Выбрать главу

Tym niemniej po kolacji o zmroku Darwin objechał całą okolicę i dopiero gdy wszystko sprawdził, skierował się do domu.

***

Na zebraniu specjalnej ekipy dochodzeniowej następnego dnia o ósmej rano nikt nie czuł się dobrze. Syd wyglądała na wyczerpaną, a wszyscy pozostali wydawali się smutni, roztargnieni lub poirytowani wczesną porą.

W spotkaniu uczestniczyli mniej więcej ci sami ludzie, którzy brali udział w zebraniu u Sydney w ubiegły piątek: Poulsen, agent specjalny Warren i drugi mężczyzna z Federalnego Biura Śledczego, Bob Gauss, szef nieżyjącego już Santany; obok Warrena siedział porucznik Barr z wydziału wewnętrznego Departamentu Policji Los Angeles. Larry i Trudy wybrali miejsca na prawo od Minora, po jego lewej stronie siedzieli kapitan Frank Hernandez i kapitan Sutton z CHP, natomiast na drugim końcu stołu, naprzeciwko Syd, pojawił się ktoś nowy – prokurator okręgowy William Restanzo. Restanzo miał starannie wymodelowane suszarką siwe włosy, wydatne szczęki i wygląd człowieka, który poważnie myśli o karierze polityka.

Śledcza Olson bez zbędnych wstępów otworzyła spotkanie.

– Wszyscy wiecie, że wczoraj zamordowano cztery osoby współpracujące z naszą ekipą dochodzeniową – powiedziała. – Oficer Tom Santana, agent specjalny Don Garcia, agent specjalny Bill Sanchez oraz dowodząca agentka Rita Foxworth. Całą czwórkę zwabiono w jakieś odosobnione miejsce w hrabstwie pod pretekstem szkolenia związanego z wyłudzaniem odszkodowania powypadkowego. Wszyscy zostali zastrzeleni z ukrycia z karabinu o dość sporym zasięgu. – Przerwała i wzięła głęboki wdech. – Szczegóły morderstwa nie są istotne dla dzisiejszego zebrania naszej grupy, powiem tylko, że śledztwo prowadzi agent specjalny Warren.

Kapitan Hernandez rozejrzał się po zebranych.

– Skoro szczegóły nie są istotne dla dzisiejszego zebrania, po co nas pani tutaj wezwała, śledcza Olson?

Syd zmierzyła go spojrzeniem.

– Po to, aby zatrzymać osobę odpowiedzialną za te morderstwa – odrzekła. Nikt się nie odezwał. Dar zauważył, że Lawrence porusza się nieznacznie i wiedział, że przyjaciel przesuwa sobie kaburę w bardziej dostępne miejsce; być może robił to nieświadomie. – Już kilka miesięcy temu zaczęliśmy podejrzewać istnienie przecieku w naszej ekipie – kontynuowała Sydney – a jednak Tom postanowił powiedzieć całej grupie o swojej akcji. Tak, to był jego pomysł. Prowadziliśmy podsłuch telefonów większości z was…

Czekała na protest, ale żadna z osób nie wyraziła go głośno. Niektórzy tylko zaciskali palce, rzucali spojrzenia z ukosa lub przygryzali wargi.

– I co nagrały urządzenia podsłuchowe? – spytał kapitan Sutton. Jego charakterystyczny dla palaczy głos brzmiał dziś rano jeszcze bardziej ochryple niż zazwyczaj.

– Bezpośrednio ńic – odparła Syd. – Osoba, która zdradziła, najprawdopodobniej obawiała się, że ją podejrzewamy. Z tego też względu nie słyszeliśmy ani nie zarejestrowaliśmy żadnych nielegalnych rozmów.

– Jak zatem…? – zaczął kapitan Hernandez.

– Osoba inwigilowana unikała nawet budek telefonicznych – ciągnęła Sydney – co było mądrym posunięciem, ponieważ aparaty płatne w pobliżu miejsca zamieszkania osoby podejrzanej także podsłuchiwaliśmy. Osoba ta użyła jednakże specjalnego telefonu komórkowego nabytego przez agentów Przymierza i zarejestrowanego pod fikcyjnym nazwiskiem. Sądzimy, że podejrżana otrzymała kilka takich aparatów, z których miała się kontaktować w nagłych sytuacjach.

W tym momencie Syd rozpięła marynarkę i Dar dostrzegł przy jej pasie kaburę z sig sauerem. Sekundę później odwróciła się do prawniczki Narodowego Biura do Spraw Przestępstw Ubezpieczeniowych, Poulsen.

– O czymś wszakże nie pomyślałaś, Jeanette – stwierdziła. – Nie wzięłaś pod uwagę naszej determinacji. Tak bardzo pragnęliśmy złapać zdrajcę, tak bardzo nas jego istnienie zdenerwowało, że użyliśmy wobec wszystkich podejrzanych osób także mikrofonów kierunkowych.

Włączyła magnetofon. Wśród zakłóceń dał się słyszeć głos Jeanette Poulsen – nieco metaliczny, lecz wystarczająco rozpoznawalny:

– Santana z Wydziału do Spraw Oszustw oraz troje agentów FBI postanowiło się wślizgnąć pomiędzy szeregi waszych Pomocników Bezbronnych. – Ktoś powiedział niskim, męskim głosem coś całkowicie niezrozumiałego. – Nie, nie znam nazwisk agentów – mówiła dalej Poulsen – wiem jednak, że będą to dwaj mężczyźni i jedna kobieta i że będą usiłowali nawiązać kontakt przez tych samych członków Pomocników co Santana. Nic więcej na razie nie mogę powiedzieć.

Znów odpowiedział jej ten sam mężczyzna, lecz tym razem Darwin zrozumiał kilka słów: „pieniądze”, „przekazanie” i „zwykła suma”.

Mecenas Poulsen wystrzeliła z krzesła, jakby siedziała na ogromnej sprężynie. Jej twarz pokryła się głębokim szkarłatem, a na ładnej szyi wydatnie wybrzuszyły się żyły.

– Nie muszę słuchać tego gówna. To nonsens. Przez sześć miesięcy nie zdołałaś znaleźć prawdziwych dowodów dla swojego sądu przysięgłych i postanowiłaś mnie wrobić… – Ruszyła wielkimi krokami do drzwi, zamierzając ominąć Sydney. – Będziesz musiała się ze mną kontaktować przez mojego adwokata.

Śledcza Olson złapała wysoką kobietę za ramię, obróciła ją plecami do siebie i uderzyła między łopatki, skłaniając Poulsen do pochylenia się nad stołem konferencyjnym i dotknięcia głową blatu, po czym szarpnęła drugie ramię i chwyciła w dłoń oba jej nadgarstki. Drugą ręką wyjęła zza paska kajdanki i zakuła w nie zdrajczynię, zanim Jeanette zdążyła podnieść głowę nad stół.

– Masz prawo zachować milczenie… – Syd zaczęła recytować standardową formułkę.

– Pieprz się – odparowała Poulsen, nie zdołała jednak nic dodać, gdyż śledcza Olson chwyciła ją za włosy i przycisnęła jej głowę z powrotem do blatu stołu.

– Wszystko, co powiesz, może zostać użyte przeciwko tobie w sądzie – kontynuowała spokojnie Sydney. – Masz prawo do adwokata… – Podniosła skute przeguby kobiety wysoko, aż ta się zasapała, po czym umilkła.

– Przejmiemy jej sprawę w tym momencie, śledcza Olson – powiedział Warren. Wraz z drugim przedstawicielem Federalnego Biura Śledczego złapali płaczącą teraz prawniczkę z Narodowego Biura do Spraw Przestępstw Ubezpieczeniowych pod pachy i wyprowadzili z pokoju, czytając dalej jej prawa.

Kiedy zamknęły się za nimi drzwi, Syd wytarła w lniane spodnie ręce, jakby je sobie czymś pobrudziła.

– Wytropiliśmy sto piętnaście tysięcy dolarów przelanych na konto, które mecenas Poulsen założyła sobie osiem miesięcy temu – powiedziała. Jej głos przez cały czas pozostawał mocny, teraz jednak przerwała dla zaczerpnięcia oddechu. – Normalne zebranie specjalnej ekipy dochodzeniowej odbędzie się od jutra za tydzień. Prokurator okręgowy Restanzo zgodził się zasilić naszą grupę i będzie obecny także na naszym następnym spotkaniu. Mam nadzieję do tego czasu ogłosić jakiś rzeczywisty postęp. – Rozejrzała się po zgromadzonych. – Niektórzy z was znali funkcjonariusza Santanę. Ja znałam go dobrze i blisko przyjaźniłam się zarówno z nim, jak i z jego żoną, Mary. Od czterech lat znałam tę parę i ich dwoje dzieci. Pogrzeb Toma odbędzie się jutro o dziesiątej rano w Los Angeles, w kościele katolickim pod wezwaniem Świętej Trójcy w Northridge, tuż za Reseda Boulevard, w pobliżu campusu uniwersytetu stanowego. Powiadomimy państwa o terminach uroczystości pogrzebowych ku czci agentów specjalnych Garcii, Sancheza i Foxworth.

***

Podczas pogrzebu Santany Dar uprzytomnił sobie, że nie był w kościele katolickim, odkąd pochował Davida i Barbarę.

Ludzie kręcili się przed kościołem jeszcze jakiś czas. Świeciło słońce. Sydney spytała Darwina, czy będzie mogła z nim porozmawiać po krótkiej prywatnej ceremonii przy grobie. Kiwnął głową patrząc na odbicie własnego ciemnego garnituru i okularów przeciwsłonecznych w ciemnych szkłach jej okularów. Syd nie płakała podczas pogrzebu, ani gdy ściskała Mary Santanę i rozmawiała z nią i dwójką jej dzieci.

– Wybierz miejsce i czas – powiedział Dar.

– Lawrence i Trudy chcą żebyśmy o szesnastej przyjechali na miejsce wypadku Esposito na prezentację – odparła. – Może po tym spotkaniu? W twoim mieszkaniu.

– Będę czekał.

Gdy Minor ze Stewartem wracali do San Diego dopiero co odebraną z warsztatu acurą NSX, zadzwoniła komórka Lawrence’a.

– Bingo – podsumował rozmowę Stewart.

– Jedno ze zdjęć? – spytał Dar.

– Tak jest. Pokazałem je paru facetom, którzy pracowali na budowie tamtej niedzieli… nie kierownikowi Vargasowi, bo ten nie chciał współpracować, ale pozostałym… No i dwóch z nich potwierdziło, że widziało wtedy na miejscu tego samego mężczyznę. Kręcił się po terenie w kasku robotnika budowlanego. Nie rozpoznali go, sądzili jednak, że jest to dodatkowy pracownik wynajęty do pracy w weekend.