Minor wzruszył ramionami.
– Na tym się znam najlepiej – odparował. Klęknął przy głośno jęczącym mężczyźnie. – Wykrwawi się na śmierć od tej rany w udzie – oświadczył – o ile czegoś nie zrobimy…
– Tak – zgodziła się z nim Syd. Na jej twarzy nie było widać żadnych emocji.
Dar uciszał Constanzę, Sydney tymczasem zdjęła mu pasek i mocno zaciągnęła go wysoko na lewym udzie, wykorzystując to jako prowizoryczną opaskę uciskową. Kiedy zapinała pasek, zabójca wrzasnął i zemdlał.
Darwin usiadł ciężko na wyschniętej trawie.
– I tak się wykrwawi i umrze, zanim ktoś nas znajdzie. Steve albo Ken zaczną się martwić zapewne dopiero za kilka godzin.
Kobieta potrząsnęła głową.
– Czasami, mój drogi Darwinie, jesteś takim barbarzyńcą. – Wyjęła telefon komórkowy z kieszeni kamizelki i wdusiła przycisk z zakodowanym numerem. – Warren – rzuciła w słuchawkę. – Jim… Syd Olson z tej strony. Tak. No cóż, mamy Tony’ego Constanzę, ale jest dość poważnie ranny. Jeśli ma być naszym głównym świadkiem, lepiej przyślij tu helikopter medyczny. Jesteśmy… – Opuściła telefon. – Gdzie, do diabła, jesteśmy, Dar?
– Wschodnia ściana Mount Palomar – odparł. – Mniej więcej na poziomie tysiąca dwustu metrów. Bell ranger ma pudło z flarami na tyłach… Powiedz Warrenowi, że kiedy usłyszymy, że nadlatują, zapalimy flary.
– Słyszałeś wszystko, Jim? – spytała Syd. – Okej. Tak… Będziemy czekać. – Spojrzała na Darwina. – Wysyłają helikopter medyczny Marinę Corps z bazy Twenty-nine Palms.
– Powiedz mu, że na tym obszarze żyje mnóstwo grzechotników – dorzucił Dar.
– Będziemy czekać cierpliwie – powtórzyła Sydney – ale Dar twierdzi, że na tym wzgórzu aż się roi od grzechotników, więc, proszę cię, każ tym marines ruszyć dupy, o ile chcesz, żeby przeżył twój świadek i ci, którzy go ujęli. – Rozłączyła się.
Popatrzeli po sobie, potem na nieprzytomnego zabójcę, w końcu znów na siebie. Oboje ociekali potem, byli posiniaczeni, z przecięć i ranek spływały im strumyczki krwi. No i lepili się od brudu. Nagle równocześnie się do siebie uśmiechnęli.
– Boże, ale jesteś piękny – zauważyła Sydney.
– Właśnie to samo miałem powiedzieć o tobie – odciął się Darwin.
Po czym objęli się i całowali tak namiętnie, że odgłosy o mało nie obudziły nieprzytomnego Constanzy. Mężczyzna postękiwał, lecz przytomności nie odzyskał.
Rozdział dwudziesty drugi
Minorowi zaproponowano uczestnictwo w aresztowaniach, ale odmówił. Miał coś do zrobienia. Szczegółów wysłuchał później.
W Anglii, jak mu wyjaśniła Syd, zanim policjanci dokonają zatrzymania, wolą poczekać, aż podejrzany wejdzie do swojego domu. W ten sposób istnieje niewielkie niebezpieczeństwo zastosowania przemocy i zranienia niewinnych, przypadkowych przechodniów. W Stanach Zjednoczonych procedura wygląda dokładnie odwrotnie. Tu bowiem dom często jest niemal arsenałem bądź twierdzą, toteż amerykańska policja woli dokonać aresztowania w miejscu publicznym, lecz sprawdzonym, w którym podejrzany – przynajmniej w teorii – nie powinien mieć broni. W interesującej Darwina sprawie pięciu Rosjan, łącznie z Zukerem i Yaponchikiem, zatrzymano jednakże w domu na ranczu, gdzie się ukrywali i gdzie FBI chciało ich wziąć z zaskoczenia, używając sporej liczby uzbrojonych ludzi.
Federalne Biuro Śledcze domagało się pierwszeństwa i objęcia dowodzenia nad akcjami, które odbyły się w czwartkowy poranek. Ponieważ zginęło trzech agentów, nikt się o to z Biurem nie spierał. Dowodzący akcją agent specjalny z Los Angeles, Howard Faber, osobiście wprowadził do wieży Century City taktyczny zespół uzbrojonych w pistolety maszynowe osiemnastu agentów specjalnych w hełmach i kevlarowych kamizelkach kuloodpornych. Była szósta czterdzieści osiem rano, czasu pacyficznego. Dowodzący dochodzeniem agent specjalny James Warren pragnął uczestniczyć w tych działaniach, musiał jednak objąć kierownictwo inwigilacji i ataku na odosobnione ranczo rosyjskich przedstawicieli mafii w pobliżu toru wyścigowego w Santa Anita. Główna oficer śledcza Sydney Olson, również z kamizelce kuloodpornej z jaskrawożółtym napisem „FBI”, została zastępczynią Fabera w akcji aresztowania Dallasa Trace’a. Tak jak pozostali, miała pistolet maszynowy Heckler amp; Koch MP-10.
Trace występował akurat na żywo w CNN, prowadząc swój program „Sprzeciw podtrzymany”, nadawany o zwykłej porze, czyli o godzinie dziesiątej rano czasu wschodniego, a ósmej czasu pacyficznego. Agent specjalny Faber i każdy z szefów jego zespołów taktycznych zostali wyposażeni w niewielkie odbiorniki telewizyjne. Wszyscy oglądali program. Patrzyli na napisy, a gdy wstępna muzyka się skończyła, nowojorska prawniczka, także eksadwokatka, przedstawiła temat dnia i zaprosiła swojego przyjaciela i kolegę po fachu z Kalifornii, sławnego obrońcę Dallasa Trace’a. Srebrzystowłosy mecenas siedział rozparty w skórzanym fotelu, w swojej zwykłej pozie, przy biurku i był ubrany w swoją ulubioną kamizelkę ze skóry bizona. Okna za nim pokazywały spowite smogiem poranne Los Angeles.
Dziesięciu agentów z zespołów taktycznych Federalnego Biura Śledczego przesunęło się przez biura, zbierając z pokojów i boksów „ranne ptaszki” – sekretarki, młodych prawników, asystentów i recepcjonistki – i gromadząc ich w zewnętrznej recepcji, gdzie całej grupy pilnowali dwaj agenci w czarnych kamizelkach kuloodpornych. Po zabezpieczeniu korytarzy i biur dwóch innych agentów otworzyło kopniakiem drzwi prowadzące do sali konferencyjnej, która podczas transmisji telewizyjnej służyła jako pokój wypoczynkowy. Siedziało tam trzech spośród czterech amerykańskich ochroniarzy mecenasa Trace’a. Spoglądali w monitory, pili kawę i zażerali się pączkami. Na zespół taktyczny popatrzyli z otwartymi z zaskoczenia ustami, a chwilę później znaleźli się na podłodze, z rękoma za głowami, obcesowo pchnięci tam przez agentów FBI. Każdy z ochroniarzy miał przy sobie przynajmniej jeden pistolet, a najroślejszy z nich także drugi z tyłu, za paskiem i dodatkowy mały rewolwer w kaburze przy kostce. Dwóch z tych trzech nosiło również wojskowe składane noże o długich ostrzach.
Faber, trzech jego agentów z pistoletami maszynowymi MP-10 oraz Syd czekali przed biurem prawnika. Zerkali na przenośny monitor, sprawdzając, czy do Trace’a nie docierają przypadkiem jakieś odgłosy ich akcji.
Dallas Trace właśnie mówił, cedząc po teksańsku słowa: „…a gdybym był obrońcą tych biednych, oskarżonych, prześladowanych i udręczonych rodziców, którzy wszak nie są wcale winni tragicznej śmierci swojej córki, zaskarżyłbym miasto”, kiedy nagle czterej agenci Federalnego Biura Śledczego otworzyli kopniakami drzwi, wpadli do pomieszczenia i wycelowali pistolety w siedzącego za biurkiem. Za nimi wkroczyła Sydney Olson.
Dwaj operatorzy i jeden dźwiękowiec popatrzyli pytająco na producenta, czekając na wskazówki. Producent zawahał się na sekundę, po czym podniósł rękę i przez chwilę kręcił palcem, sugerując im, że mają dalej nagrywać. Dallas Trace zagapił się na intruzów z szeroko otwartymi ustami.
– Mecenasie Trace, jest pan aresztowany za współudział w morderstwach i oszustwach – oświadczył agent specjalny Faber. – Proszę wstać.
Prawnik wciąż siedział. Usiłował coś powiedzieć, najwyraźniej jednak nie potrafił od razu wrócić do rzeczywistości z życia fikcyjnego – czyli opowieści o biednych, oskarżonych, prześladowanych i udręczonych rodzicach zamordowanej dziewczynki – zanim wszakże zdołał wydać z siebie choćby dźwięk, dwóch ubranych na czarno ludzi z FBI chwyciło go pod ramiona, poderwało z fotela i postawiło. Syd skuła mu nadgarstki za plecami. Po tym prawdopodobnie najdłuższym w jego dorosłym życiu okresie milczenia Dallas Trace wreszcie zdołał się odezwać, a dokładnie mówiąc, ryknąć:
– Co robicie, do ciężkiej cholery? Macie pieprzone pojęcie, kim jestem?!
– Mecenasie Dallasie Trace – powtórzył Faber. – Jest pan aresztowany. Ma pan prawo zachować milczenie…
– Sam sobie zachowuj, kurwa! – wrzasnął prawnik, a jego teksańskie cedzenie ustąpiło miejsca nosowemu akcentowi z New Jersey. – Każ tej suce zdjąć mi kajdanki.
Jak pokazało późniejsze głosowanie, właśnie ten tekst Trace’a, nadany na żywo w popularnym programie jeszcze bardziej popularnego kanału CNN, zraził do podejrzanego większość potencjalnych kandydatek do ławy przysięgłych.
– Wszystko, co pan powie, może zostać użyte przeciwko panu w sądzie – kontynuował Faber, kiedy mężczyźni w czarnych kamizelkach kuloodpornych odpinali mecenasowi od klapy mikrofon, od paska zaś wzmacniacz i kable, po czym wyprowadzali go zza biurka. – Ma pan prawo do adwokata…
– To ja jestem adwokatem, cholerny dupku! – Dallas Trace tak wrzeszczał, że aż się opluł własną śliną. – Jestem głównym obrońcą w Stanach Zjednoczonych…