Sydney zamknęła na kilka sekund oczy. Kiedy je otworzyła, powiedziała:
– Nie mogły się chyba zużyć automatycznie…
Minor potrząsnął głową.
– Nie, na pewno nie. Zawór trzeba odkręcić ręcznie. Domyślamy się, że dowódca nie mógł włączyć własnego bez pomocy innych. Pomogła mu zapewne siedząca za nim astronautka… druga kobieta na pokładzie. Odpięła prawdopodobnie własne pasy i wychyliła się ku niemu, aby uruchomić zawór. Wiemy na pewno, że powietrze z jego aparatu zostało zużyte.
– Mój Boże! – powiedziała Sydney. Przez kilka minut pili kawę w milczeniu. – Dar… – zaczęła kobieta. Minor nie potrafił sobie przypomnieć, czy wcześniej wypowiedziała jego imię, teraz jednak zauważył, że je wymówiła, gdyż jej ton był inny niż dotąd. – Dar – powtórzyła – chciałam ci wyjaśnić powody naszego wspólnego wyjazdu do twojego domku. Powiedziałam, że jadę tam cię chronić… Lawrence i Trudy unosili brwi i marszczyli czoła. Musisz wiedzieć, że nie jestem…
– Wiem o tym – przerwał jej, nieco poirytowany.
Syd podniosła rękę.
– Proszę, pozwól mi dokończyć. Mówię ci z góry, że nie szukam romansu i z pewnością nie interesuje mnie w tym momencie seks. Lubię z tobą pożartować, ponieważ masz poczucie humoru bardziej cierpkie niż najbardziej wytrawne wino, ale nie zamierzam grać z tobą w żadne gierki.
– Wiem… – Darwin próbował znów coś powiedzieć, lecz śledcza ponownie mu przerwała, po raz drugi unosząc dłoń.
– Prawie skończyłam – podjęła bardzo cicho. Przy najbliższych stolikach nie było klientów, a kelner znajdował się na drugim końcu sali. – Dickweed naprawdę chciał postawić ci zarzut spowodowania umyślnego wypadku…
– Żartujesz – obruszył się Dar. – Nawet po obejrzeniu nagrania na wideo?
– Zwłaszcza po obejrzeniu nagrania – odrzekła z naciskiem. – Tego rodzaju sprawę nawet taki dupek jak Dickweed potrafiłby wygrać. Oczywista napaść na drodze…
– Ja na nich napadłem?! – krzyknął Minor, szczerze rozgniewany. – Strzelali do mnie zabójcy z mafii rosyjskiej. Znaleziono przecież we wraku ich cholernego mercedesa broń automatyczną. A poza tym… ten cały fenomen o nazwie „furia drogowa” czy „napaść na drodze” to kompletna bzdura i doskonale o tym wiesz, moja droga. Dziś procent napaści na drogach nie jest wcale wyższy niż dwie dekady temu…
Usiłując go uspokoić, Sydney zamachała teraz obiema rękoma.
– Tak, tak… Wiem o tym, wiem. „Furia drogowa” to po prostu termin, którego lubią używać spikerzy telewizyjnych programów informacyjnych, nawet nie sprawdzając faktów. Tyle że Dickweed mógłby ci postawić ten zarzut, choćby właśnie dlatego, że napaści na drogach są obecnie popularnym tematem, więc zyskałby zainteresowanie telewizji.
– Tak, jasne, ja na nich napadłem – mruknął Dar i wypił kilka łyków kawy, wyraźnie starając się ugryźć w język, ażeby nie powiedzieć, co myśli o zastępcy prokuratora okręgowego i jego politycznych ambicjach.
– W każdym razie – kontynuowała Syd – przechytrzyłam ich wszystkich, powiedziałam im bowiem, że zamierzam cię wykorzystać jako… hm… coś w rodzaju przynęty. Dzięki tobie pragnę zdemaskować duży gang oszustów, którego istnienie podejrzewamy od jakiegoś czasu. Dickweed i jego szef zrozumieli, że odkrycie takiego przestępstwa jest ważniejsze i… bardziej spektakularne niż ujawnienie kolejnego przypadku rzekomej furii drogowej. Fakt ten jednak oznacza, że albo musisz pozostawać pod stałym nadzorem, albo nałożymy na ciebie areszt zapobiegawczy…
– Albo ty mnie będziesz pilnować – dokończył Darwin.
– Właśnie – zgodziła się. Znowu przesiedzieli kilka minut w zupełnej ciszy, po czym Sydney oświadczyła: – I wiem o wypadku w Fort Collins. – Minor popatrzył na nią bez słowa. Właściwie nie był zaskoczony, że miała dostęp do wszystkich akt, a jego przeszłość sprawdziła, uznając ją za ważną jako tło do obecnie prowadzonych działań. Z drugiej strony sprawiła mu prawdziwy ból wzmianka o zdarzeniu, o którym nie rozmawiał absolutnie nigdy i absolutnie z nikim. – Wiem, że to nie moja sprawa – powiedziała głosem jeszcze cichszym niż przedtem – ale przeczytałam w raporcie, że wezwano cię na miejsce katastrofy. Jak to możliwe? Jak mogli zrobić ci coś takiego?!
Mięśnie wokół ust Darwina skurczyły się, a jego twarz wykrzywiła się w osobliwej imitacji uśmiechu.
– Nie wiedzieli, że tym samolotem leciała… moja żona i maleństwo. Widzisz… moja żona planowała powrót do Waszyngtonu dopiero następnego dnia, ale jej matka poczuła się lepiej… szybciej, niż ktokolwiek się spodziewał. Dlatego postanowiła wrócić dzień wcześniej.
Zapanowała cisza, którą przerwał głośny wybuch śmiechu od strony barku. Jakaś młoda para akurat wychodziła. Trzymali się za ręce.
– Nie musisz o tym mówić – szepnęła Sydney.
– Wiem, że nie muszę – odparł Dar. – I nigdy o tym nie rozmawiam. Nawet z Larrym i Trudy, chociaż oboje znają podstawowe fakty. Po prostu odpowiadam na twoje pytanie… – Kobieta skinęła głową. – Więc tak… Moja żona i dziecko mieli przylecieć następnego dnia… jednak wsiedli w ten wcześniejszy samolot i znaleźli się na pokładzie boeinga 737, który spadł na przedmieściach Fort Collins, wbijając się dziobem w ziemię…
– A ciebie wezwano – dodała Syd.
– Byłem wtedy pracownikiem NTSB, członkiem zespołu, który pracował w okolicach Denver – wyjaśnił pozbawionym emocji tonem. – Badaliśmy przyczyny wszystkich wypadków w regionie, czyli w sześciu stanach. A Fort Collins znajduje się zaledwie nieco ponad sto dziesięć kilometrów od Denver.
– Tyle że… – zaczęła Sydney, lecz się powstrzymała, po czym zagapiła się w resztki kawy w swojej filiżance.
Dar potrząsnął głową.
– Na tym polegała moja praca… oglądałem wraki samolotów. Na szczęście ktoś w biurze w Denver spojrzał na listę pasażerów lotu i zauważył imię mojej żony. Natychmiast zawiadomili szefa mojego zespołu. Od pół godziny byłem już wtedy na miejscu wypadku… Gdzie zresztą nie było zbyt dużo do oglądania. Jak ci wspomniałem, boeing zarył dziobem w ziemię. Lej wokół samolotu miał głębokość sześciu, a średnicę osiemnastu metrów. Wszędzie leżało sporo zwykłych dla takiej katastrofy przedmiotów: buty… zawsze jest mnóstwo butów… tu spalony miś, tam zielona torebka… Tylko że większość ludzkich szczątków musieli wydobywać archeolodzy…
Syd podniosła na niego wzrok.
– Był to zresztą jeden z nielicznych wypadków, których NTSB nie rozwiązała… To znaczy nie znaleziono jednoznacznej i bezpośredniej przyczyny…
– Tak, ściśle rzecz biorąc, ta katastrofa należała do czterech nierozwiązanych zagadek, licząc samolot linii TWA, lot numer 800 – przyznał cicho Darwin. – Podejrzewano nagłą lokalną zmianę wiatru. FAA, czyli Urząd Lotnictwa Cywilnego, zalecił zmianę w ustawieniach sterowniczych boeingów 737 dopiero po… Niczym nie potrafiliśmy uzasadnić takiej nagłej i kompletnej utraty kontroli pilota. Kiedy mnie powiadamiali, akurat rozmawiałem z nastolatką która mieszkała w bloku mieszkalnym tuż obok parku, na który runął samolot. No i ta dziewczyna powiedziała mi, że wyglądała akurat przez okno swojego mieszkania na czwartym piętrze i widziała twarze osób w samolocie… Siedzieli głowami do dołu, ponieważ boeing spadał w pozycji pionowej, czyli dziobem w ziemię. Podobno szczegółowo widziała twarze pasażerów, gdyż było już po zmroku i ludzie zapalili sobie światełka do czytania…
– Przestań, proszę cię – jęknęła Sydney. – Wybacz, że zaczęłam ten temat.
Darwin milczał przez chwilę. Odniósł wrażenie, że wraca z jakiejś dalekiej podróży. Tak się w każdym razie czuł. Patrzył na siedzącą przed nim kobietę i uświadamiał sobie z szokiem, że krzyknęła.
– W porządku – zapewnił ją, zwalczając pragnienie pogładzenia Syd po ręce, którą położyła na białym obrusie. – W porządku, naprawdę. Od tej pory minęło sporo czasu.
– Dziesięć lat to nie jest wystarczająco długo – odszepnęła kobieta. – Nie w przypadku takiej tragedii. – Odwróciła się do okna i dwoma gniewnymi ruchami ręki starła łzy.
– Rzeczywiście – zgodził się z nią Dar.
Spojrzała na niego ponownie. Wydało mu się, że jej niebieskie oczy wnikają nieskończenie głęboko w jego umysł.
– Mogę spytać o jedną rzecz?
Minor kiwnął głową.
– Dopiero dwa lata po katastrofie odszedłeś z NTSB i przeprowadziłeś się do Kalifornii – powiedziała. – Jak mogłeś… zostać? Kontynuować tę robotę?
– To była moja praca – odparł Darwin. – Byłem w tym dobry.
Sydney Olson bardzo nieznacznie się uśmiechnęła.
– Przeczytałam całe twoje akta, Dar. Wciąż jesteś najlepszym w kraju specjalistą od rekonstrukcji wypadków. Po co zatem współpracujesz ze Stewart Investigations? Wiem, że jesteś całkiem nieźle sytuowany i nie potrzebujesz wielkiej pensji… Ale dlaczego Lawrence i Trudy?