Выбрать главу

– Wiesz chyba, że Skania leży po drugiej stronie Oresund, prawda? I że graniczy ze Szwecją też chyba wiesz?

Tak. Wiedziała.

Przeprawa przez cieśninę? To w zimie dla niej zbyt długa i ciężka podróż. Przyjęła więc propozycję Strahlenhelmów. Ostatecznie traktowano ją jak guwernantkę. Mimo że chłopczyk był jeszcze za mały, by się czegoś uczyć, Sol okazała się wystarczająco wykształcona, by otrzymać taki tytuł. Poza tym hrabina spodziewała się drugiego dziecka. Również z tego powodu pomoc Sol w opiece nad Albrektem była potrzebna.

Wszystko układało się po myśli hrabiostwa. Sol sprawowała się wzorowo i była przez wszystkich uwielbiana. Nikt nie przypuszczał ani też nie interesował się tym, co robiła wieczorami w swojej komnacie. A ona wyjmowała wtedy węzełek i ćwiczyła.

Miała dwa wielkie marzenia: dotrzeć do Brosarps Backar, by odprawić rytuał, który pomógłby jej nawiązać kontakt z samym Złym, i polecieć na Blokksberg. [Blokksberg – góra w Niemczech, uważana za miejsce sabatów czarownic] Niestety, brakowało jej do tego jednego zioła. To także był powód, dla którego musiała czekać do wiosny.

Tengel i Silje pisali, że bardzo są zadowoleni z jej posady, i pozwolili jej zostać tam tak długo, jak będzie z nią Dag. Sol zauważyła jednak, że bardzo mało piszą o Liv. Mimo że nie wspomnieli o tym wprost, wyczytała między wierszami, że są bardzo zawiedzeni, iż Liv nie może znaleźć czasu na odwiedzenie Lipowej Alei. Najwyraźniej nie byli też w nowym domu córki.

Rodzice nie podejrzewali jednak, że Laurents zawsze znajdował jakieś wytłumaczenie, by nie przyjąć krewniaków żony. Zawoalowanymi słowami zabronił jej również odwiedzin w domu. Złościły go nawet przysyłane przez Silje paczki. Czy rodzice żony sądzą, że on nie może zapewnić jej wszystkiego, czego potrzebuje? wykrzykiwał. Liv bardzo się denerwowała tymi awanturami, jednak zdecydowanie odmówiła wyrzucenia podarków. Wiedziała, ile kryje się w nich miłości, i dlatego dobrze je ukrywała.

Sol nie znała faktów, trapiło ją jedynie nieprzyjemne uczucie spowodowane dziwnym zachowaniem Liv.

Sol poznała wielu młodych mężczyzn, studentów z otoczenia Daga. Nie pociągali jej jednak młodzi uczeni. Podświadomie szukała ideału, ale takiego, który byłby męski i trochę nieokrzesany. A na dodatek większość studiujących na uniwersytecie stanowili przyszli księża. To było najbardziej szlachetne powołanie. Inne fakultety, jak prawniczy czy ogólno-naukowy, cieszyły się mniejszym poważaniem.

Zdarzało się, że Sol wzdychała zrezygnowana. Jej męski ideał… Gdzie go szukać? Doprawdy kogoś takiego nie spotyka się na każdym kroku!

Często do głowy przychodziła jej myśl, że jedynym który zdołałby zaspokoić jej żądze, jest sam Szatan!

Rok 1660 rozpoczął się uroczystościami kościelnymi, Sol nie brała w nich udziału, z góry znajdując dobre wytłumaczenie: „zaofiarowała się”, że zostanie w domu i zajmie się małym Albrektem, tak by cała pobożna służba mogła udać się na modlitwy. Hrabina była tym trochę zmartwiona, ale Sol gładko wyjaśniła, że odwiedza kościół raz w tygodniu, aby w ten sposób otrzymać błogosławieństwo.

Prawdą było, że nie zbliżyła się do żadnego księdza od czasu fatalnego chrztu, kiedy to napluła jego wielebności w twarz i posiniaczyła kopniakami jego bogobojne nogi.

Późną wiosną hrabiostwo, Sol i Dag otrzymali zaproszenie na dworski bal. Strahlenhelmowie byli dumni z mieszkającej u nich pięknej dziewczyny i bardzo chcieli zaprezentować ją swoim przyjaciołom.

Hrabina wybrała dla niej szaty; ich kolor wspaniale współgrał z barwą oczu Sol. Suknia była uszyta z grubego zielonego jedwabiu, a kiedy dziewczyna się poruszała, w rozcięciach błyskała halka ze złotej lamy. Próbowały również ufryzować jej włosy, doszły jednak do przekonania, że najlepiej wyglądała z rozpuszczonymi. Była tak piękna, że patrzącym na nią zapierało dech w piersiach.

W drodze do zamku Dag uprzedził Sol, że będą się wokół niej tłoczyć mężczyźni. Prosił więc, by trzymała się na przyzwoity dystans.

Sol tylko roześmiała się pogardliwie.

– Phi, nie potrzeba mi żadnych dekadenckich dworaków. Chcę kogoś, kto mnie porwie!

– Uchowaj Boże! – mruknął Dag cicho. – Wychodzą z ciebie cechy Ludzi Lodu. Masz w sobie zbyt wiele z Hanny.

– I jestem z tego dumna – odpowiedziała Sol. – Ale nie bój się, braciszku. Będę się zachowywać tak cnotliwie i dostojnie, że aż ogarną cię mdłości!

Dag nie mógł się nie roześmiać.

Sol złożyła ukłon królowi Christianowi, krzepkiemu dwudziestotrzylatkowi, któremu niezaprzeczalnie zaświeciły na jej widok oczy. Ponieważ jednak był od trzech lat żonaty, a ponadto miał na boku romans, trzymany był na wodzy z dwóch stron. Ale to nie przeszkodziło mu dyskretnie zanotować jej imię i adres.

Wielu innych szlachciców, różnego wieku i wyglądu, okazało Sol gorące zainteresowanie. Z marszu oświadczył się jej pewien Christian Friis, a dwóch innych młodzieńców, Gyldenstierne i Bille, bliskich było bójki o jej względy.

Sol bawiła się doskonale. Udawała ogromnie cnotliwą, ale jednocześnie nieprzyzwoicie przewracała oczami. Tańce, których nauczyła ją Charlotta, były żałośnie stare, ale kawalerowie tłoczyli się nieprzytomnie, by ją nauczyć tych modnych. Dzięki nim szybko przyswoiła sobie nowe kroki. Obsypywana przeróżnymi propozycjami, z łatwością odgrywała rolę cnotliwej panny – po prostu dlatego, że żaden z mężczyzn nie wpadł jej w oko.

Ale na balu wydarzyło się coś, co zakończyło jej barwne życie w Kopenhadze.

W sali było tak wiele gości, że Sol nie zdążyła jeszcze przyjrzeć się wszystkim dokładnie, gdy zorientowała się, że jest obserwowana. Dzięki swojej wrażliwości poczuła coś więcej: płynącą w jej kierunku nienawiść.

Szybko odkryła kto wysyła ku niej te sygnały. Natychmiast rozpoznała „pierwszą damę” mistrza, jak po cichu ją nazywała, kobietę, która mówiła najwięcej w rzekomej świątyni Szatana. A więc zaszła aż tak wysoko! Nic dziwnego, że bała się Sol.

Sol wyraźnie wyczuwała, że kobieta ma zdecydowanie złe zamiary. Postanowiła być szczególnie ostrożna.

Na balu jako jeden z pierwszych do nieprzytomności upił się sam król. Musiano go wynieść z sali i położyć do łoża.

Sol brała już udział w rozmaitych zabawach; często zdarzało się jej widzieć nieopanowane jedzenie i picie, ale to tutaj przeszło wszelkie granice. W zwyczaju było, że mężczyźni wychodzili na zewnątrz, aby tam wsunąć dwa palce do gardła i w ten sposób zrobić więcej miejsca na dalsze ucztowanie. Byli też i tacy, którzy nie zdążyli wyjść za drzwi, pozostawiając służbie sprzątanie po sobie. Świnie! pomyślała Sol z pogardą i zapragnęła znaleźć się już w domu sędziego.

W tej samej chwili podszedł do niej nieznajomy mężczyzna i ukłonił się dwornie.

– Panna Sol? Wasz brat chciałby z wami rozmawiać. Czeka na dole, w drugim końcu korytarza.

Sol podziękowała, nieco zdziwiona. Zeszła na dół wskazanymi schodami i znalazła się w jakimś pomieszczeniu. Przez chwilę stała w pustej komnacie, nie wiedząc, co robić. Wszystkie drzwi wokół były zamknięte, a ona nie miała najmniejszej ochoty znaleźć się nagle w obcej sypialni.

Kiedy po długiej chwili Dag się nie pokazał, wróciła tą samą drogą. Może poszła w złą stronę? Nie, nie wygląda na to. Zirytowana weszła na salę balową, mając zamiar dokładniej wypytać mężczyznę, ale nigdzie go nie dostrzegła. Dag też był nieobecny.

Podeszła do sędziego i jego żony, ale oni również od dobrej chwili nie widzieli Daga. Zaniepokoiła się nie na żarty. Kobieta z piwnicy także zniknęła. W Sol narastało napięcie. Coraz wyraźniej czuła, że stało się coś złego.

Nie musiała długo czekać.