Выбрать главу

– Nie, takiego wrażenia nie mam. To co innego. Muszę spróbować nawiązać z nią kontakt.

Silje położyła dłoń na jego ramieniu.

– Przekaż jej także moją miłość!

– Dobrze – powiedział ciepło. – Postaraj się leżeć jak najspokojniej, to spróbuję… Nie wiem, czy potrafię…

Silje nawet nie drgnęła. Leżąc wpatrywała się w Tengela, który siedział z nogami podciągniętymi pod brodę, z twarzą ukrytą na kolanach. Jej dłoń nadal spoczywała na ramieniu męża.

Czas płynął. Chociaż Silje wiedziała, że jej wysiłek to zbyt mało, myślała o Sol jak najintensywniej, starając się przesłać jej całą swoją miłość. Silje była jak niewyczerpane naczynie bez dna, pełne miłości. Miała nadzieję, że to, co robi, ma swój sens.

Zauważyła, że Tengel oblał się potem z nadludzkiego wysiłku, niezbędnego do takiej koncentracji. Raz zadrżał, nie wyjaśnił jednak, dlaczego.

Silje wydawało się, że to pełne trwogi napięcie trwa już całą wieczność, gdy w końcu podniósł głowę i otarł pot z czoła.

– Trafiłaś w samo sedno, Silje – powiedział zmęczonym głosem. – Potrzebowała właśnie miłości – dodał wyjaśniająco.

– Ale co to było?

– Nie jestem pewien. Mój Boże, nie wiem, w co ona się teraz wplątała. To coś pozaziemskiego. Strach tak wielki, że nie można go opisać. Zło, Silje, zło i nienawiść, skierowane przeciwko naszej małej Sol. A mimo wszystko to nie było rzeczywiste. Dziwię się, nie mogła chyba… Nie mam pojęcia, co to było.

– Czy już minęło?

– Tak, tak sądzę. Nagle się uspokoiło, złagodniało. Zniknął sprzeciw.

– Sprzeciw?

– Tak, jakaś moc, straszliwa siła, z którą ona walczyła. Myślę, że Sol znów eksperymentowała z czymś nad wyraz niebezpiecznym.

– Uczeń czarnoksiężnika – szepnęła Silje. – Mówiłam jej wiele lat temu, że musi być ostrożna.

Tengel położył się.

– Sol nigdy nie była ostrożna. Ale teraz się bała, była śmiertelnie przerażona. Ona! Nigdy bym się tego nie spodziewał.

– Ty wiesz, co ona zrobiła – powiedziała Silje zamyślona. – Ja to czuję.

Podsunął jej ramię pod głowę.

– Nie wiem. Mam zaledwie pewne przypuszczenia.

– Jakie?

– Istnieje formuła magiczna, słyszałem o niej tylko w niejasnych opowieściach. O wywarze, który przyrządza się z magicznych ziół, wywołujących widzenia. W ten sposób można ujrzeć swoich przodków.

Silje odwróciła głowę i spojrzała na męża.

– Myślisz, że widziała Ludzi Lodu?

– Nie, oczywiście nie widziała ich naprawdę, ale była nastawiona na to, że ich ujrzy, i sama stworzyła ich obrazy. To tylko jej wyobraźnia. A Sol, jak wiesz, ma bardzo żywą fantazję.

Silje milczała przez chwilę.

– Duchy z wyobraźni mogą przestraszyć tak samo jak prawdziwe, dobrze to wiem. Ale dlaczego uważasz, że właśnie to przeżyła?

Tengel ociągał się z odpowiedzią.

– Ponieważ słabe odbicie jej wizji zostało przekazane mnie. Właściwie jeden obraz. Ta dziewczyna ma makabryczną wyobraźnię.

– W pewnej chwili zadrżałeś.

– Naprawdę? Właściwie nic dziwnego, nigdy nie widziałem większego koszmaru. On jej nienawidził, Silje, śmiercionośną nienawiścią.

– Tengel Zły?

Drgnął.

– Nie wymawiaj tego imienia!

– Ale to ona wyobraziła sobie, że on jej nienawidzi?

– Tak musiało być. Nie ma innego wytłumaczenia.

Zapadła cisza. Tengel mocniej przytulił Silje.

– Dziękuję, że mi pomogłaś.

– Poczułeś to? – zapytała zdziwiona.

– Jeszcze jak! Myślę, że wspólnie pomogliśmy Sol.

To całkowicie zaskoczyło Silje. A więc i ona… Westchnęła głęboko, niemal w uniesieniu.

Sol poczuła, że wraca spokój. Mężczyzna i kobieta ułożyli ją na trawie, wciąż przerażeni tym, czego świadkami byli przed chwilą. Staruszka ciągle leżała, przeżywając własne wizje, oni, na wpół uśpieni, powrócili do swoich.

Straszliwa postać zniknęła w ciemności. Obrazy pojawiały się nadal. Sol była jednak już tak wyczerpana, że straciła możność ich rozróżniania. Stawały się coraz bardziej zamglone, aby w końcu zniknąć zupełnie.

Udało się jej dostrzec kilka postaci sprzed czasów Tengela Złego. Miały obcy wygląd, raz widziała ludzi wędrujących przez obszary pokryte śniegiem. Coś jej mówiło, że jej praprzodkowie, zanim na dobre osiedli w Norwegii, musieli przybyć z daleka.

Przypomniała sobie słowa staruszki o Finach ze wschodu.

Przodkowie złego Tengela mogli pochodzić z jakiegoś już wymarłego, obdarzonego nadnaturalnymi zdolnościami plemienia, gdzieś z dalekiego wschodu. Z plemienia, z którego została tylko Sol i jej rodzina.

Liv, Are i ona sama. Tylko oni mogli zapewnić ciągłość rodu.

Ja zrobię, co będę mogła, pomyślała. Obiecałam to Hannie. Nie ma jednak pośpiechu, najpierw muszę trochę pożyć!

Ludzie Lodu? Czy istniało inne jeszcze wyjaśnienie tej nazwy? Czy chodziło o ludzi, którzy przywędrowali tu przez lody i śniegi wiele, wiele setek lat temu?

To wcale nie było wykluczone.

Nagle zorientowała się, że nie śpi już od dobrej chwili. Że siedzi sama w lesie przy dogasającym ognisku. Tak, sama, bo siedzącej obok trójki, zapatrzonej w swe własne wizje, nie można było nazwać towarzystwem.

Sol obiecała sobie, że nigdy już nie weźmie udziału w tego rodzaju próbie. Twarze pozostałych miały spokojny wyraz, z pewnością ich przodkowie byli dobrzy, nieszkodliwi. Ona widziała powykręcane, ohydne straszydła. Zobaczyła je raz i wystarczy.

Znów ciarki przebiegły jej po krzyżu. Ponowne spotkanie ze złym duchem Ludzi Lodu byłoby samoudręczeniem. Nigdy już się na to nie odważy!

Usiadła, dołożyła chrustu do ogniska.

Co ją uratowało? Czyja zbawienna siła odsunęła to upiorne zjawisko?

Starała się wrócić myślą do tego momentu, ale wszystko było zamazane.

Ktoś nią potrząsał, przemawiał do niej, ale to wcale nie skutkowało.

Nie, to co innego.

Czy mógł to zrobić Tengel? Wołała go w potrzebie, ale on chyba nie…

Ale czy przypadkiem nie było właśnie tak? Nie zdoła sobie przypomnieć. Miłość? Czy nie otoczyła jej nagle ciepła, szczera miłość, która ułożyła się wokół niej niby ochronna zasłona? Tengel… i Silje…

Silje? Nie, to niemożliwe. Silje nie posiadała żadnych nadzwyczajnych mocy.

Ale wrażenie bezkresnej miłości jej przybranych rodziców zapadło w nią głęboko.

Poczuła, jak napływają ciepłe łzy wzruszenia.

ROZDZIAŁ VIII

Kiedy wszystkim wróciła świadomość, usiedli i rozmawiali aż do rana. W końcu ciemność musiała ustąpić przed świtem, rosa opadła na trawę, a ptaki znów rozpoczęły swe trele.

Sol planowała zostać z nimi przez kilka dni, ale to, co usłyszała o konieczności powrotu do Norwegii, obudziło w niej niepokój.

Czekała też na nią Meta. Niemal o niej zapomniała. Musi znaleźć dla tego dziecka jakieś bezpieczne miejsce, najchętniej w Fulltofta.

A potem znów spotka Jacoba Skillego; bardzo się z tego cieszyła.

Przede wszystkim musiała jednak udać się w podróż na Blokksberg, o której marzyła od chwili wyjazdu z Norwegii. Zebrała już wszystkie zioła niezbędne do przygotowania maści, która wyprawić ją miała w daleką drogę nad górami i dolinami. Uważała, że nie może dłużej z tym zwlekać; taka szansa się nie powtórzy. Wkrótce będzie z nią Meta, potem spotka się z Jacobem. To oznacza rezygnację z marzeń aż do powrotu do Norwegii. Przecież musi być przy tym całkiem sama, nikt nie może jej przeszkadzać. Teraz właśnie nadarza się ku temu okazja.

Meta może jeszcze trochę poczekać. Sol powiedziała, że nie będzie jej ze dwa, trzy dni. Akurat tyle miała czasu.