Выбрать главу

Grupmistrz wyjął z koszuli małe pudełko, otworzył i wziął do ręki jakiś błyszczący przedmiot. Była to mała, kwadratowa płytka, pobłyskująca różnymi barwami w świetle sztucznego słońca.

— To jedna z płytek, którymi obłożono satelitę. Była tam też warstwa diod elektroluminescencyjnych, ale zdarliśmy ją. To, co zostało, to fragmen ty diamentu zanurzone w żywicy epoksydowej. — Położył płytkę na stole i skierował na nią światło ręcznej latarki. Wszyscy czekali w napięciu. A po chwili mały kwadracik uniósł się ponad stół. Najpierw wyglądało to jak ruch każdego przedmiotu umieszczonego w środowisku mikrograwitacji, luźny kawałek papieru niesiony przez strumień powietrza. Ale powietrze w poko ju stało. A w miarę jak upływały kolejne sekundy, płytka poruszała się co raz szybciej, leciała prosto do góry. Uderzyła w sufit — i już tam pozostała.

Przez kilkanaście sekund nikt się nie odzywał.

— Panie i panowie, przybyliśmy do OnOff w nadziei, że znajdziemy tu skarb. Jak dotąd poznaliśmy nowe zasady astrofizyki, opracowaliśmy nie co lepszy napęd okrętów kosmicznych. Biologia Pająków to kolejny skarb, także wystarczająco cenny, by pokryć koszty tej wyprawy i zapewnić nam godziwy zysk. Na początku jednak oczekiwaliśmy czegoś więcej. Mieli śmy nadzieję, że znajdziemy tu pozostałości rasy kosmicznej podróżują cej między gwiazdami. Cóż, po czterdziestu latach wydaje się, że odnie śliśmy sukces. Spektakularny sukces.

Może rzeczywiście lepiej się stało, że Nau nie zorganizował większego spotkania. Nagle wszyscy zaczęli mówić jednocześnie. Bóg jeden wiedział, jak wygląda to w saloniku Benny’ego. Wreszcie EzrowiVinhowi udało się zadać pytanie:

— Myślicie, że to Pająki stworzyły tę substancję?

Nau pokręcił głową.

— Nie. Kindred musieli wydobyć tysiące ton rudy, żeby wyprodukować tyle materiału.

— Wiedzieliśmy od lat, że Pająki ewoluowały tutaj, że nigdy nie miały techniki na wyższym poziomie — powiedział Trinli.

— Zgadza się. Ich archeolodzy nie mają żadnych solidnych dowodów na istnienie jakichś wcześniejszych cywilizacji. Ale to… ta substancja jest artefaktem, nawet jeśli tylko my tak ją postrzegamy. Automatyka Annę spędziła nad tym kilka dni. To skoordynowana matryca przetwarzająca.

— Mówiliście, że to produkt rafinacji miejscowych rud.

— Tak. Dlatego też wnioski wydają się jeszcze bardziej nieprawdopodobne. Przez czterdzieści lat myśleliśmy, że diamentowy pył z Arachny to albo naturalne minerały, albo biologiczne szkielety. Teraz wydaje się, że to skamieniałe urządzenia przetwarzające. I przynajmniej część z nich ponownie podejmuje swą misję, kiedy znajduje się w większym skupieniu. W pewnym sensie przypominają nasze lokalizatory, tyle że są znacznie mniejsze i mają inny cel… zmieniają prawa fizyki w sposób, którego nawet nie zaczynamy rozumieć.

Trinli wyglądał tak, jakby ktoś uderzył go w twarz, jakby opadł nagle z sił i zapomniał o swej napuszonej pozie.

— Nanotechnika — powiedział cicho. — Marzenie.

— Co? Tak, jedno z Niespełnionych Marzeń. Do dzisiaj. — Grupmistrz spojrzał w górę, na płytkę przyklejoną do sufitu. Uśmiechnął się. — Istoty, które odwiedziły to miejsce, opuściły je miliony albo miliardy lat temu.

Wątpię, czy kiedykolwiek znajdziemy ich namioty albo worki ze śmieciami… ale ślady ich techniki są wSzędzie.

— Szukaliśmy kosmicznych podróżników, ale byliśmy zbyt mali i zobaczyliśmy tylko ich kostki. — Vinh oderwał spojrzenie od sufitu. — Może nawet to… — Machnął ręką w stronę okna, a Gonie zrozumiała, że mówi o ogromnych diamentach. — Może nawet to są artefakty.

Brughel przesunął się na swym krześle.

— Nonsens.To tylko diamentowe skały. — W agresywnym spojrzeniu, jakim potoczył po obecnych przy stole, kryła się jednak niepewność.

Nau zawahał się na moment, a potem zachichotał, uciszając swego zastępcę machnięciem ręki.

— Wszyscy zaczynamy się zachowywać jak postaci z bajki z Epoki Świtu. Fakty są naprawdę niezwykłe, nie trzeba dodawać do nich jakichś fantastycznych teorii. Dzięki temu, co już zdobyliśmy, nasza ekspedycja może okazać się najważniejszą w historii ludzkości.

I najbardziej zyskowną. Gonie poruszyła się na swym krześle i próbowała skatalogować wszystkie rzeczy, jakie mogliby wyprodukować przy użyciu tego błyszczącego materiału na suficie. W jaki sposób sprzedawaćnajlepiej coś takiego? Ile lat monopolu można by z tego wyciągnąć?

Grupmistrz wrócił jednak do praktyczniejszych spraw.

— Tak więc właśnie wyglądają te fantastyczne wieści. Na dłuższą metę jest to coś, co przekracza nasze najśmielsze marzenia. Na krótszą… cóż, sprawia trochę zamieszania w harmonogramie. Qiwi?

— Tak. Jak wiecie, Pająki dopiero za pięć lat będą miały dojrzałą, planetarną sieć komputerową, poprzez którą moglibyśmy skutecznie na nich wpływać.

Coś na tyle zaawansowanego, byśmy mogli to wykorzystać. Do dzisiaj Gonie Fong uważała, że będzie to największy skarb, jaki vywiozą z tych długich lat Wygnania. Co tam jakieś drobne poprawki w napędzie rakietowym czy nawet materiał biologiczny. Tam na dole był cały uprzemysłowiony świat, o kulturze zupełnie odmiennej od innych rynków. Gdyby sprawowali nad nim kontrolę albo nawet cieszyli się uprzywilejowaną pozycją handlową, przeszliby do legendy Queng Ho. Gonie doskonale to rozumiała. Z pewnością rozumiał to także Nau. No i Qiwi, choć w tej chwili mówiła o ideałach:

— Do tej pory myśleliśmy też, że dopiero za jakieś pięć lat Pająki bę dą potrzebowały naszej pomocy. Zakładaliśmy, że nie dojdzie wcześniej do wojny pomiędzy Kindred i Akord. Cóż… Myliliśmy się. Kindred brak przyzwoitej sieci komputerowej, ale mają kopalnie kaworytu. Ich satelity pozostają w ukryciu, ale tylko dla chwilowej korzyści. Wkrótce unowocześnią pociski. Widzimy także, że działają intensywnie na arenie politycznej, podporządkowują sobie mniejsze kraje i pchają je do konfrontacji z Akord. Nie możemy czekać z interwencją przez następne pięć lat.

— Są też inne powody, by przyspieszyć termin operacji — dodał Jau.

— Ze względu na kaworyt nie będziemy już mogli dłużej utrzymywać na szych działań w sekrecie. Pająki wkrótce opanują przestrzeń okołoplanetarną. Jeśli mają większe ilości tego… — wskazał kciukiem na błyszczącą płytkę — …mogą być nawet sprawniejsi od nas.

Rita coraz bardziej się niepokoiła.

— Chcesz powiedzieć, że ta Pedure może wygrać? Skoro musimy zmie nić harmonogram, to czas przestać bawić się w ciuciubabkę. Musimy wy korzystać nasz potencjał militarny i stanąć po stronie Akord.

Grupmistrz kiwał posępnie głową.

— Tak, masz trochę racji, Rito. Tam na dole są istoty, które darzymy szacunkiem, może nawet… — Machnął ręką, jakby odpychając od siebie sentymenty i skupiając się na rzeczywistości. — Ale jako wasz grupmistrz muszę trzymać się priorytetów. A najważniejszym priorytetem jest przetrwanie wszystkich ludzi w naszej małej grupie. Nie przeceniajcie tego, co tu stworzyliśmy. W rzeczywistości dysponujemy bardzo niewielkim potencjałem militarnym. — Zachodzące słońce nadało wodzie barwę złota, odbite od jego powierzchni promienie wypełniły pokój łagodnym ciepłem. — W rzeczywistości jesteśmy niemal wyrzutkami, oddalonymi od ludzkości bardziej niż ktokolwiek w historii. Naszym drugim priorytetem — związanym nierozerwalnie z tym pierwszym — jest zachowanie zaawansowanej cywilizacji przemysłowej Pająków, a więc także tworzących ją istot i ich kultury. Musimy działać bardzo ostrożnie. Nie możemy kierować się jedynie uczuciami… Ja też słucham przekładów. Myślę, że ludzie tacy jak Victory Smith i Sherkaner Underhill doskonale by nas zrozumieli.