Выбрать главу

— A ja jestem pewna, że przetrzymują ten produkt w sejfach twardszych od tych, które kryją święte klejnoty Tiefer.

— Jasne. Grupa Thracta nie mogła nawet marzyć o tym, żeby się tam dostać. — Hrunkner postukał w paczuszkę czubkiem dłoni. — Mam nadzieję, że to wystarczy, by udowodnić, że znaleźliśmy coś wartościowego.

— O tak, oczywiście!

Unnerby spojrzał na Sherka ze zdumieniem.

— .Przecież dostałeś to ledwie kilka godzin temu!

— Znasz mnie, Hrunk. Calorica to kurort, ale ja mam swoje hobby. — I laboratorium, w którym można je rozwijać. — Przy odpowiednim oświetleniu ten proszek waży niemal pół procent mniej niż normalnie… Gratulacje, sierżancie, odkrył pan antygrawitację.

— Ja… — Triga Deepdug była tego pewna, ale aż do tej pory Unnerby nie chciał jej wierzyć. — No dobrze, panie Błyskawiczna Analiza, jak to działa?

— Nie mam pojęcia! — odparł radośnie Sherk. — Znalazłeś coś całko wicie nowego. Ba, nawet nie… — Umilkł na moment, jakby szukając wła ściwych słów, wreszcie zdecydował się na coś innego. — Ale to delikatna materia. Zmieliłem część proszku na jeszcze drobniejsze okruchy, ale nic nie unosi się nad resztą; nie można wydzielić „cząstki antygrawitacyjnej”. Myślę, że jest to jakieś zjawisko grupowe. W tym laboratorium nie mogę zrobić nic więcej, dlatego jutro wracam do Princeton. Aha, odkry łem jeszcze jedną ciekawą właściwość tego proszku. Te łupki z płaskowy żu zawsze zawierają odrobinę diamentowych skamieniałości, ale w tej próbce najmniejsze skamieniałości — hekseny średnicy jednej miliono wej cala — są wzbogacone tysiąc razy. Chcę poszukać śladów klasycznych pól w tym proszku. Może one tworzą ośrodek pośredniczący. Może… — Sherkaner Underhill zagłębił się w teoretycznych rozważaniach, snuł pla ny i obmyślał dziesiątki testów, za pomocą których chciał dotrzeć do praw: dy. Wydawało się, że w miarę jak się rozpędza, ubywa mu lat. Nadal do kuczało mu niekontrolowane drżenie kończyn, wypuścił jednak z rąk smycz robaka przewodnika, a jego głos przepełniała radość. To właśnie ten entuzjazm pchnął jego studentów, Unnerby’ego i Victory Smith do stwoYzenia nowego świata. Kiedy mówił, Victory wstała ze swojej grzędy i usiadła obok niego. Prawymi rękami objęła go za ramiona i uścisnęła mocno, gwałtownie.

Unnerby czuł, że uśmiecha się szeroko do Sherkanera, zafascynowany jego wizjami.

— Pamiętasz, jakich narobiłeś sobie kłopotów, kiedy opowiadałeś o tym w radiu, kiedy mówiłeś, że „całe niebo może być naszą otchłanią”? Na Boga, Sherk, jeśli uda nam się to zrobić, kto będzie potrzebował rakiet?

Możemy wysyłać prawdziwe okręty w kosmos. Możemy dowiedzieć się wreszcie, co wywołało te światła w Ciemności! Może nawet znajdziemy tam inne światy.

— Tak, ale… — zaczął Sherkaner, dziwnie przygaszony, jakby ujrzawszy u Hrunka odbicie własnego entuzjazmu, uświadomił sobie, ile jeszcze problemów stoi pomiędzy marzeniem i rzeczywistością. — Ale, hm…

najpierw musimy poradzić sobie jakoś z wielebną Pedure i Kindred.

Hrunkner przypomniał sobie swój spacer przez las. I najpierw musimynauczyć się żyć xv Ciemności.

Wydawało się, że dla Sherkanera cofnął się czas. Wyciągnął rękę, by pogłaskać Mobiya, dwoma innymi ujął smycz.

— Tak, mamy jeszcze wiele innych problemów. — Wzruszył ramiona mi, jakby godząc się ze swym wiekiem i dystansem dzielącym go od reali zacji marzeń. — Ale nie mogę zrobić nic więcej, by uratować świat, nim wrócę do Princeton. Dziś mam okazję, by zobaczyć, jak tłum reaguje na Ciemność. Co myślisz o Pierwszym Dniu Ciemności, Hrunk?

Hrunk powrócił gwałtownie z wyżyn nadziei do przyziemnych ograniczeń rodzaju pajęczego.

— To było… przerażające, Sherk. Rezygnowaliśmy stopniowo ze wszystkich zasad, a ja zobaczyłem dziś, co nam zostało. Nawet… nawet je śli wygramy z Pedure, nie wiem, co nam zostanie.

Na obliczu Sherka pojawił się znajomy, pewny siebie uśmiech.

— Nie będzie tak źle, Hrunk. — Powoli podniósł się z miejsca, a Mobiy zaprowadził go do drzwi. — Większość tych, którzy zostali w Calorice, to bo gaci, głupi rozpustnicy… Nie oczekiwałbym od nich niczego nadzwyczaj nego. Mimo to można się czegoś nauczyć, obserwując ich zachowanie. — Machnął ręką na generał. — Moja droga, idę na dół, trochę pospacerować.

Ci młodzi ludzie mogą mieć jednak jakieś interesujące spostrzeżenia.

Smith wstała z poduszek i obeszła Mobiya, by uściskać swego męża.

— Weźmiesz ze sobą ochronę? Żadnych sztuczek?

— Oczywiście. — Hrunkner miał wrażenie, że jej prośba była śmier telnie poważna, że od wydarzeń sprzed dwunastu lat Sherkaner i wszyst kie jego dzieci doskonale rozumiały potrzebę ochrony.

Drzwi zamknęły się cicho za Sherkanerem, a Unnerby i generał zostali sami. Smith powróciła na swoją grzędę. Zapadło niezręczne milczenie. Ile to już lat minęło, odkąd po raz ostatni rozmawiał z generał na osobności, bez towarzystwa jej podwładnych? Nieustannie wymieniali ze sobą pocztę elektroniczną. Unnerby nie należał oficjalnie do personelu Smith, lecz program budowy elektrowni jądrowych był najważniejszą cywilną częścią jej planu, on zaś traktował jej rady jako rozkazy, przemieszczał się z miasta do miasta zgodnie z jej harmonogramem, uwzględniał poprawki jej specjalistów, stosował się do jej terminów — a przy tym wszystkim dbał o interesy swoje i podwykonawców. Niemal codziennie Unnerby kontaktował się z jej sztabem. Kilka razy w roku spotykali się na większych naradach.

Od czasu porwania… rozdzielająca ich bariera stała się fortecznym murem. Bariera ta istniała już wcześniej, rosła z każdym rokiem, w miarę jak dorastały dzieci Smith; lecz przed śmiercią Gokny zawsze potrafili ją przekroczyć. Teraz Uńnerby czuł się bardzo dziwnie, siedząc sam na sam z panią generał.

Milczenie przeciągało się w nieskończoność, oboje patrzyli na siebie, udając, że tego nie robią. Powietrze było stęchłe i zimne, jakby nie wietrzono pokoju od długiego czasu. Hrunkner starał się skupić całą uwagę na barokowych stołach i szafkach, pokrytych kilkoma warstwami kolorowego lakieru. Praktycznie wszystkie meble w pokoju wyglądały tak, jakby przetrwały już kilka pokoleń. Nawet poduszki i ich haftowane powłoczki wykonano w stylu Pokolenia 58. Mimo to widać było tu ślady pracy Sherka. Obok grzędy po prawej stronie Unnerby’ego stało biurko zawalone papierami i różnego rodzaju gadżetami. Rozpoznał drżący charakter pisma Underhilla w jednym z tytułów: „Wideomancja w steganografii”.

Nagle generał przerwała napiętą ciszę.

— Dobrze się pan spisał, sierżancie. — Wstała i przeszła przez pokój, by usiąść bliżej niego, na grzędzie przy biurku Sherka. — Przeoczyliśmy zupełnie to, co odkryli tam Kindred. I nadal nie mielibyśmy o tym pojęcia, gdyby pan nie poruszył tej sprawy z Thractem.

— To Rachner zorganizował całą operację. Okazał się bardzo dobrym oficerem.

— Tak… Jeśli nie ma pan nic przeciwko, to on poprowadzi dalej tę sprawę.

— Jasne.

Znów zapadła niezręczna cisza. Wreszcie Hrunkner wskazał na stertę poduszek, z których najmniejsza zapewne warta była więcej niż roczna pensja sierżanta. Prócz papierów na biurku Sherka nie dostrzegł tu żadnego znaku bytności przyjaciół.

— Nie przyjeżdżacie tutaj zbyt często, prawda?

— Nie — odparła krótko. — Sherk chciał zobaczyć, jak ludzie żyją w Ciemności… Później nie mielibyśmy już okazji przekonać się o tym inaczej, jak na własnym pancerzu. Poza tym wydawało się, że to bezpieczne schronienie dla naszych najmłodszych dzieci. — Spojrzała nań wyzywająco.