Выбрать главу

Minor potrząsnął głową.

– Nie – odparł, a chwilę później powtórzył: – Nie, na pewno nie zareagowaliśmy niewłaściwie.

***

W swoim mieszkaniu tego wieczoru Darwin nie mógł się skoncentrować. Żaden z wypadków, które wraz z Lawrence’em badali tego dnia, nie wymagał szczególnych działań związanych z rekonstrukcją. Przypadki postrzału nie zdarzały się w jego pracy zbyt często, nie należały też do incydentów wyjątkowo niezwykłych. Trzy tygodnie wcześniej Dar i Stewart badali zasadność żądania odszkodowawczego, jakie wysunęła rodzina nastolatka, który wepchnął sobie za pas naładowany rewolwer i zdmuchnął przypadkiem większą część własnych genitaliów. Rodzina pozwała szkołę, mimo iż dziewięcioklasista akurat tego dnia wagarował. Matka i jej przyjaciel zażądali dwóch milionów odszkodowania od szkoły, która ich zdaniem ponosiła odpowiedzialność za wypadek, powinna bowiem dopilnować, aby szesnastolatek znalazł się w tamtym czasie na lekcji.

Minor miał też ze dwadzieścia innych projektów, nad którymi mógłby popracować, a chodził po mieszkaniu od ściany do ściany, brał z półki jedną czy drugą książkę, po czym ją odkładał, sprawdzał pocztę elektroniczną i uaktualniał rozgrywki szachowe. Z dwudziestu trzech gier, które toczył, tylko dwie wymagały od niego rzeczywistego skupienia – prawdziwe wyzwanie stanowili dla niego bowiem tylko dwaj przeciwnicy: student matematyki z Chapel Hill w Karolinie Południowej i matematyk, a równocześnie planista finansowy z Moskwy (planista finansowy w Moskwie!). Tenże właśnie moskiewski przyjaciel, Dmitrij, pokonał go już dwukrotnie, a raz rozgrywka zakończyła się patem. Darwin popatrzył teraz na e-mail od Rosjanina, podszedł do stołu, na którym leżała szachownica z rozgrywką, przesunął białego konia Dmitrija i zmarszczył brwi, oceniając efekt. Przez głowę przemknęła mu jakaś myśl.

Telefon od Sydney naprawdę go zaskoczył.

– Witaj, miałam nadzieję, że złapię cię w domu. Masz coś przeciwko towarzystwu?

Wahał się zaledwie ułamek sekundy.

– Nie… To znaczy, pewnie, że nie mam. Gdzie jesteś?

– W korytarzu przed twoim mieszkaniem – odparła Syd. – Policjanci, którzy cię chronią, nawet nas nie zauważyli, gdy wchodziliśmy tylnym wejściem… w dodatku z podejrzaną paczką w rękach.

– Was, gdy wchodziliście – powiedział Darwin.

– Przyprowadziłam przyjaciela – wyjaśniła Sydney. – Mam zapukać?

– Nie, po prostu otwórz drzwi – odparł Dar.

Kobieta rzeczywiście trzymała w rękach podejrzaną paczkę. Minor domyślił się, że Syd przyniosła mu karabin lub strzelbę owiniętą w płótno. Przyjaciel okazał się uderzająco przystojnym Latynosem, kilka lat młodszym od nich obojga. Był jedynie średniego wzrostu, lecz jego muskulatura przywodziła na myśl bejsbolowego pałkarza. Faliste czarne włosy nosił gładko zaczesane w tył, wyglądał szczupło i dobrze w szarej koszulce polo oraz spodniach i wiatrówce khaki. Chociaż na nogach miał buty kowbojskie, wyglądał tak naturalnie, jakby się w nich urodził; w przeciwieństwie do Dallasa Trace’a, który w swoich prezentował się sztucznie. Mężczyzna przedstawił się jako Tom Santana i uścisnął Darwinowi dłoń także w sposób zupełnie inny niż prawnik: podczas gdy Trace usiłował zrobić wrażenie siłą uścisku, Santana był po prostu silny, a jednocześnie zachował umiar dżentelmena.

– Słyszałem o panu, doktorze Minor – oświadczył Tom. – Bardzo podziwiamy pańskie rekonstrukcje wypadków i innych zdarzeń losowych. Dziwi mnie, że nie spotkaliśmy się wcześniej.

– Proszę mi mówić Dar – odparł Minor – i mnie nie przeceniać. Nazwisko Tom Santana jest mi wszakże znane… Zaczynałeś w wydziale CHP, który zajmował się sfingowanymi kolizjami drogowymi, w 1992 roku przeszedłeś do Wydziału do Spraw Oszustw i pracowałeś jako tajniak. Właśnie ty rozpracowałeś i zlikwidowałeś kambodżańsko-wietnamski gang naganiaczy ubezpieczeniowych w 1995 i dzięki tobie trafili do więzienia prawnicy zamieszani w tę sprawę.

Mężczyzna uśmiechnął się. Miał uśmiech amanta filmowego i nie wydawał się ani przesadnie pewny siebie, ani przesadnie nieśmiały.

– A przedtem Węgrów, którzy jako pierwsi w Kalifornii zajmowali się tym samym procederem – powiedział ze śmiechem. – Póki Węgrzy, Wietnamczycy i Kambodżanie obracali się we własnym kręgu etnicznym, nie mogliśmy się do nich dobrać. Ale kiedy zaczęli korzystać z udziału Meksykanów, kiedy zaczęli ich rekrutować jako los toros y las vacas… [(hiszp.) – byki i krowy] jako kozły ofiarne, wtedy mogłem zacząć pracować jako tajniak.

– Ale już nie pracujesz – podsumował Darwin.

Tom pokiwał głową.

– Jestem zbyt dobrze znany. Ostatnie parę lat kierowałem specjalistycznym zespołem wywiadowczym, który badał przypadki oszustw ubezpieczeniowych, a od ubiegłego roku współpracuję z Syd.

Dar wiedział, że ten specjalistyczny zespół wywiadowczy wchodził w skład Wydziału do Spraw Oszustw Ubezpieczeniowych. Tyle że… Sposób, w jaki ten mężczyzna i Syd reagowali na siebie, jak swobodnie się z sobą czuli, jak spokojnie siedzieli na jego skórzanej kanapie, niezbyt blisko, ale i nie za daleko od siebie… Cóż, nie miał pojęcia, co ich dokładnie łączy, ale, do diabła, denerwował się na siebie za to, że na ich widok odczuwa niemal ból i żal. Ile minęło dni, odkąd poznał główną oficer śledczą Olson? Pięć? Sądził, że nie miała przedtem swojego życia? A poza tym… przed czym?!

– Drinka? – spytał, ruszając ku zabytkowej umywalce, której używał jako barku.

Oboje potrząsnęli głowami.

– Wciąż jesteśmy na służbie – wyjaśnił Tom.

Darwin kiwnął głową i nalał sobie nieco dobrej szkockiej, po czym usiadł naprzeciwko nich na krześle od Eamesów. Ostatnie wieczorne promienie słoneczne docierały przez wysokie okna, rozjaśniając pokój czworobokami złotego blasku. Dar wypił łyk whisky, spojrzał na zawiniętą w płótno paczkę i spytał:

– Czy to dla mnie?

– Tak – odparła Syd. – I nie odmawiaj, póki nas nie wysłuchasz.

– Odmawiam – odparował.

– Cholera jasna – mruknęła Sydney. – Jesteś naprawdę upartym facetem, Darwinie Minor. – Ten wypił kolejny łyk szkockiej i czekał. – Wysłuchasz nas przynajmniej? – spytała kobieta.

– Pewnie, czemu nie?

Śledcza westchnęła.

– Zresztą wypiję drinka, służba czy nie służba… Nie, nie wstawaj, Dar. Wiem, gdzie stoi szkocka. Mów, Tom.

– Syd powiedziała mi – mówiąc, Santana gestykulował dla podkreślenia swoich słów – że poczułeś się wykorzystany. Doktorze Minor…

– Dar – poprawił go.

– Dar – kontynuował Latynos. – I w jakimś sensie tak było. Przepraszamy cię za to oboje. Kiedy jednak Rosjanie wykonali przeciwko tobie ruch, dostaliśmy największą szansę, jaka nam się przytrafiła w sprawie Przymierza. – Sydney wróciła na tapczan ze szklanką z whisky i rozsiadła się na poduszkach. – Przypatrujemy się działalności tuzina najznakomitszych prawników w kraju. Chodzi naprawdę o najlepszych, o prawdziwe sławy. Mniej więcej połowa z nich pracuje tutaj, w Kalifornii, reszta w innych miastach, takich jak Phoenix, Miami, Boston czy Nowy Jork.

– Łącznie z Dallasem Trace’em – wtrącił Darwin.

– Tak, jego również podejrzewamy – przyznał Tom.

Minor, zanim się odezwał, wypił kolejny łyk szkockiej. W wieczornym świetle bursztynowy płyn w szklanicy pięknie się jarzył.

– Dlaczego tacy prawnicy, szczególnie jeżeli… przypuszczalnie… są równie lub niemal tak sławni jak Trace… Dlaczego tacy ludzie mieliby ryzykować karierę, skoro mogą zarobić legalnie miliony dolarów?

Santana zamachał rękoma. Tym razem skojarzył się Darwinowi z bejsbolowym miotaczem, który przymierza się do silnego rzutu.

– Na początku sami nie mogliśmy w coś takiego uwierzyć. W niektórych wypadkach mogło chodzić o kwestie osobiste: na przykład z powodów osobistych Esposito miał swój udział w zabójstwie syna Dallasa Trace’a, Richarda. Zazwyczaj jednak ci ludzie rzeczywiście pragną pieniędzy. Wiesz, jakimi kwotami obracają każdego roku nielegalne kliniki, ile miliardów idzie na wypłaty odszkodowań za sfingowane wypadki? Przymierze największych prawników kraju ma licznych pośredników, których usuwa…

– Dosłownie ich usuwa? – wtrącił Dar. – To znaczy morduje ich?

– Czasami – przyznała Syd. Wyglądała na zmęczoną. Ostatnie promienie wieczornego światła padające na jej twarz podkreślały zmarszczki, których Minor wcześniej u niej nie dostrzegł.

– Gennie Smiley i Donald Borden, na przykład… Nie znaleźliśmy ich ani w San Francisco, ani w Oakland. Nigdzie ich nie znaleźliśmy.