— Więc teraz mają władzę nad wszystkim. — Marzenie każdego dyk tatora… Tyle że żaden dyktator nie mógł zaplanować każdego szczegó łu zachowania swego społeczeństwa. Władcy Tarelska upadli naprawdę bardzo nisko. Pham odchylił się w swym fotelu. — No dobrze. To ułatwia sprawę, ale i zwiększa ryzyko. Musimy działać jak najszybciej; ci face ci zabiją wszystkich, jeśli zostawimy ich samym sobie. Przechodzimy do planu dziewiątego. — Oznaczało to kolejne fale zrzutów samosterujących urządzeń. Pierwsze były bomby pulsacyjne o ograniczonym polu rażenia, które miały oślepić oczy i automatykę Tarelska. W następnej fali znaj dowały się kopiarki zalewające miejskie obszary księżyca automatyką Queng Ho. Gdyby plan Phama się powiódł, automatyka Tarelska skon frontowana zostałaby z innym, zupełnie obcym systemem, którego nie mógłby objąć stan powszechnego zagrożenia wprowadzony przez miejscowy rząd.
Flota Phama przeleciała na małej wysokości obok świata Namqem.
Ten manewr utrzymał ich przez kilka tysięcy sekund poza zasięgiem bezpośredniego ognia Tarelska, jednocześnie jednak był poważnym wykroczeniem. Cywilizowane układy nie dopuszczały w pobliże zamieszkanych terenów dużych rakiet, a tym bardziej okrętów z napędem międzygwiezdnym. Złamanie tego zakazu karano wysokimi grzywnami, ostracyzmem, a czasem nawet konfiskatą okrętu. Miło było choć raz wcale się tym nie przejmować. Trzydzieści okrętów Phama hamowało maksymalnym ciągiem przy ponad 1 g, i to od kilku Ksekund. Przeleciały nad środkowopółnocnymi szerokościami Namqem, na wysokości niecałych dwustu kilometrów, i przy prędkości dwustu kilometrów na sekundę.
Widzieli z tej wysokości wypielęgnowane lasy i pustynie, tymczasowe miasta, w których mieszkali uchodźcy z Alqin. Potem zaczęli oddalać się ponownie, trajektorią zakrzywioną przez masę planety. Przypominało to dziecięcy rysunek, planeta dosłownie przemknęła przed ich oczami.
Tymczasem przestrzeń przed nimi błyszczała diabelskim światłem, i tylko niewielką jego część stanowił ogień obrony. Właśnie z tego powodu szybki lot ponad zamieszkaną powierzchnią stanowił szaleństwo. Przestrzeń wokół świata Namqem była kiedyś uporządkowaną sceną działania zoptymalizowanego systemu. Zastanawiano się nawet nad budową wież orbitalnych. Tej optymalizacji skutecznie sprzeciwił się rząd, lecz mimo to przestrzeń na mniejszych wysokościach roiła się od tysięcy pojazdów i satelitów. Nawet w najlepszych dla Namqem czasach mikrokolizje tworzyły tak wiele śmieci, że ich zbiórka i utylizacja stanowiła największy i najbardziej dochodowy biznes w okolicach Namqem.
Teraz jednak już od wielu Msekund nikt nie zajmował się porządkowaniem przestrzeni okołoplanetarnej. Flota Queng Ho nie spodziewała się aż takiego chaosu, ale torowała sobie drogę za pomocą sterowanych eksplozji sięgających setki kilometrów naprzód i na boki. Okręt Phama niszczył miliony ton śmieci, transportowców i pojazdów wojskowych rządu…
Przybycie floty zostało jednak ogłoszone znacznie wcześniej; może obyło się bez przypadkowych i niewinnych ofiar. Armada okrętów Queng Ho pozostawiała za sobą tylko spalone i zgniecione szczątki.
Tarelsk leżał dokładnie przed nimi. Miliony świateł, które rozpalały powierzchnię księżyca w lepszych czasach, zostały teraz zgaszone albo dekretem rządu, albo przez bomby pulsacyjne Phama. Ale Namqem nie było wcale martwe. Za niecałe pięćdziesiąt sekund okręty Phama miały wygasić silniki. Nikt nie wiedział, co może stać się potem-Bez silników nie działało pole ochronne… a bez pola nawet drobny fragment metalu lecący z dużą prędkością mógł poważnie uszkodzić statek.
— Czterdzieści sekund do wygaszenia. — Płomienie już przygasały, by nie zniszczyć powierzchni Tarelska.
Pham przejrzał szybko raporty pozostałych flot; ładowniki na Namqem, dwa tysiące okrętów spieszących na ratunek głodującym mieszkańcom Mareska. Maresk płynął majestatycznie przez przestrzeń, niczym lewiatan otoczony ławicą drobnych ryb. Wiele spośród dwóch tysięcy statków zdążyło już przycumować do powierzchni księżyca. Reszta krążyła po orbicie. Ostatni z frachtowców z zewnętrznego układu widoczny był jeszcze poza krawędzią Mareska. Ten powolny kolos został wystrzelony wiele Msekund wcześniej, kiedy farmami położonymi z dala od centrum układu zarządzała jeszcze sprawna automatyka. Frachtowiec był wielki jak okręt międzygwiezdny, lecz brakowało mu skomplikowanego osprzętu. Na pokładzie znajdowało się dziesięć milionów ton ziarna, które mogły jeszcze przez jakiś czas utrzymać mieszkańców Mareska przy życiu.
— Dwadzieścia sekund do wygaszenia.
Pham jeszcze przez chwilę patrzył na obraz Mareska. Wokół okrętów Queng Ho aż roiło się od mniejszych pojazdów, nikt jednak nie miał wrogich zamiarów. Mieszkańcy Mareska nie oddali władzy szaleńcom jak ci z Tarelska.
Nagle przed oczami Phama pojawiły się srebrne ikonki, mrożące krew w żyłach odłamki lodu. Wiadomość pochodziła od agentów Sury na Maresku; Sabotaż iv zacumowanych okrętach. Uciekać! Uciekać! Obraz Mareska zniknął z wyświetlacza Phama. Przez chwilę patrzył ponownie na świat Namqem. Blask słońca ogarniał dwie trzecie zwróconej ku niemu powierzchni planety. W rzeczywistości Maresk ukryty był za światem Namqem.
Nagle krawędź atmosfery Namqem zapłonęła światłem innego, nowego słońca, które narodziło się gdzieś poza planetą. Dwie sekundy później pojawił się kolejny błysk, potem jeszcze jeden.
Jeszcze przed momentem załoga „Rewerencji” była całkowicie pochłonięta odliczaniem przed wygaszeniem silników i przygotowaniami do tego, co miało nastąpić później. Teraz wszyscy zwrócili się ku światłom rozpalającym krawędź Namqem.
— Gigatonowe eksplozje wokół Mareska. — Analityk starał się przema wiać opanowanym głosem. — Nasze floty w pobliżu powierzchni… Boże, wszystkie zniknęły! — Wraz z ponadmiliardową populacją księżycamiasta.
Sammy Park siedział nieruchomo, wpatrzony w przestrzeń. Pham zrozumiał, że być może będzie musiał przejąć dowodzenie. Wtedy jednak Sammy pochylił się do przodu i zakomenderował ostrym, stanowczym głosem:
— Tran, Lang, wracajcie na pozycje. Zajmijcie się naszą flotą!
Inny głos:
— Wygaszenie… teraz.
Pham doznał znajomego uczucia lekkości, kiedy główny silnik „Rewerencji” został całkowicie wygaszony. Na wyświetlaczu widział, że wszystkie okręty floty wygasiły silniki w przeciągu stu milisekund od wyznaczonego czasu. Niecałe czterysta kilometrów przed nimi leżał Tarelsk, tak bliski, że nie wydawał się już księżycem czy planetą, lecz krajobrazem rozciągającym się wokół statków. Przed nadejściem Ludzkości Tarelsk był jeszcze jednym martwym i zimnym księżycem, niewiele większym od pierwszej Luny. Lecz podobnie jak w przypadku ziemskiego Księżyca, gospodarka transportowa dała mu szansę na rozwój. W świetle świata Namqem Tarelsk mienił się pastelowymi barwami, szczytami wyniosłych, sztucznych gór. W odróżnieniu od starej Luny ten świat nigdy nie zaznał katastrofy spowodowanej przez ludzi… aż do tej pory.
— Prędkość pięćdziesiąt pięć metrów na sekundę. Odległość trzysta pięćdziesiąt kilometrów. — Celowo zakończyli wygaszanie tak blisko, by druga strona nie mogła zaatakować ich, nie ponosząc przy tym strat własnych. Ale ten szalony rząd zabił właśnie miliard ludzi. — Sammy, ląduj gdziekolwiek, byle szybko!
— Co… — Sammy pochwycił jego spojrzenie i zrozumiał. Ale było już za późno.
Wszystkie systemy przestały nagle działać, na wyświetlaczu Phama zapanowała pustka i cisza. Po raz pierwszy w życiu Pham Nuwen poczuł szarpnięcie okrętu. Milion ton kadłuba i pancerza pochłonęło i złagodziło siłę uderzenia, które musiało być potężne. Pham rozejrzał się po mostku.