Выбрать главу

Następnego dnia przybyła do Grastensholm ubrana w lekką, mocno frywolną suknię.

Jak ładnie zrobiło się we dworze! Widać było, że Jacob przyłożył się do pracy. Na ścianach wisiały skóry, w rogu wymurowany został nowy kominek.

Usłyszała głosy dobiegające z salonu, a więc tam skierowała swe kroki.

Charlotta śmiała się wesoło, radośnie.

Sol zapukała i weszła.

Jacob Skille i Charlotta odskoczyli od siebie gwałtownie.

– Och, Sol, to ty? – powiedziała Charlotta z płonącym rumieńcem na policzkach. – Wejdź, proszę!

Oblicze Jacoba najpierw nie wyrażało niczego. Zaraz jednak w jego oczach pojawiło się rozpaczliwe ostrzeżenie, a zarazem prośba. Nie wspominaj nic o nas, błagał spojrzeniem.

Sol uspokoiła go wzrokiem. Wcale nie była zainteresowana zdradzeniem tajemnicy, wprost przeciwnie!

Nie pamiętała, o czym rozmawiali ani nawet co sama mówiła. Były to głównie błahostki. Charlotta pokazała jej przemeblowane pokoje i wszystkie ulepszenia, bez końca podkreślając, jak dobrze jest mieć w domu mężczyznę. Sol pytała o Daga, choć świetnie wiedziała, że jest w Oslo. Wkrótce oszołomiona opuściła dwór z ironicznym uśmieszkiem na twarzy.

A więc ona, niepokonana Sol, przegrała z wiekową już starą panną, którą trudno nazwać urodziwą! Ciekawe, czy Dag o tym wiedział?

Ale jakże radował ją ten romans Chatlotty, której życie było dotychczas tak ubogie w podobne doświadczenia! Tych dwoje bardziej pasowało do siebie wiekiem niż Jacob i ona. Naturalnie pociągali ją mężczyźni z autorytetem i doświadczeniem, ale z Jacoba z przyjemnością mogła zrezygnować.

Miała nadzieję, że ma on wobec Charlotty poważne zamiary! Nie można jeszcze raz jej zranić!

Ale ca stanie się z Dagiem? A jeśli Jacob Skille czyha jedynie na włości i majątek Charlotty?

Nie, to wykluczone, pomyślała Sol. A więc dlatego nie pokazywał się w Lipowej Alei!

Roześmiała się głośno.

Nie miała żadnych złudzeń. Miłość Jacoba do niej była jedynie fascynacją, a ona kierowała się głównie ciekawością i żądzą przygód. Jego uczucia do Charlotty były zupełnie inne, zauważyła to od razu, gdy przez chwilę rozmawiała z nimi w salonie.

Niespodziewanie ogarnął ją bezgraniczny smutek. Nie żałowała Jacoba, o nie, nie w tym rzecz. Ale cóż zostawało dla niej? Czy było możliwe, by ona kogoś pokochała i była kochana, miłością taką jak Tengela i Silje, czy taką, jaka coraz mocniej zawiązywała się między Dagiem i Liv, co już dla wszystkich było jasne jak słońce?

Czy nie może nikogo pokochać oprócz tego jednego: cienia? Czy ktoś obdarzy ją miłością dla niej samej, nie tylko dla jej fascynującego wyglądu i temperamentu?

Sol usłyszała nagle własny szloch. Niecierpliwie grzebała w zawieszonej u paska sakiewce, aż znalazła swe pudełeczko z maścią. Oślepiona łzami, do których nie przywykła, zboczyła ze ścieżki i wbiegła w las, kierując się do sekretnego miejsca, którego nie znał nikt. Tam szybko rozebrała się, nasmarowała maścią i przycisnąwszy kij do ciała, wkrótce znalazła się w drodze ku otchłani, która bezustannie wzbudzała jej gorące nadzieje. Ach, jakże dawno już tam nie była! Jak bardzo tęskniła!

Znów spotkała Księcia Ciemności, jedynego, który naprawdę ją kochał i rozumiał. Wiedziała o tym, choć ich spotkania wypełnione były wyłącznie dziką zmysłowością.

Wiedziała, że żaden śmiertelnik nie potrafi tak rozpalić jej pożądania. Żadna inna forma miłości jej nie zaspokoi.

Stało się tak, jak przewidział Tengel. Sol nie mogła już dłużej usiedzieć w domu. Gnał ją niepokój.

W obu dworach wszystko układało się pomyślnie. Are wraz z innymi chłopami zajął się użytkowaniem lasu i spędzał tam całe dnie. Charlotta była szczęśliwie zakochana, ale dla pewności sporządziła testament, na mocy którego wszystko dziedziczyć miał Dag. Zrobiła to na wypadek, gdyby kiedykolwiek przyszło jej do głowy wyjść za mąż. Chyba nigdy tak naprawdę nie wierzyła, że jej, nieurodziwej Charlotcie Meiden, dane będzie doznać takiego szczęścia… Jakże dziwne są koleje losu! Teraz jednak życie wydawało się jej wspaniałe.

Liv stopniowo wracały rumieńce. Często wybierała się z Dagiem na długie wędrówki, nigdy jednak nie odchodzili daleko od domu. Liv chciała, by wszystko toczyło się właściwym torem, tak krótko przecież była wdową. Nadal płochliwa jak łania, drżała przy każdym dotyku dłoni Daga. Jednak było z nią dużo lepiej. Wręcz niepojęte wydawały się zmiany w jej usposobieniu. O ile spokojniejsze stało się jej wejrzenie, o ile częściej się uśmiechała!

Mała Meta wesoło i swobodnie biegała między domostwem mieszkalnym a oborą, nigdy jeszcze nie było jej tak dobrze w całym jej krótkim i pożałowania godnym życiu.

Sol czuła się zbędna.

Kiedy jesień wymalowała drzewa na żółto, czerwono i brązowo, poprosiła, by pozwolono jej pomieszkać jakiś czas w Oslo, „żeby pomóc Liv w urządzaniu nowego domu”, jak mówiła.

Tengel i Silje długo na ten temat rozmawiali. Znali swą córkę i w końcu wyrazili zgodę. Jak stwierdził Tengel, nie mogli jej trzymać przy sobie całe życie. Rozumieli głęboko zakorzenioną w niej potrzebę nieustannego ruchu i swobody aż do zachłyśnięcia się światem.

O dziwo, nie starali się wcale wydać jej za mąż, mimo że nietrudno było znaleźć kandydata. Sama Sol nigdy nie podejmowała tego wątku.

Ze smutkiem w oczach spoglądał Tengel za piękną dziewczyną, mknącą konno przez oszałamiającą barwami lipową aleję. Ze smutkiem połączonym z głębokim lękiem.

Nie chciała, by ktoś jej towarzyszył. Stwierdziła, że sama chce decydować o tempie jazdy.

W drodze do Oslo wydarzyło się coś niezwykłego, co raptownie odmieniło całe jej życie.

Zatrzymała się w gospodzie, znanej z wyśmienitego jadła. Kiedy usiadła i właśnie ściągała rękawiczki, jej wzrok padł na mężczyznę przy sąsiednim stole.

Serce mocno zabiło jej w piersi. To nie może być prawda, chyba wzrok ją mylił. Krew zaczęła mocniej krążyć jej w żyłach, serce waliło jak młotem.

To on! pomyślała czując, że niemal traci przytomność. Książę Ciemności! Mężczyzna z wypraw na Blokksberg!

Nie, to nie może być on, nie może…

Ale tak, to on. Istnieje naprawdę! Przybył tu, do świata ludzi, by spotkać się ze mną!

Odmieniony, trochę starszy – mniej więcej w wieku Jacoba. I czuprynę miał jasną, podczas gdy włosy Szatana były czarne jak węgiel. Nie wyglądał tak demonicznie, był bardziej ludzki.

Mój Mistrz naturalnie musiał się przeistoczyć, by nie zostać rozpoznanym przez ludzi, myślała podniecona. Ale i tak zdradzało go coś diabelskiego w twarzy.

Ubrany był strojnie, z przepychem, w aksamity i jedwabie.

Nareszcie ją zauważył. Jego oczy jarzyły się iskrami. Sol nie spuściła wzroku, patrzyła zuchwale, przecież się znali.

Siedział przy stole wraz z dwoma innymi mężczyznami, których widać nie mógł opuścić. Kiedy jednak skierowali się do wyjścia, podszedł do niej.

– Zobaczymy się jeszcze, moja piękna – szepnął i pospiesznie opuścił gospodę.

Sol siedziała jak zaklęta. Nigdy nie spotkała tak urodziwego mężczyzny. Ale to był przecież władca nocy, jedyny, którego mogła pokochać.

Nigdy w życiu nie była tak przejęta. Kiedy postawiono przed nią jedzenie, ledwie co skubnęła. Miała uczucie, że całe jej ciało trawi gorączka.

Kiedy wyszła z gospody, mężczyzn nie było już widać. Sol jednak wiedziała, że ujrzy go znów. To dla niej przybył tu z Blokksberg.

ROZDZIAŁ XII

Niespokojna Sol przemierzała ulice Oslo w poszukiwaniu swego pana i mistrza z otchłani. Nie starczało jej cierpliwości na spędzanie długich godzin w nowym domu Liv, chociaż urządzanie go i przystrajanie było naprawdę interesujące. Żyła nadzieją odnalezienia władcy swego serca.