– Paulie czyścił pojemnik tłoczni? – upewnił się Dar.
– Miał to w planie na wczesne popołudnie i właśnie wtedy doszło do wypadku – przyznał van Orden.
– Osiem różnych zabezpieczeń – powtórzył człowiek z firmy ubezpieczeniowej. – Cała linia produkcyjna była tak zaprogramowana, że natychmiast po podniesieniu tej kraty T-11 wyłączała się automatycznie.
Darwin pokiwał głową i spytał:
– A pozostałe siedem… zabezpieczeń?
– Nie istniał sposób, żeby pan Drakę bez zamknięcia urządzeń zabezpieczających mógł zatrzymać taśmę, podnieść ten zawór, otworzyć ściskacze i wyczyścić pojemnik tłoczni – odparł jeden z przedstawicieli kierównictwa, który dołączył do inspektora. – Możecie sobie wyobrazić nasz szok, kiedy odkryliśmy, że wszystkie te wbudowane w aparaturę zabezpieczenia zostały albo ominięte, albo zlikwidowane.
Detektyw westchnął i wskazał na maszynę i plątaninę kabli wewnątrz otwartego panelu kontrolnego tłoczni.
– Nie jest nowa – zauważył. – Paulie był zbyt głupi, aby ominąć te zabezpieczenia, a z drugiej strony morderca na pewno nie spędził tu kilku godzin, majstrując przy kablach…
Na słowo „morderca” obaj – przedstawiciel kierownictwa firmy i inspektor ubezpieczeniowy – zrobili przerażone miny i dosłownie cofnęli się o krok. Najwyraźniej policjant po raz pierwszy zasugerował możliwość zabójstwa.
Lawrence wskazał na przewody elektryczne.
– Tak było latami – stwierdził. – Systemy zabezpieczające zapewne za bardzo spowalniały proces, więc mechanicy omijali je, a operator maszyny, czyli w tym przypadku Paulie, wyłączał po prostu zasilanie. – Stewart wskazał na wielki czerwony przycisk na drugim końcu taśmy. – I wtedy mógł wyczyścić otwór tłoczni pięć razy szybciej, dzięki czemu prawie natychmiast podejmowano produkcję.
– Czy ktoś może włączyć taśmę i tłocznię z zewnątrz? – spytał Dar. – Spoza tego pokoju?
Pięciu przedstawicieli firmy równocześnie potrząsnęło przecząco głowami tak mocno, że drobinki potu z ich czół rozprysły się w powietrzu.
– I Paulie pracował tu sam? – upewnił się Darwin.
– Tak, dzisiaj tak – przyznał van Orden. – Podbił kartę o pierwszej w nocy. Jak zwykle. Jego zmiana miała trwać do dziewiątej rano.
– Rozmawialiście z innymi pracownikami? – spytał Dar.
Detektyw pokiwał głową.
– Linia produkcyjna została zamknięta o zwykłej porze, czyli kiedy Paulie zaczął czyścić tłocznię. W całym budynku jest tylko pięciu innych pracowników… to naprawdę wysoce zautomatyzowana fabryka. Czterech z tych pięciu było akurat na zewnątrz, zrobili sobie przerwę na papierosa, gdy… doszło do… zdarzenia.
– A piąty człowiek? – spytał Minor.
– Pracował w pokoju na tyłach i ma doskonałe alibi – wtrącił Lawrence.
– Żaden z facetów zapewne nie widział, żeby ktoś wchodził do budynku – dodał Dar.
– Oczywiście, że nie – odparł van Orden. – Wtedy śledztwo byłoby niemal rozwiązane, prawda? Tyle że tutaj są jeszcze trzy inne wejścia, przez które mógłby się wślizgnąć z ulicy albo alejki jakiś intruz. Nikt by go nie zauważył. W dodatku wszystkie te drzwi są otwarte.
Darwin odwrócił się i popatrzył na rzekę surowej wołowiny i duży czerwony guzik na przedzie taśmy.
– Zabójca musiał tylko wcisnąć ten guzik, zgadza się?
Stewart złożył ręce.
– Ale zauważ, że przycisk znajduje się przy drzwiach. Nawet gdyby Paulie czyścił maszynę ze spuszczoną głową usłyszałby i zobaczył wchodzącą do pomieszczenia osobę. A jednak nie ruszył się od tłoczni.
– Albo ktoś zmusił go do pozostania tam – podsumował van Orden – albo…
– Lub też znał tę osobę i ufał jej – dodał Dar.
Lawrence wskazał na otwór, z którego wciąż sterczało ciało Pauliego. Od stalowego toru do żłobkowanego otworu tłoczni było zaledwie siedem i pół centymetra. Ramiona Pauliego z wyraźną siłą wciśnięto w ten mały obszar. Mężczyzna otoczony stosami mielonej wołowiny wyglądał jak bohater jakiejś okropnej kreskówki.
– Umierał długo i powoli, zgodzisz się, Dar? – powiedział Stewart. – Ten, kto włączył taśmę, wykorzystał moment, gdy Paulie grzebał w otworze tłoczni. Ale zobacz te metalowe płetwy… coś w rodzaju płetw… wpychają surową wołowinę do otworu.
– Więc ciała Pauliego nie wtłoczono od razu w całości? – spytał Minor, po raz pierwszy w pełni rozumiejąc wszystkie aspekty tej straszliwej śmierci.
– Twórcy tej maszyny szacują, że wciągało go około dziesięciu minut, podczas których trzymały go nieruchomo te dwa duże hydrauliczne ściskacze – powiedział detektyw van Orden. – Maszyna najpierw wciągnęła mu palce, potem oba przedramiona, ramiona…
– A mielone mięso oblepiało ciało ze wszystkich stron – dorzucił Lawrence.
Nie po raz pierwszy Darwin ucieszył się, że nie posiada zbyt wielkiej wyobraźni.
– Musiał przeraźliwie wrzeszczeć. Aż ochrypł – zauważył.
Detektyw kiwnął głową.
– Tyle że w innych częściach fabryki również pracowały maszyny, których odgłosy zapewne zagłuszyły jego krzyk. Słyszałem, że najgłośniej hałasuje maszyneria w hali, gdzie wytapia się tłuszcz, i w rozdzielni. Zresztą czterech spośród pięciu facetów wyszło akurat na papierosa, a piąty przebywał daleko na tyłach, w pakowalni. Rozmawialiśmy z kierowcą ciężarówki, który był tam wraz z nim. Żaden z nich nic nie słyszał z powodu włączonego w ciężarówce silnika i innych hałasów.
– A potem, w końcu, maszyna wciągnęła głowę Pauliego – dodał Stewart – więc ostatnie kilka minut nieszczęśnik dokonywał żywota w milczeniu.
Pięciu przedstawicieli przedsiębiorstwa wzdrygnęło się gwałtownie. Minor poczuł dla nich współczucie i nawet miał im ochotę powiedzieć, że Paulie Satchel nie miał rodziny, więc nikt ich nie zaskarży. Ten człowiek był małym, samotnym oszustem. A teraz… prawie hamburgerem.
Muchy brzęczały coraz głośniej.
– Wyjdźmy tymi drzwiami na alejkę – zasugerował van Orden. – Trzeba zaczerpnąć świeżego powietrza.
– Jest ktoś, kto nie wierzy, że to było zabójstwo? – spytał Dar, gdy stali we trzech w alejce, oddychając głęboko.
Detektyw van Orden szczerze się roześmiał.
– Nie… Wiem o twoim śledztwie w sprawie związanej z podnośnikiem nożycowym i o innych, tu jednak nie może być cienia wątpliwości, że dochodzenie przejmie wydział zabójstw.
– Dlaczego wszystkim tym ludziom z firmy pozwoliliście kręcić się po miejscu zbrodni? – zapytał Minor detektywa. – To znaczy… rozumiem, że trzeba było wpuścić paru inspektorów ubezpieczeniowych, ale…
Van Orden popatrzył na Lawrence’a.
– Nie powiedziałeś mu o problemie prawnym?
Stewart potrząsnął głową.
– Paulie nie ma ani przyjaciół, ani rodziny – zdziwił się Dar. – Wątpię, żeby ktoś zaskarżył przedsiębiorstwo.
Tym razem detektyw potrząsnął głową przybierając jednocześnie ironiczny policyjny uśmieszek.
– Nie, nie, mówimy tutaj raczej o powództwie grupowym, Darwinie. – Minor nie rozumiał. – Widzisz, taśma z hamburgerami biegnie do pakowalni na tyłach. Ostatni facet układa kotlety na tacach wyłożonych woskowanym papierem, potem wsuwa tace na półki…
– O cholera – przerwał mu Dar, domyślając się, co zaraz powie van Orden.
– …które potem wkłada się do ciężarówek chłodni. Ciężarówki odjeżdżają co dwie godziny, dzięki temu dostarczają zawsze świeże kotlety…
– Rozmawialiście przecież z kierowcą – stwierdził Minor. – To znaczy, że ciężarówka znajdowała się wtedy na miejscu. Hamburgery załadowano już po wypadku… Jezu, naprawdę z nimi odjechał?
– Dwadzieścia tac po czterysta kotletów każda – odparł detektyw. – Razem osiem tysięcy hamburgerów.
– Które dostarczono do wszystkich restauracji Burger Biggy w centrum miasta – zakończył ponuro Lawrence. A firma Burger Biggy była klientem Stewart Investigations. Zwykle żądania przeciwko tego typu sieciom nie były poważniejsze niż roszczenia związane z wypadkami na budowie, z jednym nieprzyjemnym wyjątkiem: pewna kobieta wniosła o pół miliona dolarów, ponieważ została zgwałcona w samochodzie, gdy czekała na swoje zamówienie.
– W ilu kotletach mogło się znaleźć… ciało? – zaczął Dar.
Lawrence i detektyw równocześnie wzruszyli ramionami.
– Właśnie to usiłują ustalić przedstawiciele firmy – odparł detektyw van Orden.
– Przypuszczam, że starali się odwołać transport – zauważył Darwin.
– Jeszcze nie wiemy, czy zdążyli – odrzekł Stewart.