Выбрать главу

Ultrasi niewątpliwie byli sprytni, ale — jak sądził Quaiche — nie na tyle, by obejść liczne zabezpieczenia „Córki” przed inwigilacją oraz nieautoryzowanymi wtargnięciami. Nie jest to wielkie królestwo, ale stateczek należy do mnie i tylko to się liczy, myślał Quaiche. Mógł się tu upajać samotnością, otwierać wszystkimi zmysłami na absolut.

Początkowo przytłaczała go świadomość, że jest kimś tak drobnym, tak z natury kruchym, i tak łatwo może zaginąć. Ale, co dziwne, było to równocześnie poczucie wyzwalające. Jeśli pojedyncze ludzkie istnienie znaczyło tak mało, jeśli działania człowieka były tak nieistotne, to koncepcja jakiejś absolutnej moralnej struktury miała tyle samo sensu co kosmiczny eter. Zatem ludzie byli zdolni do poważnego grzechu — czy znaczącego dobra — w takim samym stopniu jak mrówki czy pył, jeśli porównać to z nieskończonością.

Planety prawie nie dostrzegały grzechu. Słońca nawet nie raczyły tego zauważyć. W skali układów słonecznych czy galaktyk grzech zupełnie nic nie znaczył. Był jak nieokreślona siła sub — atomowa, która w tej skali po prostu wygasała.

Przez długi czas ta obserwacja stanowiła ważny element osobistego systemu wiary Quaiche’a. Przypuszczał, że w jakimś stopniu zawsze wyznawał ten pogląd. Dopiero jednak podróże kosmiczne — i samotność związana z jego nowym zawodem — dały mu pewne zewnętrzne uzasadnienie jego filozofii.

Teraz jednak w jego świecie istniało coś, co miało dla niego prawdziwe znaczenie, coś, co mógł zniszczyć swoim działaniem. Jak do tego doszło? — zastanawiał się. Jak mógł dopuścić do tak fatalnego błędu, że się zakochał? I to w stworzeniu tak egzotycznym i skomplikowanym jak Morwenna?

W którym momencie zbłądził?

Wpasowany w kadłub „Córki”, prawie nie czuł przyśpieszenia, gdy statek zwiększał napęd do maksimum. „Domina” została już ostatecznie porzucona. Równie dobrze mogła nie istnieć.

Quaiche leciał na Helę, największy księżyc Haldory.

Otworzył kanał łączności z „Gnostycznym Wniebowstąpieniem”, żeby nagrać wiadomość.

— Tu Quaiche. Mam nadzieję, madame, że wszystko idzie dobrze. Dziękuję za ten mały bonus, który zechciałaś umieścić na statku. Bardzo to troskliwe z twojej strony. A może to inicjatywa Greliera? Zabawny gest. Jak sobie zapewne zdajesz sprawę, Morwenna również go doceniła. — Przerwał na chwilę. — Ale do rzeczy. Mogłoby cię zainteresować, że zauważyłem… wielką poziomą strukturę na księżycu, który nazywamy Hela. Przypomina most. Obecnie tylko tyle mogę stwierdzić. Zakres czujników „Do — miny” jest za mały, a nie chcę ryzykować bliższego lotu. Bardzo prawdopodobne, że to sztuczna konstrukcja. Dlatego używam do badania „Córki Śmieciarza”. Jest szybsza, inteligentniejsza i lepiej opancerzona. Przypuszczam, że wyprawa potrwa najwyżej dwadzieścia sześć godzin. Oczywiście będę cię informował o rozwoju sytuacji.

Odegrał sobie tę wiadomość i doszedł do wniosku, że wysłanie jej nie jest najmądrzejsze. Nawet gdyby znalazł coś, co okazałoby się bardziej wartościowe od znalezisk z pięciu poprzednich wypraw, królowa mogłaby go oskarżyć, że zapowiedź brzmiała bardziej obiecująco. Nie chciał jej rozczarować. Wiedział, że najlepsze postępowanie wobec królowej to wyważona powściągliwość. Aluzje, nie obietnice.

Zmazał wiadomość i zaczął nagrywać nową:

— To Quaiche. Mamy anomalię, która wymaga dalszego zba dania. Zaczynam eksplorację w „Córce”. Spodziewany powrót na „Dominę” za… jeden dzień.

Odsłuchał wiadomość, ocenił, że jest lepiej niż poprzednio, ale nie idealnie.

Wytarł bufor i wziął głęboki oddech.

— Quaiche. Wyleciałem na zewnątrz. Może to trochę potrwać. Zgłoszę się.

Tak, to wystarczy.

Przesłał bufor, kierując laser komunikacyjny w wyliczonym przez komputer kierunku, w którym powinno się znajdować „Gnostyczne Wniebowstąpienie”. Zastosował zwykłe filtry szyfrowania oraz poprawki relatywistyczne. Królowa otrzyma wiadomość za siedem godzin. Miał nadzieję, że będzie zdumiona, ale nie będzie mogła twierdzić, że przesadzał co do wartości znaleziska.

Niech suka próbuje się domyślić.

Hela, 2727

Culver nie powiedział Rashmice Els całej prawdy. Lodochód rzeczywiście nie mógł już poruszać się szybciej w trybie kroczącym, ale gdy opuścił wioskę, gdzie musiał pokonać breję i różne przeszkody, i wjechał na dobrze utrzymany trakt, zablokował dwie tylne nogi i ruszył, jakby pchany niewidzialną ręką. Rashmika wiedziała, że to dzięki warstwie materiału na spodach nart, zaprogramowanej na szybkie mikrofalowanie. W ten sam sposób poruszają się ślimaki — oczywiście z uwzględnieniem proporcji rozmiaru i prędkości. Jazda stała się gładsza i cichsza. Czasami nadal czuło się szarpnięcia czy przechyły, ale dało się to znieść.

— O, lepiej — powiedziała Rashmika. Teraz siedziała z przodu z Crozetem i jego żoną Linxe. — Już się bałam, że…

— Zwymiotujesz, kochanie? — spytała Linxe. — Nie ma się czego wstydzić. My tu wszyscy wymiotujemy.

— Lodochód może tak jechać tylko po gładkiej powierzchni — wyjaśnił Crozet. — Problem w tym, że nie potrafi dobrze chodzić. W jednej nodze ma spartolony serwomechanizm, dlatego przed tem tak trzęsło. I z tego powodu wybieramy się do karawany.

Wożą różne skomplikowane techniczne gówienka, których my na wzgórzach nie możemy wyprodukować ani nareperować.

— Pilnuj języka — powiedziała Linxe, uderzając męża mocno w dłoń. — Może nie zauważyłeś, ale słucha nas młoda dama.

— Proszę nie zwracać na mnie uwagi — rzekła Rashmika. Zaczynała się odprężać. Wyjechali już bezpiecznie za wioskę i nie było żadnych oznak, by chciano ich zatrzymać albo zorganizowano pogoń.

— On i tak mówi bez sensu — powiedziała Linxe. — Karawany może mają to, co potrzebujemy, ale nic nie dadzą za darmo. Prawda, kochanie? — zwróciła się do Crozeta.

Linxe, kobieta dobrze odżywiona, ruda, zaczesywała włosy na jedną stronę twarzy, zasłaniając znamię. Znała Rashmikę od maleńkości, gdy pracowała w komunalnym żłobku na sąsiednim osiedlu.

Zawsze była dla Rashmiki miła i troskliwa. Kilka lat później wybuchł jakiś poważny skandal i Linxe została zwolniona z pracy. Wkrótce potem poślubiła Crozeta. W wiosce plotkowano, że dostała to, na co zasłużyła, i że ci dwoje są siebie warci, ale Rashmika uważała, że Crozet jest w porządku. Trochę dziwak, skryty, i to wszystko. Gdy Linxe dotknął ostracyzm, on jako jeden z nielicznych jej się kłaniał. Rashmika nadal lubiła Linxe, nie czuła więc wrogości do jej męża.

Crozet kierował lodochodem za pomocą dwóch joysticków umieszczonych po obu stronach fotela. Mężczyzna zawsze miał granatowy zarost i tłuste czarne włosy. Już sam jego widok sprawiał, że Rashmika miała ochotę wziąć prysznic.

— Chrzanić ich, nie oczekuję darmochy — powiedział. — Może nasze zyski są mniejsze niż w ubiegłym roku, ale pokaż mi skurczybyka, który nie ucierpiał?

— Zamierzasz przenieść się bliżej Drogi? — spytała Rashmika.

Crozet wytarł nos w rękaw.

— Raczej odgryzłbym sobie nogę.

— Crozet nie chodzi gorliwie do kościoła — wyjaśniła Linxe.

— Ja również nie jestem najbardziej praktykującą osobą na wyżynach — stwierdziła Rashmika — ale gdybym miała wybór między tym a głodem, nie jestem pewna, jak długo przetrwałyby moje przekonania.