Dag przedstawił ich sobie przytłumionym głosem.
– To moja siostra przyrodnia, Sol Angelika, a to moi wspaniali gospodarze, hrabia i hrabina Strahlenhelm.
– Twoja siostra jest czarująca – powiedział hrabia i ujął schyloną w głębokim ukłonie Sol za rękę. – Henrietto, czy spotkałaś kiedy podobne oczy? Nigdy nie widziałem takiego koloru. Bursztynowo-żółte!
Dama zdołała jedynie uśmiechnąć się słabo i skinąć głową.
Sol ukradkiem podziwiała jej strój. Miała koronkowy kołnierz, wielki jak koło młyńskie, wyszywany perełkami czepiec, a na biodrach pod suknią z brokatu musiały być umieszczone poduszki tak wielkie, że mogła oprzeć na nich ręce.
Hrabia zwrócił się do Daga.
– Może zechcesz pokazać Sol jej komnatę, Dagu. Niedługo podadzą niewielki posiłek. Muszę was prosić oboje, byście wybaczyli mojej żonie. Nie będzie nam dotrzymywać towarzystwa, jest zupełnie wyczerpana.
– Oczywiście, rozumiem – odparła Sol cicho.
W tej samej chwili spłynęło na nią gwałtowne, nieznane uczucie: pewność, która niebywale ją podnieciła i sprawiła, że ogarnęła ją niecierpliwość.
Kiedy hrabina wyszła, przyciskając chusteczkę do twarzy, Sol zwróciła się do hrabiego:
– Komnata może poczekać. Być może potrafię pomóc wam odnaleźć dziecko.
– Sol! – wykrzyknął Dag ostrzegawczym tonem.
Gospodarz uniósł dłoń, chcąc go uciszyć.
– Co chcecie przez to powiedzieć, młoda damo?
– Dagu, wiem, że nie powinnam, ale trzeba się spieszyć!
– O czym mówicie? – dopytywał się hrabia. – Czy coś wiecie?
Dag stanął między nimi.
– To jest straszliwie niebezpieczne dla mojej siostry. Nie wątpię, że jest w stanie pomóc, ale może też przez to stracić życie. Wszystko zależy od waszej dyskrecji.
– Proszę mi to wyjaśnić!
– Zwróciliście uwagę na oczy mojej siostry, panie hrabio Strahlenhelm. One nie są zwyczajne. Jeżeli Sol twierdzi, że należy się spieszyć, to przeczuwa, że dziecko żyje. Przynajmniej na razie. A ponieważ czekała, aż pani domu wyjdzie z komnaty, to znaczy, że wie, iż wasza żona nie jest w stanie dochować tajemnicy.
Hrabia spoglądał raz na jedno, raz na drugie.
– Życie mojego dziecka jest dla mnie wszystkim.
– Czy przysięgniecie więc, że nigdy słowem nie wspomnicie nikomu o tym, co teraz nastąpi? – spytała Sol. Niecierpliwość gotowała się w niej, nie mogła wprost spokojnie ustać. – Że nigdy mnie nie zdradzicie?
– Przysięgam.
– Dobrze. Dajcie mi jakąś rzecz, jakąś nie upraną sztukę odzieży, którą dziecko niedawno miało na sobie. Pamiętajcie jednak, że nie obiecuję, iż je odnajdę. Ale zrobię tyle, ile w mojej mocy.
Szczupły, wysoki mężczyzna wydał z siebie głębokie, długo wstrzymywane westchnienie.
– Błagam was, panno Sol. Za najdrobniejszą wskazówkę będę wam dziękować na kolanach.
– Mogę więc zawierzyć waszej dyskrecji?
– Rozumiem dobrze, co stałoby się z wami, gdyby władze dowiedziały się o waszych… zdolnościach. Ale moja żona wyraziła już życzenie, bym wynajął… tak zwaną mądrą babę. My jednak nie znamy nikogo takiego, nie mogłem więc tego uczynić. Niech moja wdzięczność będzie gwarancją mego milczenia!
– A jeśli mi się nie powiedzie?
– Będę wdzięczny za wasze starania. Ale może tu wejść niespodziewanie moja żona albo ktoś ze służby!
Sol przeszukała kieszenie.
Proszę natychmiast podać żonie ten środek nasenny! Dopilnujcie, by zażyła wszystko. A służbę z pewnością zdołacie utrzymać z daleka.
Hrabia posłał Dagowi pełne zdziwienia spojrzenie.
– Nic o tym nie mówiłeś, Dagu.
Dag uśmiechnął się z goryczą.
– O takich talentach nie mówi się głośno, jaśnie panie.
– Tak, na pewno masz rację.
Pospiesznie opuścił komnatę, zabierając ze sobą proszek.
– Nie powinnaś tego robić, Sol – mruknął Dag.
– Nie powinnam?
Westchnął.
– Jeżeli ci się powiedzie, zaskarbisz sobie jego przyjaźń na całe życie. A on jest potężny, Sol! Potężniejszy niż przypuszczasz.
– Kim on właściwie jest?
– Sędzią. Jednym z najważniejszych w całej Danii.
– Och! – wykrzyknęła Sol, zasłaniając usta dłonią. – Naprawdę nieźle się urządziłam!
– Tak. Nic dziwnego, że nie zna żadnej „mądrej baby”. Skazał je wszystkie na śmierć. Dlatego prosiłem cię, byś trzymała język za zębami.
– Nie mogłam milczeć, Dagu. Czułam, że dziecko żyje i że cierpi. Można to było wyczuć w całej komnacie, tak jakby wszystkie ściany krzyczały.
– Miejmy nadzieję, że odnajdziesz chłopca – powiedział Dag z niepokojem w głosie.
ROZDZIAŁ II
Powrócił hrabia.
– Dałem mojej żonie ten środek – rzekł krótko. – Powiedziałem też służbie, że nie życzymy sobie, by nam przeszkadzano. Macie rację, w stanie takiego wzburzenia, w jakim jest Henrietta, natychmiast wykrzyczałaby wszystko. Znalazłem zabawkę, którą mój synek zwykle tulił do siebie, kiedy zasypiał. Wszystko inne zostało uprane.
Sol wzięła do ręki szmacianą laleczkę.
– Jest z materiału, to dobrze. Czy mogę usiąść?
– Oczywiście, wybaczcie mi nieuwagę.
Usiadła.
– Proszę was o całkowite milczenie.
W komnacie zapadła cisza. Nie docierały tutaj żadne odgłosy ulicy. Długo, bardzo długo było cicho. Sol trzymała laleczkę tuż przy twarzy. Siedziała nieruchomo z zamkniętymi oczyma.
W końcu się odezwała. Jej głos był monotonny, mówiła niemal szeptem.
– Ciemność… zimno… mało miejsca.
Hrabia miał na końcu języka pytanie, czy chłopiec żyje, powstrzymał się jednak.
– On śpi – powiedziała Sol. Jej głos był już teraz normalny. – Albo jest nieprzytomny, nie wiem. Czuję strach, silny lęk i osamotnienie. Nie, to już minęło, teraz on nic nie odczuwa.
O mój Boże, westchnął w duchu hrabia i była to jedyna myśl, jaka zdołała się przedrzeć przez porażoną bólem świadomość ojca. Wszystko było dla niego takie niezwykłe: ta kobieta, którą właściwie powinien skazać na śmierć, dała mu odrobinę nadziei. Co ma zrobić? Nie, teraz przede wszystkim jest ojcem. Jego obowiązki zawodowe nie mogą mieć w tej chwili najmniejszego znaczenia.
A jednak dręczyły go wyrzuty sumienia. Chciał przed nimi uciec, ale cały czas kołatała mu się po głowie pewna myśclass="underline" co z innymi, podobnymi do niej kobietami, które bez litości skazywał w imię sprawiedliwości?
Sol mówiła. Była to mieszanina pytań skierowanych do Daga i hrabiego oraz słów przeznaczonych tylko dla niej.
– To blondynek. Cienkie, puszyste włosy. Czy on ma rok, dwa? Wydaje mi się, że raczej dwa. Ubrany w aksamit. Purpurowo-czerwony aksamit. Szeroki, koronkowy kołnierz…
Hrabia skierował ku Dagowi zdziwione, pytające spojrzenie.
– Ja nic nie mówiłem – odpowiedział Dag szeptem.
Po tych słowach w nieszczęśliwego ojca wstąpiły nowe siły. Wyprostował się, a w jego oczach, noszących ślady nie przespanych nocy, zapłonęła iskierka nadziei. Hrabia był na swój sposób eleganckim mężczyzną. Dużo starszy od żony, ascetyczny, wypielęgnowany, o bystrych oczach. Teraz w napięciu wpatrywał się w niezwykłego gościa.
Sol bardzo bawiła ta sytuacja. Mogła wykorzystać swoje talenty, nareszcie znalazła się w samym centrum zainteresowania. Jednocześnie jednak martwiło ją położenie dziecka, niepokój drażnił jej nerwy.
– Trzeba się spieszyć – powiedziała zniecierpliwiona. – Trzeba się bardzo spieszyć.
– Ale gdzie on jest? – niemal wykrzyknął hrabia.
– Nie wiem – prychnęła Sol. Nie była już dłużej w stanie kontrolować swych manier.