Выбрать главу

Minor usiłował nie okazać zaskoczenia. Był jednak zdumiony. Zebranie u Syd skończyło się zaledwie dwadzieścia minut temu, a już rozeszła się informacja o podjętych tam ustaleniach? I na cóż się zdały prośby i ostrzeżenia porucznika Barra z Wydziału Wewnętrznego? Dar nie powiedział jednak tego na głos.

– Te dranie dwa razy usiłowały mnie zabić – stwierdził. – Co jeszcze mogą mi zrobić?

– Może im się udać – odciął się mecenas Du Bois. Na jego mocno pomarszczonej twarzy zwykle gościł uśmiech lub przynajmniej ironiczne rozbawienie, dziś wszakże oblicze sławnego prawnika pozostało ponure.

– Wie pan na temat tego spisku coś, co mogłoby pomóc specjalnej ekipie dochodzeniowej? – spytał Dar.

Adwokat powoli pokiwał głową.

– Proszę pamiętać, Darwinie, że jestem przedstawicielem sądu. Gdybym poznał jakiekolwiek pewne szczegóły, natychmiast przekazałbym je FBI albo pani Olson. Słyszałem jedynie pogłoski. Ale to brzydkie, paskudne pogłoski.

– Co dokładnie pan słyszał? – spytał Minor.

Du Bois obrzucił go niespokojnym spojrzeniem brązowych oczu.

– Mówią że sytuacja zrobiła się naprawdę bardzo poważna i że ci nowi naganiacze ubezpieczeniowi to mordercze kanalie. Podobno wchodząc im w drogę, człowiek naraża się gorzej niż starym kolumbijskim baronom narkotykowym. Słyszałem, że nadeszła w naszym kraju nowa epoka oszustw i że ci nowi przepędzą dawnych, tak jak wielki market doprowadza do zamknięcia wszystkie małe rodzinne sklepiki w okolicy.

– Przepędzą w taki sposób, w jaki pozbyli się mecenasa Esposito? – spytał Dar.

Du Bois rozłożył pomarszczone, zdeformowane ręce w wyrazistym geście.

– Wszystkie stare reguły straciły już zastosowanie – odparł. – Tak się w każdym razie mówi na ulicach.

– Kolejny powód, ażeby przyszpilić drani – odparował Darwin.

Prawnik westchnął, wziął laskę i aktówkę, włożył na głowę filcową fedorę. Gdy obaj wstali, zacisnął mocno palce na ramieniu Minora.

– Niech pan będzie ogromnie ostrożny, Darwinie. Ogromnie ostrożny.

***

Dar wrócił do biura Sydney, akurat kiedy kończyło się jej spotkanie z Poulsen i Warrenem.

– Właśnie pana chcieliśmy zobaczyć – rzucił agent FBI.

Minora zaczęło powoli denerwować tego rodzaju powitanie.

– Rozmawialiśmy wcześniej z kapitanem Hernandezem – wyjaśniła Syd. – Żalił się nam, że policja San Diego musi cię pilnować przez całą dobę, przez co funkcjonariusze zostają po godzinach, my zaś narzekaliśmy na jakość tej ochrony.

Darwin czekał na puentę.

– Dlatego od tej pory te obowiązki przejmie Federalne Biuro Śledcze – podsumował agent specjalny Warren. Mówił cicho, lecz miał w głosie charyzmę. – Wyznaczymy co najmniej tuzin ludzi, którzy będą się panem zajmować przez cały czas, toteż ochrona stanie się znacznie intensywniejsza, a równocześnie o wiele bardziej subtelna.

– Nie – powiedział Minor. Syd, Jeanette Poulsen i Jim Warren popatrzyli na niego ze zdziwieniem. – Będę z wami współpracował, ale mam właśnie ten jeden jedyny warunek – ciągnął, zwracając się bezpośrednio do Sydney. – Nie będzie dwudziestoczterogodzinnej ochrony. Macie odwołać wszystkich goryli. Zgoda?

– Nie wspomniałeś, że dołączysz do ekipy dochodzeniowej jedynie wtedy, jeśli spełnimy jakieś twoje warunki – zauważyła Sydney.

– Teraz o tym mówię – odciął się Darwin. – I mam tylko jeden warunek. Czyżby nie był możliwy do spełnienia?

Warren potrząsnął głową.

– Musi nam pan zaufać w tej sprawie, doktorze Minor. Mamy wprawę w ochronie świadków i…

– Nie – powtórzył Dar. – Mówiłem poważnie. Jeśli mamy razem pracować, potrzebuję tyle samo wolności, co reszta z was. Poza tym, wszyscy wiemy, że żadna ilość ochroniarzy nie powstrzyma dobrze wyszkolonego snajpera czy innego wynajętego zabójcy.

Zapadła cisza, którą w końcu przerwała Syd.

– Będziemy musieli uszanować twoje… żądanie, Darwinie. Ale tylko dlatego, że zgadzamy się z tym, co mówisz. Kto to powiedział? Chyba prezydent Kennedy, nieprawdaż? „Jeśli XX wiek czegoś nas nauczył, to tego, że każdego można zabić”.

– Nie, to nie Kennedy… – zaczął Jim Warren.

– Właśnie… Powiedział to Michael Corleone… – dodał Darwin.

– W części drugiej Ojca chrzestnego - dokończył człowiek z FBI.

– Boże, mężczyźni i ich gadki o Ojcu chrzestnym - mruknęła Jeanette Poulsen. – Ten film, który widziałam kilka lat temu… jak on się nazywał… taki z Meg Ryan i Tomem Hanksem. W nim była cała prawda. Czy faceci naprawdę myślą że wszystkie zdarzenia tego świata można podsumować dialogiem z którejś części Ojca chrzestnego?

– Nie, chodzi tylko o dwie pierwsze części – poprawił ją Minor.

– Trzecia była do niczego – zgodził się z nim Warren.

– Nie liczy się – przyznał Darwin.

– Skończycie kiedyś te pogadanki? – spytała Syd. – A może macie na określenie tej sytuacji jakiś kolejny odpowiedni dialog z pierwszej bądź drugiej części Ojca chrzestnego?

Dar przeczesał palcami krótkie włosy, nieco je unosząc, po czym przemówił chrypliwym tonem a la Al Pacino, podrabiając jednocześnie jego gesty:

– „Akurat kiedy pomyślałem, że mnie wyrzucają, wciągnęli mnie z powrotem do środka”.

– Ale, ale – obruszyła się przedstawicielka Narodowego Biura do Spraw Przestępstw Ubezpieczeniowych.

– To nie jest fair. Ten tekst pochodzi właśnie z Ojca chrzestnego III.

– Bo to jest wyjątek od reguły – oświadczył agent specjalny Warren.

– Do widzenia, chłopcy – mruknęła Syd.

– Zauważył pan, jak to jest? – spytał Darwin przedstawiciela Federalnego Biura Śledczego. – One mogą nazywać nas chłopcami, ale jeżeli my nazwiemy je dziewczynami, podają nas do sądu za obrazę.

Warren westchnął.

– Ja nigdy nie mam w zwyczaju nazwać kobiety z dziewięciomilimetrowym półautomatem marki SIG przy biodrze… dziewczyną. – Zerknął na zegarek. – Może zjemy lunch, doktorze Minor? Słyszałem, że tu niedaleko jest niezły lokal z grillem w stylu tych w Kansas City.

– Rzeczywiście jest i chętnie się do pana przyłączę – odparł Minor. Zamachał na pożegnanie obu kobietom, które stały z dezaprobującymi minami nauczycielek ze szkoły podstawowej i ramionami butnie założonymi na piersiach.

– Hej – powiedział agent specjalny Warren. Ten idealnie ubrany mężczyzna o cichym zazwyczaj głosie nieźle imitował ton Tłustego Clemenzy: „Zostawcie broń, przynieście słodkie cannoli”.

Rozdział szesnasty

P JAK PRZYGOTOWANIA

Gdy Darwin skończył jeść lunch z agentem FBI, centrum San Diego już pustoszało. Wszyscy pędzili ku przedmieściom.

– Federalne Biuro Śledcze – powiedział w pewnym momencie Warren – zrobi wszystko, co w jego mocy, ażeby panu pomóc.

– Chciałbym mieć kopie wszelkich dostępnych akt na temat Pavla Zukera i Gregora Yaponchika – odparł Minor. – Nie tylko akt Federalnego Biura Śledczego, ale także CIA, NSA, Interpolu, Mossadu, NDA… Wszystkie, jakie istnieją.

Agent specjalny przyjrzał mu się z wahaniem.

– Wątpię, czy zdołam otrzymać pozwolenie na pokazanie panu choćby niektórych akt FBI. Skąd myśl, że możemy zdobyć dokumenty izraelskie? – Dar odpowiedział milczeniem i pokerową twarzą. – Po co cywilowi taki materiał? – spytał Warren.

– Dlatego że jedyny cywil, który ich potrzebuje, to cywil, którego dwukrotnie zaatakowali dwaj rosyjscy dżentelmeni – odciął się cicho Minor. – Być może te informacje pomogą wyżej wspomnianemu cywilowi zachować życie, zamiast ginąć.

Agent specjalny wyglądał, jakby połknął pestkę oliwki, w końcu wszakże skinął głową.

– W porządku – odparł. – Spróbuję zdobyć kopie wszelkich dostępnych papierów.

– Świetnie – powiedział Darwin.

– Czego jeszcze panu potrzeba? – spytał Warren swobodnym tonem. – Helikoptera, może… albo dostępu do satelitów szpiegowskich różnych agencji?

– Jasne – odrzekł Dar. – Najchętniej jednak pożyczyłbym McMillana M87R.

Człowiek z Federalnego Biura Śledczego śmiał się dobrotliwie przez dłuższą chwilę, zanim sobie uświadomił, że Minor mówi poważnie.

– To jest niemożliwe.

– To jest ważne – upierał się Dar.

– To jest nielegalne. Cywil nie może posiadać takiej broni – wyjaśnił Warren.

– Nie chcę jej posiadać – tłumaczył cierpliwie Darwin. – Chcę tylko pożyczyć.

Skończyli lunch. Warren wciąż potrząsał głową.

– Spróbuję z tymi aktami, ale mcmillan…

– Albo jakiś jego ekwiwalent – nalegał Minor.