Выбрать главу

– Płyn wyprysnął z rury prawdopodobnie na około dwa i pół metra – zauważyła Sydney. – Z jakiegoś powodu Esposito znalazł się pod podnośnikiem, prawdopodobnie blisko środka albo bliżej ściany, skąd nie zdołał już uciec. Odwrócił się i wskoczył w szparę między skrzyżowane podpórki podnośnika, akurat gdy nożyce się zamykały. Hydrauliczny płyn rozlał się podczas jego skoku i dlatego tylko nogawki spodni i prawy but są nim nasączone.

– Co mogło powstrzymać kogoś przed wybraniem najkrótszej drogi umknięcia spod spadającej na niego dwutonowej platformy? – zadumał się Dar.

– Co albo kto? – poprawiła go Syd.

Doktor Epstein schował części garderoby do worka na dowody. Zerwał z dłoni pokrwawione rękawiczki, wrzucił je do kosza na odpady skażone, po czym wyszorował ręce nad zlewem. Sydney i Darwin zrobili to samo. Znowu znaleźli się w poczekalni. Na szczęście monitor został już wyłączony. Oboje podziękowali lekarzowi sądowemu. Doktor Epstein uśmiechnął się, choć jego oczy pozostały smutne.

– Sporo wiem o panu Esposito – oświadczył tak cicho, że Minor musiał się pochylić ku niemu, jeśli chciał usłyszeć wszystkie słowa. – Należał do adwokatów szukających klientów wśród ofiar wypadków. Prawie na pewno był ubezpieczeniowym naganiaczem. Tym niemniej spotkała go straszna śmierć, po prostu straszna. I nawet jeśli prowadzący śledztwo kapitan Hernandez i jego ludzie nie wydają się zainteresowani sprawą, w mojej opinii należy zgłosić jego zgon jako podejrzany.

– Bardzo podejrzany – zgodziła się Syd.

– To było morderstwo – ocenił stanowczo Darwin.

We dwoje wyszli w ulewny deszcz.

Rozdział jedenasty

K JAK KRZYŻOWY OGIEŃ PYTAŃ

Było prawie południe, kiedy ford taurus Sydney Olson skręcił z Alei Gwiazd w Century City i zjechał stromym podjazdem ku podziemnym garażom i parkingom.

– Więc zamierzasz mi teraz powiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi? – spytał Dar, sącząc kawę z 7-Eleven i usiłując jej nie rozlać, podczas gdy Syd wzięła kwit z parkometru i krętym betonowym zjazdem ruszyła szybko w dół. Minorowi wydawało się, że pędzą na złamanie karku, do piekła.

– Jeszcze nie teraz – odparła kobieta. Zauważyła puste miejsce obok pokiereszowanego betonowego filaru i wprawnie w nie wjechała.

Darwin odchrząknął. Nie cierpiał wcześnie wstawać, a jeszcze bardziej nienawidził wjeżdżać do Los Angeles w poniedziałek podczas godziny szczytu. Tego ranka został zmuszony do zrobienia obu rzeczy. Syd podjechała po niego o siódmej trzydzieści, a teraz wiozła go na spotkanie z… No właśnie! Minor nie miał najmniejszego pojęcia, z kim mają się spotkać. Ruch na ulicach był równie paskudny jak zawsze, Sydney prowadziła jednak taurusa spokojnie, lekko ułożywszy szczupły nadgarstek na kierownicy i zatopiona w myślach przebijała się przez korki. Podczas tej długiej jazdy trochę rozmawiali.

Przynajmniej przedstawiciele prasy zniknęli! Gdy Darwin wrócił do domu w niedzielny wieczór, nie czaiły się już telewizyjne sępy; nie było ich też dzisiejszego ranka. Ubiegłotygodniowe „zabójstwo na drodze” stało się już najwyraźniej starą wiadomością, toteż wszystkie kamery wycofano i skierowano w inne miejsca – gdzieś, gdzie reporterzy mogliby nakręcić jakąś fantastyczną historię, na przykład opowieść o skandalu seksualnym z udziałem wysoko postawionej osoby w biurze burmistrza oraz znanej lobbystki. Fakt, że obie szychy były atrakcyjnymi kobietami, bynajmniej nie osłabiał apetytu prasy.

Kiedy wjeżdżali windą z podziemnego parkingu, Syd spytała:

– Jesteś pewny, że wziąłeś kasetę?

Dar bez słowa podniósł swoją starą aktówkę.

Przeszli korytarz, który Robert Shapiro wynajął na biuro podczas procesu O.J. Simpsona. Apartament biurowy Dallasa Trace’a mieścił się na najwyższym piętrze. Darwina zaskoczyła zarówno przestronność biura, jak i panujący w nim ruch. Gdy znaleźli się za foyer, recepcjonistką i strażnikiem w cywilu, przeszli wielki sekretariat, w którym pracował co najmniej tuzin sekretarek. Zanim dotarli do głównego, narożnego biura, Dar dostrzegł pięć mniejszych pokoi, niewątpliwie obsadzonych przez młodych prawników, współpracowników Trace’a. Drzwi do jego biura były otwarte, a on sam popatrzył na nich, uśmiechnął się i zerwał ze skórzanego fotela, zachęcając gestem do wejścia. Nie przestawał się uśmiechać, jak gdyby były jego starymi przyjaciółmi.

Minor ponownie zdziwił się wystawnością biura. Przez okna wychodzące na północ widział wzgórza, a ponieważ wczorajsza burza chwilowo przegoniła większość smogu, miał świadomość, że jeśli spojrzy przez zachodnią szklaną ścianę, zobaczy położoną niecałe pięć kilometrów stąd ulicę Bundy Drive w Brentwood, gdzie Nicole Brown Simpson i Ronald Goldman zginęli kilka lat wcześniej z ręki kogoś, kto chytrze się przebrał w DNA O.J. Simpsona.

Darwina zaszokowała także liczebność personelu i elegancja biura, gdyż większość znanych mu obrońców – nawet ci, którym dobrze się wiodło i cieszyli się jako taką sławą – zazwyczaj miała kiepskie, w najlepszym razie przeciętne gabinety, które często opłacali (łącznie z jedną sekretarką i jednym czy dwoma młodymi asystentami) cotygodniowym czekiem. Jak zauważył prawnik i pisarz Jeffrey Toobin, każdy sławny adwokat kryminalny ma dylemat, ponieważ wie, że sukces trudno powtórzyć.

Dallas Trace nie okazywał żadnych oznak finansowych niepokojów. Był wyższy i szczuplejszy, niż wydawał się w telewizji: Dar był pewien, że mężczyzna mierzy co najmniej metr dziewięćdziesiąt. Prawnik miał też przystojną twarz o typowo męskich rysach, twarz faceta z reklamy Marlboro. Jego uśmiech był swobodny i przyciągał spojrzenie do zmarszczek śmiechu wokół oczu oraz ruchliwych mięśni dookoła ust o cienkich wargach. Trace nosił długie, siwe włosy związane z tyłu skórzanym rzemykiem. Intensywnie czarne brwi podkreślały jasnoszare oczy, które wydawały się dzięki nim tym bardziej zaskakujące i interesujące na tle opalonej, pokrytej zmarszczkami twarzy. Jak zwykle ubrany w typową dla siebie koszulę z rzemykiem zamiast krawata, chociaż po dokładniejszym oglądzie Darwin odkrył, że nie jest dżinsowa, lecz z niebieskiego jedwabiu; na koszulę Dallas narzucił skórzaną kamizelkę rodem z westernów, która wyglądała na wygarbowaną ze stegozaura – starego stegozaura – i prawdopodobnie kosztowała co najmniej kilka tysięcy dolarów. Rzemyk pod kołnierzykiem przytrzymywał de rigueur [(fr.) – obowiązkowy, zwyczajowy.] medalion ze srebra i jadeitu, natomiast w lewym uchu prawnik-kowboj nosił maleńki kolczyk z diamentem. Dar zawsze zdawał sobie sprawę ze swojego wieku, kiedy reagował negatywnie na biżuterię u mężczyzn. Czasami, siedząc samotnie w letnią noc, potrafił wrzasnąć na telewizor, widząc na ekranie jakiegoś marnego bejsbolistę: „Zrobiłbyś to lepiej, durniu, gdybyś nie nosił na szyi tego ciężkiego złotego łańcucha!”. Uważał, że reaguje tak z powodu wieku, nietolerancji i może początków choroby Alzheimera, tym niemniej nie potrafił zmienić swojej opinii. A Trace nosił w dodatku sześć pierścieni, jego zamszowe kowbojskie buty marki Lucchese wyglądały zaś na bardzo miękkie i wygodne.

Adwokat uścisnął najpierw dłoń Sydney, potem Darwinowi. Tak jak Dar się spodziewał, wysoki prawnik, chociaż szczupły, miał niezłą siłę w rękach.

– Oficer śledcza Olson, doktorze Minor, bardzo proszę, siadajcie, siadajcie.

Sam niesamowicie szybko wycofał się za ogromny skórzany fotel. Dar sądził, że mężczyzna jest już po sześćdziesiątce, był jednak sprawny jak dwudziestopięcioletni sportowiec. Zresztą Dar widział kiedyś w telewizji dwudziestopięcioletnią żonę Dallasa i domyślał się, że stary miał dobry powód, żeby pozostawać w formie.

Minor rozejrzał się po biurze. Biurko stało w narożniku, otoczone z obu stron szklanymi ścianami. Trace siedział tyłem do szyb, jakby w ten sposób sugerował, że nie ma czasu na oglądanie widoczków. Pozostałe ściany, półki i biblioteczki były pokryte fotografiami, na których Dallasowi towarzyszyły rozmaite sławy i politycy, łącznie z ostatnimi czterema prezydentami Stanów Zjednoczonych.

Prawnik rozparł się na luksusowym fotelu, splótł palce, oparł nogi w mięciutkich zamszowych kowbojkach na krawędzi biurka i przemówił znajomym chropowatym tenorem:

– Czym sobie zasłużyłem na państwa wizytę, pani oficer śledcza i panie doktorze?

– Może słyszał pan o zamachu, którego dokonano na życie doktora Minora w ubiegłym tygodniu – odparła Syd.

Trace uśmiechnął się, podniósł ołówek i postukał nim w swoje doskonałe zęby.

– Ach, tak, sławny drogowy zabójca. Szuka pan prawnej porady, doktorze Minor?

– Nie – odrzekł Dar.

– Przeciwko doktorowi Minorowi nie wniesiono oskarżenia – wyjaśniła Syd. – I prawdopodobnie nie zostanie ono wniesione. Dwaj mężczyźni, którzy do niego strzelali, okazali się zawodowymi zabójcami na usługach rosyjskiej mafii.