Выбрать главу

– Nie. Tam był jakiś zapach, którego nie mogę rozpoznać. Znam go skądś, ale teraz nie mogę sobie przypomnieć, co to jest.

– Nie możesz zobaczyć otoczenia? – spytał Dag cicho. – Na zewnątrz?

– Nie, na zewnątrz nie mogłam niczego zobaczyć. A w środku, w tej ciasnej komórce, było tak niewiele rzeczy. W jednym rogu stało coś dużego, czarnego, ale nie pamiętam dokładnie co, teraz nie widzę niczego. Tylko w domu, kiedy trzymałam laleczkę.

– Przyniosę ją – zaproponował hrabia.

– Nie, widziałam już wszystko, co mogłam przy jej pomocy zobaczyć. Ale to ta czarna rzecz tak pachnie. Myślę, że jest drewniana. To może głupie, ale cały czas chodzi mi po głowie słowo „imadło”.

Mężczyźni spojrzeli na siebie.

– Może rodzaj prasy? – zapytał Dag.

– Może – odpowiedziała z wahaniem. – Może, nie wiem.

– Jednej rzeczy nie rozumiem – powiedział Dag. – Jak taki brzdąc mógł się zamknąć od środka? Przecież nie sięga tak wysoko?

Sol pocierała czoło.

– Myślę, że przy drzwiach coś leżało. Musiał na tym stanąć.

– A potem nie był w stanie otworzyć?

– Chyba tak.

– Jakie pomieszczenie może zamykać się na haczyk od środka? – zapytał hrabia, który najwyraźniej w pełni zaakceptował zdolności Sol.

– Znam tylko jedno – oświadczył Dag sucho.

– Nie – zdecydowała Sol. – To nie jest… ustęp. Wydaje mi się, że to może być jakieś przejście, przechodni korytarz…

– A więc muszą być jeszcze jedne drzwi?

– Możliwe, nie widziałam ich.

– Niedziela? – powiedział Dag zamyślony. – Jeżeli to było w kwartale warsztatów, chłopiec długo mógł płakać, nie będąc przez nikogo słyszany.

– Musimy tędy przejść. – Sol ruchem głowy wskazała żywopłot.

– Nie trzeba – odparł sędzia. – Pójdziemy naokoło. – Już spieszył przez dom.

– Sol, wyglądasz okropnie – mruknął Dag.

Hrabia Strahlenhelm usłyszał go i przystanął. Wspólnymi siłami mężczyźni starali się doprowadzić Sol do porządku, a także oczyścić własne ubrania.

Obejście kwartału i dotarcie do tylnego podwórza nie zabrało im dużo czasu. Stało tam kilka niewielkich bud i całe stosy starych beczek. Gdy się zbliżali, spod ich nóg na wszystkie strony rozbiegły się szczury. Hrabia zadrżał.

Przechodząc przez dom, Sol chwyciła laleczkę. Teraz stała z zamkniętymi oczami, kurczowo przyciskając ją do siebie. Nie zauważyła nawet chłopaka, przebiegającego przez podwórze, przyglądającego się jej ciekawie, takim samym nic nie rozumiejącym spojrzeniem, jak uprzednio służba stojąca w oknach i obserwująca całą trójkę przy żywopłocie. Chłopak zniknął równie szybko jak się pojawił i znów pozostali sami.

– Nie – odezwała się Sol półgłosem. – To już chyba wszystkie impulsy, jakie byłam w stanie odebrać.

– Spróbuj jeszcze – poprosił Dag.

Kiedy zorientowała się, że Dag ma do niej zaufanie, poczuła ulgę. Wcześniej często się z niej wyśmiewał. Odprężyła się całkowicie, pozwoliła odpłynąć wszystkim myślom. Wtedy pojawiły się nowe odczucia.

– Nie, dziecka nie ma tu w pobliżu – powiedziała. – Hrabio Strahlenhelm, on tak słabo oddycha! Musimy się pospieszyć, nie wiem, gdzie on…

– Jeżeli przeszedł przez żywopłot – wtrącił Dag – i nie ma go tutaj…

– To znaczy, że musiał wyjść na ulicę – dokończył hrabia.

– Myślicie, że tu było otwarte? – zapytała Sol. – W niedzielę?

– Tak musiało być. Nie mamy czasu, by to sprawdzić – odpowiedział sędzia.

Znów pospiesznie wybiegli na ulicę, odchodzącą od głównej.

– Ktoś musiał go tu widzieć – stwierdził Dag.

– Nie, jeżeli szybko przedostał się na inne podwórko – powiedziała Sol. Przystanęła. – Ten zapach… Gdybym tylko wiedziała, ca to jest. To metaliczny, oleisty zapach… Kręci w nosie.

– Czy Albrekt jest tu gdzieś w pobliżu? – zapytał hrabia cicho.

– Nic takiego nie wyczuwam.

Biedny ojciec westchnął.

– Gdybym był maleńkim chłopcem, który znalazł się na nieznanej ulicy, to co bym wtedy zrobił? – zastanawiał się Dag. – Rozejrzałbym się dookoła… Odwrócił i poszedł z powrotem? Nie, tego nie mógł zrobić, bo tam go nie ma.

Głośno zaturkotały koła dorożki przejeżdżającej główną ulicą.

– On jest dosyć strachliwy – powiedział hrabia szybko. – Takie dźwięki przeraziłyby go.

– Pójdziemy wobec tego w przeciwnym kierunku – zadecydowała Sol.

Pospieszyli wąską uliczką, badając wszystkie bramy, czy są zamknięte, i…

– Zobaczcie! – zawołał Dag. – Tu, pod tymi drzwiami, jest szczelina. Tędy mógł się prześlizgnąć.

– Tak, i ta brama jest podobna do naszej – powiedział hrabia z podnieceniem. Sol zauważyła, że drżał jak pies gończy, który odnalazł ślad, lecz którego nadal nie spuszcza się ze smyczy.

Otworzyli drzwi i znaleźli się w przejściu wychodzącym na sąsiednią ulicę. Pod drzwiami po drugiej stronie była taka sama szczelina. A więc to tylko połączenie między uliczkami!

– Teraz już jesteśmy za daleko od domu – stwierdził hrabia, kiedy wyszli na nową ulicę. – To nie tu.

– Do tego czasu chłopca z pewnością ogarnęła już panika – powiedział Dag.

– Pewnie bezradny biegł przed siebie na oślep, nie mogąc odnaleźć matki i ojca. A może coś przyciągnęło jego uwagę, na przykład jakieś zwierzę. To przecież była niedziela, niewiele ludzi na ulicach…

– Spójrzcie! – wykrzyknął hrabia. – Popatrzcie na ten znak, tam dalej na ulicy! Po prawej stronie. Czy to może coś znaczyć, panno Sol?

– Drukarnia – przeczytała. – Drukarnia? Tak! Farba drukarska! To właśnie ten zapach!

Niemal na wyścigi pobiegli do drukarni i z hukiem otworzyli drzwi.

– Dzień dobry – powiedział hrabia, usiłując zachować spokój. Wewnątrz pracowało dwóch mężczyzn, hrabia przywitał się z nimi po kolei. – Jestem sędzia Strahlenhelm. Nie wiem, czy słyszeliście, że przed trzema dniami zniknął mój mały synek.

– A więc to wasz syn, panie – powiedział starszy z mężczyzn. – Tak, słyszeliśmy o tym. Ale wy, panie, mieszkacie dość daleko stąd, na ulicy, gdzie rosną róże, prawda?

– Tak, ale wpadliśmy na trop, który może wskazywać, że chłopiec jest właśnie tutaj. Czy jest tu jakieś niewielkie pomieszczenie, w którym stoi stara prasa?

Mężczyźni spojrzeli na siebie pytająco. Widać było, że nie rozumieją przyczyn wizyty tych wzburzonych gości.

– Przejęliśmy tę drukarnię niedawno – powoli powiedział młodszy, wyglądający na syna. – I nic takiego tu nie widzieliśmy.

– Czy z tyłu jest podwórze?

– Tak, oczywiście.

– Możemy je obejrzeć?

– Naturalnie.

Już ruszyli w stronę prowadzących tam drzwi, kiedy nagle Sol powiedziała:

– Nie, dziecko musiało dostać się od ulicy. Nie ma innej możliwości.

Zawahali się.

– Tak, jest brama od ulicy, ale zamknięta na klucz.

Dag był już na zewnątrz, za nim śpiesznie podążyła cała reszta.

– Na dole jest otwór, mógł się tędy prześlizgnąć.

Drukarz wyciągnął duży klucz i otworzył drzwi. Znaleźli się na dobrze utrzymanym, przestronnym podwórzu, z którego kilkoro drzwi prowadziło do ustępów i bocznych zabudowań. Szybko do nich zajrzeli.

– Nie – powiedział załamany hrabia. – To fałszywy trop.

Sol stała zupełnie nieruchomo.

– Cicho! On jest tutaj! Wiem, że to tu, w pobliżu. Jestem tego pewna. Och, pospieszcie się!

Drukarze, niczego nie rozumiejąc, popatrzyli na nią z przerażeniem.

– Ale przecież tu nie ma więcej drzwi – wtrącił Dag.

– Jest tylko tylne wejście do drukarni – powiedział starszy.