Выбрать главу

Wyjechali na łąkę i Skille zdecydował się na postój. Byli w drodze już długo i nadszedł czas, by nieco się posilić. Zwierzętom też należał się odpoczynek.

Sol wyciągnęła jedzenie, które przygotowali dla niej Strahlenhelmowie. Kiedy jej towarzysze ujrzeli jadło, oczy o mało nie wyszły im z orbit. Ich własny prowiant wyglądał bardzo po żołniersku.

– Częstujcie się! – powiedziała Sol z uśmiechem. – Nigdy w życiu nie zdołam zjeść tego sama.

Po chwili wahania sięgnęli bardzo ostrożnie.

– Nie, nie tak skromnie! Bierzcie solidne porcje! – powiedziała Sol. – Naprawdę! Przecież droga do serca mężczyzny prowadzi przez żołądek, a ja mam zamiar podbić was obydwu dzięki śniadaniu, któremu nie można się oprzeć. A tu kropelka wina, żeby jeszcze bardziej zmiękczyć wasze serca.

Powiedziała to z wyraźną ironią, tak że Jorgen roześmiał się szczerze i nawet Skille musiał uśmiechnąć się leciutko.

Mężczyźni nie mówili wiele, za to Sol szczebiotała bez przerwy. Jej oczy cały czas igrały kusząc Jorgena, aż wreszcie biedak nie wiedział, gdzie podziać wzrok.

– Możesz zaoszczędzić sobie wysiłków – powiedział Skille sucho. – Chłopak świata nie widzi poza pewną panienką o imieniu Otylia.

Zirytowany Jorgen zwrócił się do towarzysza:

– Nie, ależ…

– Och, to wspaniale! – zawołała Sol zachwycona. – A wiec masz dziewczynę? Musisz być szczęśliwy! Opowiedz mi o niej! Czy macie zamiar się pobrać?

– On nie ma odwagi, by się oświadczyć – powiedział pogardliwie dowódca. – Podziwia ją na odległość i wzdycha w nocy w koszarach tak głośno, że nie można spać.

– Jak ona wygląda? Czy jest ładna?

– O tak! – szepnął Jorgen. – Ale nie wiem, jak mam się przy niej zachować, nigdy dotąd nie byłem niczyim kawalerem. Może wy powiecie mi, panno Sol, jak mam zacząć?

– Oczywiście. To zależy od tego, jaka to jest dziewczyna.

– O, ona jest niewinna i cnotliwa najbardziej, jak tylko można sobie wyobrazić. Płochliwa jak łania.

– A więc i ty musisz być równie cnotliwy jak rycerz Graala – zdecydowała Sol. – Musisz jednak pokazać, że jesteś od niej silniejszy, takie panny zwykle lubią patrzeć z podziwem na ukochanego. Bądź dla niej bardzo uprzejmy, zachowuj się dwornie. Nie musisz udawać nieśmiałego, bo taki jesteś, ale ją traktować jak prawdziwą damę.

– Tak. Wy z pewnością macie dużo doświadczenia pod tym względem – powiedział Jacob Skille z ironią.

Zwróciła ku niemu płonące spojrzenie.

– Nie, nie mam – powiedziała zimno. – Kiedy miałam czternaście lat, zostałam zgwałcona i po tym nikt mnie już nie dotknął.

Pomyślała sobie, że takie drobne przekręcenie faktów nikomu nie zaszkodzi. Prawda była zupełnie inna, ale Klaus musi jej to wybaczyć.

– Biedne dziecko – powiedział Skille cicho. – Czternaście lat i gwałt…

Sol poczuła, jak w jej duszy dzieje się coś dziwnego, jak cała płonie od gniewu. Ten człowiek okazał jej współczucie! Współczucie! Ona chciała, by mężczyźni ją podziwiali, by jej pożądali! Wtedy była silna, wszechwładna, mogła trzymać ich na dystans. Nie, nie oczekiwała współczucia! Nie wiedziała, jak je przyjąć.

Musiała wstać i odejść na bok, pobyć trochę sama. Inaczej rzuciłaby się na Jacoba. Mężczyźni źle ją zrozumieli, sądzili, że dręczą ją wspomnienia i odeszła, by nie zobaczyli jej łez.

Kiedy już się uspokoiła, wróciła do nich i znów ułożyła się na trawie.

– Jak daleko z nią zaszedłeś? – spokojnie spytała Jorgena.

Chłopak znów się zaczerwienił.

– Byłem z nią raz sam w ogrodzie jej ojca. To bardzo dostojna panna. Prawie umierałem z chęci pocałowania jej, ale się nie odważyłem, bo nie wiedziałem, jak to się robi.

– Ja też nie wiem – roześmiała się Sol niewinnie. – Może poćwiczymy razem?

– Ale… to przecież nie wypada.

– Skille może nas nauczyć – drwiła Sol. – On na pewno ma dzieci i wnuki.

– Skille? O nie, jest wojakiem, od kiedy nauczył się chodzić.

Na twarzy Jacoba Skillego pojawił się gniew.

– Wnuki! – parsknął, głęboko dotknięty. – Jak sądzicie, ile mam właściwie lat, panno Sol? No, już najwyższy czas, żebyśmy wyruszali i nie marnowali czasu na taką czczą gadaninę.

Jednakże po tym postoju patrzyli na nią innymi oczami. We wzroku młodego Jorgena pojawiło się jakieś zdziwienie, żal, jak gdyby zastanawiał się, czy mimo wszystko nie przydałaby mu się lekcja całowania. Skille widział w niej biedne, bezbronne stworzenie, którego życie zniszczył bezwzględny zbrodniarz.

Biedny, dobry Klaus, bezwzględnym zbrodniarzem? Sol poczuła wyrzuty sumienia.

Nienawidziła nowego sposobu, w jaki Skille zaczął się do niej odnosić. Najwyraźniej postanowił ją chronić. A tak bardzo była dumna z własnej samodzielności!

Nie popędzał ich teraz tak bardzo.

Na skraju Romeleasen zatrzymał się.

– Poczekajcie tutaj, ja rozejrzę się za jakimś noclegiem.

Słońce stało na horyzoncie. Byli w lesie, wśród drzew drozd śpiewał swą samotną piosenkę. Sol i Jorgen zsiedli z koni, by rozprostować kości.

– Siedzenie mnie boli od jazdy – wyznała Sol otwarcie, a Jorgen oczywiście znów się zaczerwienił. Co on właściwie sobie myśli? Że szlachetne damy nie mają na czym siedzieć?

Jorgen chciał wrócić do rozmowy, którą zaczęli uprzednio, ale Sol minęła już ochota, by go uwieść. Uznała, że jest zbyt zielony i niewinny. Powiedziała przecież Dagowi, że chciałaby kogoś, kto by ją porwał.

Mimo to na trochę mu pozwoliła. Pozwoliła mu pieścić swoją twarz, dotykać jej ustami. Pouczała go, gdy uznała, że jest zbyt niezdarny. Powiedziała, jakie słowa chciałaby usłyszeć cnotliwa dziewczyna, i pozwoliła, by dłonią poznał zarysy jej ciała.

Żadne z nich nie chciało posunąć się dalej.

– Dla niej to święta okolica – powiedziała Sol. – Nie możesz zbrukać rąk, dotykając ciała innej kobiety.

Zgodził się z nią, ale Sol wiedziała, że jest mu trudno. Jego usta i dłonie drżały, jak dziecko ściskał nogi. Sol nie miała na niego najmniejszej ochoty.

Zaczęła rozsiodływać konia, aby skierować jego myśli w inną stronę. Czuła jednak ogromny niepokój. Muszę być zupełnie pozbawiona uczuć, myślała zatroskana. Te dotknięcia powinny mnie podniecić, a mnie wszystko wydało się po prostu nudne.

Z niezręcznej sytuacji wybawił ich Jacob Skille.

– Nie znalazłem żadnych zabudowań w pobliżu. Czy pojedziemy dalej, czy może tu rozbijemy obóz?

– Zostańmy – zdecydował Jorgen. – Myślę, że konie powinny wypocząć.

Tak też się stało. Sol rozłożyła pledy, które mieli ze sobą. Kątem oka obserwowała Jacoba Skillego. Uznała, że zaszła w nim zmiana.

Wkrótce zrozumiała, że to ona zmieniła swój stosunek do niego. Doszła do wniosku, że stało się tak z powodu niedawnych pieszczot Jorgena.

To Skille był tym silnym mężczyzną, który decyduje za nich wszystkich. Był wysokim, mocnym fizycznie, nieokrzesanym wojakiem, którego nie interesowały kobiety, Gdyby ktoś przyjrzał się jego twarzy, zauważyłby, że ma w sobie coś pociągającego. Daleko mu było do królewicza z bajki, ale w oczach krył się żar i bystrość umysłu, która jej się podobała. Był nie ogolony i nie zaszkodziłaby mu odrobina wody do umycia twarzy i rąk ani przystrzyżenie dziko rosnących włosów. Poruszał się jednak lekko i sprężyście, w jego ruchach było coś miękkiego.

Sol odetchnęła z ulgą. Może jednak nie jestem taka nieczuła, pomyślała.

Przez wszystkie lata, kiedy pomagała Tengelowi przy chorych, trzymała na wodzy swe zainteresowanie mężczyznami i całą zmysłowość. Gniew Tengela zapadł w nią tak głęboko, że robiła wszystko, by go zadowolić.