego wypadku nie przeżył – zauważyła Syd.
– Właśnie – przyznał Minor. – Wszystko szło zgodnie ze scenariuszem aż do momentu zderzenia. Znowu pikap zajechał drogę innemu pojazdowi… w tym wypadku wielkiemu staremu buickowi. Kierowca buicka dał po hamulcach. Namierzone auto, nowiutki cadillac, trzasnął buicka w tył, dokładnie tak jak zaplanowano. Niestety, buick Hernandeza eksplodował…
– Sądziłam, że samochody wybuchają jedynie w filmach – wtrąciła Sydney.
– Wielu tak uważa – przyznał Darwin. – Podczas śledztwa w zbiorniku na benzynę auta pana Hernandeza znalazłem jednak resztki prymitywnego zapłonu iskrowego. Miał spowodować wybuch po mocniejszym uderzeniu w tylny zderzak.
– To morderstwo – oceniła Syd.
Dar skinął głową.
– W każdym razie prawnik… tak przy okazji, był to ten sam prawnik… zaskarżył zarówno drugiego kierowcę, jak i producenta pojazdu, więc dowody manipulowania przy hamulcach i fakt sabotażu auta Hernandeza oddalono w zamian za wycofanie zarzutów przeciwko producentom.
– Jestem ciekawa – wtrąciła Sydney – w jaki sposób wybiera się, że tak powiem… nieświadomy… pojazd do tych sfingowanych wypadków.
– Gra tu rolę wiele czynników – wyjaśniła Trudy.
– Auto musi być oczywiście drogie…
– Dobrze jeśli ma też na zderzaku nalepkę firmy ubezpieczeniowej State Farm albo innej, równie dużej i bogatej – dodał Lawrence.
– Poza tym zwykle namierza się starszego kierowcę – podjęła Trudy. – Kogoś, kto nie zareaguje zbyt szybko i nie zdąży w odpowiednim momencie zahamować.
– Oczywiście nikt nie chce ranić ludzi w pojeździe docelowym – powiedział Dar. – Chodzi jedynie o to, aby współsprawca wystąpił o odszkodowanie z powodu utraty sprawności… zwykle wybiera się urazy niewidoczne i trudne do sprawdzenia, takie jak uraz kręgów szyjnych, piersiowych lub lędźwiowych, chociaż firmy ubezpieczeniowe podejrzliwie patrzą na takie wnioski.
– Ale tu mamy klasyczny sfingowany wypadek z wymuszeniem pierwszeństwa, czyli ten z udziałem Hernandeza zakończył się śmiercią kierującego pojazdem – zauważyła Syd. – A wypadek Phonga w ogóle nie pasuje do tego typu zorganizowanych akcji…
– To prawda – zgodził się Minor, kiwając głową. – Nie sposób uwierzyć, że ktokolwiek dobrowolnie pozwoliłby się nabić na takie sterczące pręty zbrojeniowe.
– Chyba że Phong po raz pierwszy brał udział w takim przedsięwzięciu – zastanowiła się Sydney. – Albo że ktoś go oszukał. Podobnie Hernandeza…
– Którego znaleziono w typowej dla tego typu wypadków pozycji – dodała Trudy. – Kucał pod kierownicą. Bagażnik jego starego buicka wypełniały worki z piaskiem i opony, które często stanowią swego rodzaju dodatkowe zabezpieczenie mające złagodzić skutki zderzenia. Tyle że wszystko spłonęło… wraz z Hernandezem… gdy eksplodował zbiornik na benzynę.
– Odszkodowanie?
– Sześćset tysięcy – odparł Lawrence.
– Więc teraz dochodzimy do prawnika, który pracował przy obu sprawach – powiedziała Syd. – Jorge Murphy Esposito. Od dawna podejrzewamy, że facet szuka klientów wśród ofiar wypadków.
Trudy roześmiała się niewesoło.
– Esposito mógłby wręcz kierować karetki do wypadków – oznajmiła. – Wie, gdzie dojdzie do kraksy, jeszcze zanim ona się zdarzy.
Sydney pokiwała głową.
– Dar, uważasz, że właśnie Esposito poszczuł na ciebie Rosjan?
Minor westchnął.
– Instynkt mi mówi, że nie. Esposito to trzeciorzędny adwokacina. Występuje w imieniu oszustów z marginesu i biedoty. Nie widzę go po prostu w tej roli. Przy takiej klienteli, skąd kontakty z zabójcami z mafii rosyjskiej?
– Mamy jednak jakąś wskazówkę – zauważyła Syd. – Kim są inni prawnicy i lekarze na wysokich pozycjach waszej listy?
– Na naszej liście oszustów żądających odszkodowań? – spytała Trudy.
– Właśnie.
– Oprócz Esposito mamy tam jeszcze Rogeta Velliersa, Bobby’ego Jamesa Tuckera, Nicholasa van Dervana, Abrahama Willisa… – zaczęła wymieniać Trudy.
– Hej, hej – przerwał jej Lawrence. – Willis nie żyje.
Darwin uniósł brwi.
– Od kiedy? Zeznawałem w sądzie przeciwko jego powodowi zaledwie miesiąc temu.
– Zmarł w ubiegły czwartek – odparł Stewart. – A dokładniej mówiąc, nasz drogi adwokat zginął w wypadku samochodowym. Rozbił się w pobliżu Carmel.
– No cóż, kto mieczem wojuje… – mruknęła Sydney.
– Esposito zajmuje się procesami rodzinnymi – zauważył Lawrence.
Trudy cicho odchrząknęła.
– Tak się tylko mówi.
Syd wstała od stołu i przeciągnęła się.
– No cóż, przejrzymy akta Dara powtórnie, pod tym właśnie kątem. Sprawdzimy, którzy z adwokatów poszukujących klientów wśród ofiar wypadków tkwią najgłębiej w sprawie.
Trudy popatrzyła na nią i na Minora.
– Wracacie do San Diego?
Darwin bez słowa przecząco pokiwał głową.
– Zamierzamy przez weekend ukrywać się przed prasą w domku Dara – powiedziała Syd.
Lawrence jedynie nieznacznie zmarszczył czoło, a spojrzenie, które posłał przyjacielowi, było aż nazbyt wyraziste.
– Sporo czasu minęło, odkąd kogoś tam zaprosiłeś, co, Darwin? To znaczy… oczywiście poza mną i Trudy.
– Nigdy nie zapraszałem tam nikogo poza wami – odparł Minor, posyłając Stewartowi ostrzegawcze spojrzenie. – Zdaje mi się jednak, że moja obecna sytuacja nazywa się aresztem zapobiegawczym.
Przez chwilę panowało pełne konsternacji milczenie. W końcu przerwała je Trudy.
– Och, zanim pani odjedzie – powiedziała pogodnie – śledcza Olson…
– Mówcie mi Syd – wtrąciła Sydney.
– A więc Syd – kontynuowała Trudy. – Zanim odjedziesz, mogłabym cię prosić o profesjonalną opinię na temat pewnej kasety z inwigilacji?
– Jasne.
– Och, Trudy, nie, nie rób tego – oświadczył Lawrence, rumieniąc się nad wąsami. – Jezu…
– Potrzebuję czyjejś opinii – tłumaczyła się.
– Och nie, daj spokój – nalegał Stewart. Zdjął okulary i wytarł je chusteczką, a policzki czerwieniały mu coraz bardziej.
– Nagranie ma ponad godzinę – wyjaśniła Trudy Sydney – ale przewiniemy ją na przyspieszonym podglądzie. Dar, byłeś świadkiem w wielu sprawach. Twoja ocena również będzie dla mnie cenna.
Darwin i Syd podążyli zatem za Trudy do salonu, w którym stał sześćdziesięciocalowy telewizor oraz kanapa marki La-z-Boy.
Na kasecie pojawiła się kobieta w średnim wieku, ubrana w obcisły podkoszulek z lycry, szorty i tenisówki. Wyszła z typowego dla klasy średniej domu i wsiadła do starej poobijanej hondy accord. Kamera skupiła się na twarzy kobiety, gdy ta zakładała ciemne okulary i przepaskę na włosy, dlatego jej rysy nie były widoczne w szczegółach. Nagranie było kolorowe, a w dolnym rogu ekranu widniała data i dokładny czas – godzina, minuty i sekundy.
– Nakręciliście to z waszej furgonetki inwigilacyjnej? – spytała Syd Lawrence’a.
– Yhm – przyznał Stewart, który nie usiadł wraz z resztą na kanapie La-z-Boy, lecz stał w części salonu przeznaczonej na jadalnię. Wyglądał na gotowego do natychmiastowej ucieczki.
Trudy odchrząknęła.
– Kobieta nazywa się Pamela Dibbs. Wytoczyła niedawno trzy sprawy; dwie z nich przeciwko naszym klientom: Jack-in-the-Box i WonderMartowi.