– Nie damy rady, jeśli zostaniemy tutaj – poinformował Syd. – Potrzebujemy wysokości.
– Mieliśmy już wysokość – zauważyła kobieta, nadal trzymając w obu rękach swój półautomat. – Potem ściągnąłeś maszynę niżej.
– Wiem – przyznał Dar. – Spieprzyłem to.
Wprowadził twin astira w potężne prądy pionowe w pobliżu grzbietu wzgórza. W tym samym momencie beli ranger wykonał kolejny skręt. Zabójca wychylił się w pasach, strzelając. Kule błyskały w słońcu. Niektóre z nich trafiły w ogon szybowca i Minor poczuł, że ma kłopoty ze sterownością. Kolejny pocisk roztrzaskał osłonę kabiny, tuż nad jego głową. Dar poderwał dziób maszyny ostro w górę, tracąc prędkość na rzecz wysokości, a wówczas następna kula rozpruła mu poduszkę fotela.
„A może trafiła mi w spadochron?” – zapytał sam siebie, wiedząc już, co zamierza zrobić.
– Wszystko w porządku? – zawołał do Sydney, kiedy gwałtownie skoczyli w górę. Wskazówki wysokościomierza i wariometru szalały, gdyż szybowiec wznosił się niesamowicie szybko. Za to prędkość maszyny spadła prawie do zera. Wykorzystując siłę wiatru, skierował ją z powrotem na zachód, wzlatując niczym przestraszony wróbel. Tymczasem helikopter ryczał nad nimi, krążąc wokół ich osi po starannie obliczonej spirali. Darwin nie odrywał oczu od przyrządów. Aby jego plan miał szanse powodzenia – o ile można to było nazwać planem – potrzebował wysokości przynajmniej półtora tysiąca metrów. Doskonale wiedział, że beli ranger nie da mu tyle czasu. Helikopter podlatywał, snajper wychylał się z lewej strony, obie maszyny wznosiły się z powolnym obrotem w lewo.
Syd jeszcze bardziej poluźniła pasy i pochyliła się do przodu, celując przez wąski otwór wentylacyjny. Udało się jej oddać pięć strzałów. Dar dostrzegł iskry w przedniej części kadłuba helikoptera, a potem zauważył, że mocno zbudowany Tony Constanza wycofuje się do środka, krzycząc coś nerwowo do pilota.
Bell ranger skręcił w prawo i zaczął wirować w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara. Wróg wiedział, że Darwin będzie musiał w pewnym momencie wyrównać szybowiec, a wtedy trafią go z tyłu lub z góry pod takim kątem, żeby Sydney nie mogła strzelać bez uszkodzenia osłony kabiny.
– Zaciśnij pasy! – krzyknął Dar, po czym wyjaśnił jej szybko, co zrobią.
Syd odwróciła głowę. Z zaskoczenia aż otworzyła usta.
– Żartujesz sobie ze mnie – oświadczyła. Potrząsnął przecząco głową i zawołał:
– Trzymaj się mocno.
Szybowiec przesunął się w prawo, ku zewnętrznej krawędzi szczeliny fenowej. Wiatry były tu silniejsze, podobnie jak prądy termiczne, potężne dzięki południowemu gorącu, tylko że Darwin nie miał pewności, czy zwiększona turbulencja, którą napotykali, pochodzi z noszenia czy też powodują ją uszkodzenia kadłuba i powierzchni sterowej twin astira. Przyczyny nie miały znaczenia. Piękny dwumiejscowy szybowiec wyczynowy Steve’a musiał po prostu wytrzymać jeszcze kilka minut.
Bell ranger znów znalazł się w zasięgu strzału, sunąc bokiem, jakby przemieszczał się na szynach. Dar zanurkował dla zyskania szybkości, po czym wykonał pętlę. Gdy mijali helikopter, pociski niczym kulki gradu spadały na tylną część kadłuba. Poczuł luz w prawym sterze, wciąż jednak miał jako taką kontrolę nad maszyną. Helikopter pozostał w miejscu. Pilot wiedział, że Darwin będzie musiał dokończyć pętlę. Dar faktycznie zakończył tę pętlę, ale równocześnie rozpoczął następną, wewnętrzną i obszerniejszą. Syd wystrzeliła ze swojego siedzenia dwukrotnie. Pociski z AK-47 uderzały w tablicę przyrządów, roztrzaskując je. Cztery kule rozdarły szczyt osłony kabiny kilka centymetrów nad głowami Darwina i Sydney, inne trafiły w dziób szybowca na tyle mocno, że maszyna obróciła się w lewo, gdy Minor próbował się wznieść w drugiej pętli.
Bell ranger trwał na posterunku, oczekując na kolejny przelot szybowca.
Tuż przed zakończeniem pętli, będąc może sto pięćdziesiąt metrów nad helikopterem, Dar obracał powolnego twin astira, aż zaczął wykonywać pętlę zewnętrzną. Czuł nacisk „ujemnej grawitacji” i zaczął odnosić wrażenie, że za chwilę wypadnie z szybowca. Ucisk pasów na ramionach był wręcz bolesny. Sydney głośno łapała oddech. Darwin niewiele widział do czasu, aż zmusił oporną maszynę do lotu poziomego, a potem znów poderwał dziób.
Tu szybowiec kompletnie stracił siłę nośną. Przez moment trwał w miejscu, po czym zaczął spadać. Dar ustawił maszynę dziobem do dołu i starał się kontrolować lot. Pilot helikoptera bez wątpienia obserwował jego szalone popisy akrobatyki lotniczej, ponieważ skierował maszynę w dół i leciał szybko nad doliną.
Za późno. Minor osiągał prędkość krańcową szybowca. Przez kilka cennych sekund dorównywał szybkości beli rangera. W tym momencie natarł na prawy tył biało-błękitno-czerwonego helikoptera, jak gdyby drżący, brykający twin astir był myśliwcem P-51, wysłanym do walki. Syd niestety nie mogła strzelać przed siebie z powodu osłony kabiny, a jeśli poczeka, aż znajdą się bardzo blisko helikoptera, pociski z półautomatycznego karabinu szturmowego Constanzy podziurawią szybowiec niczym ser. Zabójca nie miał trójnogu pod kałasznikowa, dzięki temu jednak mógł strzelać bez ograniczeń we wszystkie możliwe strony. Darwin nie zamierzał dać tamtemu kolejnej szansy.
„Co mamy, czego oni nie mają?” – zastanowił się po raz dwudziesty. I po raz dwudziesty otrzymał tę samą odpowiedź. Spadochrony! Tyle że nie znał stanu swojego spadochronu. Może materiał został już w jakimś miejscu przestrzelony? Cóż, niedługo uzyska w tej kwestii całkowitą pewność.
Piloci szybowców wyczynowych najbardziej ze wszystkiego obawiają się kolizji w powietrzu. A teraz musiał sam doprowadzić do zderzenia z helikopterem.
Opadali: Dar, Syd i ich kruchy, poharatany szybowiec. Niczym wróbel atakujący jastrzębia. Darwin wiedział, że jeżeli będzie kontynuował lot tą ścieżką schodzenia, dogoni na chwilę beli rangera i go wyprzedzi – dokładnie wtedy, gdy wlecą w piętnastometrowe, tnące łopaty wirników. Kontakt z nimi był zabójczy. Dla każdego. W ostatniej sekundzie Minor opuścił dziób twin astira, uruchomił hamulce aerodynamiczne, wyrównał prędkość i wykonał przechył w lewo. Lewe skrzydło szybowca uderzyło w łopaty wirników. Część skrzydła pękła i złamała się. Dar skręcił szybko w prawo, walcząc z drążkiem i sterami. Zyskał kontrolę na około trzy sekundy. Szybowiec obrócił się znów na lewo. Tym razem rozerwane skrzydło wsunęło się w wirnik jak drewniany bal wchodzący w głodne zęby piły tarczowej. Łopata wirnika trafiła na skrzydło, przecięła je i złamała, po czym zaczęła pękać, a on sam błyskawicznie ulegał zatarciu.
Zgodnie z zasadami newtonowskimi szybowiec obrócił się gwałtownie w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara i wszedł w korkociąg płaski. Darwin wiedział, że żaden pilot na świecie nie zdołałby wyjść cało z takiej opresji. Twin astir, jeszcze kilka minut temu okaz aerodynamicznej doskonałości, obecnie zmienił się w wirujący rupieć, spadający z nieba prosto na ziemię. Minor stracił z oczu helikopter i spróbował się skupić na przyrządach, ale z powodu kul, które przeszły przez tablicę, i niebezpiecznego tempa wirowania nie mógł nic zrobić. Horyzont, góry, pasma wzgórz, pustynia – wszystko kręciło się z nieprawdopodobną szybkością, a ponieważ Darwin i Syd nadal tkwili w środku wirującej masy, siła odśrodkowa nie miała szczególnego znaczenia. Dar nie wiedział, czy znajdują się dziewięćset metrów czy też może tylko dziewięć metrów nad ziemią. Oprócz przypominających pękanie lodu odgłosów roztrzaskującego się lewego skrzydła nie wychwytywał żadnych hałasów.
Sydney walczyła z zamkiem osłony kabiny, który wydawał się zablokowany. Dar odpiął pasy, zerwał je z siebie i wstał w szaleńczo obracającej się maszynie. Zdawał sobie sprawę, że na działanie ma zaledwie kilka sekund. Wsparł się na lewym ramieniu Syd i rzucił całym ciężarem na drugą klamkę osłony kabiny. Pleksiglas pękł i nagle twarz i tułów Darwina omiótł chłodny wiatr, który wyraźnie usiłował go wyrwać z małego pomieszczenia. Minor jedną ręką przytrzymał się tablicy przyrządów, drugą zaś wyciągnął przed siebie, starając się pomóc przyjaciółce w zerwaniu pasów.
– Nie, nie te pasy! – przekrzykiwał wiatr, patrząc na szaleńczą szarpaninę Sydney. – To twój spadochron. – Przerwała i wstała. Zobaczył, że zdążyła schować pistolet do kabury i zabezpieczyć ją przed otwarciem. Chwycił prawą rękę kobiety w miejscu, w którym trzymała się krawędzi kokpitu. – Skacz, gdy doliczę do dwóch – zawołał. – Odepchnij się mocno od kadłuba… Musimy się wydostać! Raz… dwa!
Wyskoczyli. Przez sekundę ich ramiona rozłożyły się jak skrzydła. Darwina zmroziło na myśl, że Syd pociągnęła już linkę wyzwalającą spadochron. Ona starała się jednak tylko oddalić od wraku. Twin astir zaczął teraz spadać dziesięć metrów za nimi i zmienił się w ogromną trzepaczkę do jajek lub coś na kształt… helikoptera. W kilka sekund później Darwin dostrzegł, że spadochron przyjaciółki się otwiera. Odczekał jeszcze dwie sekundy i pociągnął linkę własnego.