W tym momencie uznał, że nie ma już odwrotu. Gdyby reflektory Departamentu Policji Sherman Oaks nagle go oświetliły, zmarnowałby sporo czasu na wytłumaczenie, po co się tak wymalował. Wiedział, że okulary noktowizyjne i plecak ze snajperskim strojem maskującym również trudno byłoby wyjaśnić. Z drugiej strony, do tej pory w żaden sposób nie naruszył jeszcze prawa.
Po chwili jednak je złamał, gdyż przekroczył płot z drutem kolczastym i wyszedł na długie pasmo wzgórz. Minął nieliczne drzewa rosnące wzdłuż Mulholland Drive, po czym wkroczył między wysokie trawy i krzewy. Odległe po obu stronach o około dwieście metrów grzbiety górskie ściśle wypełniono budynkami, których większość oświetlały lampy nocne. Ze względu na ten blask i jasny księżyc Minor postanowił na razie nie zakładać swoich specjalnych okularów.
Mniej więcej dziesięć minut zajęło mu dotarcie do miejsca na wzgórzu, które znajdowało się dokładnie naprzeciwko rezydencji Dallasa Trace’a. Wiedział z „Architectural Digest”, że ogromny dom mecenasa od ulicy wygląda jak prawdziwa twierdza: wysokie betonowe ściany pozbawione okien, automatycznie otwierane drzwi, prowadzące do ukrytych pod parterem garaży, niewidoczne wejście główne. Pomyślał, że inwigilacja tego domu sprawiała zapewne spore problemy agencji, która ją prowadziła – czy było to Federalne Biuro Śledcze, Narodowe Biuro do Spraw Przestępstw Ubezpieczeniowych, biuro prokuratora stanowego czy też jeszcze inna organizacja.
Tylna ściana budynku prawnika jednak wręcz płonęła światłami; najprawdopodobniej zapalono lampy we wszystkich pomieszczeniach. Dar ukląkł na jedno kolano, postawił ostrożnie plecak i wyjął zeń swój stary celownik teleskopowy Redfield Accu-Range o zmiennym powiększeniu 3-9. Łatwiej mu było używać celownika niż dokładniejszej lornetki, a poza tym celownikowi nie przeszkadzały ani światła, ani słońce, które wzejdzie za kilka godzin.
Przypatrzył się uważnie. Na pewnie nie pomylił domów. Dzięki szerokiemu zaledwie na metr dwadzieścia pasowi basenu wbudowanego w beton o barwie korali, teren przed budynkiem wydawał się jaskrawo oświetlony, podobnie jak prawie pionowy trawnik porośnięty króciutką dopiero co skoszoną trawą. Minor widział ze swego miejsca płot w dole wzgórza: odległy o niecałe dwadzieścia metrów, nieco pochylony na zewnątrz i wzmocniony drutem kolczastym. Tylne światła były na tyle jasne, że doskonale oświetlały stok, lecz Dar zauważył też na ścianie i ogrodzeniu dodatkowe lampki detektora ruchu. Był przekonany, że nie tylko płot, lecz także drzwi i okna zostały podłączone do jakiegoś najnowocześniejszego alarmu antywłamaniowego i że o każdej ewentualnej wizycie intruza zostanie powiadomiona zarówno jakaś prywatna agencja ochroniarska w Sherman Oaks, jak i policja; nawet jeśli na dziedziniec wbiegnie zabłąkana wiewiórka. Podsumowując, dom Dallasa Trace’a na pewno nie stanowił łatwego celu dla leniwego lub nieostrożnego włamywacza.
Darwin nie widział nikogo w żadnym z pomieszczeń, nikt w każdym razie nie przemieszczał się, nie siedział na kanapie czy którymś z krzeseł, chociaż w jednym z pokojów na parterze migotał ekran nowoczesnego sześćdziesięcioczterocalowego telewizora o wysokiej rozdzielczości. Autor artykułu w czasopiśmie bynajmniej nie przesadzał, zachwycając się wysokimi na dwanaście metrów szklanymi ścianami na piętrze, które sterczały niczym dziób statku nad wąwozem na zachód od Dara. Jak zawsze, gdy stawał wobec takich architektonicznych monstrualności, Minor pomyślał: „Kto, u diabła, zmienia żarówki na tak wysokim suficie? I kto myje te ogromne okna?”. Co jakiś czas ze spokojem łapał się na tym, że w głębi serca najważniejsza jest dla niego praktyczność.
Właśnie teraz ta cecha skłoniła go do znalezienia idealnej kryjówki, w której będzie mógł spędzić mniej więcej następną dobę. Gdy włoży maskujący strój snajperski, postara się nie ruszać w świetle dziennym, chyba że zajdzie jakaś nagląca potrzeba. Jego plan zakładał pozostanie na brzuchu w jednym miejscu przez cały następny dzień, który spędzi na obserwacji. Musiał wszystko sprawdzić, gdyż wiedział z doświadczenia, że najtrudniej jest wytrzymać na mrowisku, kaktusach, kamieniach oraz w pobliżu wygrzewającego się grzechotnika.
Nałożył okulary noktowizyjne i poszukał sobie odpowiedniego miejsca nieco na północny wschód od domu Trace’a. Chodziło o punkt, z którego widziałby każde okno i każde pomieszczenie na tej ścianie. Szybko znalazł wystarczająco płaski obszar u podstawy pasma, miejsce pomiędzy wysokimi pniami juk aloesowych i wielkim jak otomana głazem. Inna ogromna skała leżała z tyłu, więc doskonale osłoniłaby go przed spojrzeniem osób spacerujących po paśmie wzgórz. Wyższa trawa z przodu nie powinna mu przeszkodzić w obserwacji. A dzięki specjalnemu kostiumowi wtopi się w wysokie, lecz suche brązowawe trawy rosnące na tym odcinku zbocza. Musiał jeszcze sprawdzić wszystkie detale w okularach noktowizyjnych. Podszedł do wybranego miejsca, kucnął tyłem do domu Trace’a i oświetlając sobie teren małą, wąską latarką, zbadał go centymetr po centymetrze. Poruszając kamyk niewiele większy niż własny paznokieć, Darwin przejrzał w myślach listę: czerwone mrówki – brak, kaktusy – brak, węże – brak, jamy świstaków – brak, psie gówna – brak, lisie nory – brak, tropy zwierzęce – brak; wybór stanowiska snajperskiego na szlaku zwierzyny nigdy nie był dobrym posunięciem. Na koniec ustalił, że nie ma wokół niego także ludzkich śladów: niedopałków papierosów, kubków z Dairy Queen, zużytych prezerwatyw…
Westchnął, wyjął strój maskujący i wciągnął go na siebie, starając się robić jak najmniejszy hałas; plecak przykrył dodatkową maskującą siatką, którą przyniósł właśnie w tym celu. Wreszcie położył się na brzuchu, wyczuwając gruby brezent łokciami, kolanami i brzuchem. Aparat z ogromnym czterystumilimetrowym obiektywem położył obok siebie, pod połę kostiumu, po czym użył redfielda jako teleskopu.
I tak zaczęła się długa noc.
Podczas szkolenia wraz z 7. Pułkiem Piechoty Morskiej, ponad dwadzieścia pięć lat wcześniej, Darwina Minora nauczono prowadzić snajperski dziennik. Teraz nie miał przy sobie ołówka i papieru, ale gdyby je miał, dziennik wyglądałby zapewne mniej więcej tak:
Data: 24.06 (sobota)
Godzina: 23:00
Miejsce: Wzgórze za domem (koordynaty: 767502)
23:10 Pierwsze ruchy w domu. Wychodzi służąca.
23:45 Żona Dallasa Trace’a (Destiny) wchodzi do głównego salonu w towarzystwie jakiegoś mężczyzny. Mężczyzna to mocno opalony blondyn, typ muskularnego ciężarowca. Nie pan Trace. Prawdopodobnie też ani Yaponchik, ani Zuker. Wygląda bardziej jak stereotypowy basenowy z Beverly Hills.
23:50 Pani Trace i ciężarowiec wchodzą do sypialni na piętrze. Kobieta włącza jedną lampę. Szybki akt seksualny.
25.06 – niedziela
00:05 Ciężarowiec wygląda na gotowego do drzemki. Pani Trace przeciwnie. Dochodzi między nimi do kolejnego stosunku.
00:30 Pani Trace budzi ciężarowca i przegania go z pokoju.
00:38 Dallas Trace wchodzi do głównego salonu na parterze minutę po wyjściu ciężarowca kuchennymi drzwiami. Prawnikowi towarzyszy czterech ochroniarzy. Kilka fotografii nikonem z czterystumilimetrowym obiektywem, na filmie do zdjęć w trybie UHS. Żaden z ochroniarzy nie może być ani Yaponchikiem ani Zukerem; wszyscy wyglądają na zbyt młodych i głupich.
00:45 Ochroniarze sprawdzają teren z basenem przed domem, patrząc przez lornetki noktowizyjne. Martwiłem się, że będą mieli celowniki termowizyjne, ale miałem nadzieję, że w takim wypadku pozostałe wokół głazów gorąco dnia zaburzy im obraz. Na szczęście użyli jedynie wzmacniaczy obrazu. Wszyscy noszą karabiny Mac-10.
00:50 DT idzie na piętro i zagląda do pani Trace. Żona śpi. Trace wraca na dół i naradza się z ochroniarzami.
01:15 DT dzwoni do kilku osób.
02:05 Ochroniarze wracają do domu. DT idzie do sypialni na piętrze.
02:10 W sypialni gasną światła. Ochroniarze pozostają w głównym salonie lub w pokoju bilardowym. Pracują w parach.
03:00 Skurcz w lewej nodze zaledwie po czterech godzinach inwigilacji. Jestem zbyt stary na tę gównianą akcję.
04:50 Przedświt. Sprawdzam kostium snajperski i przykrywam wszystko dodatkowym materiałem w kolorze maskującym.
05:21 Świt. Jestem zmarznięty po całej nocy. Ale powoli zaczyna mi się robić wręcz zbyt gorąco.
06:40 Nie ruszając się, oddaję mocz do małej szczeliny obok głazu. Naruszam zasady szkolenia, ale niech mnie szlag, jeśli zniszczę tak wcześnie nowy kombinezon. Jestem zadowolony, że całą sobotę pościłem i oczyszczałem organizm.
07:15 Zero ruchu w domu DT, oprócz zmiany warty. Używam polaryzatorów, aby nie przeszkadzało mi odbicie wschodzącego słońca. Częściowy sukces.
07:35 Jakaś kobieta biega ścieżką odległą ode mnie o dwadzieścia metrów. Słyszę muzykę z jej walkmana. Biegnie z nią doberman. To suka. Wącha mnie, po czym obsikuje. Biegaczka przywołuje psa.