Szybko rozejrzała się dokoła. Niezliczona ilość czarnych świec rozświetlała łukowato wygięte sklepienie. Tuż przed nią stał długi, niski ołtarz, nad którym wisiał odwrócony krzyż. Białe wapienne ściany pokryte były magicznymi znakami i imionami demonów.
Właśnie przemawiała młoda kobieta. Ściszyła głos, jak gdyby odmawiała monotonną modlitwę.
– Zgodziliśmy się, by na nasze zgromadzenie przybyła nowicjuszka z norweskiej prowincji. To my zdecydujemy, czy będzie mogła przyjść tu znów. Ponieważ wszyscy już od dawna jesteśmy czcicielami Diabła, oczekujemy, że norweska ignorantka dostosuje się do naszych reguł i będzie nas naśladować. Złożyłaś już przysięgę Apollonowi, to znaczy Prebenowi, prawda? Że nigdy nas nie zdradzisz? Dobrze.
Umilkła. Teraz zaczęła mówić druga dziewczyna.
– Pozwolono ci tu przyjść, ponieważ nasz przyjaciel zauważył twoje dziwne oczy. Ale para oczu z nikogo nie robi prawdziwej czarownicy. Wiele jeszcze musisz przejść, by dostąpić wtajemniczania.
Sol nic na to nie powiedziała. Zamaskowany mężczyzna szepnął coś pierwszej kobiecie.
Ta jakby zawahała się, co wyostrzyło jej rysy. Na twarzy miała wypisaną niechęć. W końcu jednak skinęła głową i zwróciła się do Soclass="underline"
– Nasz mistrz, wcielenie samego Szatana, pragnie wtajemniczyć cię już dziś. To niezwykłe. Wyjątkowy zaszczyt. Żebyś wiedziała, jak masz się zachować, nasz mistrz odprawi najpierw ceremonię z inną kobietą.
Sol przytaknęła ruchem głowy.
Wszystkie kobiety, a było ich pięć, rzuciły się w stronę mistrza, oferując swoje usługi. Odesłał je gestem.
Do ołtarza podbiegł jeden z młodych mężczyzn, niosąc małe naczynie. Zanurzył w nim palce i krwią narysował na ołtarzu jakiś zawiły wzór.
Mistrz stanął pośrodku tajemniczego rysunku. Pozostali opadli na kolana i rozpoczęli ekstatyczny śpiew. Była to istna kakofonia.
W tym czasie mistrz odprawiał swój rytuał. Zapalał świece i ustawiał na ołtarzu rozmaite przedmioty. Sol nie potrafiła doszukać się żadnego sensu w tym, co robił. Jego czynności wydały się jej bezładną mieszaniną wymyślonych przez niego gestów.
Poczuła, jak rośnie w niej niesmak. Była bardzo wrażliwa na nastrój, a tu zetknęła się tylko z daremnym wysiłkiem, zapachem potu i całkowitą pustką.
Mężczyzna przerwał przedstawienie nagłym uniesieniem ramion. Wszyscy czekali w pełnym napięcia milczeniu, zwłaszcza kobiety. Następnie mistrz powoli opuścił rękę i teatralnym gestem wskazał na jedną z dziewcząt, która w ekstazie wystąpiła naprzód. Zrzuciła okrywający ją płaszcz i stanęła całkiem naga.
Mistrz wskazał na ołtarz, dziewczyna położyła się na nim posłusznie.
Pozostali znów zaczęli śpiewać. Ich ciała chwiały się, powoli zdejmowali okrycia i za chwilę już wszyscy byli nadzy.
Jedynie mistrz pozostał w płaszczu. Namalował kilka znaków na ciele dziewczyny. Sol pomyślała nieco bluźnierczo, że przypomina jej to przygotowanie tarczy przez łucznika. Drwiąco uśmiechnęła się do siebie. Czyżby obawiał się, że nie wceluje?
Mistrz położył się na dziewczynie, zakrywając połami płaszcza ich ciała i cały ołtarz. Płaszcz był bardzo obszerny, nikt jednak nie mógł mieć wątpliwości, czym się pod nim zajmowali. Również inni uczestnicy zgromadzenia zaczęli dotykać się nawzajem, wydając z siebie przeciągłe westchnienia. Ich głośne stękania i jęki stworzyły nową symfonię dźwięków.
Kiedy Mistrz był już dostatecznie podniecony, przerwał akt i szybko powstał.
Odwrócił się w stronę Sol, owijając się płaszczem. Pozostawiona przez niego dziewczyna zsunęła się z ołtarza i poczołgała się ku pozostałym, żałośnie nie zaspokojona. Wtedy kobieta, której ustami najwyraźniej przemawiał sam mistrz, zwróciła się do Soclass="underline"
– Zajmij jej miejsce! Szatan jest gotów, by cię wtajemniczyć!
Sol zmarszczyła czoło.
– Rozbierz się – rzekła kobieta niecierpliwie.
Widać było, że nie podoba się jej takie faworyzowanie nowo przybyłej.
Zawód i złość, które stopniowo wzbierały w Sol, teraz eksplodowały. Jej oczy rzucały iskry.
– Miałabym dostarczyć taniej rozrywki temu oszustowi? Nigdy w życiu!
Twarze obecnych zmartwiały
– Złożyłaś przysięgę – powiedziała kobieta ostro. Preben wyglądał na wystraszonego.
– Jak śmiesz nazywać naszego mistrza oszustem? – zawołała dziewczyna, która poprzednio leżała na ołtarzu.
– Wszyscy jesteście nieświadomymi niczego durniami! – syknęła Sol rozzłoszczona. – Cóż wy właściwie wiecie o czarach? Jesteście zbieraniną naiwnych głupców, którzy bez krztyny talentu próbują odgrywać niebezpiecznych i demonicznych. Gdybyście przynajmniej spróbowali spojrzeć na siebie z humorem, mogłabym tu zostać i nauczyć was czegoś ciekawego. Ale wy udajecie potwornie ważnych i śmiertelnie groźnych. Uważacie, że tak wiele znaczycie! Czy ten człowiek wmawiał wam, że ma kontakt z Szatanem? Że występuje w jego imieniu albo nawet jest samym Szatanem?
Prestiż wielkiego mistrza był w niebezpieczeństwie. Nareszcie przemówił cienkim, piskliwym głosem.
– Nauczyć nas czegoś? – powiedział drwiąco. – Nie pozwolę, by ubliżała mi jakaś dziewczynina z norweskiej prowincji. Twierdzisz, że nie umiem czarować? A więc spójrz!
Wyciągnął z kieszeni płaszcza trochę proszku i wrzucił do ognia. Zrobił to szybko, tak że zebrani nie zauważyli jego ruchu. Proszek eksplodował serią drobnych wybuchów.
– To mają być czary? Rzucanie prochu do ognia? – zapytała Sol. – To potrafi nawet dziecko.
– Mogę cię zaczarować!
– Doprawdy? Pokaż nam!
Wziął głęboki oddech. Atmosfera stała się napięta. Niechęć uczniów do Sol była wprost namacalna, a tym czasem mistrz walczył o swą pozycję.
Podszedł do Sol, starając się przybrać jak najgroźniejszą minę. Najbardziej władczym, na jaki mógł się zdobyć tonem, ryknął:
– Rozkazuję ci pocałować moją rękę!
Sol z pogardą patrzyła mu prosto w oczy. Nieopisanie piękna ze wzrokiem ciskającymi błyskawice, wzburzonymi teraz ciemnymi włosami i rumieńcem na policzkach.
Wyciągnął rękę.
– Szatan mówi: pocałuj ją!
Przez moment w piwnicy panowała grobowa cisza. Sol na wpół przymknęła oczy.
– Czy ty sam w to wierzysz? – zapytała cicho. – Uklęknij!
W oczach mistrza pojawiła się bezradność. Bez sprzeciwu osunął się na kolana.
– Zdejmij płaszcz – rozkazała Sol.
Posłuchał. Przez zgromadzenie przeleciał szmer zdziwienia. Ich bohater poddał się rozkazom.
– Spójrzcie na niego! – powiedziała Sol wskazując na mężczyznę, który wpatrywał się w nią jak w transie. – Spójrzcie na jego małą, pomarszczoną męskość, na opadłe ramiona i fałdy na brzuchu! Spójrzcie na niego teraz!
Szybkim ruchem uniosła ręce i wyciągnęła na wierzch korzeń mandragory. Kiedy mistrz ujrzał wykrzywiony w kształt ludzkiej postaci korzeń, zachłysnął się i uskoczył w tył. Sol, trzymając amulet obiema rękami, skierowała go w jego stronę.
– Kładź się na podłogę! Kładź się i pełznij do ołtarza. Odwróć krzyż jak należy, bo nie masz nic wspólnego z Szatanem. To miejsce nie jest jego świątynią.
Ku ogromnemu zdziwieniu uczniów mistrz popełzł na brzuchu jak wąż do ołtarza, wstał, przytrzymując się rękami ściany, i przekręcił krzyż. Potem usiadł, wpatrując się w Sol wzrokiem zbitego psa.
Sol była rozgniewana, to dodawało jej jeszcze mocy. W samotności wiele ćwiczyła i eksperymentowała, teraz chciała wypróbować najtrudniejsze sztuki, o których mówiła jej Hanna.