Minor wymienił spojrzenia z Lawrence’em.
– Dzięki temu proces zyska na atrakcyjności.
Stewart i Darwin wycofali się za porucznikiem do korytarza. Wszyscy wyszli naprawdę szybko i stanęli na moment na balkonie, wdychając pozbawione smrodu powietrze. Lekki wiatr zwiewał z ubrań zapach śmierci.
– Ten wypadek przypomina mi starą historię Helen Keller, która straszliwie sobie poparzyła ucho – zauważył porucznik Rich.
– Jak to zrobiła? – spytał Lawrence, robiąc w notesie z pamięci szybki szkic widzianej przed chwilą scenki i opisując całe zdarzenie.
– Pomyliła telefon z żelazkiem – odparł porucznik i zaczął się śmiać niemal histerycznie.
Stewart i Minor odjechali. Przez długi czas milczeli. Dopiero gdy już byli daleko od San Jose, Lawrence szepnął:
– Chronić i służyć. Ha!
Pod koniec jazdy powrotnej do San Diego Dar spytał nagle:
– Larry, pamiętasz, jak kilka lat temu zginęła księżna Diana?
– Lawrence – mruknął Lawrence. – Pewnie, że pamiętam.
– Co o tym mówiliśmy… tak mniej więcej?
Stewart westchnął.
– Hm… niech pomyślę. Pierwsze raporty twierdziły, że mercedes, którym jechała księżna Di i jej facet, pędził z prędkością stu dziewięćdziesięciu trzech kilometrów na godzinę. Od samego początku nam to nie pasowało. Nagraliśmy kilka razy wiadomości, pamiętasz? Potem oglądaliśmy na wideo sprawozdania z miejsca wypadku, zatrzymywaliśmy obraz i porównywaliśmy.
– Nie pasowały nam również szczegóły samego uderzenia – zauważył Dar.
– Zgadza się. Mercedes dość mocno trzasnął w betonową kolumnę tunelu, toteż na podstawie obserwacji jego zniszczeń wiedzieliśmy, że nie mógł jechać z tak wielką prędkością. Poza tym w wiadomościach podawano, że auto dachowało, czego wcale nie potwierdziły zdjęcia.
– Wraz z Trudy ustaliliście, że dach zdjęli strażacy, gdy wydobywali ze środka ofiary – stwierdził Dar.
– Zgadza się. Ty doszedłeś zresztą do identycznych wniosków. Potem obejrzeliśmy zdjęcia dachu i wiedzieliśmy, że wklęśnięcia widoczne w nim od wewnątrz nie mogłyby pochodzić z dachowania. Zdaje się, że przy pierwszym uderzeniu pasażerowie na tylnym siedzeniu podskoczyli i uderzyli głowami w dach.
– A na ile oceniliśmy prawdziwą prędkość podczas najazdu na kolumnę tunelu? Pamiętam, że wzięliśmy pod uwagę rany pasażerów i sprawozdania z miejsca wypadku.
– Niech no pomyślę. Ja chyba powiedziałem, że było to nieco ponad sto kilometrów na godzinę, Trudy uważała, że sto dziesięć, a ty wskazałeś, zdaje mi się, najmniej. Dziewięćdziesiąt osiem?
– A kiedy pojawiły się raporty, okazało się, że racja była po twojej stronie – zadumał się Minor.
– Żaden z reporterów – kontynuował Lawrence – wyraźnie nie miał ochoty o tym wspomnieć, wszyscy wszakże wiedzieliśmy, że księżna Diana przeżyłaby wypadek, gdyby zapięła pasy. No i zapewne wszyscy byliby do dziś żywi, gdyby wypadek zdarzył się w Stanach Zjednoczonych…
– Ponieważ? – spytał Dar.
– Ponieważ zgodnie z przepisami federalnymi i stanowymi wszystkie filary w tunelach osłaniają dodatkowe barierki – odparł Lawrence. – Na pewno pamiętasz, sam o tym wspomniałeś w noc zdarzenia. Nawet wyprowadziłeś na naszym komputerze równania kinetyczne przedstawiające zmniejszenie prędkości podczas uderzenia i pokazałeś w nich, że gdyby mercedes najechał na barierkę, a nie na betonową kolumnę, może zdołałby wykręcić bardziej na środek tunelu, odbić się kilka razy od ściany lub przeciwległej barierki, wytracając powoli szybkość. Gdyby wszyscy pasażerowie poza ochroniarzem mieli zapięte pasy…
– Ale nie mieli – wtrącił cicho Dar.
– No nie. Trudy nazywa to syndromem limuzynowo-taksówkowym – ciągnął Lawrence. – Ludzie, którzy nigdy nie ruszyliby bez zapiętych pasów własnym samochodem, w taksówce lub wynajętej limuzynie nawet na nie nie patrzą. Gdy za kierownicą siedzi wynajęty kierowca, uważasz, że nic ci się nie może stać.
– Trudy nawet zapamiętała film dokumentalny, na którym księżna Diana zapinała pas, kiedy prowadziła własne auto – zauważył Darwin. – O czym jeszcze dyskutowaliśmy?
Stewart podrapał się po podbródku.
– Zakładam, że powiesz mi kiedyś, po co właściwie zadajesz te wszystkie pytania. Hm… niech no pomyślę. Wszyscy się zgodziliśmy, że paparazzi nie mieli nic wspólnego z wypadkiem. Przecież mercedes z łatwością mógłby umknąć fotoreporterom na motocyklach albo ich staranować; kierowca i pasażerowie nawet by tego nie poczuli. Tyle że wszyscy podejrzewaliśmy obecność na miejscu drugiego pojazdu. Podobno kierowca limuzyny stracił panowanie w tunelu, usiłując uniknąć kolizji z innym samochodem.
– Więc doszło do zderzenia – odparł Minor.
– Tak. I byliśmy pewni, że odkryją iż kierowca był po prostu pijany.
Dar kiwnął głową.
– Dlaczego tak założyliśmy?
– Był Francuzem – odrzekł Lawrence. Stewart nie podróżował do tych krajów, w których głównym językiem nie był angielski. A Francuzów nie lubił po prostu z zasady.
– Jaki mieliśmy inny powód? – spytał Darwin.
– Och, zdaje mi się, że to Trudy zauważyła ślady skrętu w lewo po wjeździe do tunelu. Po tym skręcie wjechali prosto w betonowy filar, prawie na pewno musiało zatem chodzić o manewr wymijania, który każdy kompetentny kierowca… albo przynajmniej trzeźwy… potrafiłby bez trudu wykonać przy stu kilometrach na godzinę, nie tracąc kontroli nad mercedesem. Ostatecznie to naprawdę bezpieczny samochód.
– Więc wszyscy troje mieliśmy rację w kwestii szczegółów wypadku, łącznie z hipotetycznym dodatkowym samochodem – podsumował Dar. – Ale czy pamiętasz naszą reakcję?
– Och, pamiętam, że przez jakiś czas przeszukiwaliśmy Internet i dzienniki specjalistyczne – odparł Lawrence – i powoli zbieraliśmy fakty. Czytaliśmy także komentarze innych inspektorów ubezpieczeniowych. Większość danych mieliśmy więc dużo wcześniej, niż pojawiły się w sieci czy w wiadomościach.
– Pamiętasz, czy… płakaliśmy? – zamyślił się Darwin.
Stewart odwrócił wzrok od ruchu ulicznego i przyglądał się Darowi przez jakiś czas, który temu wydał się strasznie długi. Potem wrócił wzrokiem na drogę.
– Żartujesz sobie ze mnie?!
– Nie, próbuję sobie przypomnieć naszą ówczesną reakcję emocjonalną.
– Cały świat się wówczas strasznie smucił i wściekał – odrzekł w końcu Lawrence z wyraźną niechęcią. – Pamiętasz z telewizji długie rzędy szlochających osób… dorosłych osób… przed brytyjskim konsulatem w Los Angeles? Odprawiano msze w kościołach, dziennikarze robili wywiady z ludźmi płaczącymi na ulicach. Nie widziałem czegoś takiego od zastrzelenia Kennedyego. Ludzie zachowywali się, jakby umarł im ktoś bardzo bliski: ulubiona ciocia, żona, matka, siostra albo przyjaciółka. To było zupełne szaleństwo. Kompletne wariactwo!
– Wiem – stwierdził Minor. – Tyle że ja pytam, jak my troje reagowaliśmy.
Stewart znowu wzruszył ramionami.
– Sądzę, że mnie i Trudy były naprawdę przykro, że księżna nie żyje. Jest smutno, gdy umiera młoda osoba. Ale Chryste, Dar, to nie było nic osobistego. Chodzi mi o to, że nie znaliśmy tej kobiety. Poza tym, nieco nas rozdrażniła ich beztroska… jej i tego faceta, Dodiego. Dlaczego pozwolili usiąść za kierownicą pijanemu? Po co się wygłupiali, usiłując uciec kilku pieprzonym fotografom? A w dodatku zdawało im się, że nie dotyczą ich prawa fizyki, skoro nie zapięli pasów.
– Zgadza się – przyznał Dar. Przez chwilę milczał. – Pamiętasz, kiedy zaczęły się pojawiać teorie spiskowe dotyczące jej śmierci?
Lawrence wybuchnął śmiechem.
– Tak. Mniej więcej w dziesięć minut po pierwszych wiadomościach, w których podano informację o śmierci. Pamiętam, że gdy wyprowadziłeś już te równania kinetyczne, wpisaliśmy dane w wyszukiwarkę, ponieważ chcieliśmy sprawdzić w Internecie jeszcze więcej faktów i już wtedy ludzie wysuwali rozmaite hipotezy: że księżnę zabiło albo CIA, albo brytyjskie służby specjalne, albo Izraelczycy. Kretyni.
– Tak – powiedział Darwin. – A my zareagowaliśmy… jak?
Stewart znów popatrzył na niego z marsową miną.
– Sprawa interesowała nas raczej w sensie zawodowym – rzucił ostrożnie. – Czy o to ci chodzi? Pod kątem naszych zainteresowań i pracy wypadek był interesujący, a przedstawiciele mediów mieszali detale, jak zwykle zresztą. Zabawnie było odgadywać, co naprawdę się zdarzyło. W wielu kwestiach właśnie my mieliśmy rację. Był drugi samochód, a kierowca trochę wypił. Zgadzała się również prędkość mercedesa w momencie uderzenia. Nie zajmowaliśmy się lamentami żałobników, ponieważ wiedzieliśmy, że sprawę rozdmuchano, gdyż dotyczyła sławnej osobistości, którą ludzie otaczali niemal kultem. Jeśli będę chciał zapłakać po zmarłym, odwiedzę cmentarz w Illinois, gdzie leżą moi rodzice. Widzisz w związku z tym wypadkiem jakiś problem, Dar? Zareagowaliśmy niewłaściwie? To właśnie chcesz mi powiedzieć?