Выбрать главу

Wraz z „Nieskończonością” spadało dwadzieścia dużych bloków, ale tylko przez chwilę. Gdy oddaliły się od siebie na bezpieczną odległość, maleńkie iskierki rakiet sterujących pognał je w górę. Rakiety nie miały dość mocy, by wypchnąć blok poza oddziaływanie grawitacyjne Heli, ale przynajmniej zdołał je z powrotem wynieść na orbitę. Tam bloki musiały już sam zadbać o siebie. Kapitan zrobił wszystko co w jego mocy dl; osiemnastu tysięcy uśpionych pasażerów — wiózł ich aż z Araratu, a niektórych nawet z Yellowstone — ale teraz byli bardzie bezpieczni poza nim niż w jego wnętrzu.

Miał nadzieję, że ktoś inny przybędzie i o nich się zatroszczy Wykop zdawał się teraz o wiele większy. W jego wnętrzu ko łyska i uprząż przygotowywały się, by zamknąć się wokół wypatroszonych szczątków kapitana.

* * *

— Co chcesz zrobić ze skafandrem ornamentowanym? — spyta Quaiche.

— Chcę go zabrać ze sobą — odparła Rashmika z siłą, która ją; samą zaskoczyła. — Chcę go usunąć z Lady Morwenny.

Vasko spojrzał na Khouri, potem na Rashmikę.

— Czy teraz już wszystko sobie przypomniałaś? — spytał.

— Pamiętam coraz więcej. — Rashmika zwróciła się do matki. — Pamięć wraca.

— Czy ją rozpoznajesz? — zapytał Quaiche.

— Jest moją matką. A ja nie mam na imię Rashmika. Tak nazywała się ich utracona córka. To ładne imię, ale nie moje. Moje rzeczywiste imię brzmi inaczej, ale jeszcze go sobie nie przypomniałam.

— Aura — powiedziała Khouri.

Rashmika zastanowiła się przez chwilę i spojrzała mata w oczy.

— Tak. Teraz sobie przypominam. Pamiętam, jak mnie tak nazywałaś.

— Miałem rację co do krwi. — Grelier nie mógł stłumić uśmieszku satysfakcji.

— Tak, miałeś rację — przyznał Quaiche. — Zadowolony jesteś? Ale to ty, medyku, sprowadziłeś ją tutaj. Żmiję do naszego gniazda. To twój błąd.

— I tak by w końcu znalazła drogę. Miała wytyczony cel. Czym się zresztą martwisz? — Grelier wskazał widoczny na wideo schodzący statek. — Masz przecież to, czego chciałeś. Masz nawet swoją świętą maszynerię, która patrzy na ciebie z góry.

— Coś się stało ze statkiem. — Quaiche wskazał obraz drżącą ręką. Rzucił spojrzenie Vaskowi. — Co to?

— Nie mam pojęcia.

— Statek nadal będzie działał — stwierdziła Khouri. — Potrzebował pan tylko silników. I tyle pan dostaje. Wyjdźmy teraz i zabierzmy skafander ornamentowany.

Dziekan udawał, że się zastanawia.

— Dokąd go zabierzecie? Nie macie statku.

— Wszędzie będzie lepiej, byle nie w Lady Morwennie. Może pan, dziekanie, ma skłonności samobójcze, ale my nie.

— Czy gdybym miał choćby najmniejsze skłonności samobójcze, żyłbym tak długo?

Khouri spojrzała na Malinina, potem na Rashmikę.

— On zna sposób wydostania się stąd. Pan nigdy nie miał zamiaru zostać w katedrze, mam rację?

— To kwestia wyboru odpowiedniego momentu — odparł Quaiche. — Statek już prawie znajduje się w wykopie. To chwila triumfu. Chwila, gdy wszystko na Heli się zmienia. W istocie sama Hela się zmienia. Rozumiecie, nic nie będzie takie samo. Nie będzie Drogi Ustawicznej ani procesji katedr. Na Heli będzie tylko jedno miejsce usytuowane dokładnie pod Haldorą i to miejsce nie będzie się poruszać. I tylko jedna katedra będzie je zajmować.

— Jeszcze jej nie zbudowałeś — zauważył Grelier.

— Mam czas, naczelny medyku. Cały czas świata, gdy ustalę swoje prawa. Ja wybieram to miejsce, rozumiesz? Mam Helę w dłoni. Mogę obracać tym światem jak piłką. Mogę go zatrzymać jednym palcem.

— A Lady Morwenna?

— Jeśli ta katedra przekroczy most, w porządku. Jeśli nie, będzie to oznaczać koniec jednej ery i początek następnej.

— Nie zależy mu, żeby to się udało — szepnął Vasko. — Nigdy mu nie zależało. Na fotelu dziekana coś zaczęło grać.

* * *

Scorpio stał w miejscu, choć instynkt podpowiadał mu, że należy się szybko wycofać przed błyskawicznie ruszającą ku niemi pomarszczoną fioletowoczarną kulą detonacji — niepowstrzymani groźną ścianą, która mogła objąć i jego, i fragment mostu, na którym stał. Na podstawie danych technicznych zostawionych prze: Remontoire’a wiedział, że skutki wybuchu min pęcherzowych są wysoce przewidywalne — o ile miny w ogóle zadziałają — ale na Heli nie było powietrza, więc nie powstawała fala uderzeniowa Scorpio musiał tylko uważać, żeby nie znaleźć się w bezpośrednim zasięgu wybuchu. Uwzględniając falowanie gruntu, mógł czuć się bezpiecznie już kilkaset metrów poza nominalną granicę działania min.

Most miał czterdzieści kilometrów długości. Scorpio umieścić ładunki w odległości siedmiu kilometrów od siebie, a środkowy ładunek w najwyższym punkcie przęsła. Skumulowane działanie nakładających się sfer wybuchu zburzy trzydzieści cztery kilometry środkowego fragmentu mostu i pozostawi tylko parę kilometrów nietkniętych po obu stronach przepaści. Zdetonował ładunki Granica sfery znajdowała się prawie kilometr od niego, ale miał wrażenie, że jest tuż przy jego twarzy. Falowała i wybrzuszała się fałdki i pęcherze wznosiły się i opadały na jej pomarszczonej powierzchni. Najbliższy fragment mostu jeszcze trzymał się brzegu rozpadliny, ale mostu już nie było — po wyparowaniu sfery w jej zasięgu oddziaływania nie pozostawało nic materialnego.

Pęcherz zniknął. Środkowa sfera przestała już istnieć, ale za chwilę następne wystrzeliwały i znikały.

Scorpio ruszył w stronę krawędzi rozpadliny. Pod stopami wyczuwał jęzor mostu, choć nie był już połączony z drugim brzegiem. Zbliżając się do jego końca, świnia zwolnił, spodziewając się, że ten odcinek może być znacznie mniej stabilny. W odległości metrów od brzegu kuli detonacyjnej należało oczekiwać rozmaitych dziwacznych efektów kwantowych. Struktura atomowa materiału, z którego wykonano most, mogła się zmienić, powodując zgubne skutki. Należało stąpać ostrożnie.

Nagle dopadły go zawroty głowy. Cięcie było zadziwiająco równe, chirurgiczne, z sąsiedniego odcinka mostu nic nie pozostało, widok był taki, jakby most dopiero konstruowano. Scorpio nie czuł się jak wandal, tylko jak widz oczekujący zakończenia budowy.

Odwrócił się. Dalej, za sylwetką zaparkowanego statku, zobaczył Lady Morwennę. Katedra musiała jeszcze pokonać kawałek drogi, ale wkrótce dotrze na skraj rozpadliny.

Most już nie istniał, więc muszą się zatrzymać. Nie mają innego wyjścia. Koniec dywagacji o szansach przekroczenia Otchłani Rozgrzeszenia. Scorpio usunął wszelkie wątpliwości. Nie będzie chwały. Może być tylko zniszczenie.

Jeśli są przy zdrowych zmysłach, zatrzymają się.

W hełmie Scorpia rozbłysło różowe światełko zsynchronizowane z ostrym dźwiękiem alarmu. Przystanął, zastanawiając się, czy coś się popsuło w skafandrze. Ale różowe światełko oznaczało tylko, że skafander otrzymuje silny modulowany sygnał radiowy poza zwykłymi pasmami komunikacyjnymi. Skafander spytał go, czy chce, żeby sygnał został zinterpretowany i przekazany mu.