— Ja… — Pham przeniósł wewnętrzny wzrok poza pokój, nad jezioro. W parku nadal trwała zabawa. Do Jau Xina dołączył teraz samTomas Nau i Qiwi. Pham zrobił zbliżenie na twarz Naua; grupmistrz nie miał wyświetlacza. Nie wyglądał jak ktoś, kto kontroluje ważną, sekretną operację. Onnie wie!
— Wręcz przeciwnie, bardzo się obawiałem, że nie mogę bez końca oszukiwać jego systemów… a szczególnie ciebie.
Annę skinęła głową.
— Wiedziałam, że wcześniej czy później stanę się celem ataku. Jestem krytycznym elementem. — Zerknęła na odkryty sterownik. — Wiedziałeś, że wracam za kilka Msekund, prawda?
— Tak. — 1 potrzebujesz tego bardziej, niż przypuszczałem. Rosła w nim coraz większa nadzieja. Reynolt zachowywała się jak postać z głupawej opowieści przygodowej. Nie powiedziała swojemu szefowi, co zamierza zrobić. Prawdopodobnie nie miała żadnego wsparcia. A teraz, zamiast szybko przejść do czynu, ucinała sobie z nim pogawędkę! Przytrzymaj ją jaknajdłużej, niech mówi.
— Pomyślałem, że poluzuję przełączniki superprzewodników. Gdybyś wróciła na wachtę i skorzystała z tego urządzenia…
— Zginęłabym? Okrutny, bezlitosny i prymitywny plan, panie Trinli.
Nie jest pan dość inteligentny, żeby wprowadzić konkretne zmiany w programie?
— Nie. — Jak bardzo jest rozstrojona? Zagraj na uczuciach. — Poza tym chciałem, żebyś umarła. Ty i Brughel jesteście tu jedynymi prawdziwymi potworami. Na razie mogę dosięgnąć tylko ciebie.
Uśmiechnęła się szerzej.
— Jesteś szalony.
— Nie, to ty jesteś szalona. Kiedyś byłaś grupmistrzem, tak jak oni.
Tyle tylko, że ty przegrałaś. A, może już nie pamiętasz? Klika Xevalle?
Uśmiech zniknął z jej twarzy, która na moment przybrała swój normalny, obojętny wyraz. Potem znów się uśmiechnęła.
— Pamiętam bardzo dobrze. Masz rację, przegrałam, ale to było sto lat przed Xevalle, a ja walczyłam ze wszystkimi grupmistrzami. — Ruszy ła powoli przez pokój. Wciąż trzymała wskaźnik wymierzony w pierś Phama. — Emergenci napadli na Frenk. Ja pracowałam wtedy na Uniwersyte cie Arnham. Nauczyłam się też innych rzeczy. Walczyliśmy z nimi przez piętnaście lat. Oni mieli technikę, fiksację. My na początku tylko wielu ludzi. Przegrywaliśmy kolejne bitwy, ale każda wygrana sporo ich koszto wała. W końcu to my byliśmy lepiej uzbrojeni, ale zostało nas już bardzo niewielu. I nadal walczyliśmy.
W jej oczach pojawiła się… radość. Oto słyszał historię Frenk z ust drugiej strony.
— To ty… ty byłaś Frenkijską Bestią!
Reynolt uśmiechnęła się szerzej, kiedy podeszła jeszcze bliżej Phama, dumnie wyprostowana.
— Tak. Grupmistrzowie postanowili zmienić nieco historię. Frenkij ską Bestia brzmi lepiej niż „Annę z Arnham”. Uratowanie Frenków przed zmutowanymi potworami przynosi więcej chwały niż masakra i fiksacja.
Boże. Jakaś część jego umysłu nadal jednak pamiętała, po co tu przyszedł. Przesunął lekko stopy, przygotowując się do kopnięcia.
Reynolt zatrzymała się raptownie i opuściła lekko wskaźnik, mierząc w jego kolana.
— Nie próbuj tego, panie Trinli. Ten wskaźnik kieruje programem w sterowniku MRI. Gdybyś miał trochę więcej czasu, zauważyłbyś niklo wy śrut, który umieściłam w obszarze celowniczym magnesu. To prowizo ryczna broń, ale dość dobra, by urwać ci nogi. A potem i tak musiałbyś przejść przez normalne przesłuchanie.
Pham zajrzał poprzez lokalizatory do aparatu MRI. Rzeczywiście były tam metalowe drobiny. Kierowane impulsem magnetycznym o odpowiedniej sile mogły zamienić się w pociski. Lecz program, jeśli był w sterowniku… Przyjrzał się uważnie łączu superprzewodnika. Miał dość dużo lokalizatorów, by dotrzeć do sterownika przez łącze optyczne i wymazać ten program. Ona nadal nie wie, co mogę z nimi zrobić! Nadzieja rozbłysnęła jak jasny płomień.
Postukał palcami we wnętrze dłoni, naprowadzając urządzenia na miejsce. Miał nadzieję, że Reynolt weźmie to za nerwowy odruch.
— Przesłuchanie? Wciąż pracujesz dla Naua?
— Oczywiście. Jak mogłoby być inaczej?
— Ale działasz za jego plecami.
— Tylko po to, by służyć mu lepiej. Gdyby okazało się, że to Ritser Brughel knuje przeciwko niemu, chciałam zamknąć sprawę i dopiero wtedy oddać ją mojemu grupmis…
Pham odepchnął się z całej siły od ściany. Słyszał, jak Reynolt bezskutecznie próbuje włączyć wskaźnik, potem w nią uderzył. Oboje polecieli do tyłu, na szafki. Reynolt walczyła w milczeniu, próbowała kopnąć go kolanem, ugryźć w szyję. Pham trzymał ją jednak mocno, a kiedy przelatywali obok obudowy magnesu, obrócił się i uderzył jej głową o metalową pokrywę.
Ciało Reynolt zawisło bezwładnie na jego rękach. Pham przytrzymał się uchwytu, gotów uderzyć raz jeszcze.
Myśl. Przyjęcie w Północnej Łapie toczyło się dalej, zupełna idylla.
Odkąd opuścił zatokę, minęło ledwie 250 sekund. To może się jeszcze udać!
Oczywiście, musiał dokonać pewnych zmian. Podczas sekcji zwłok z pewnością odnaleziono by ślady uderzenia na jej głowie… Ale — cud! — jej ubrania nie nosiły żadnych śladów walki. Sięgnął do obszaru celowniczego MRI i zmiótł niklowe drobiny do pojemnika na śmieci. Mógł jeszcze zrealizować swój pierwotny plan, oczywiście z drobnymi zmianami. Załóżmy, że Reynolt chciała skalibrować sterownik i miała wypadek…
Pham ułożył jej ciało we właściwej pozycji. Trzymał ją ciasno przy sobie, gotów podjąć walkę, gdyby odzyskała przytomność.
Potwór. Frenkijska Bestia. Oczywiście Annę Reynolt nie była ani jednym, ani drugim. Była wysoką szczupłą kobietą — człowiekiem jak Pham Nuwen czy ktokolwiek z potomków mieszkańców Ziemi.
Teraz legendy przedstawione na płaskorzeźbach w Hammerfest nabierały innego znaczenia. Przez lata Annę Reynolt walczyła przeciwko fiksacji, jej ludzie spychani byli krok po kroku z góry, aż do tej ostatniej twierdzy. Annę z Arnham. Teraz pozostał po niej jedynie mit o odrażającym potworze… i prawdziwe potwory, jak Ritser Brughel, potomkowie pozostałych przy życiu Frenków, pokonani i fiksaci.
Lecz Annę z Arnhem nie umarła. Jej geniusz został zafiksowany i stanowił teraz śmiertelne zagrożenie dla Phama i jego planów. Annę musi więc umrzeć…
…Trzysta sekund. Obudź się. Pham wystukał odpowiednie instrukcje.
Pomylił się. Wystukał raz jeszcze. Teraz, kiedy poluzował łącza superprzewodników, ten mały program wystarczy. Kilka prostych komend, zakodowany wzór impulsów o wysokiej częstotliwości, które zamieniłyby pluskwy w głowie Annę w małe fabryki, zalewające jej mózg substancjami zwężającymi naczynia, tworzącymi miliony maleńkich tętniaków. To będzie szybka śmierć. A Trud powtarzał już tyle razy, że żadna z ich operacji nie powoduje fizycznego bólu.
Nieprzytomna Annę Reynolt wyglądała tak, jakby spała, wyraz jej twarzy złagodniał, odprężyła się. Na ciele nie widać było żadnych siniaków czy zadrapań. Nawet delikatny złoty łańcuszek wokół jej szyi przetrwał walkę w całości, choć wysunął się spod jej bluzki. Na łańcuszku zwisał klejnot wspomnień. Pham nie mógł się powstrzymać. Sięgnął za jej ramię i zacisnął dłoń na zielonym klejnocie, dostarczając w ten sposób energii potrzebnej do ożywienia obrazu. Klejnot zmienił barwę, a w jego wnętrzu ukazało się zbocze góry. Patrzył na nią z miejsca pilota jakiegoś prymitywnego pojazdu. Na zboczu znajdowało się już kilka podobnych pojazdów, smoków uzbrojonych w potężne miotacze, których lufy kierowały się teraz na jakieś ruiny i wejście do jaskini. Przed nimi stała wysoka postać, rudowłosa kobieta. Trud mówił, że klejnoty wspomnień przechowują chwile wielkiego szczęścia lub ostatecznego triumfu. Może Emergent, który robił to zdjęcie, uważał, że to właśnie taka chwila. Dziewczyna na wzgórzu — była to bez wątpienia Annę Reynolt — przegrała. Za moment miała stracić to, co kryło się w jaskini za jej plecami, to, czego strzegła z takim poświęceniem. Mimo to stała prosto, wpatrzona w tego, kto robił jej zdjęcie. Wiedziała, że za moment zostanie pojmana, może zgładzona, a mimo to nie poddawała się.