Выбрать главу

Ścieżka wiła się po zboczu, prowadząc ich ku skalnej ścianie zatoki.

Większość gości szła za nimi, ciekawa, jak naprawdę wygląda zatoka.

— Ta woda jest okropnie płaska1-powiedział ktoś z tłumu.

— Tak. — Qiwi skinęła głową. — Stworzenie prawdziwych fal to najtrudniejsae zadanie. Pracują nad tym niektórzy z przyjaciół mego ojca.

Jeśli zdołamy uformować powierzchnię wody na małą skalę, zarówno w czasie… — przerwał jej zdumiony śmiech, kiedy tuż nad głowami gości przeleciały trzy skrzydlate koty. Zwierzaki przemknęły nad powierzchnią wody i wzbiły się ku niebu.

— Założę się, że tego nie mają w prawdziwej Północnej Łapie!

— Zgadza się, to mój pomysł! — Qiwi uśmiechnęła się do Phama. — Pamiętasz te kociaki, które mieliśmy w kwaterach przy Trilandzie? Kiedy byłam mała… — Rozejrzała się dokoła, szukając jakiejś twarzy wtłumie.

— Kiedy byłam mała, ktoś podarował mi takiego kotka.

W Qiwi nadal żyła mała dziewczynka, która pamiętała inne czasy.

Pham udawał, że nie słyszy tęsknoty w jej głosie. Jak zawsze przemawiał głośno i protekcjonalnie:

— Latające koty do niczego się nie przydają. Powinnaś raczej wyhodować latające świnie.

— Świnie? — Trud potknął się, omal nie przeleciał poza szereg gości.

— Och tak, „szlachetne skrzydlate świnie”.

— Zgadza się, duch programowania. We wszystkich największych kwaterach są skrzydlate świnie.

— Tak, jasne… tylko przynieście mi parasol! — Trud kręcił głową, a kilka osób śmiało się głośno. Symbolika latających świń nigdy nie przyjęła się na Balacrei.

Qiwi uśmiechała się, słuchając tej rozmowy.

— Może rzeczywiście powinniśmy to zrobić… Raczej nie uda mi się przekonać kotów, żeby jadły latające w powietrzu śmieci.

W ciągu niecałych dwustu sekund tłum ustawił się wzdłuż brzegu.

Pham opuścił Qiwi, Truda i Ritę. Poruszał się tak, jakby szukał najlepszego punktu obserwacyjnego. W rzeczywistości starał się podejść jak najbliżej zasłony niebieskozielonego listowia. Miał nadzieję, że tłum za chwilę skoncentruje się na czymś innym. Z pewnością jakiś głupiec oderwie się od gruntu. Pham zaczął jeszcze raz sprawdzać sieć lokalizatorów…

Rita Liao nie była wcale głupia, kiedy jednak zobaczyła, gdzie jest Jau Xin, zapomniała o ostrożności.

— Jau, do ciężkiej Plagi, co ty wyprawiasz… — Wręczyła jedzenie i picie komuś, kto stał za nią i ruszyła w stronę mola. Łódź zerwała się z uwięzi i wypływała łagodnie na wody zatoki. Podobnie jak chatę i molo wykonano ją z ciemnego drewna. To drewno pokryto jednak smołą, wypolerowano oraz pomalowano na dziobie i rufie. Na jedynym maszcie wisiał balacreański żagiel. Jau Xin siedział na ławce pośrodku łodzi i szczerzył zęby do tłumu.

— Jau Xin, wracaj tu natychmiast! To łódź grupmistrza. Będziesz… — Rita zaczęła biec po molu. Szybko zrozumiała swój błąd i próbowała się zatrzymać. Kiedy jej stopy oderwały się od gruntu, sunęła z prędkością zaledwie kilku centymetrów na sekundę. Zleciała z platformy, kręcąc się powoli wokół własnej osi, zakłopotana i wściekła. Wiedziała, ż* jeśli ktoś nie zdąży jej złapać, przeleci nad głową męża i wpadnie do jeziora kilkaset sekund później.

Czas na mnie. Dzięki danym napływającym z sieci lokalizatorów wiedział, że nie patrzy teraz nań nikt z tłumu ani żaden ze szpiegów Naua.

Upewnił się, czy Reynolt nadal pracuje nad czymś w chacie. Oślepił na moment lokalizatory i wszedł między liście. Kilka drobnych przeróbek w zapisie cyfrowym i zyska dowód, że przebywał tutaj cały czas. Zrobi to, co konieczne, i wróci przez nikogo niezauważony. Mimo to całe przedsięwzięcie było diabelnie ryzykowne, nawet jeśli szpiedzy Brughla nie śledzili go w tej chwili. Ale usunięcie Reynolt jest konieczne.

Pham szedł na palcach po ścianie urwiska, klucząc tak, by przez cały czas zakrywały go krzewy. Nawet tutaj przejawiała się maestria Alego Lina.

Urwisko mogło zostać wykonane z surowego diamentu, lecz Ali sprowadził skały z hałd na powierzchni LI. Były bezbarwne, jakby obmywane falami jeziora od tysięcy lat. Błękit wody przypominał ten z najwspanialszych pejzaży. Jeszcze przed ekspedycją do OnOff Alego Lina uznawano za jednego z najlepszych budowniczych parków. Sammy Park właśnie dlatego wybrał go do załogi. Lecz w ciągu lat spędzonych w fiksacji Ali stał się kimś większym, kimś, kim może być tylko człowiek skupiony całkowicie na jednym celu, jednej miłości. To, co zrobili Ali Lin i je-, go współpracownicy, było subtelne i głębokie… i bardziej niż cokolwiek innego udowadniało moc, jaką daje danej kulturze fiksacja. Kulturze, która odpowiednio jąwykorzystuje.

Wejście do tunelu znajdowało się jeszcze kilka metrów wyżej. Pham wyczuł kilka lokalizatorów unoszących się w pobliżu, odtworzył w myślach kształt drzwi.

Mały ułamek jego uwagi pozostał z tłumem w przystani. Nikt nie patrzył w jego stronę. Co zręczniejsi uczestnicy przyjęcia weszli na molo i utworzyli żywy łańcuch sięgający sześć czy siedem metrów w górę. Kobiety i mężczyźni złączeni w łańcuchu ustawili się w wielu różnych kierunkach, przyjmując klasyczne pozycje stosowane podczas takich operacji.

Oczywiście niszczyło to iluzję normalnej grawitacji, a niektórzy Emergenci odwracali wzrok, pojękując. Do tej pory wydawało się, że jezioro leży płasko pod ich stopami, na dole. Ujrzawszy je nagle jako sufit lub pionowe urwisko, doznawali zawrotu głowy.

Wtedy jednak żywy łańcuch rozciągnął się na całą swą długość, a ostatnie jego ogniwo pochwyciło Ritę za nogę. Łańcuch zaczął się skracać, przyciągając Ritę ku ziemi. Pham stuknął palcem w dłoń, a dźwięki dobiegające z dołu stały się głośniejsze. Jau Xin wyraźnie się zawstydził.

Przepraszał swoją żonę.

— Ale Qiwi powiedziała, że mogę to zrobić. Poza tym jestem przecież pilotem.

— Zarządcą pilotów, Jau. To nie to samo.

— Prawie. Umiem radzić sobie bez pomocy twardogłowych. — Jau usiadł przy maszcie i przekręcił lekko żagiel. Łódź zataczało koło wokół molo. Utrzymywała się przez cały czas poziomo na wodzie. Może utrzymywała ją lepkość cieczy. Lecz woda za łodzią wznosiła się na pół metra w górę, by opaść w powykręcanych, długich warkoczach, podobnie jak woda w obecności normalnego ciążenia. Tłum przyjął ten widok okrzykami aprobaty, do których dołączyła się nawet Rita, a Jau skręcił łódką jeszcze mocniej, próbując jak najszybciej powrócić do zatoki.

Tymczasem Pham znalazł się już przy wejściu do tunelu. Jego mikroskopijni szpiedzy już zajmowali się zamkiem… Dzięki Bogu wszystko w tym parku współdziałało z lokalizatorami. Drzwi otworzyły się bezgłośnie. Kiedy wpłynął do tunelu, nie miał żadnych kłopotów z ich zamknięciem.

Zostało mu jakieś dwieście sekund.

Ruszył szybko w górę wąskiego tunelu. Tu nie było już żadnej iluzji.

Nikt nie próbował przykrywać czymś ścian korytarza wydrążonego pod powierzchnią Diamentu Pierwszego. Pham leciał jeszcze szybciej. Mapy przesuwające się przed jego oczami ukazywały to, co widział już wcześniej.

Tomas Nau zamierzał uczynić z parku swą centralną siedzibę; po tym uroczystym otwarciu grupmistrz zamierzał radykalnie ograniczyć liczbę gości. Nau zużył do drążenia tych tunelfostatnie głowice termiczne, ale uzyskał w ten sposób bezpośredni dostęp do najważniejszych pomieszczeń w Hammerf est.