– Czy ktoś go porwał?
– Nie, nie wyczuwam żadnego złego wpływu. Cicho bądźcie, mam coś!
Hrabia był zbyt przejęty, by zareagować na sposób, w jaki dziewczyna się doń zwracała.
Dag był dumny z siostry, ale jednocześnie i zatroskany. Jak to wszystko potoczy się dalej? Znał przecież dobrze szczególne zdolności Sol i Tengela, jednakże nigdy nie zdołał całkiem się do nich przyzwyczaić. Były obce jego naturze. Nagle spostrzegł, że dłonie zacisnęły mu się w pięści. Na co właściwie odważyła się Sol? Oby to tylko dobrze się skończyło!
– Widzę haczyk – powiedziała, nerwowo obracając w ręku laleczkę. – Haczyk, na który zamknięte są drzwi.
– Czy ktoś go zamknął? – zapytał ojciec dziecka ochrypłym głosem.
– Nie, haczyk jest w środku, w ciemności.
Miał ochotę zapytać, w jaki sposób mogła wszystko zobaczyć, jeżeli było tak ciemno, obawiał się jednak, że pytanie wyda się zbyt naiwne.
– Zamknął się od środka – rzekła zdecydowanie. – I nie potrafi znów otworzyć.
Hrabia siedział jak na szpilkach. Oczy błyszczały mu niby szaleńcowi.
– Tu, w domu?
Sol nie była pewna.
– Nie sądzę. Nie wyczuwam jego bliskości. Ale przecież nie mógł zawędrować daleko, taki maleńki. W jaki sposób zginął?
Siedziałem tu razem z Dagiem, który się uczył. U mojej żony było z wizytą kilka przyjaciółek. Rozmawiały w salonie. Chłopczyk bawił się obok na podłodze. Opiekunka była na górze, w jego pokoju, przygotowywała wszystko, by go przewinąć. Kiedy zeszła na dół, zapytała o chłopca. Dopiero wtedy damy zorientowały się, że zniknął.
– Jak długo…?
– Sądziły, że minął mniej więcej kwadrans od chwili, kiedy ostatni raz zwróciły na niego uwagę. To bardzo spokojne dziecko, dużo bawi się samo. Panno Sol, odnajdźcie go! Błagam was… Zróbcie, co tylko w waszej mocy!
Skinęła głową.
– Gdzie on siedział?
Hrabia wskazał miejsce.
– Tu, na podłodze koło kominka.
Sol wstała i podeszła tam. Uklękła i zaczęła lekko dotykać dłonią klepek na podłodze. Wyglądała na oszołomioną.
– Coś jeszcze musiało się wydarzyć. Coś, o czym zapomnieliście…
– To niemożliwe. Przeszukiwaliśmy wszystko tysiąc razy, każdy kąt w domu…
– Jego nie ma w domu.
– Nie mogliśmy o niczym zapomnieć – westchnął hrabia.
– Jak, wobec tego, wyszedł? Czy umiał sam otworzyć drzwi?
– Nie. Ale, jak widzicie, drzwi pomiędzy wszystkimi komnatami są otwarte. Niemożliwe, by sam mógł otworzyć bramę, a drzwi do ogrodu były zamknięte. Dlatego sądziliśmy, że ktoś go uprowadził. Ale wy, panno Sol, nie zgadzacie się z tym?
Sol wstała; drżała z podniecenia i irytacji.
– Coś tu jest… Czy macie psa?
– Tak – odparł hrabia zaskoczony. – Dużego doga niemieckiego.
– Czy on potrafi otwierać drzwi?
– Tak, drzwi do ogrodu. Ale one były zamknięte, kiedy chłopczyk zniknął.
Dag wstał i przeszedł do komnaty obok. Znajdowały się tam drzwi, których damy nie mogły widzieć z miejsca, gdzie siedziały. Pozostali pospieszyli za nim.
– Ale psa tu nie było – wtrącił hrabia. – Stał uwiązany na swoim miejscu, pod oknem kuchennym.
– W ogrodzie?
– Tak… to znaczy niedokładnie. Za rogiem, koło warzywnika.
– Czy to wy, panie, tam go uwiązaliście?
– Nie, nie wiem, kto to zrobił. Prawdopodobnie ktoś ze służby.
– A więc tego nie sprawdzaliście?
– Nie, psa w ogóle nie brano pod uwagę, ponieważ był uwiązany.
Przyglądali się drzwiom prowadzącym do ogrodu. Klamka była za wysoko jak dla małego dziecka. Ale…
Dag położył ręce na klamce tak, jakby były łapami wielkiego psa, i pozwolił im opaść.
Zamek puścił. Łatwo mogli sobie teraz wyobrazić, jak psisko otworzyło drzwi, napierając na nie. Dag przez chwilę stał spokojnie, przyglądając się drzwiom, które przymykały się powoli i bezgłośnie, aż wreszcie zamek zaskoczył z cichym trzaskiem. Znów były zamknięte.
– No tak, ale przecież pies był uwiązany – upierał się hrabia.
– Należy znaleźć odpowiedź na pytanie, od kiedy – powiedział Dag. – Mógł zostać uwiązany po tym, jak chłopiec zniknął, ale zanim damy zauważyły, co się stało.
– Zaraz sprawdzę, kto i kiedy uwiązał psa – powiedział gospodarz. – Cały czas zakładaliśmy, że ktoś dostał się do domu przez drzwi wejściowe i porwał chłopca, korzystając z naszej nieuwagi. Poczekajcie, zaraz wypytam służbę…
– Nie teraz – wtrąciła Sol szybko. – Nie możemy tracić czasu na nieistotne szczegóły: Wyczuwam, że pies był zamieszany w tę historię, i to wystarczy. Chodźmy do ogrodu!
Ogród nie był duży, z jednej strony jego granicę stanowił wysoki dom, sąsiadujący z domem hrabiego, na wprost zamykał go gęsty żywopłot, a z prawej strony stały, graniczące z sąsiednią posesją, niskie zabudowania gospodarcze. Podeszli do nich i stamtąd zobaczyli ogródek warzywny. Tam, koło swej budy, leżał pies. Na ich widok podniósł się i zamerdał ogonem. Dag podszedł do niego, by go pogłaskać.
Sol rozpoczęła wędrówkę wzdłuż szop. Gwałtowne gdakanie zdradziło, że jedna z nich była kurnikiem. W następnej kwiczała świnia.
– Szukaliśmy tu wszędzie – powiedział hrabia. – W każdej szopie.
Kiwnęła głową.
– Nie ma go tutaj. Czy próbowaliście posłać psa jego tropem?
– Tak, ale to nie jest pies gończy. Pożyczyliśmy takiego psa od znajomych, ale ślad był już za stary. Następnej nocy po zniknięciu chłopca padał deszcz.
Ściana sąsiedniego domu była szczelna. Pozostawał tylko żywopłot. Sol przesuwała się wzdłuż niego na czworakach, czasami kładąc się zupełnie na ziemi.
– Zniszczycie odzienie! – zawołał hrabia.
– Nie szkodzi! – odburknęła. – Tu chodzi o życie. Wy też szukajcie.
Mężczyźni posłuchali.
– Jest za gęsty – stwierdził hrabia. – A wzdłuż niego już szukaliśmy.
– Dziecko jest w stanie zrobić nieprawdopodobne rzeczy – odparła Sol.
Dag wcisnął dłoń między ciernie.
– Jak sądzicie, czy tu jest za ciasno?
Pozostali spojrzeli. Sol leżała teraz płasko jak naleśnik, na wpół ukryta w żywopłocie.
– Wygląda beznadziejnie, ale jeżeli udało mu się wydostać na zewnątrz, to właśnie tędy. My nie przejdziemy, ale dzieciak? Czy on jest mały jak na swój wiek jaśnie panie?
– Tak, trzeba przyznać, że tak. I ma dopiero dziewiętnaście miesięcy. Jednak nie zdołałby tędy przejść, to niemożliwe!
– Ale tak właśnie było – stwierdziła Sol, wyślizgując się spomiędzy gałęzi. – Spójrzcie! To zaczepiło się na kolcach!
Otworzyła dłoń, pokazując kilka jasnych, cienkich włosków.
– Albrekt! – wykrzyknął hrabia. – To pierwszy ślad!
– Wsuńcie tu głowę – powiedziała Sol. – Zobaczcie, jeżeli przeczołgał się nieco w prawo, to mógł wyjść gdzie indziej.
– Tak, mogło tak być. Ale to doprawdy niezwykłe – powiedział hrabia, oglądając wskazane przez Sol miejsce.
– Dzieci są niezwykłe. Co znajduje się z tyłu, za żywopłotem?
– Jakiś warsztat. Jego zaplecze.
– W jaki dzień tygodnia zginął?
– W niedzielę. Ale tam również szukaliśmy. Cały kwartał szukał chłopca.
Sol usiadła. Była brudna i podrapana na twarzy. I bardzo ładna.
– Na pewno przedostał się tędy, zakładam się o zbawienie mojej duszy – powiedziała.
Łatwo jej to powiedzieć, pomyślał Dag z goryczą. Na ile się orientował, Sol nigdy nie troszczyła się o zbawienie duszy.
– Czy możecie dokładniej opisać miejsce jego pobytu? – poprosił hrabia Strahlenhelm.