Sura znów kręciła głową. Nawet teraz ignorowała argumenty Phama.
— Nie. W wielu sytuacjach rzeczywiście możecie coś zdziałać, ale naj częściej wszystko odbędzie się tak jak na Canberze — niewielka zmiana na lepsze okupiona krwią Kupców. Masz rację, bez floty flot cywilizacja układu Namqem przestałaby istnieć. Lecz przetrwałaby choć część ludzi zamieszkujących świat Namqem i niektóre osiedla w pasie asteroid. Hi storia zatoczyłaby pełne koło i któregoś dnia znów pojawiłaby się tu cy wilizacja, nawet jeśli stworzona przez kolonizatorów z zewnątrz. Zasypa łeś tę przepaść i miliardy ludzi są ci za to wdzięczne*., ale trzeba jeszcze długich lat starannego planowania, by przywrócić porządek w układzie.
Niewykluczone, że my wszyscy… — wskazała ręką na salę — tego dokonamy, a może jednak nie. Ale wiem z całą pewnością, że nie możemy robić tego dla całego wszechświata, przez całą wieczność. — Sura uczyniła jakiś minimalny gest dłonią, a jej krzesło zatrzymało się z sapnięciem.
Odwróciła się i wyciągnęła ręce, by dotknąć ramion Phama. A Pham doświadczył nagle przedziwnego uczucia, niemal kinestetycznej pamięci dotyku jej rąk, jej spojrzenia. Było to wspomnienie z czasów, nim jeszcze zostali partnerami, nim zostali kochankami. Wspomnienie z pierwszych lat na pokładzie „Repryzy”; Sura Vinh, poważna, młoda kobieta. Czasami tak bardzo złościła się na małego Phama Nuwena. Czasami chwytała go za ramiona, próbowała przytrzymać w miejscu dość długo, by zrozumiał to, co jego barbarzyński umysł chciał ignorować.
— Synu, nie widzisz tego? Ogarniamy całą Ludzką Przestrzeń, ale nie możemy zarządzać całymi cywilizacjami. Potrzebowałbyś do tego rasy śle po oddanych niewolników. A my, Queng Ho, nigdy się nimi nie staniemy.
Pham zmusił się do spojrzenia w oczy Sury. Powtarzała mu to od początku i nigdy nie zachwiała się w swym przekonaniu. Powinienem wiedzieć, że kiedyś do tego dojdzie. Więc teraz Sura miała przegrać, a Pham nie mógł jej w żaden sposób pomóc.
— Przykro mi, Suro. Kiedy będziesz wygłaszać swoje przemówienie, możesz powiedzieć to milionowi ludzi. Wielu z nich uwierzy. Potem przyj dzie czas na głosowanie. A potem… — Z tego, co widział przed chwilą w Wielkiej Sali, i z tego, co widział w oczach Sury… po raz pierwszy Pham wiedział, że wygrał.
Sura odwróciła się i przemówiła łagodnym głosem.
— Nie. Nie będę wygłaszać przemówienia. Głosowanie? Zabawne, że uzależniasz wszystko właśnie od tego… Słyszeliśmy, jak zakończyłeś Po grom w Strentmann.
Zmiana tematu była absurdalna, ale ten komentarz poruszył czułą nutę.
— Został mi tylko jeden okręt, Suro. Co ty byś zrobiła? — Uratowałemtę ich przeklętą cywilizację, a przynajmniej tę część, która była tego warta.
Sura podniosła ręce.
— Przepraszam… Pham, ty masz po prostu za dużo szczęścia, jesteś za dobry. — Wydawało się, że teraz mówi tylko do siebie. — Niemal przez tysiąc lat pracowaliśmy razem, by doprowadzić do tego Spotkania. Dla mnie to zawsze było bzdurą, ale po drodze stworzyliśmy kulturę handlową, która mo że trwać tak długo jak twoje optymistyczne marzenia. I zawsze wiedziałam, że w końcu, kiedy wszyscy spotkamy się twarzą w twarz na Wielkim Spotka niu, zwycięży zdrowy rozsądek. — Pokręciła głową i uśmiechnęła się słabo. — Nigdy jednak nie przypuszczałam, że los podsunie ci katastrofę Namqem w najlepszym dla ciebie momencie ani że tak dobrze sobie z nią poradzisz.
Pham, jeśli pójdziemy twoją drogą, prawdopodobnie w ciągu dekady bę dziemy mieli w Namqem kolejną katastrofę. Za kilka wieków Queng Ho podzieli się na dziesiątki skłóconych frakcji, które będą uważać się za „międzygwiezdne rządy”. A nasze wspólne marzenie zostanie zniszczone. Masz rację, Phamie. Mógłbyś wygrać to głosowanie… I dlatego nie będzie żadnego głosowania, a przynajmniej nie w takiej formie, o jakiej myślałeś.
Przez moment sens tych słów nie docierał do jego umysłu. Pham Nuwen narażony był na zdradę setki razy. Znał ją dobrze na długo przed tym, jak ujrzał statek kosmiczny. Ale… Sura? Sura byłajedynym człowiekiem, któremu mógł zawsze ufać, jego zbawcą, jego kochanką, najlepszą przyjaciółką, z którą pracował przez całe życie. A teraz…
Pham rozejrzał się pokoju, dokonując przewartościowania głębszego niż kiedykolwiek w życiu. Obok Sury stali jej pomocnicy, sześciu mężczyzn. Byli tam także Ratko, Butra i Qo. Spośród jego asystentów został tylko Sammy Park. Sammy stał nieco na uboczu, wyglądał na chorego.
Wreszcie Pham spojrzał ponownie na Surę.
— Nie wiem, jaką prowadzisz tu grę, ale nie możesz w żaden sposób zmienić głosowania. Słyszało mnie milion ludzi.
Sura westchnęła.
— Słyszeli cię i w uczciwym głosowaniu zdobyłbyś pewnie większość. Ale wielu spośród tych, których uważałeś za swoich ludzi… jest teraz ze mną.
Zawahała się, a Pham przeniósł wzrok na swoje dzieci. Ratko unikał jego spojrzenia, ale Butra i Qo patrzyli nań z ponurą stanowczością.
— Nigdy nie chcieliśmy cię skrzywdzić, tato — powiedział wreszcie Ratko, podnosząc wzrok. — Kochamy cię. Cała ta szarada ze Spotkaniem miała ci pokazać, że Queng Ho nie mogą być tacy, jak sobie wymarzyłeś.
Ale sprawy potoczyły się nie po naszej myśli…
Słowa Ratka nie miały znaczenia. Ważny był wyraz twarzy jego dzieci. Była to ta sama kamienna obojętność, którą widział u swych braci i sióstr pewnego chłodnego poranka na Canberze. A cała miłość pośrodku…
szarada?
Spojrzał na Surę.
— Więc jak zamierzasz to wygrać? Poprzez nagłą i przypadkową śmierć pół miliona ludzi? Czy tylko przez selektywne zabijanie trzydzie stu tysięcy wiernych popleczników Nuwena? To się nie uda, Suro. Tu jest zbyt wielu dobrych, uczciwych ludzi. Może zwyciężysz dzisiaj, ale świat pozostanie, i wcześniej czy później dojdzie do wojny domowej.
Sura znów pokręciła głową.
— Nie zamierzamy nikogo zabijać, Phamie. A świat o niczym się nie dowie. Twoje przemówienie zostanie zapamiętane przez tych obecnych na sali, ale ich nagrywarki… Większość używa naszych urządzeń. Nasza hojna gościnność, pamiętasz? Ostatecznie twoje przemówienie zostanie przerobione na coś… bezpieczniejszego. Przez następne dwadzieścia Ksekund będziesz na spotkaniu z opozycją — kontynuowała Sura. — Potem, po spotkaniu, ogłosisz kompromis; Queng Ho zaangażują się znacznie bardziej w rozwój ogólnodostępnej sieci informacyjnej, która pozwoli na 4szybszą odbudową upadłych cywilizacji. Wycofasz jednak propozycję międzygwiezdnego rządu, przekonany argumentami innych. Szarada.
— Zgoda. Możesz to wszystko urządzić. Ale w końcu i tak będziesz musiała zabić wielu ludzi.
— Nie. Jednocześnie zapowiesz swój nowy projekt, wyprawę do odległej części Ludzkiej Przestrzeni. Wszyscy domyśla się, że kieruje tobą rozgoryczenie, ale przecież nadal będziesz nam dobrze życzył. Twoja flota jest już prawie gotowa, Pham, czeka jakieś dwadzieścia stopni dalej wzdłuż Brisgo Gap. Zapewniliśmy ci bogate wyposażenie. Automatyka twojej floty jest wyjątkowo nowoczesna, o wiele lepsza od tego, co sami zabralibyśmy na taką wyprawę. Nie będziesz potrzebował ciągłej wachty, a po raz pierwszy obudzisz się dopiero za kilka stuleci.
Pham patrzył od twarzy do twarzy. Zdradziecki plan Sury mógł się powieść, ale tylko wtedy, jeśli większość kapitanów floty, których uważał za swych przyjaciół, okaże się podobna do Ratka, Butry i Qo. A i to tylko wtedy, jeśli uda im się zręcznie oszukać swoich podwładnych.