Выбрать главу

— Rozumiesz teraz, dlaczego nie chcemy, żeby wszyscy się o tym dowiedzieli, zanim sami się nie przekonamy, co to ta kiego — wyjaśnił Scorpio.

— Masz chyba jakieś podejrzenia? — spytał Clavain. Scorpio skinął głową.

— To może być Remontoire. Spodziewaliśmy się, że „Światło Zodiakalne” kiedyś się pojawi. Przypuszczaliśmy, że nastąpi to wcześniej, ale nie wiadomo, co się z nimi stało, gdy się rozstaliśmy. Nie wiemy, ile trwała samonaprawa statku. Może po otwarciu kapsuły znajdziemy w niej mojego drugiego z kolei ulubionego Hybrydowca.

— Mówisz to bez przekonania.

— Wyjaśnij mi coś, Clavainie — poprosił Scorpio. — Jeśli to Remontoire i spółka, to po co ta cała tajemnica? Dlaczego nie weszli na orbitę i nie zameldowali o swoim przybyciu? Mogli przynajmniej zrzucić kapsułę nieco bliżej lądu, żeby jej wydobycie nie wymagało tylu nakładów.

— Więc rozważmy alternatywę. To może być twój najmniej ulubiony Hybrydowiec — zaproponował Clavain.

— Już się nad tym zastanawiałem. Jeśli Skade dotarła do naszego układu, zakładałbym, że zrobi to ukradkiem, potajemnie. Powinniśmy jednak coś dostrzec. I wnioskując dalej: nie jest prawdopodobne, żeby zaczęła inwazję, wysyłając pojedynczą kapsułę, chyba że w środku jest coś strasznie paskudnego.

— Sama Skade potrafi być paskudna — zauważył Clavain. — Zgadzam się jednak: to chyba nie ona. Osobiste lądowanie byłoby samobójczym gestem, nie w jej stylu.

Podeszli do namiotu. Clavain otworzył wejście i wszedł pierwszy. Przystanął na progu i obejrzał wnętrze nieco oskarżycielskim wzrokiem, jakby mieszkał tu ktoś zupełnie inny.

— Przyzwyczaiłem się do tego miejsca.

— Chcesz powiedzieć, że nie zniesiesz powrotu? — spytał Scorpio. Czuł snujący się tu nadal zapach poprzedniej obecności Clavaina.

— Muszę po prostu zdobyć się na wysiłek. — Clavain zamknął za nimi wejście. — Co wiesz o Skade i Remontoirze? — zwrócił się do Vaska.

— Chyba nigdy przedtem o nich nie słyszałem. Clavain usiadł na składanym krzesełku; goście stali.

— Remontoire był… jest… moim najstarszym sojusznikiem. Też Hybrydowcem. Znamy się od czasów, gdy walczyliśmy przeciw sobie na Marsie.

— A Skade, proszę pana?

Clavain podniósł kawałek muszli i zaczął mu się z roztargnieniem przyglądać.

— Skade to inna para kaloszy. Też jest Hybrydowcem, ale z późniejszego od nas pokolenia. Jest bardziej inteligentna, szybsza i nie ma żadnych związków emocjonalnych z ludzkością dawnej linii. Gdy pojawiło się zagrożenie ze strony Inhibitorów, Skade postanowiła ratować Matczyne Gniazdo, planowała ewakuację z tego rejonu kosmosu. Nie zgadzałem się z nią, bo to oznaczało, że reszta ludzkości będzie musiała radzić sobie sama, a przecież po winniśmy sobie wzajemnie pomagać. Więc zwiałem. Remontoire miał początkowo pewne opory, ale związał swój los ze mną.

— Więc Skade nienawidzi was obu? — spytał Vasko.

— Myślę, że jest skłonna interpretować wydarzenia na jego korzyść — odparł Clavain. — Ale co do mnie… nie, mosty między mną i Skade są spalone. Dla niej czarę przepełniło jedno wydarzenie: przeciąłem ją na pół liną cumowniczą.

Scorpio wzruszył ramionami.

— Takie rzeczy się zdarzają.

— Remontoire ją uratował — powiedział Clavain. — Dla niej to się prawdopodobnie liczy, nawet jeśli potem ją zdradził. W wypadku Skade lepiej jednak niczego nie zakładać. Wydaje mi się, że później ją zabiłem, ale nie wykluczam, że udało jej się z tego wykaraskać. Tak przynajmniej wynika z jej ostatniego przekazu.

— Właściwie dlaczego, proszę pana, czekamy na Remontoire’a i innych?

Clavain spojrzał na Vaska zmrużonymi oczyma.

— On chyba niewiele wie.

— To nie jego wina — rzekł Scorpio. — Tu się urodził i wydarzenia sprzed naszego przyjazdu na Ararat to dla niego historia starożytna. Takiej samej reakcji możesz oczekiwać od większości młodych i ludzi, i świń.

— To go nie usprawiedliwia. Za moich czasów byliśmy bardziej dociekliwi.

— Za twoich czasów uznano by, że opuszczacie się w pracy, jeśli przed śniadaniem nie zaangażowalibyście się w kilka morderstw.

Clavain tego nie skomentował. Odłożył odłamek muszli i podniósł inny, sprawdzając jego ostrą krawędź na delikatnych włoskach swojej dłoni.

— Trochę wiem, proszę pana — powiedział pośpiesznie Vasko. — Wiem, że przybył pan na Resurgam z Yellowstone, kiedy maszyny zaczęły niszczyć nasz układ słoneczny. Pomógł pan ewakuować całą kolonię statkiem „Nostalgia za Nieskończonością”… Prawie dwieście tysięcy ludzi.

— Około stu siedemdziesięciu tysięcy — poprawił go Clavain. — I każdego dnia rozpaczam po tych, których nie udało się uratować.

— Nikt cię nie wini, przecież tak wielu uratowałeś — zauważył Scorpio.

— Historia to osądzi. Scorpio westchnął.

— Jeśli chcesz się pławić w samooskarżeniach, proszę bardzo, Nevil. Ja muszę się zająć tajemniczą kapsułą i kolonią, która chce odzyskać swojego przywódcę. Najlepiej, żeby był wymyty, uczesany i nie pachniał tak bardzo wodorostami i nieświeżą pościelą. Mam rację, Vasko?

Clavain patrzył badawczo na Vaska przez kilka chwil. Delikatne blade włoski na karku Scorpia najeżyły się. Miał wrażenie, że przyjaciel taksuje młodzieńca, konfrontuje go ze swoimi wyrobionymi przez wieki wyobrażeniami o osobie idealnej. Teraz decyduje się los Vaska, pomyślał Scorpio. Jeśli Clavain dojdzie do wniosku, że Vasko nie zasługuje na jego zaufanie, przestanie przekazywać mu informacje o ludziach nieznanych powszechnie w kolonii, a Vasko zacznie zapominać spotkanie z Clavainem, traktując je jako sprawę incydentalną.

— To by się przydało — rzekł Vasko, spoglądając z wahaniem na Scorpia. — Potrzebujemy pana. Zwłaszcza teraz, proszę pana, gdy nadchodzą zmiany.

— Można z dużym prawdopodobieństwem założyć, że nadejdą. — Clavain nalał sobie szklankę wody.

— Więc niech pan z nami wróci, proszę pana. Jeśli w kapsule jest Remontoire, to przecież spodziewa się zobaczyć pana, gdy go wydostaniemy.

— Ma rację — poparł go Scorpio. — Jesteś nam potrzebny, Nevil. Chciałbym, żebyś wyraził zgodę na otwarcie kapsuły.

Clavain milczał. Wiatr znów łomotał linami. Światło w namiocie zmętniało, gdy Słońce Jasne zachodziło za horyzontem. Scorpio czuł, że opuściła go energia. Ostatnio często mu się to zdarzało o zachodzie. Wcale mu się nie uśmiechała podróż powrotna, spodziewał się, że morze będzie bardziej wzburzone niż poprzednio.

— Jeśli wrócę… — zaczął Clavain i zamilkł. Popił wody, oblizał wargi. — Jeśli wrócę z wami, nic to nie zmieni. Jestem tu z pewnego powodu i ten powód nadal pozostaje zasadny. Zamierzam powrócić tutaj, kiedy sprawa kapsuły zostanie załatwiona.

— Rozumiem — rzekł Scorpio, choć nie takiej odpowiedzi oczekiwał.

— To dobrze, bo mówię poważnie.

— Ale wrócisz razem z nami i będziesz nadzorował otwarcie kapsuły?

— Tak. Ale tylko to.

— Ludzie cię potrzebują, Clavain. To może być trudne, ale nie uchylaj się od odpowiedzialności po tym wszystkim, co dla nas zrobiłeś.

Clavain odepchnął szklankę z wodą.

— Po tym, co dla was zrobiłem? Po tym, jak wplątałem was w wojnę, zniszczyłem wam życie i ciągnąłem was przez kosmos do tej żałosnej koszmarnej dziury? Nie potrzebuję od nikogo podziękowań. Potrzebne mi zmiłowanie i przebaczenie.